Canton to jedna z największych firm niemieckich, o długiej tradycji i szczególnie mocnej pozycji na macierzystym rynku. Chociaż powoli zyskuje znaczenie globalne, rozszerza sieć dystrybucji, to wciąż większość testów pojawia się w mediach niemieckich. Canton szanuje swoich wiernych klientów i ich przyzwyczajenia, nie zaskakuje ekstrawaganckimi pomysłami.
Można wręcz stwierdzić, że jego projekty są konserwatywne. Jednocześnie na tle mocnego trendu vintage i powrotu niektórych producentów do wzorów sprzed pół wieku, Canton prezentuje się na wskroś nowocześnie. Uniwersalnie, enigmatycznie, bez wychodzenia przed szereg, napinania się na ryzykowną oryginalność, która rzucałaby się w oczy na dobre i na złe.
Kolumny głośnikowe Canton wyglądem nikogo nie zaszokują, nie zauroczą i nie zniechęcą. Widoczne rozwiązania konstrukcyjne też nie zdziwią i nie będą budzić poważnych wątpliwości. Metalowe membrany, które są już w całej ofercie, kiedyś były awangardą i zarazem wywoływały kontrowersje, a dzisiaj są już na porządku dziennym u wielu producentów.
W gruncie rzeczy Canton wykonał najodważniejszy ruch ... ćwierć wieku temu, kiedy wprowadził serię Karat, a wraz z nią, w niektórych modelach, głośniki niskotonowe na bocznych ściankach. Już dawno się z nią rozstaliśmy, chyba nawet taki pomysł szedł za daleko, za to w ofercie pozostaje jeszcze starsza seria Ergo, trzymająca się stylem pierwowzoru sprzed ponad 40 lat.
Na drugim biegunie są aluminiowe "patyczaki" do systemów kina domowego i głośniki instalacyjne, ale to margines, gdyż wciąż dominują klasyczne, "skrzynkowe", pasywne kolumny głośnikowe. Wybrane konstrukcje z niektórych serii występują też w wersjach aktywnych, ale stanowią one mniejszość.
Trochę paradoksalnie, doskonałym przykładem stabilizacji jest właśnie... nowa seria Townus, która nie jest przełomowa, w jej składzie nie ma – przynajmniej na razie – żadnej konstrukcji aktywnej, technika głośnikowa, konfiguracja i wzornictwo to tylko delikatna ewolucja, przede wszystkim kontynuacja.
Sam producent deklaruje (powołuję się na wersję angielskojęzyczną), że nazwa serii jest grą słów łączącą Town i Taunusa, nawiązującą do mieszkańców miast, pochodzenia firmy i – uwaga – wiejskiej natury Cantona (rural nature of Canton – trudno to przetłumaczyć inaczej).
Żeby aż tak... Wieś się modernizuje i wygląda dzisiaj znacznie lepiej, jednak skojarzenia wciąż nie idą w tę stronę. Nigdy nie wpadłbym na to, aby pewien schematyzm Cantona nazywać w ten sposób.
Chodzi jednak o coś zupełnie innego – fabryka ma siedzibę w Hesji, w niewielkim miasteczku Weilrod u podnóża gór Taunus. I teraz wszystko się zgadza, bo Taunus to nie tylko Ford Taunus. To kolumny od ludzi z gór Taunus dla ludzi z miast.
Czytaj również: Czy przetworniki koncentryczne wymagają zwrotnicy do podziału pasma?
Canton i seria Townus
Sam fakt, że przygotowano zupełnie nową serię konwencjonalnych zespołów głośnikowych, może nas cieszyć, świadcząc o dobrej kondycji rynku klasycznych urządzeń i systemów, chociaż trudno to przesądzać na podstawie działań jednej czy też kilku firm. Ponadto seria Townus nie została wprowadzona z takim rozmachem i taką liczbą modeli, jakie pojawiły się we wcześniejszych seriach Cantona.
Na razie znajdziemy w niej tylko jedną kolumnę wolnostojącą – właśnie Canton Townus 90, jedną podstawkową – Canton Townus 30, centralny – Canton Townus 50, naścienny – Canton Townus 10, "atmosowy" – Canton Townus AR-5 i subwoofer (aktywny) – Sub 12. Widać kompleksowe przygotowanie do tworzenia różnych systemów, stereofonicznych i wielokanałowych, bez sprawiania klientowi problemu... zbyt dużym wyborem.
