Jeśli ktoś lubi być dopieszczony nie tylko samym produktem, ale i jego opakowaniem i całą otoczką, to poczuje się szczególnie dobrze w towarzystwie nowiutkiego Musical Fidelity M3Si.
Wzmacniacz zapakowano w mięciutki, welurowy woreczek, wśród akcesoriów znajdziemy przyzwoicie wydrukowaną instrukcję, ściereczkę do czyszczenia, białe rękawiczki i kopertę z krótkim listem od "mistrza" Michaelsona.
Ogromne pudło sugeruje, że wzmacniacz jest równie okazały, tymczasem nie jest ciężki ani wielki, tylko właśnie grube transportowe ochraniacze i podwójny karton robią swoje.
Musical Fidelity M3Si - obudowa
Musical Fidelity M3Si ma dość niską, ale głęboką obudowę, sprzedawany jest w wersji czarnej i srebrnej (co ciekawe, ta druga jest o kilkaset złotych droższa), zawsze z jasnymi manipulatorami.
Musical Fidelity jest znany z oryginalnych projektów wzorniczych, ale w tym przypadku trudno mówić o jakimś szczególnie charakterystycznym stylu; gruby front ścięto w dolnej i górnej części, z przodu zainstalowano jedynie niewielkie przyciski do włączania i wyłączania, wyboru źródeł oraz duże pokrętło regulacji wzmocnienia.
Wyróżnia się jeszcze "oko" czujnika podczerwieni - jest więc zdalne sterowanie. Wzmacniacz ma cztery wejścia liniowe, jedno z nich można przystosować do pracy w systemie wielokanałowym, wykorzystując Musical Fidelity M3Si do zasilania np. kolumn przednich. Są również niskopoziomowe wyjścia o regulowanym i stałym napięciu i, odsunięte od pozostałych, wejście gramofonowe z korekcją dla wkładek MM.
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
Musical Fidelity M3Si - złącza
Wszystkie złącza RCA są złocone. W poprzedniej generacji (we wzmacniaczu M3i) można było dostarczyć tylko sygnały analogowe. Nowością w M3Si jest zintegrowany moduł przetwornika C/A, do którego sygnał może popłynąć przez wejście USB (typowe, kwadratowe gniazdo typu-B), więc zaplanowano podłączenie M3Si do najważniejszego dzisiaj źródła plików - komputera.
Innych wejść cyfrowych nie ma, Musical nie rozwija tego tematu tak szeroko jak Hegel. Wzmacniacz "nie ma ambicji" stawania się centrum przyjmującym sygnały cyfrowe z różnych źródeł.
To swoisty mariaż nowoczesności i wspomnianego minimalizmu. Można to nazwać kompromisem, ale wypada docenić, że wśród trzech wzmacniaczy "brytyjskich" z tego testu tylko Musical Fidelity otwiera się na sygnały cyfrowe w jakikolwiek sposób, i to w sposób w gruncie rzeczy najlepszy.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Wejście USB (typ B) na honorowym miejscu – chociaż z ograniczeniem do sygnałów 24 bity/96 kHz, to w praktyce chyba wystarczy...
Musical Fidelity M3Si - układ elektroniczny
Układ DAC-a został opracowany na użytek kilku konstrukcji, w tym droższego M6Si. Port działa w trybie asynchronicznym, akceptuje sygnały PCM o rozdzielczości 24 bitów i maksymalnej częstotliwości 96 kHz.
Musical Fidelity nie goni za jak najwyższymi parametrami, ale pliki 192 kHz będziemy mogli również odtwarzać przy stosownej konfiguracji komputera, godząc się z utratą części informacji (sygnał do M3Si popłynie jako 96 kHz).
Praktyczną zaletą wybranego trybu pracy jest brak konieczności instalacji jakichkolwiek dodatkowych sterowników i oprogramowania. Producent obiecuje, że na wszystkich komputerach (nawet tych z systemem Windows) wszystko zainstaluje się i zadziała automatycznie.
Czytaj również: Czy przy stosowaniu bi-wiringu konieczne są podwójne wyjścia głośnikowe we wzmacniaczu?
Wyjścia głośnikowe to pojedyncza para zacisków przypominających produkty WBT, ale nie ma na nich takich oznaczeń, są za to napisy Musical Fidelity i - co najważniejsze - nie stwierdziłem żadnych problemów związanych z ich działaniem.
