Odsłuch
Ken Ishiwata nie potrzebuje kolumn "naj"; wręcz przeciwnie - lubi nawet prowokować czymś nieadekwatnie skromnym w stosunku do prezentowanej elektroniki. Potrzebuje jednak kolumn grających "normalnie". Z drugiej strony, to trochę zastanawiające, że wybiera właśnie konstrukcje Karl-Heinz Finka.
Znane jest przecież podejście Japończyka do jakości brzmienia - podkreśla walor "muzykalności", skupia naszą uwagę na trójwymiarowym odwzorowaniu sceny, raczej drugorzędnie traktując dynamikę, detaliczność, rozciągnięcie basu, a nawet tonalną dokładność - może ma być oczywiste, że cele te zostają zrealizowane na przynajmniej dobrym poziomie.
Przedstawiając zebranej publiczności Concepty 500, podkreślił wyraźnie, że nie są to kolumny zestrojone w stylu amerykańskim (tak to nazwał), w którym najważniejsze jest utrzymanie wyrównanej charakterystyki w szerokim zakresie kątów (power response), lecz z naciskiem położonym na bardziej wyrafinowany parametr - minimalne przesunięcia fazowe w całym pasmie, dzięki czemu możliwe jest właśnie prawidłowe budowanie przestrzeni, wraz z różnicowaniem nie tylko jej szerokości i głębokości, ale też jej wysokości (tu się poddaję).
Wyobrażam sobie, że Karl-Heinz Fink potrafi osiągnąć wszystko, co tylko jest do osiągnięcia w obszarze głośnikowych parametrów, jednak dotąd nie spotkałem takich jego kolumn, których fundamentalną cechą nie byłaby dobrze wyrównana charakterystyka, a Concept 500 jest tego kolejnym, może nawet koronnym przykładem - co stwierdzamy zarówno na podstawie pomiarów, jak i odsłuchów.
Nie wiem, dlaczego Ken Ishiwata odwraca się wobec tego faktu może nie tyłem, co bokiem. Pewnie chce zalicytować wyżej i mówić o walorach mniej "pospolitych", ale może tym samym sugerować, że to, co jest dla twórcy tych kolumn rzeczą zasadniczą, dla niego jest mniej ważne.
Tymczasem uzyskanie wyrównanej charakterystyki jest sprawą zarówno umiejętności, jak i wyboru. I wcale nie jest sytuacją powszechną, nawet wśród kolumn z najwyższej półki. Wcale też nie twierdzę, że podział na brzmienia lepsze i gorsze przebiega wzdłuż granicy charakterystyk wyrównanych i niewyrównanych.
Konstruktorzy poszukujący specjalnych walorów, chcący uzyskać brzmienie w jakiś sposób efektowne - właśnie muzykalne, uprzestrzennione - nie zawsze są przywiązani do liniowości. Zręczne manipulacje na charakterystyce mogą się wiązać z zamierzonymi efektami, być ich źródłem albo przynajmniej akceptowalnym kosztem. Nie jest to jednak w stylu Karl-Heinz Finka. Nie po raz pierwszy widać i słychać, że konstruktor ten ma swoje zasady, a kto go "wynajmuje", musi je przyjąć.
Fink nie układa brzmienia pod dowolne zamówienie, szykuje takie, jakie spełnia jego priorytety. Oczywiście musi zmieścić się w założonym budżecie danego projektu, a na końcu pewnie możliwe jest szlifowanie brzmienia w porozumieniu z klientem, ale w dość wąskich granicach.
Słuchałem Conceptów 500 dwa razy, w dwóch zupełnie różnych warunkach akustycznych i systemowych - na prezentacji Ishiwaty, prowadzonej w raczej kiepskiej akustyce słabo zaadaptowanego pomieszczenia, i w naszym redakcyjnym pomieszczeniu.
Ken Ishiwata z trudnymi warunkami radzi sobie po swojemu, receptę tę stosuje zresztą zawsze i wszędzie, również w dobrych warunkach (w pomieszczeniu D&M w Eindhoven) - skręca kolumny do środka tak mocno, że ich osie główne przecinają się przed słuchaczem, i to nawet tym siedzącym na środku, w pierwszym rzędzie, nie mówiąc o tych, którzy siedzą dalej...
