Nie są ani najtańsze, ani najdroższe, jednak wyglądają już rasowo. Mają duże nauszniki, koniecznie okrągłe (charakterystyczne dla Beyerdynamica), typowy mechanizm mocowania na szerokim "widelcu" oraz pokaźny pałąk z wsuwaną regulacją typu "klik".
Znam droższe słuchawki Beyerdynamic, więc widzę oszczędności, które przejawiają się głównie w zastosowaniu tańszych materiałów - plastiku zamiast metalu, ale wszystko razem jest na poziomie.
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Beyerdynamic DT660 to konstrukcja zamknięta, izolacja akustyczna jest więc bardzo dobra, także z uwagi na grube, potężne wręcz poduszki - chociaż welurowe, co poprawia komfort. Tkanina oddzielająca ucho od przetworników też jest gruba, dzięki czemu nie ma problemu przenoszenia uderzeń w kabel.
Grube elementy to z jednej strony solidność wykonania, ale z drugiej - duża masa: DT660 ważą 350 g (bez kabla), ale problem rozwiązują miękkie poduszki oraz optymalnie dobrana siła docisku.
Kabel wyprowadzono z jednej muszli (został przytwierdzony na stałe), jest dość sztywny, powleczony gumowym izolatorem. Długi, 3-metrowy, będzie idealny w domu, ale nie wyobrażam sobie walczyć z nim w urządzeniach przenośnych, mimo że od strony impedancji (32 Ω) Beyerdynamic DT660 nadają się również do takiej roli.
Odsłuch
Relaksujące, ale nie nudne - tak można w skrócie scharakteryzować. Beyerdynamic DT660 to słuchawki, które na pewno nie zrobią nam "krzywdy", ani nie zmęczą, gdy będziemy słuchać dłużej.
Największą niespodzianką w kontekście konstrukcji zamkniętej i sporych muszli jest chyba bas - umiarkowany, nie ściele się bardzo nisko, nie generuje potęgi, jednak dość dziarsko podaje rytm i daje dobre przejście do średnicy, która prezentuje większą siłę, ale również stroni od wybuchowości i ostrości, wybiera raczej pastelowe barwy.
Wreszcie wysokie tony mają najwięcej wigoru, są detaliczne i rześkie, długo wybrzmiewają, ale koniec końców wygrywa porządek i kultura, która i tutaj nie pozwala na żadne agresywne ruchy.