Odsłuch
Te kolumny dostarczyły mi emocji nadzwyczajnych i raczej niespodziewanych. Z Dynaudio znamy się jak łyse konie, nie tylko ja, nie tylko czytelnicy "Audio", ale wszyscy audiofile. To firma o takiej tradycji, prestiżu i pozycji na rynku, że opinię na jej temat musi mieć każdy, i raczej ryzykowne jest wyrażać się o niej nieprzychylnie...
Sytuacja z Dynaudio wydaje się stabilna i opanowana; wiadomo, czego się spodziewać, konsekwencja i trzymanie się dawno obranego kursu to jeden z przymiotów duńskiej firmy, oprócz wszelkich brzmieniowych zalet, to dodatkowy bonus (przynajmniej dla tych, którzy najbardziej lubią te filmy, które dobrze znają).
Lekkie odchyłki, które wprowadzały niektóre modele, nie były nigdy dalekimi wycieczkami w nieznane, chociaż diabeł tkwi w szczegółach. I mówiąc szczerze, nie wszystkie Dynaudio podobały mi się jednakowo, nie wszystkie nawet tak, abym miał je polecać "w ciemno", ani też tak, abym sam chciał z nimi "poprzebywać" dłużej, niż tego wymagał test. Chyba wszyscy wiedzą, dlaczego.
Brzmienie kolejnych kolumn Dynaudio jest przewidywalne (co jednak może znudzić, zwłaszcza recenzenta) i trzymane w schemacie zrównoważenia, tonalnego spokoju, ładu i porządku.
Wszystko jest na swoim miejscu, poukładane, zorganizowane, ale wtedy ostateczny efekt, nawet nie obiektywny, lecz subiektywny, nasza indywidualna akceptacja i satysfakcja mogą zależeć od drobiazgu - od tego, czy w tym brzmieniu udało się postawić gdzieś akcent, czy coś porusza naszą wrażliwość, wywołuje emocje, czy muzyka jest żywa na sposób, który do nas przemawia, czy tylko płynie sobie ładnie, bezproblemowo, kulturalnie, ale obok... To też może wystarczyć, może nie do szczęścia, ale do zadowolenia, chociaż zwykle tylko do czasu... gdy zetkniemy się z brzmieniem, które nas "oświeci".
Brzmienia bardziej efektowne mogą zmęczyć jeszcze szybciej i definitywnie, ale gdyby dodać do Dynaudio odrobinę przypraw, trochę je podostrzyć, to mogłoby być... jeszcze lepiej? Mogłoby z tego wyjść coś zupełnie innego. Dynaudio to Dynaudio. Takiego brzmienia też potrzebujemy.
Zwłaszcza takiego, jak z Excite 44. Podchodząc do ich testowania, byłem więc w nastroju spotkania ze starym, dobrym znajomym, który może będzie trochę przynudzał, ale może powie coś ciekawego, na pewno będzie miło i na pewno niczym mnie nie zaskoczy.
Widząc spore paczki, spodziewałem się przechyłu w stronę niskich częstotliwości. Dynaudio w tym zakresie może nie szaleje, ale tym bardziej nie szasta wysokimi tonami, zwykle gra raczej ciepło, spójnie, z barwą ustawioną nieco niżej niż "średnia"...
Przecież wiadomo - jak. A para niskotonowych 20-tek pewnie chętnie zamruczy, może nawet spowoduje lekkie "zachmurzenie" i znowu trzeba będzie się zadowolić tym, że jest miękko, plastycznie i bezboleśnie.
Cewka drgająca o średnicy 38 mm to solidna podstawa układu drgającego dla głośnika średniotonowego, ważna jest możliwość przyjęcia dużej porcji mocy, zwłaszcza przy niskiej częstotliwości podziału (tutaj w okolicach 300 Hz) i łagodnym filtrowaniu.
Owszem, tak też jest, ale dostajemy o wiele więcej; nie jest to rewolucja i zmiana stylu, Dynaudio wcale nie pokazuje nowej szkoły, lecz wznosi się na jej wyżyny, wyciska wszystkie soki, pokazuje to, co najlepsze; rewitalizuje najczulsze wspomnienia i największe nadzieje, jakie łączymy z tą marką; usuwa znużenie, przywraca wiarę w wyjątkowość duńskiej firmy, jej techniki i koncepcji.
