Konieczność umieszczenia końcówki mocy w oddzielnej skrzynce wymuszają ogromne, ważące kilkadziesiąt kilogramów tranzystorowe piece już choćby dlatego, że obsługa stojącego zwykle na podłodze "smoka" byłaby mało wygodna. W zestawie Primare PRE32 i A34.2 końcówka jest jednak niewielka, co nie znaczy wcale, że separowana koncepcja zupełnie traci swój sens.
Osiągamy nie tylko prestiżową aparycję, ale przede wszystkim oddzielamy wrażliwą elektronikę przedwzmacniacza od końcówek i towarzyszących im potężnych obwodów zasilających. Mając wszystko pod jednym "dachem", trzeba wymyślać wewnętrzne układy ekranujące, a tutaj najlepszym separatorem są... same obudowy.
W przypadku Primare można mówić o pełnej konsekwencji wyrobionego wiele lat temu i doskonale rozpoznawalnego stylu wzorniczego. Nie mogło więc zabraknąć zarówno przednich paneli osadzonych na efektownej, srebrnej dylatacji, jak i charakterystycznie zaoblonych pokręteł.
Urządzenia znałem już nieco wcześniej z obszernych materiałów prasowych, dlatego nie zdziwiło mnie to, że zestaw Primare PRE32 i A34.2 przyjechał w dwóch identycznie wyglądających pudłach, o podobnym ciężarze.
To nietypowe, gdyż na ogół końcówka jest znacznie cięższa od przedwzmacniacza. Primare A34.2 - to jednak konstrukcja impulsowa, z natury mniejsza i lżejsza od klasycznego analogowego wzmacniacza, z kolei przedwzmacniacz Primare PRE32 jest wyjątkowo masywny.
W obydwu komponentach wykorzystano taki sam "blok" solidnej, metalowej obudowy; komplet prezentuje się więc bardzo spójnie i elegancko. Metalowy front jest na tyle gruby, że można w nim było wyciąć efektowne logo; urządzenia - tradycyjnie dla Primare - stoją nie na czterech, ale na trzech nogach wypełnionych materiałem tłumiącym.
Na froncie końcówki mocy nie ma nic oprócz loga, maleńkiej diody oraz dwóch napisów. Oczywiście o wiele więcej widać na facjacie przedwzmacniacza. Dwa ozdobione szerokimi kołnierzami pokrętła pełnią typowe funkcje regulatora wzmocnienia i selektora wejść, obok nich jakby niedbale "rozrzucono" kilka przycisków, w towarzystwie których znalazł się zatopiony w czerń wyświetlacz.
Niepozorny display jest wyjątkowy, wykonano go bowiem w nowoczesnej, wręcz ekskluzywnej technice OLED. Świeci bardzo przyjemnym dla oka, jasnoniebieskim światłem, ale to kontrast i rozdzielczość sprawiają, że prezentowane napisy i informacje wydają się nie tyle wyświetlone, co na przedniej ściance namalowane. Z przodu nie ma żadnych gniazdek, za to z tyłu urodzaj wszelaki.
Przedwzmacniacz oferuje aż sześć wejść (w tym dwa zbalansowane) oraz trzy wyjścia (jedno zbalansowane, dwa na gniazdach RCA). Producent deklaruje, iż cały wewnętrzny układ jest symetryczny, stąd użycie zarówno wejść, jak i wyjść XLR jest rekomendowane w każdej sytuacji, w której partnerujące urządzenia mogą stanąć na wysokości zadania.
Końcówka mocy Primare A34.2 - oczywiście może. Chociaż z rejestratorów już niemal w ogóle nie korzystamy, konstruktor najwyraźniej uznał, że jedna pętla nie zaszkodzi. Nad szeregiem gniazd analogowych uwagę zwraca wkręcona w tylną ściankę zaślepka; to miejsce dla zapowiadanego modułu, który w spektakularny sposób rozszerza bazową funkcjonalność przedwzmacniacza o funkcje sieciowe.
W przedwzmacniaczu kierowano się zasadą maksymalnego uproszczenia ścieżki sygnałowej. Większość układu audio znajduje się na dużej płytce drukowanej, mniejszy druk zajmują elementy zasilające oraz odseparowane wyjście audio. Napięcia dostarcza pojedynczy transformator z owalnym rdzeniem.
Z wejść sygnał natychmiast trafia do wysokiej klasy przekaźników, następnie wszystkie źródła niezbalansowane konwertowane są na postać symetryczną w obwodzie na bazie wzmacniacza operacyjnego Burr Brown OPA2134.
Regulacja wzmocnienia w przypadku sygnału zbalansowanego nie jest sprawą prostą i oczywistą, na ogół realizuje się ją za pomocą drabinek scalonych - tak też stało się w Primare PRE32, jednak producent wykorzystał do tego celu mało popularne układy NJW1195.
Właściwe wzmocnienie odbywa się natomiast w czterech identycznych modułach izolowanych miedzianymi osłonami. W końcówce mocy, w pełni zbalansowany układ rozpoczyna się dwoma parami wejść - RCA i XLR, między którymi wybieramy małym hebelkiem.