Seria Townus została ulokowana pomiędzy podstawową serią GLE a serią Vento. Jeszcze wyżej jest najlepsza seria Reference K, a gdzieś z boku – Ergo. Canton pilnuje zasady, zgodnie z którą wyższe serie dysponują bardziej zaawansowaną techniką.
Czasami niższa, ale nowsza seria jakimś rozwiązaniem "przeskakuje" serię droższą, jednak Canton niedawno zmodernizował również serie GLE i Vento, więc wszystko jest w porządku i Townusy "znają swoje miejsce".
W każdej z tych trzech serii mamy model o symbolu 90 i wszystkie one przedstawiają podobny schemat – układu trójdrożnego z dwoma niskotonowymi, jednym 18-cm średniotonowym i oczywiście wysokotonowym.
Czytaj również: Czy maskownica kolumny słyszalnie obniża jakość dźwięku?
Pojawia się jednak pewna niekonsekwencja: GLE 90 i Vento 90 mają niskotonowe o średnicy 19,5 cm (to całkowita średnica koszy, podawana też przez producenta), a Townus 90 – 17,5 cm. Nie byłoby się czego czepiać, jednak są też GLE 80 i Vento 80, właśnie z parą 17,5-cm niskotonowych, tak samo skonfigurowane. Dlaczego więc testowana konstrukcja nie ma symbolu Townus 80? Czy to pomyłka, czy specjalna zmyłka?
"Zamiana miejscami" średniotonowego i wysokotonowego to u Cantona jedna z ważniejszych cech wyróżniających i powtarzających się w każdym układzie trójdrożnym.
W przypadku kolumn o wysokości ponad 1 m zaletą takiego rozwiązania może być ustawienie przetwornika wysokotonowego na optymalnej wysokości (podobnej do wysokości, na jakiej znajduje się głowa siedzącego słuchacza).
Canton Townus 90 - układ głośnikowy
Kolumny Canton Townus 90 mają wysokość 105 cm. W tej sytuacji wysokotonowy znajduje się na 80 cm – trochę niżej niż zwykle, a gdyby ustawienie było klasyczne, byłoby to 100 cm – trochę wyżej niż zwykle.
Tylko z powyższego powodu takie odwrócenie nie było więc tutaj konieczne, ale nie powoduje problemu, a przy pewnych rodzajach filtrów (w zwrotnicy) może mieć także korzystne właściwości w zakresie charakterystyk kierunkowych, czego wykorzystanie wymaga już wiedzy i nie będziemy tutaj jej zgłębiać. Wreszcie należy do firmowej tradycji i największy Townus też nie mógł wyglądać inaczej.
Czytaj również: Czy obudowa z membraną bierną to obudowa zamknięta?
Również stałym punktem programu wszystkich (trójdrożnych) Cantonów jest średnica przetwornika średniotonowego – wszędzie ok. 17 cm. Czy to w najskromniejszym połączeniu z parą 17-cm niskotonowych, czy nawet... z parą 30-cm we flagowych Reference 1K, gdzie wciąż jest też tylko jeden średniotonowy, co wygląda tam już niepokojąco skromnie. Drugi by nie zaszkodził... Natomiast w Townusach 90 taka sama średnica niskotonowych i średniotonowego prezentuje się solidnie, nowocześnie i elegancko.
Canton był jednym z pierwszych producentów, który tak konsekwentnie stosował duże przetworniki średniotonowe już w czasach, gdy dominowały mniejsze. Również tutaj można widzieć związek z "odwróceniem" konfiguracji – odsunięcie średniotonowego od niskotonowych skłania do stosowania niskiej częstotliwości podziału, wymagającej większej wytrzymałości, a ustawienie blisko górnej krawędzi powoduje osłabienie w zakresie kilkuset Hz (silniejszy efekt "baffle step", wymagający wyższej efektywności).
Niskotonowe i średniotonowe mają tutaj taką samą średnicę, ale nie są tego samego typu – różnicę widać już z zewnątrz, membrany niskotonowych są gładkie, a membrana średniotonowego ma w centrum wklęsłą nakładkę przeciwpyłową.