Podstawową zaletą tej metody jest radykalna redukcja odbić od bocznych ścian, ważna zwłaszcza wtedy, gdy są one niewytłumione. Jeżeli jednak słuchacz znajduje się pod dużym kątem względem osi głównej, poziom wysokich tonów jest z pewnością obniżony (w stosunku do charakterystyki z osi głównej).
To wciąż nie musi oznaczać, że wysokich tonów jest za mało - wiele kolumn ma wysokie tony wyeksponowane (na osi głównej), można powiedzieć, że ma "nadwyżkę", którą można zredukować właśnie odkręcaniem osi głównej od miejsca odsłuchowego.
Jednak Q Acoustics Concept 500, podobnie jak inne kolumny Finka, ma na osi głównej charakterystykę liniową, i chociaż rozpraszanie jest dobre, to poza osią główną, wraz ze zwiększaniem kąta - powoli, bo powoli - poziom wysokich tonów nieuchronnie się obniża, jest więc niższy od liniowej "referencji".
Jednocześnie we wspomnianym pomieszczeniu bas sobie trochę hulał, więc z dalszego rzędu, w którym siedziałem, dźwięk był raczej ciężki. Kiedy jednak Ken puścił naprawdę dobre nagrania, robiło się... przejmująco; wciąż było trochę za gęsto, wysokie tony były przygaszone, ale nawet przez taki profil słychać było wyjątkową czystość, dokładność, przejawy naprawdę bardzo wysokiej klasy, która jednak może rozwinąć swe skrzydła dopiero w lepszych warunkach... i niekoniecznie w takim ustawieniu, które, przynajmniej według mnie, do kolumn Finka nie bardzo pasuje.
Dlatego we właściwym teście ustawiłem je "normalnie", a jednocześnie zgodnie z ich charakterystykami, poznanymi wcześniej w pomiarach, kierując osie główne wprost na miejsce odsłuchowe.
Na pewno pojawią się recenzje, w których brzmienie kolumn Q Acoustcs Concept 500 będzie przedstawiane za pomocą mnóstwa muzycznych przykładów. Według mnie, to niepotrzebne. W tym przypadku recenzja może być tak prosta, jak proste jest to brzmienie. Jeżeli by je chcieć opisywać dłużej i nieco barwniej, to niestety (bo niektórzy tego nie lubią, pozdrawiam), trzeba by przede wszystkim pisać, jakie ono nie jest. Żadnej tłustości.
Ciepło wynika z dobrego nasycenia niskich rejestrów, ale nie wiąże się z miękkością. Stwierdzenie "twardości" byłoby już zbyt stanowcze, i mogłoby zostać źle zrozumiane - jako brak "muzykalności"? Concepty 500 to przecież połączenie neutralności i naturalności na najwyższym poziomie; czy to takie trudne? Teoretycznie to wręcz określenia zamienne, jakże neutralność mogłaby nie prowadzić do naturalności?
Niestety, wkraczamy tu na grząski grunt audiofilskich idiomów; neutralność jest w naszym języku dwuznaczna, oznacza obiektywną słuszność, ale niekoniecznie subiektywną przyjemność, podczas gdy naturalność jest zabarwiona jednoznacznie pozytywnie, chociaż może nieść ze sobą jakieś odstępstwa od neutralności, a tym bardziej nie musi wznosić się na wyżyny precyzji; nawet nie powinna, jakby precyzja była w kontrze do wierności...
Dowolnie ustawione Q Acoustcs Concept 500 nie będą błyszczeć ani iskrzyć, sypać wysokimi tonami, które pozostają w idealnym porządku i harmonii ze średnicą. Również na skutek konfiguracji symetrycznej dźwięk jest świetnie skupiony, homogeniczny, skoncentrowany, a przy tym przejrzysty i szybki.
Soczystość i plastyczność nie są stawiane jako determinanty owej naturalności, nie dominują nad dobrą artykulacją, nie zaokrąglają krawędzi; te jednak nie są wyostrzane specjalną aktywnością wysokich tonów, które, jak już ustaliliśmy, w natężeniu są powściągliwe. I właśnie z tego rodzi się autentyczność brzmienia Concept 500 - wszystko słychać doskonale, a detal nie rządzi.
