Taką premierę trudno więc zignorować, jest w tym segmencie wręcz strategiczna, można się spodziewać, że producent dołożył wszelkich starań, by stworzyć znakomite urządzenie. Marantz HD-DAC1 ma kompaktowe rozmiary (szerokość 25 cm), ale waży ponad 5 kg, czym od razu wzbudza szacunek.
Moją wyobraźnię i oczekiwania rozpaliły też pierwsze materiały prasowe oraz zdjęcia, z których aż biła wyjątkowość HD-DAC1. W centrum frontu ulokowano, kojarzący się z najlepszymi urządzeniami firmy, okrągły wyświetlacz.
Marantz HD-DAC1 ma w sobie coś z flagowych "11-tek". Jedno z pokręteł jest selektorem wejść, drugie działa jak klasyczny, analogowy regulator wzmocnienia. Skromne menu ustawień przywołujemy dedykowanym przyciskiem.
Oprócz wygaszenia wyświetlacza i ustawienia trybu automatycznego wyłączenia jest w nim jedno ważne zadanie - wybór trybu wyjścia słuchawkowego; Marantz potraktował tę część z wielką atencją, przygotowując trzy niezależne ustawienia dla różnego typu (impedancja) słuchawek.
Producent zapewnia, że Marantz HD-DAC1 optymalnie współpracuje z każdym modelem "nauszników" dostępnym na rynku - od 32 do 600 omów.
Marantz HD-DAC1 - funkcjonalność
Front i gałki są metalowe, ale styl Marantza HD-DAC1 determinują jeszcze bardziej boczne panele - błyszczące lakierowanym... drewnem? Elementy te nie są tak naprawdę drewniane, wykonano je z… plastiku, choć trzeba przyznać, że wrażenie jest bardzo dobre.
Z przodu znajduje się port USB (typ-A), który pełni dwie podstawowe funkcje: możemy dzięki niemu podłączyć przenośny sprzęt Apple i cieszyć się zarówno z dźwięku, jak i sterowania. Skoro więc Marantz obsługuje iPody/iPhone’y czy iPady, to musi mieć wbudowany dekoder plików audio.
Z materiałów firmowych wynika, że tak rzeczywiście jest, a na liście obsługiwanych formatów znajdziemy WMA, MP3, WAV oraz AAC. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby HD-DAC1 stał się odtwarzaczem plików.
Sprawdziłem - urządzenie rzeczywiście potrafi odtwarzać pliki wprost z nośników pamięci (np. pendrajw). Nawigacja po rozbudowanej strukturze katalogów nie jest może superwygodna (przez niewielki wyświetlacz), ale Marantz zadbał o tryby przeskakiwania między utworami/katalogami.
Da się z tym żyć, chociaż traktowałbym tę funkcję raczej jako dodatek. Tłumaczy ona jednak zastosowanie dość dużego pilota, który przypomina sterowniki dla pełnowymiarowego sprzętu Marantza.
Pilot ma także klasyczną sekcję przycisków przypisywanych zwykle odtwarzaczom, właśnie z uwagi na wspomniane umiejętności HD-DAC1 - jest nawet tryb losowy czy powtarzanie.
Z pewnością od razu zrodzą się pytania o pliki HD, Flac, Alac czy SACD, ale takich dekoderów Marantz nie ma - nie da się odtwarzać tego typu materiałów z nośników pendrive podłączonych do przedniego portu USB; pliki HD można oczywiście wysłać z komputera, podłączonego do tylnego portu USB (typ-B).
Może się to wydawać zawiłe, jednak różnica polega na tym, że w takim połączeniu to komputer staje się odtwarzaczem i to na nim ciąży praca dekodowania plików. Marantz HD-DAC1 jest wówczas tylko przetwornikiem DAC.
Marantz -HD-DAC 1 ma również wejścia optyczne (2) i elektryczne współosiowe, a jako jedyny w tym teście proponuje także wejście analogowe (wprawdzie z gniazdem mini-jack), można więc traktować go jako prosty przedwzmacniacz. W panelu wyjść są dostępne dwie parki RCA - jedna ze stałym, druga z regulowanym poziomem sygnału.