Membrany niskotonowych są dwuwarstwowe, co jeszcze poprawia ich sztywność, która jest kluczowa dla dobrego przetwarzania basu, a wyższa masa może zostać skompensowana mocniejszym układem magnetycznym.
Prawdopodobnie mają też cewki o większej średnicy, przyjmujące wyższą moc, a także przygotowane do większych amplitud. Natomiast jakości średnich tonów bardziej służy niska masa całego układu drgającego – zarówno membrany, jak i cewki. Górne zawieszenia zarówno niskotonowych, jak i średniotonowego mają profil podwójnej fałdy (gumowej).
Canton ma już w swoim arsenale wiele różnych wariantów metalowych membran, które całkowicie zastąpiły wcześniej stosowany polipropylen. Co więcej, nawet w najtańszej serii GLE nie są już stosowane "zwykłe" membrany aluminiowe, ale tytanowe (w głośnikach niskotonowych/średniotonowych/ nisko-średniotonowych) i aluminiowo-manganowa kopułka wysokotonowa.
Canton Townus 90 muszą przeskoczyć wyżej zawieszoną poprzeczkę – chociaż trochę – zmiana dotyczy tylko wysokotonowego: pojawia się kopułka z warstwą ceramiczną.
W serii Vento pozostaje ceramiczna kopułka, za to duże membrany są tytanowo- -grafitowe. W najlepszych Reference – jeszcze lepsze, ale w szczegóły innych konstrukcji nie będziemy wnikać. Kopułka wysokotonowa chroniona jest siateczką, będącą przy okazji bazą dla soczewki akustycznej znajdującej się w centrum, tłumiącej rezonans break-up, a front wyprofilowano dla wyregulowania charakterystyk kierunkowych w pobliżu podziału ze średniotonowym.
Średniotonowy oczywiście ma własną komorę, para niskotonowych pracuje we wspólnej, w systemie bas-refleks, z otworem wyprowadzonym przez dolną ściankę i dalej natychmiast na wszystkie strony – prześwitem między cokołem a właściwą obudową, utworzonym przez cztery dystansujące stożki.
To też jest często stosowane przez Cantona, obecnie we wszystkich kolumnach wolnostojących, z wyjątkiem najtańszej serii GLE (gdzie bas-refleks wyprowadzono z tyłu). Niezmienna odległość między cokołem a obudową pozwala dokładnie ustalić częstotliwość rezonansową. Inny sposób wyprowadzenia bas-refleksu "dołem" zobaczymy w Luminie V Sonusa.
Czytaj również: Czy kolumny trójdrożne są lepsze od dwudrożnych?
Żeby się do czegoś przyczepić... W angielskiej wersji językowej (na stronie producenta) system obudowy jest przedstawiony jako "zamknięty". Nie ma nad czym deliberować – to zwykły błąd (nie powiela go polski dystrybutor).
Kolejną ciekawostką, już realną, jest filtrowanie górnoprzepustowe przetworników niskotonowych. Canton stosował to wielokrotnie w przeszłości, chociaż niekonsekwentnie (niedawno testowane Canton GLE 70 nie mają takiego układu).
Służy to ograniczeniu amplitudy głośników niskotonowych w zakresie już subsonicznym, może trochę wyżej, ale poniżej częstotliwości rezonansowej bas-refleksu – tam gdzie amplituda rośnie bardzo szybko ze spadkiem częstotliwości, a jednocześnie nie wywołuje znaczącego ciśnienia akustycznego (bowiem w tym zakresie otwór promieniuje niemal w przeciwnej fazie taką samą energię, którą jest "zasilany" od tylnych stron membran; przy częstotliwości rezonansowej i powyżej zachodzą bardziej skomplikowane zjawiska, dzięki którym ciśnienia z tych źródeł efektywnie się dodają).
Takie filtrowanie ma plusy i minusy – pozwala dostarczyć większą moc i grać głośniej, ale dodatkowo zwiększa nachylenie zbocza (i tak już stromego w tym zakresie), co w tym przypadku nawet nie przesuwa już znacząco dolnej częstotliwości granicznej, lecz pogarsza odpowiedź impulsową.