Dźwięki mają tkankę i strukturę, lecz dopiero dobre nagrania dają prawdziwą satysfakcję, ujawniając np. bogate, szerokopasmowe wybrzmienia fortepianu. Słabszym nagraniom Concept 500 ani specjalnie nie pomaga, ani nie wyostrza problemów.
Nie dodając wysokich tonów, nie rzuci światła tam, gdzie by się go trochę przydało (nie dla wiernego odtworzenia, ale lepszej równowagi i wzmocnienia detalu). Takie realizacje pozostaną takimi, jakimi są w źródle - czasami przyszarzałe, przymatowione, smutne, ale przynajmniej "znośne", nie wpadają w tarapaty "tego się nie da słuchać".
Q Acoustics Concept 500 nie urządza nam loterii, jaką znamy z innych kolumn, gdy jakimiś własnymi akcentami mogą korzystnie skorygować braki nagrania, albo tymi samymi - przerysować wady innych. Concept 500 zachowuje się neutralnie, co na tle większości kolumn, nawet najwyższej klasy, można odebrać jako pewien brak zaangażowania. Na pewno nie jest to "spontan".
Również dobre nagrania nie muszą zabrzmieć tak spektakularnie jak z innych kolumn, gdy miarą sukcesu ma być potęga basu, blask wysokich tonów, wielka przestrzeń - tę Concepty 500 budują znowu na miarę realizacji, stawiając wyraźnie na stabilność pozornych źródeł, ich selektywność, właściwe relacje, proporcjonalność wybrzmień, nie zapędzając się w pogłębianie czy rozciąganie sceny.
Konstruktor tych kolumn wiedział, jak najskuteczniej przeciwdziałać turbulencjom z bas-refleksu - przygotował otwór o dużym przekroju (średnica w świetle 10 cm), który wraz z długim tunelem (17 cm) pozwolił układ zestroić zarówno odpowiednio nisko, jak też zapewnił umiarkowaną prędkość ruchu powietrza. Będące na wyposażeniu piankowe pierścienie i korki pozwalają na zmianę strojenia i charakterystyk.
Pierwszy plan jest mocny i bliski, środek pasma dobitny i wyrazisty, bez jazgotliwości, ale i bez "cieniowania" w wyższym podzakresie, jak też bez "dopalania" w niższym. Tutaj nie ma czarów i "wciągania", bliskość też nie jest intymna, lecz "monitorująca".
Wokale nie są notorycznie romantyczne ani ekspresyjne, jednak niektóre nagrania udowodniły, że Concepty 500, wyciągając wszystkie informacje, układają je w całość tak emocjonującą, na jaką tylko artysta i nagranie zasługują. Były więc momenty głębokie i wzruszające, były płaskie i nijakie.
Podczas dłuższego słuchania nie pojawiło się ani zmęczenie, ani znudzenie. To brzmienie jest neutralne również w tym wymiarze - pierwszymi dźwiękami nie uwiedzie, potem będzie prowadzić przez różne klimaty, techniki, poziomy jakości, spokojnie pokazując różnice, nie wpadając w żadną egzaltację, czasami będzie bardziej zachęcać do pozostania przy włączonej już płycie, a czasami do jej szybszej zmiany.
Nie czułem potrzeby przeskakiwania z nagrania na nagranie, jak po kanałach telewizji, nie było też magnetyzmu, hipnotyzmu, trzymającego przy pierwszej lepszej płycie. Był łatwy odbiór i przyjemność proporcjonalna do jakości - zarówno muzyki, jak i technicznej strony nagrania.
Q Acoustics Concept 500 "nie umuzykalniają" i nawet nie budują niesamowitej sceny - budują taką, jaka została nagrana. I to też tylko wtedy, gdy pomieszczenie odsłuchowe zapewnia choćby przyzwoite warunki akustyczne. Ostre skręcanie do środka, w przypadku tych kolumn, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Bas jest rozciągnięty, nie sięga baaardzo nisko, ale "wystarczająco", ma dużo energii w wyższym podzakresie, przy czym całe brzmienie nie staje się potężne poprzez basową obfitość, a raczej poważne i dynamiczne.