Dynaudio Excite 44 nie łączą zalet B&W, Dali i innych kolumn tego testu, nie potrafią wszystkiego, odpuszczają rywalizację w dynamice, szybkości i detaliczności, ale nie zostajemy tylko z eufemistyczną "naturalnością".
Excite 44 natychmiast demonstrują średnicę. Nie jest to aż sensacja, że Dynaudio grają pełnym, nasyconym środkiem pasma, to pewnie jeden z częściej powtarzających się wątków w różnych testach, jednak jest to dość zaskakujące w kontekście cech samej konstrukcji, jak też wyjątkowe na tle nawet innych modeli Dynaudio, a tym bardziej w tym towarzystwie. Tak jak B&W jest mistrzem basowej dynamiki, a Dali artystą wysokich tonów, tak Dynaudio maluje średnicę w sposób trudny do podrobienia i dla mnie bezkonkurencyjny.
Z relatywnie niewielkiej, średniotonowej 15-tki płynie taka moc, taka gęstość, jaka zwykle jest w zasięgu większych średniotonowych. Ale to kwestia nie tylko odpowiedniej jakości tego przetwornika, bo wcale nie zawsze tak było... lecz również doskonałego zestrojenia. I tutaj dochodzimy do clou programu. Można mnie podejrzewać o podejście zbyt techniczne, a więc o to, że zasugerowałem się wynikami pomiarów.
Nie twierdzę, że cały sukces Excite 44 wynika z dopracowania tak ładnie wyrównanej charakterystyki przetwarzania, coś jednak jest na rzeczy; rezygnacja z eksponowania skrajów pasma pozwoliła nie tyle postawić średnicę na pierwszym planie, co dać jej równe szanse, a w zasadzie usunąć granice między podzakresami, przecież tylko umownymi.
Głośniki niskotonowe mają cewki 75 mm, ich średnicę można zobaczyć z zewnątrz, ze względu na specjalny profil i technologię membrany - jest wytłaczana z jednego kawałka, a cewka jest dołączona na okręgu dzielącym profil membrany.
Dźwięki z całego pasma są równouprawnione, każdy instrument brzmi prawdziwie, spójnie, plastycznie, bez żadnych przechyłów i skłonności. Z CM10 S2 słyszymy więcej krawędzi, detali, szybsze ataki - i to też jest prawidłowe, absorbujące, muzycznie autentyczne. Jednak ład panujący na scenie tworzonej przez Dynaudio Excite 44 okazuje się kluczem do najpełniejszego komfortu.
Wokale są czyste, wolne od podbarwień, bogate i harmonijne, wyodrębnione i bliskie, ale nie dominujące. Bas okazuje się wręcz nieśmiały, biorąc pod uwagę wielkość konstrukcji i ewentualne oczekiwania (albo obawy).
W gruncie rzeczy jest "w porządku", ładnie rozciągnięty i klarowny, nie szarpie i nie przelewa się, unika skrajności i ekscesów, podobnie jak góra pasma - wpleciona, delikatna, firmowa - uzupełnia średnicę w sposób doskonały, chociaż tak naprawdę wszystko się tu uzupełnia, nic nie jest ważniejsze lub mniej ważne.
Excite 44 stawiają bardziej na płynność niż na tempo; na wypełnienie niż na detal, ale nie brakuje im niczego, co potrzebne do wiarygodności. Konstruktorzy Dynaudio sami bardzo się rozpędzili, nie poskromili swoich możliwości i stworzyli kolumnę, która niewiele ustępuje ich najlepszym dziełom.
Nie bałbym się postawić Dynaudio Excite 44 nawet obok C4. To jedna z najlepszych konstrukcji Dynaudio, jakie słyszałem. Powinni jej posłuchać również miłośnicy monitorów, bo ma w sobie ich spójność i kulturę, a do tego lepszą dynamikę, niższy bas i potencjał nagłośnienia dużych pomieszczeń, który wcale nie przeszkadza się im odnaleźć w pokojach średniej wielkości. Uniwersalne, ale z charakterem. Świetne kolumny, jeszcze lepsze niż musiałyby być, aby standardowo je chwalić za firmową klasę i kulturę. Jest się czym ekscytować, a na imię mu czterdzieści cztery...
Andrzej Kisiel