Kiedyś Canton oznaczał tak wyposażone konstrukcje dodatkiem "DC" w symbolu, a teraz go nie ma, bo i po co – z tą wiedzą użytkownik i tak nic nie zrobi, tak jak z faktem, że to bas-refleks. A efekty działania filtrowania "DC" prześledzimy w Laboratorium.
Canton Townus 90 - obudowa
Obudowa jest prostopadłościanem z zaokrąglonymi pionowymi krawędziami (przednimi i tylnymi), co dodaje elegancji i poprawia warunki promieniowania (z przodu).
Wszystkie powierzchnie przechodzą gładko przez krawędzie i zaokrąglenia, bez śladów łączenia – to już wyższa klasa wykonania. Kosze głośników (i ich mocowania) osłonięte są pierścieniami z delikatnymi, ale wyraźnymi fragmentami "diamentowanymi" (skrawanie na wysoki połysk ostrzem diamentowym).
Maskownica trzyma się na ukrytych magnesach, ma kształt "stadionu", jej wykonanie jest również staranne pod względem akustycznym – jest bardzo cienka (ok. 5 mm), a mimo to ma wyprofilowania otworów, co będzie minimalizować odbicia. Townus 90 wygląda fajnie z maskownicą i bez niej, a grać będzie w obydwu przypadkach podobnie. Do wyboru są trzy wersje kolorystyczne – czarna błyszcząca, biała satynowa i fornirowana orzechem amerykańskim.
Canton Townus 90 - odsłuch
Tradycja i pozycja marki Canton przynosi jej duży prestiż i zyski, ale wiąże się też z pewnym obciążeniem "historycznym". Przypomnę o tym nie dla czczej pisaniny, ale w ścisłym związku z działaniem kolumn Canton Townus 90.
"Niemieckie brzmienie"... To pojęcie ma znaczenie raczej pejoratywne, chociaż dotyczy stylu powstałego na konkretne i masowe potrzeby klientów w latach 70. i 80. Podbity bas i wysokie, charakterystyka w kształcie wanny – dzisiaj też nie jest to sytuacja rzadka, w taki schemat wchodzą konstruktorzy z różnych stron świata, ale wtedy taka recepta została zapisana na konto dużych niemieckich firm.
Odcięła się od niej następna generacja, mając już za wzór albo neutralną liniowość, albo odwołując się do zdobywającego wówczas popularność "brytyjskiego brzmienia", które miało wysokie tony pokazywać bardzo powściągliwie. Jeszcze czymś innym miało być "francuskie brzmienie"...
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Wszystkie te stereotypy od początku były bardzo uproszczone i niekonsekwentne, a z czasem zupełnie się wymieszały, firmy pozamieniały się rolami i dzisiaj chyba już lepiej byłoby o nich zapomnieć, niż się nimi posługiwać, podchodząc z jakimikolwiek uprzedzeniami czy oczekiwaniami wobec kolumn z danego kraju czy nawet danej firmy.
Canton nigdy nie robił rewolucji, ale stopniowo zmieniał swoje brzmienie, co można prześledzić również w wielu naszych testach. Wysokich tonów nigdy im nie brakowało, jednak zdarzały się już takie porównania, w których to Cantony grały – na tle wybryków konkurentów – najrówniej i "najnormalniej", a czasami nawet najspokojniej.
Zależało to więc od konkretnego układu sił, formy Cantona i innych zawodników, także pokazywało, jak zwodnicze może być kierowanie się wcześniejszymi doświadczeniami – chyba że mamy ich już na tyle dużo, że syntezujemy je do wniosku, iż nowe propozycje trzeba porównać ze sobą tu i teraz, a nie wędrować w czasie, przestrzeni i wspomnieniach.
W tym teście Canton odgrywa rolę dostatecznie wyrazistą i raczej spodziewaną, trochę wraca do dawnego "niemieckiego brzmienia", na tle konkurentów gra mocniej, dynamicznej, nawet ostrzej. Takie stwierdzenie niektórych (a może i wielu) zniechęci, trudno, rozumiem, chociaż byłoby szkoda, gdyby ktoś tylko na tej podstawie miał podejmować ostateczną decyzję.
Kto jest pewien, że bez względu na inne cechy, osiągnięcia i kompromisy nie znosi najmniejszego rozjaśnienia i dawki metaliczności, zawsze woli spokój i łagodność – rzeczywiście, niech odpuści sobie naginanie swojej percepcji do kolumn Canton Townus 90, skoro znacznie łatwiej przyjdzie oswoić się z Silver 500 i Luminą V.