Nie nazwałbym tego basu "soczystym" - to określenie lepiej zostawić na inne okazje. Ten jest krzepki, nabity, impulsywny; chociaż w prezentacji "sklepowej" był trochę przyciężki, a jednocześnie żylasty, to w pomieszczeniu redakcyjnym był już dobrze dopasowany, chociaż działał z bas-refleksów całkowicie otwartych. Opcje ich tłumienia (przestrajania) wydają się jednak potrzebne, bo łatwo sobie wyobrazić, że przy ustawieniu bliżej ściany basu może być za dużo.
Bardziej dyskusyjne jest działanie przełącznika (zwory) poziomu wysokich tonów. Znane już od wielu lat, ortodoksyjne, audiofilskie podejście, niemal zakazuje stosowania takich regulacji, w imię... No właśnie, czego? Utrzymania krótkiej ścieżki sygnału?
Tego typu regulator można wykonać i tak, że jego elementy są poza ścieżką (np. zmiana wartości rezystora równoległego w tłumiku). Utrzymania idealnej liniowości? Przecież w przypadku zespołów głośnikowych ideał jest nieosiągalny i nawet konstruktor, który do niego dąży, ma prawo wyboru, czy na przykład wysokich tonów będzie odrobinę mniej, czy odrobinę więcej.
Zresztą, na wszelkie regulacje najczęściej mówią "fuj" ci audiofile, którzy jednocześnie nie przejmują się tym, czy charakterystyka jest liniowa, czy nie, ale tym, jak kolumna brzmi w subiektywnym odbiorze. Ale i oni szukają swojego ideału, a ideał musi być jednoznaczny - konstruktor ma zaproponować dzieło absolutnie skończone, bez żadnych "ale", a więc bez regulacji.
Regulacja w Q Acoustics Concept 500 jakby próbowała pogodzić te dwa podejścia: działa bardzo delikatnie, w minimalnym stopniu, w zasadzie na granicy percepcji. W takiej formie nie może skutecznie służyć dopasowaniu do akustyki pomieszczenia, a tym bardziej zadowoleniu różnych gustów, bo rozrzut tych jest o wiele większy. Konstruktor wciąż trzyma nas w rygorach neutralności, a ową regulacją oddaje tylko ostateczny "szlif ", na który może sam nie mógł się zdecydować.
Na to, aby uzyskać brzmienie wyraźnie ciemniejsze (co chyba nie będzie potrzebne w żadnej sytuacji), ani na to, aby je zdecydowanie rozjaśnić (co pewnie spodobałoby się części użytkowników), tym sposobem nie ma szans. Z drugiej strony, nie ma ryzyka, że użytkownik "popsuje" brzmienie zbyt daleko idącą ingerencją; zawsze będzie w kontakcie z charakterystyką, którą tak pryncypialnie i perfekcyjnie wymodelował konstruktor.
Zresztą koncepcja usunięcia "szumu" za pomocą wyciszenia obudowy i wydobycia na powierzchnię najdelikatniejszych wybrzmień, w celu rekreacji prawidłowych relacji przestrzennych, nie oznacza zamiaru lepszego kontrastowania i ostrzejszego rysowania detali, lecz wiąże się z dążeniem do najwyższej wierności odtworzenia, a neutralność jest fundamentem takiej wierności.
Poważne i wyrafinowane, naturalne, dokładne i dynamiczne, mniej swobodne i spontaniczne niż z kolumn grających "po swojemu", niż podług jakości samego nagrania. W kategorii kolumn neutralnych i "monitorujących" najlepsze w swojej klasie cenowej.
Firmy głośnikowe, których jest przecież bez liku, o ile chcą liczyć się na rynku, a nie tylko egzystować, muszą nie tylko "działać", ale też działać z sensem. Muszą dość dokładnie określić swój profil, specyfikę, podstawy rozpoznawalności, zakres cenowy swojej oferty, jej strukturę, itd., a wszystko to oczywiście w kontekście konkurencji, z którą przyjdzie im się zmierzyć.
Regulacje wysokich tonów to we współczesnych kolumnach rzecz rzadko spotykana, a przecież mająca sens; nawet w ramach ogólnie dobrze zrównoważonej charakterystyki często konstruktorowi trudno jest ustalić ostatecznie ten jeden, uniwersalnie optymalny poziom, czemu więc nie zostawić tego wyboru użytkownikowi? Tym sposobem dopasuje on brzmienie do swoich warunków i upodobań.
