Najważniejszym elementem interfejsu użytkownika jest tu kolorowy, średniej wielkości (3,5") wyświetlacz. Znamy go z wielu wcześniejszych produktów tego producenta i innych firm. Stanowi część tzw. "kitu", czyli zestawu oferowanego przez austriackiego specjalistę, firmę StreamUnlimited, przygotowującego gotowe odtwarzacze plików.
SU daje kupującemu możliwość zmian w programie, z czego te zwykle korzystają - Pro-ject również. Nie wiadomo, na czym dokładnie polegały zmiany w DSA, ale - jak wynika z materiałów informacyjnych - dotyczyły nie tylko widocznego na pierwszy rzut oka, wyświetlanego na "powitanie" loga.
Na wyświetlaczu Pro-Jecta Stream Box DSA pokazuje się okładka płyty, dużymi, przesuwanymi literami tytuł utworu, a mniejszymi - tytuł płyty i częstotliwość próbkowania (długość słowa - już nie). Kolorowymi znaczkami zaznaczono wiele innych rzeczy, jak status pliku (odtwarzanie itd.), czas odtwarzania, bargraf z linijką, ukazującą także czas. Jest tego sporo - odsyłam do instrukcji obsługi.
Część informacji może być pokazana także na wyświetlaczu iPhone-a Touch oraz na urządzeniach przenośnych z oprogramowaniem Androida. Umożliwiająca to aplikacja Box Control jest darmowa. Warto jednak zwrócić uwagę, że została przygotowana na smartfony. Wyświetlona na tablecie Samsunga, zajmuje niewielką część wyświetlacza, a szkoda.
Dość trudne jest też sterowanie siłą głosu. Możemy to robić na dwa sposoby. W jednym, za pomocą "linijki", przesuwając palcem z "suwakiem". "Suwak" nie przesuwa się jednak płynnie i skoki siły głosu są znaczne. W drugim, przyciskając odpowiednie ikonki. Trzeba je jednak przyciskać wielokrotnie - kiedy naciśniemy i przytrzymamy, podniesiemy siłę głosu o kilka dB i tyle.
Dlatego też najczęściej korzystałem z niewielkiego, plastikowego i może niezbyt ładnego, ale niezawodnego pilota zdalnego sterowania, który jest dostarczany wraz z urządzeniem. Oprócz wyświetlacza, na przedniej ściance znajduje się jeszcze wejście USB dla pendrajwa lub dysku twardego (tylko FAT16 i FAT32) oraz przyciski sterujące i siły głosu.
Wejścia, wyjścia, sygnał...
Wiedząc, jak funkcjonalnie zaawansowany jest Pro-Ject Stream Box DSA, trudno nie zauważyć, że na tylnej ściance wciąż jest dużo wolnego miejsca. Najważniejsze jest wejście cyfrowe dla plików audio - Ethernet (kablowe) - i antenka Wi-Fi dla przesyłu bezprzewodowego.
Jeśli zależy nam na jak najlepszym przesyle sygnału, przede wszystkim wysokiej rozdzielczości, jedyną rozsądną opcją jest kabel. Jeśli słuchamy głównie plików mp3, radia internetowego albo ripów CD, lecz nie słuchamy ich zbyt krytycznie, wówczas antenka spokojnie wystarczy.
Sygnał możemy też pobrać z pendrajwa lub dysku twardego - oprócz gniazda na przedniej ściance jest też drugie gniazdo - na tylnej. System Pro-Ject Stream Box DSA może pracować również jako DAC - możemy w tym celu wykorzystać wejścia cyfrowe S/PDIF: elektryczne i optyczne. Jeśli z kolei chcielibyśmy skorzystać z zewnętrznego DAC-a albo nagrywarki, sygnał cyfrowy można wyprowadzić przez gniazdo RCA.
W drugiej grupie zintegrowano łącza znane ze wzmacniaczy. To złocone wyjścia głośnikowe, dwie parki RCA dla wejść i dwie dla wyjść - jedna z sygnałem regulowanym, czyli po przedwzmacniaczu, i drugie z nieregulowanym - dla wzmacniacza słuchawkowego lub analogowego rejestratora.
Wyjście z preampu można wykorzystać np. do podłączenia aktywnego subwoofera. Na środku tylnej ścianki jest małe gniazdo - podłączamy do niego zewnętrzny, impulsowy zasilacz prądu stałego 24 V, 5 A, większy niż te, które dostajemy do laptopów. Myślę jednak, że wartościowym dodatkiem do serii DS, do której należy DSA, byłby wysokiej klasy zasilacz liniowy, być może umieszczony w identycznej obudowie, co samo urządzenie.