Po to właśnie mamy wybór, żeby nie uszczęśliwiać się na siłę tym, czego nie lubimy. To już nie czasy monopolu Altusów. Ale jeżeli mamy też komfort bezpośrednich porównań czy chociaż indywidualnych spotkań z interesującymi nas pozycjami, to korzystajmy, bo końcowe wyniki mogą być inne od przewidywań "teoretycznych".
Przedwczesne rozstanie z Cantonami Townus 90 byłoby rezygnacją nie tylko z brzmienia najbardziej energetycznego, ekspresyjnego i żywego, ale też rozdzielczego, precyzyjnego i przejrzystego. Dokładność i czystość jest trochę "podrasowana" wyeksponowaniem wysokich częstotliwości, lekkie rozjaśnienie wzmacnia dźwięczność i selektywność.
Ten dźwięk jest "okraszony" detalami, kontrastowy i absorbujący, ale wcale nie jest jednobarwny i jednostajny, syczący i dzwoniący. Świetna artykulacja, szybkość i mikrodynamika rozciąga się w całym zakresie średnio-wysokotonowym.
Pojawia się też dobra plastyczność zwykle kojarzona z miękkością i ociepleniem. Tutaj jest bardziej wszechstronna i nie promuje niskich częstotliwości. Brzmienie jest bogate, wieloplanowe, wielowątkowe, ale nie "wydelikacone" i skupione na niuansach.
Blachy perkusji mają siłę, masę, metaliczność, "oczywistość", której nie zastępuje subtelna eteryczność i oddech. Wybrzmienia nie są czymś, co snuje się wszędzie i nie wiadomo gdzie. Każdy dźwięk ma dobrze określony kształt, treść, miejsce i czas.
To typowe dla najlepszych (i dobrze zaaplikowanych) kopułek metalowych, najdelikatniejsze pieszczoty i niedopowiedzenia pozostają domeną membran jedwabnych, tutaj wygrywa substancja i konkret.
Czytaj również: Czy wąska obudowa kolumny jest akustycznie najkorzystniejsza?
Wysokie tony nie mogą zdominować całości również dzięki aktywności basu, ale nie liczmy na jego tonizujący wpływ – ze swojej strony wzmacnia i napędza, jest dość twardy, trochę podbarwiony i dudniący, może przydałoby się nieco więcej wytłumienia obudowy... A może nie.
Rozmiękczenie niskich rejestrów nieskorelowane ze zwinnością i szybkością wysokich mogłoby zaburzyć spójność, która nie jest tutaj "ulepkiem" podporządkowanym lekkostrawnej muzykalności. Ten bas nie będzie przyjemnie masował, lecz dynamizował akcję i pokazywał siłę pogrubieniem, co z kolei nie kłóci się z chłodną górą, lecz dobrze ją równoważy.
Canton Townus 90 potrafi mocno uderzyć i błysnąć, zbliżyć się z muzyką, zachowując porządek i czytelność. Słychać to od razu i bez żadnych porównań, a w konfrontacji z konkurentami jest oczywiste.
Poziom "rezolucji" jest wysoki, nawet bardzo wysoki w tej klasie cenowej, i chociaż to już ponad 10 000 zł, to wciąż niewiele kolumn wolnostojących w tej cenie demonstruje takie kompetencje.
Na pewno warte są one podłączenia dobrego wzmacniacza i korzystania z dobrych źródeł, ale nie dlatego, że są "trudne" i ze słabszymi partnerami wszystko się "załamie", lecz z tego powodu, że nie wykorzystamy ich potencjału.
Można też wyobrazić sobie, że specjalnym doborem systemu będziemy ich dźwięk łagodzić. Jeżeli jednak lubimy muzykę pokazaną w sposób bardziej dystyngowany i wygładzony, to łatwiej będzie nam ten cel osiągnąć z Silver 500, za to z Luminą V dostaniemy więcej klimatu, barwy i akustyki. Brzmienie Townusów 90 o wiele bardziej kojarzy mi się z miastem, jego pędem i nerwowością, niż z sielanką na łonie natury.