Od samego początku postawili na układy tranzystorowe, solidne obudowy, nowoczesne rozwiązania - wszystko musiało odbywać się na gruncie rzetelnej wiedzy inżynieryjnej, a nie voodoo i "muzykologicznego" bicia piany.
Nie przejmowali się audiofilską poprawnością i modami, ich urządzenia nie wpisywały się w nurt "szlachetnego" minimalizmu (będącego często przykrywką dla oszczędności i braku umiejętności), ich projekty były najczęściej fantastycznie wyposażone, niezwykle funkcjonalne i nie "wstydziły się" pokazywać to na przednich ściankach, ozdobionych dodatkowo charakterystycznymi, wskaźnikami mocy.
Ile watów potrzebujemy? "To zależy". Przede wszystkim od tego, kogo zapytamy... Jeśli, dla przykładu, ludzi z firm produkujących wzmacniacze lampowe, odpowiedzą, że dwa-trzy, może kilkanaście, a kilkadziesiąt to już przesada.
Z kolei specjaliści od pieców tranzystorowych powiedzieliby, że nigdy dość... nawet i tysiąc może się przydać. Firmie Accuphase bliżej do drugiej opcji, choć jeszcze bliżej - do "złotego środka".
Najsłabszy pod względem mocy A-35 dostarcza zaledwie 30 W (w klasie A, przy 8 omach) na kanał; wyższe w hierarchii - stopniowo coraz więcej. Przygotowany z okazji 40-lecia firmy, model A-200, jest najmocniejszym wzmacniaczem Accuphase pracującym w klasie A. Do "rocznicowego" systemu należą także przedwzmacniacz C-3800 oraz, już przez nas testowany, dzielony odtwarzacz SACD DP-900/DC-901.
Blask złotych frontów, VU-metry, potężna masa i perfekcyjne wykonanie - tak można zdefiniować założenia każdego wzmacniacza Accuphase. Firma jest im wierna od samego początku, od przedwzmacniacza C-200, wzmacniacza mocy P-300 oraz zaprezentowanego rok później tunera T-100.
Model Accuphase A-200 to monoblok - monofoniczna końcówka mocy, oczywiście do systemu stereo trzeba kupić takie dwie. Wskaźnik mocy, inaczej niż w niemal wszystkich pozostałych wzmacniaczach Accuphase, jest utworzony z czterdziestu diod (bargraf), nie jest tradycyjnie wychyłowy. Ponad linijką diod, pokazujących wzmocnienie w decybelach, znajduje się wyświetlacz alfanumeryczny, pokazujący moc w watach.
Pod uchylaną klapką umieszczono sporo manipulatorów - projektanci Accupahase udowadniają, że mogą one być przydatne nawet w końcówce mocy
Podobnie jak we wzmacniaczach zintegrowanych Accuphase i w większości przedwzmacniaczy, niemal wszystkie przyciski, poza wyłącznikiem sieciowym "Power", schowano pod ciężką, aluminiową klapką.
Trudno byłoby podejrzewać wzmacniacz mocy o takie wyposażenie - projektanci Accuphase naprawdę mają fantazję albo imperatyw, żeby każde ich urządzenie było wyjątkowo bogato okraszone przyciskami i pokrętłami.
Są tam przyciski zmieniające precyzję wskazań wyświetlaczy, przełącznik, którym wybieramy aktywny wskaźnik (można też wszystkie wyłączyć), przycisk, którym ustalamy, jak długo pomiar w dB będzie podtrzymywany, aktywne wejście (XLR lub RCA) oraz przełącznik wzmocnienia - ten ostatni ma cztery pozycje: od "Max" do "-12 dB", co 3 dB, pozwalając dopasować wzmocnienie końcówki do konkretnego przedwzmacniacza i kolumn.