Wzmacniacz jest dwukanałowy, można go także mostkować, do czego służy drugi, miniaturowy przełącznik. W ten sposób Primare pozwala na budowę systemu złożonego z pary monobloków. Co ciekawe, tryb mostkowy wymaga jeszcze założenia specjalnej zwory na dwa trzpienie zacisków głośnikowych; to rzadko praktykowane, aby użytkownik musiał sam dokonywać tego typu połączeń, zwykle producenci stosują wewnętrzną zworę aktywowaną przełącznikiem - Primare preferuje działanie grubej, zewnętrznej zwory.
Terminale wyglądają bardzo porządnie (choć nie mają logo WBT). Końcówka, tak jak przedwzmacniacz, jest wyposażona w porty wyzwalacza i gniazdo sterowania RS232. Dla Primare konstrukcja w kalsie D nie jest niczym nowym, firma nazwała własną aplikację symbolem UFPD (Ultra Fast Power Device).
Jej cechą szczególną ma być zintegrowanie dwóch stopni - układów przełączających oraz filtrów - w jednym module. Filtracja ma być zupełnie nieszkodliwa dla szerokiego spektrum zmiennych impedancyjnie obciążeń, a jest to bolączka wielu układów w klasie D. Wysoka częstotliwość przełączania stopni mocy (300 kHz) owocuje także szerokim pasmem przenoszenia.
Wewnątrz końcówki mocy najwięcej miejsca zajmuje rozbudowany zasilacz - jego radiator wcale nie chłodzi końcowych stopni przełączających, te znajdują się na znacznie mniejszej płytce tuż przy gniazdach wyjściowych, w towarzystwie małych radiatorów i filtrów.
Końcówka pracująca w klasie D, a potocznie zwana cyfrową, wcale na takich sygnałach nie operuje i nie konwertuje analogowych sygnałów wejściowych na postać zerojedynkową. W pierwszym stopniu wzmocnienia znajdują się więc wzmacniacze operacyjne Burr Brown OPA2134 oraz Analog Devices AD8512.
Na podstawie wstępnie wzmocnionego sygnału specjalny generator przygotowuje ciąg impulsów o zmiennej szerokości, które sterują pracą stopnia mocy.
Wzmacniacz impulsowy cechuje się wyjątkowo wysoką sprawnością, osiągnięcie bez niej kilkuset watów z tak niewielkiej obudowy byłoby pewnie niemożliwe, a przynajmniej wymagałoby podjęcia nadzwyczajnych środków, by zapewnić konstrukcji bezpieczeństwo termiczne. Tymczasem nawet pod dużym obciążeniem Primare A34.2 pozostaje chłodny.
Odsłuch
Mimo że nie po raz pierwszy testuję wzmacniacz w klasie D, wciąż trochę ulegam "wizualizacji", i widząc urządzenie o skromnych gabarytach, intuicyjnie nie spodziewam się potężnego brzmienia.
Tymczasem Primare przynosi pakiet cech typowy dla najpoważniejszych wzmacniaczy. To, co natychmiast uderza i urzeka, wręcz uzależnia - to bas. Niezwykle sprawny, silny i dynamiczny. Niskie tony są prawdziwym huraganem emocji, które pojawią się częściej niż zwykle.
Warto porównać z basem superintegry Xindaka A600E, testowanej w poprzednim numerze - tam więcej masy, zarazem spokojniej, bez porywczości, z bogatą barwą, elegancją i - kiedy już naprawdę trzeba - z potężnym uderzeniem; tutaj więcej konturów, dynamicznego życia, szybko i bez zahamowań, a zarazem bardzo dokładnie, bez przeciągania i przewalania. Primare jest wręcz hiperpunktualny, bas ma niesamowitą rytmiczność.
Jednocześnie sięga tak nisko, że niżej nie ma już w muzyce nic, i do samego krańca pasma nie traci ani werwy, ani precyzji. Nie można tu mówić o szybszym wyższym basie jako źródle dynamiki, uzupełnionym cięższą i powolniejszą substancją najniższych rejestrów - o tempo dba cały niskotonowy arsenał.
Energia niskotonowa nie przykrywa wcale środka pasma, może o pół kroku w tył ustawiona jest góra. Średnica jest neutralna i otwarta, niepodgrzana i niezmiękczona. Dźwięk nie jest też ani trochę metaliczny i sterylny, jest tu dużo delikatności, a mało jakiejkolwiek emfazy.
Wokale nie są powiększane ani natarczywe, raczej subtelne i płynne, z plastycznością niezacierającą artykulacji i smaczków.
Wysokie tony pozostają w szeregu, rozdzielcze i zróżnicowane, ale unikające ostrych szpilek i wybuchów. Czasami wydają się trochę nazbyt ugrzecznione, zwłaszcza w konfrontacji z żywiołowym drugim skrajem pasma, ale rzucają dostatecznie dużo światła, aby całe brzmienie było klarowne i zrównoważone.
Lepiej więc poszukać towarzystwa kolumn głośnikowych grających dość jasno i bezpośrednio, choć bez przesady - a z kolumnami łatwo we wszystkim przesadzić...
Radek Łabanowski