Wejście USB pracuje zarówno z komputerami z systemem Windows (Marantz przygotował odpowiednie sterowniki), jak i Apple; tutaj nie trzeba żadnego dodatkowego oprogramowania, jednak konfiguracja nie jest zupełnie bezbolesna.
Najpierw komputer próbuje bowiem wysłać sygnał o parametrach 24 bity/384 kHz, a HD1-DAC nie jest w stanie takiego przyjąć, co wymaga drobnych (ale jednak) korekt w ustawieniach.
Urządzenie to akceptuje sygnały 24 bity/192 kHz oraz strumień DSD w wersjach 2,8 i 5,6 MHz - to dość typowy zestaw parametrów dla Marantza, podobnie działa np. odtwarzacz SA8005.
Wnętrze Marantza HD-DAC1
We wnętrzu Marantza HD-DAC1 jest dość ciasno, w dużej mierze z powodu rozbudowanego zasilacza, zajmującego lewą stronę obudowy. Transformator jest zamknięty w metalowym, ekranującym "kubku" i oddzielony od układów regulacji wzmocnienia radiatorem. Ponieważ układ nie jest zbalansowany, to do ustalania poziomu wystarczył potencjometr Alpsa (niebieski).
Elektronika audio znajduje się na dwóch płytkach w tylnej części obudowy, ustawionych jedna nad drugą; górny moduł obsługuje sygnały z wejść cyfrowych, zajmuje się również przednim wejściem USB, dekodowaniem danych z nośników pamięci i sterowaniem urządzeniami Apple.
Procesor sygnałowy odpowiedzialny za wejście USB, pochodzi z firmy Texas Instruments. Sygnały z wejść współosiowych oraz optycznych trafiają z kolei do niezależnego interfejsu Burr Brown PCM9211.
Na dolnym "poziomie" ulokowano już właściwy konwerter C/A, zbudowany na bazie kości Cirrus Logic CS4398 - akceptuje dane PCM 24 bity/192 kHz oraz DSD, ma wbudowane algorytmy cyfrowej regulacji poziomu, z której to "usługi" Marantz nie skorzystał, stawiając na niezależny, klasyczny układ analogowy.
Brzmienie
Marantz HD-DAC1 nie chce zmieniać "nagranej rzeczywistości", a raczej "rzeczywistości nagrania". Stara się być neutralny i ostrożny, z podobną powściągliwością podając zarówno niskie, jak i wysokie tony.
Przez to rola średnich tonów wydaje się niezagrożona, ale i one nie są wprost eksponowane, tyle że pozostają czytelne i trochę autonomiczne - ani niepogrubiane dołem, ani nierozjaśniane górą.
Brak wyraźnych, mocnych akcentów, które określałyby własny styl HD-DAC1, może być jego słabą stroną w uszach tych słuchaczy, którzy preferują efektowne, jednoznaczne profile - czy to brzmienie ciepłe, czy też szybkie. Marantza HD-DAC1 nie można tak szufladkować.
Brzmienie jest rozważne, nie demonstruje wielkiej siły ani emocji, zachowuje dystans, ale procentuje piękną trójwymiarowością. Bas jest "krótki", nie pompuje najniższych rejestrów, jest jednak swobodny i naturalnie dynamiczny, trudno podejrzewać Marantza o najmniejszą nawet basową niewydolność.
Środek pasma, jeżeli już na siłę go izolować do opisu, jest równie "profesjonalny" - bez romantyzmu i zaokrągleń, potrafi uderzyć i "przydzwonić", jest bardziej bezwzględny w wyższym podzakresie, niż Hegel, a to wciąż tylko i aż kolejny krok w stronę neutralności, bez owijania w bawełnę. Góra pasma jest czysta, selektywna - i tyle.
Warto zwrócić uwagę na dynamikę; niezależnie od słuchawek, była ona co najmniej dobra, Marantz radzi sobie z każdymi, z wieloma z nich zapewniając możliwość zagrania głośno, bez utraty kontroli i śladów bałaganu.
Radosław Łabanowski