Muszą dotrzeć do klienta nie tylko z prostym przekazem: "robimy dobre kolumny", bo taki komunikat wysyłają wszyscy. Nawet "robimy kolumny lepsze od innych" - nie wystarczy. Musi być to "coś", co przemawia do wrażliwości, a nawet i wyobraźni klienta, bardzo wymagającego i kapryśnego, kierującego się nie tylko tym, co słyszy, ale i tym, co wydaje mu się, że słyszy, a najczęściej tym, czego nie słyszy, a chciałby usłyszeć, albo - co gorsza - tym, czego wydaje się mu, że nie słyszy, ale wydaje mu się, iż chciałby usłyszeć... Stąd różne firmy szukają i znajdują różne recepty, dlatego kolumny są tak różne...
Chociaż, teoretyczne, idealne brzmienie jest tylko jedno - ale pozostaje gdzieś w sferze idei, która też nie jest akceptowana bez zastrzeżeń, lecz "oprotestowana" w imię prawa do wyboru brzmienia subiektywnie najlepszego, co tym bardziej zwiększa różnorodność, skoro nie da się określić jednoznacznego "celu", do którego parametry i brzmienie powinny się zbliżać, albo granic, w których powinny się mieścić. Nawet tak proste założenie dla głośnika grającego neutralnie, jak zrównoważona (możliwie bliska liniowej) charakterystyka przetwarzania, nie jest żadną świętością.
Owszem, kwestia wierności przetwarzania jest bardzo złożona i można dyskutować o wadze poszczególnych czynników wpływających na jakość brzmienia, ale nie ma sensu wyprowadzać tego sporu poza granice racjonalności i twierdzić, że ważne są wyłącznie pewne aspekty brzmienia, a inne zupełnie nieważne; że parametry "nic nie mówią".
Można chyba ustalić, że skoro każde osiągalne brzmienie jest jakimś kompromisem (osiągnięcie ideału w praktyce nie jest możliwe), to kształt tego kompromisu może być różny dla różnych słuchaczy, w różnych warunkach itd.
Wszelkie niedoskonałości, wymuszające jakikolwiek kształt tego kompromisu, nie powinny być celem samym w sobie; jeżeli na przykład trzeba trochę odpuścić z neutralności, aby uzyskać wyraźną poprawę dynamiki - albo na odwrót - to proszę bardzo, są to dopuszczalne "dile", chociaż jeden woli taki, a drugi inny.
Nie wydaje się jednak słuszne podejście, wedle którego dążenie do neutralności jest bezcelowe, za to odtwarzanie przestrzeni jest warte każdej ceny, bo ostatecznie są to naczynia połączone w tak skomplikowany sposób, że bez dobrej neutralności nie ma dobrego odwzorowania przestrzeni (chociaż może być efektowne, to nieprawdziwe).
Wielu audiofilów tak naprawdę nie wie dokładnie czego szuka, wychodzą niezadowoleni i niezdecydowani nie dlatego, iż usłyszeli coś zupełnie innego, niż się spodziewali, ale dlatego, że nie są pewni tego, czy usłyszeli to, co powinni chcieć usłyszeć, czy nie... Szukają jakiegoś wzorca, z którego mogliby skorzystać, ale słyszą, że jednego wzorca nie ma i każdy powinien wyrobić sobie swój własny. I tak w kółko.
Konstruktor Q Acoustics Concept 500 przychodzi z rozwiązaniem o tyle alternatywnym, co właśnie podstawowym. Kolumny te zaprojektował człowiek, którego już przedstawiłem w opisie konstrukcji, a jest on znany w branży z bardzo rzetelnego, inżynierskiego, odważę się dodać - niemieckiego podejścia do tematu.
Nie rozmydla technicznego zadania, przed jakim stoi konstruktor kolumn (czy jakiegokolwiek innego urządzenia elektroakustycznego) zapowiedziami "muzykalności". Trzyma się przede wszystkim zjawisk i zadań mierzalnych, sprawdzalnych, porównywalnych, prowadzących do efektu, którego wartość da się ustalić obiektywnie... Czyżby?
Oczywiście można trwać przy wątpliwościach. Teoretycznie ktoś może powiedzieć: Mnie się to brzmienie nie podoba. Na to już nie ma dobrej rady. Ale są obiektywnie dobre kolumny - takie jest moje zdanie i do niego będę przekonywał.
Andrzej Kisiel