Moduły i szczegóły
Pro-Ject Stream Box DSA jest klasycznym przykładem modułowej konstrukcji z wykorzystaniem modułów pochodzących od różnych producentów. Na osobnych płytkach mamy przetwornik cyfrowo-analogowy (wraz z wejściami cyfrowymi), odtwarzacz plików i radia internetowego, przedwzmacniacz, a także wzmacniacz mocy. Małe płyteczki otrzymały też wejścia USB, z których do modułu odtwarzacza biegną ekranowane kabelki połączeniowe.
Zacznę od serca urządzenia, czyli odtwarzacza. To kompletny moduł firmy StreamUnlimited, oparty na mikroprocesorze BridgeCo DM860. Kość ma już swoje lata, ale Pro-ject postanowił postawić na sprawdzonego "konia" - ma w stosowaniu DM860 już duże doświadczenie.
W tej samej kości zintegrowano też radio internetowe. Sygnał z odtwarzacza jest przesyłany do płytki z "dakiem". Tam też są cyfrowe wejścia z interfejsem Cirrus Logic CS8416 (24/192), określającym maksymalne parametry przesyłanego sygnału. Właściwy przetwornik to Burr Brown PCM1796 (24 bity/192 kHz).
Na kolejnej płytce są wyłącznie układy analogowe. W konwersji I/U udział biorą dwa, po jednym na kanał, układy scalone JRC 2068, kolejny pracuje w sekcji buforowania i filtrów analogowych. Dalej mamy scaloną drabinkę rezystorową - układ firmy Renesas Electronics Corporation; to nie tylko układ regulujący siłę głosu, ale i pięciopozycyjny, scalony przełącznik. Wybieramy więc w nim sygnał albo z DAC-a, albo z jednego z dwóch wejść analogowych.
Sygnał z tych ostatnich nie jest więc nigdzie cyfryzowany i w analogowej formie trafia do wzmacniacza mocy, pracującego w klasie D. To dzięki niemu udało się uzyskać całkiem sporą moc. Cały amplifier, obydwie końcówki, jest maleńki, nie większy od pudełka zapałek i znalazł się na osobnej płytce drukowanej, wpinanej do płytki z przedwzmacniaczem.
Odsłuch
Systemy Pro-jecta i Naima tworzą duży kontrast w podejściu do materii muzycznej. Dźwięk DSA jest zrównoważony - rzecz pożądana, niezależnie od ceny urządzenia i naszych przekonań, tutaj zyskała priorytet. Unikano wyraźnych podbarwień, jak by ich nie zwać - ociepleń, wyostrzeń, cieniowania.
Pod tym względem maleńkie pudełeczko Pro-Ject Stream Box DSA zachowuje się bardzo porządnie. Nagrania wysokiej rozdzielczości pokazały coś jeszcze - że nie chodzi tu o narzucanie takiego właśnie, tj. zdystansowanego, charakteru, a o zachowywanie czujności co do samej materii muzycznej.
Nie jest to system high-endowy, nie łudźmy się, że za ułamek kwoty, jaką płacimy za rozbudowane, dzielone systemy dostaniemy idealny dźwięk. Chodzi o to, że z tak niewielkiego i niedrogiego systemu otrzymujemy tak uczciwe, rzetelne brzmienie.
Można to sprawdzić na wiele sposobów. Dla mnie najłatwiejsze jest porównanie tych samych utworów w z różnymi częstotliwościami próbkowania i długością słowa. Mam sporo takich samplerów, przygotowanych w studio przez fi rmy nagrywające muzykę. Muzycznej radości z tego nie mam, ale traktuję to po prostu jak użyteczne narzędzie.
Moc wzmacniacza w tym systemie nie jest zbyt wysoka. Można uzyskać satysfakcjonujące poziomy dźwięku bez słyszalnych zniekształceń, ale też szybko dojść do sytuacji, kiedy wszystko się w sobie zapada i staje nieprzyjemne.
Zalecałbym więc zestawienie DSA z kolumnami o wyższej czułości i oczywiście nie jest to system do "nagłaśniania". DSA pokazuje muzykę jako uporządkowany zbiór dźwięków, z dystansem, bez wielkich emocji. Dobra rozdzielczość nie dopuszcza do znudzenia, ale i nie podnosi adrenaliny.
Nie będzie tu najniższych zejść basu o wielkiej sile ani też eksponowania rytmu czy gitary basowej. Można jednak pomyśleć albo o zewnętrznej końcówce mocy dla sekcji basowej kolumn, albo o aktywnym subwooferze - obydwie opcje są możliwe dzięki regulowanemu wyjściu z przedwzmacniacza.
Wojciech Pacuła