Płytka drukowana w dużej części została wykonana w technice montażu SMD. Zadbano o możliwie najkrótszą ścieżkę sygnału. Za wejściami pracuje od razu scalony przełącznik rozdzielający napięcia w sekcji przedwzmacniacza.
Większość elementów wlutowano na jedną płytkę, w zasadzie tylko przełączniki i regulatory przedniej ścianki otrzymały niezależny moduł. Tam też dojrzeć można przeciętnej jakości potencjometr, jednak nie ma to specjalnego znaczenia, bowiem spełnia on tylko rolę enkodera.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Sygnały sterujące przekazywane są w obszar przedwzmacniacza, tuż za selektor wejść, gdzie za regulację odpowiada precyzyjna drabinka rezystorowa Burr Brown PGA23201, którą Musical Fidelity stosuje między innymi w droższej serii M6.
Dla stopni wyjściowych przygotowano niezależne odczepy transformatora i w pełni niezależną dalszą sekcję zasilającą, z własnym prostownikiem oraz czterema kondensatorami filtrującymi (po dwa na kanał).
Sygnał audio przesyłany jest z okolic wejść (i regulatora wzmocnienia) do końcówek mocy przewodami. Dość duży radiator umieszczono tuż przy prawej ściance obudowy, i tam wzmacniacz nagrzewa się najmocniej. W każdym kanale pracuje para układów (Darlingtona) Sanken STD03N/P. To ponownie jedne z ulubionych komponentów producenta, stosowanych (w innych konfiguracjach) w modelach M6.
Czytaj również: Czym się różni wzmacniacz zintegrowany od wzmacniacza dzielonego?
Odsłuch
Oprócz Arcama, także Musical Fidelity chce dostarczyć nam dźwięk pełny, nasycony, barwny, raczej ciepły, ale i subtelny. No cóż, nie ma zaskoczenia, tego przecież się spodziewaliśmy, w zasadzie nie mamy sensacji, chociaż samo brzmienie M3Si nudne wcale nie jest - na tym poziomie swoisty klimat łączy się z innymi zaletami, które zarówno wzmacniają emocje, jak i dają o wiele lepszy wgląd w nagranie, niż miałkie, grzeczne brzmienie niektórych tanich wzmacniaczy.
Obydwa wspomniane wzmacniacze dbają o średnie tony, ale szczegóły realizacji są wyraźnie inne. O ile A39 ma pięknie wypełnione dolne zakresy, to w M3Si charakterystyka wydaje się równiejsza, bliski i bardziej błyszczący jest cały środek, mniej wtulony w bas, za to płynniej przechodzący w wysokie tony.
Tonacja jest więc przesunięta bardziej w górę - w porównaniu z A39 - chociaż biorąc za wzorzec neutralność, który dostarcza w tym teście Hegel, słychać, że to Musical jest mu bliższy, za to brzmienie Arcama ciąży w dół pasma.
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
Z tego powodu można uznać, że Musical Fidelity M3Si jest bardziej uniwersalny; mimo że pozostaje skupiony przede wszystkim na średnicy, to skraje pasma pozostają względem siebie w równowadze, a więc bas nie jest tak obfity jak z Arcama, a wysokie tony mają więcej do powiedzenia.
Wokale są bardzo naturalne i niezmanierowane, nie próbują być obecne bardziej, niż to wynika z nagrania, ani nabierać większego wolumenu. Oddane są wiernie i elegancko, bez podkreślania artykulacji, ale i bez "przydymiania”.
W ten dość łagodny styl potrafi jednak wejść zarówno mocny atak, jak i wyrafinowana mikrodynamika - Musical Fidelity M3Si zaskakiwał mnie pokazywaniem zniuansowanych szczegółów tam, gdzie już się tego po nim nie spodziewałem, dopóki nie przyzwyczaiłem się i nie zrozumiałem, że potrafi on znacznie więcej, niż na pierwszy rzut ucha może się wydawać.
Ma w tym swój udział oczywiście góra pasma - aktywniejsza niż w Arcamie, dokładniejsza i jednocześnie delikatniejsza niż w Exposure, i chociaż nie tak bezkompromisowa, jak w Heglu, to idealna do tego, aby wnosić bardzo dużo, a nie przyciągać zbyt często uwagi i nie narażać doskonałej spójności i płynności. Wyrafinowane, dopieszczone brzmienie.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?