Accuphase A-200 - tylna ścianka
Kolejne przełączniki znajdziemy na tylnej ściance. Tam, obok potężnych zacisków głośnikowych, wykonanych z wysokiej klasy złoconego mosiądzu (podwójnych - bi-wiring), wejść oraz wyjść (te ostatnie to tzw. przelotki) XLR i RCA, mamy również przesuwny przełącznik, którym zmieniamy fazę absolutną wejść, a także drugi - obrotowy - za pomocą którego wybieramy tryb pracy wzmacniacza - tak, tu można jeszcze coś wybierać!
Wzmacniacz mocy (tak jak i wiele innych urządzeń audio), może mieć układ niezbalansowany lub zbalansowany. W tym drugim przypadku mamy do czynienia ze zdublowanymi torami - każdy z nich wzmacnia jedną połówkę sygnału (dodatnią lub ujemną).
Tak też jest z Accuphase A-200 - w każdym mamy jakby dwa wzmacniacze. Jak komuś mało mocy i wydatków na parę A-200, może sobie kupić cztery, każdy zbridżować i połączyć parami, pozostając wciąż w konwencji toru zbalansowanego, z jeszcze większą mocą każdego kanału.
Accuphase A-200 - obudowa
Accuphase zwraca szczególną uwagę na stabilność obudowy, dlatego w przypadku tak prestiżowej i "odpowiedzialnej" konstrukcji mamy do czynienia ze skomplikowaną strukturą. Jej kręgosłup tworzą elementy stalowe, z których jest skręcone wewnętrzne chassis.
Do niego, od zewnątrz, są przykręcone elementy z aluminium. Z przodu jest to gruby panel, po bokach masywne radiatory pokryte specjalną tłumiącą wibracje farbą i wzmocnione biegnącymi poziomo kształtownikami. Góra - to kolejna aluminiowa płyta, tym razem z wyciętymi otworami dla chłodzenia.
Accuphase A-200 - zasilacz
Zasilacz jest imponujący - przede wszystkim ogromny, jeden z największych, jakie widziałem, transformator toroidalny zamknięto w aluminiowym odlewie, pełniącym rolę ekranu i radiatora (trafo mocno się grzeje). Przed nim, w obejmach, zainstalowano dwa bardzo duże kondensatory filtrujące.
Noszą logo Accuphase, jednak skądinąd wiadomo, że wykonuje je firma Nippon Chemi- Con. Wszystkie połączenia w tej części są wykonywane za pomocą śrub mocujących i grubych, złoconych płytek. Złocenia są zresztą wszechobecne - pokryto nimi grube ścieżki płytek drukowanych, wszystkie gniazda połączeniowe i zwory oraz miedziane elementy, którymi została poprowadzona na płytkach masa.
Elementy przypominające zderzaki... I taką właśnie funkcję pełnią, zabezpieczając wpięte z tyłu, zapewne bardzo drogie kable.
Accuphase A-200 - układ elektroniczny
Układ elektroniczny zmontowano na kilku płytkach. Najbardziej widoczne, największe są przeznaczone dla wzmacniacza mocy. Przykręcono je bezpośrednio do radiatorów z dwóch stron wzmacniacza. W każdej gałęzi pracuje 20 tranzystorów typu MOS-FET, komplementarne pary Toshiba K3497+J610 w równoległej aranżacji push-pull.
Razem z nimi, na tej samej płytce, znalazł się układ z bipolarnymi tranzystorami sterującymi. Zastosowano w nim technikę nazwaną przez Accuphase MCS+ (Miltiple Circuit Summing), polegającą na połączeniu równoległym kilku identycznych układów. Sekcja ta daje wzmocnienie 6 dB.
Układ wejściowy wnosi wzmocnienie 22 dB. Zbudowano go na osobnej płytce, na której umieszczono również przekaźniki, wybierające wejście i zmieniające fazę absolutną sygnału. Przy przedniej ściance znajduje się układ pomiarowy, oddzielony stalowym ekranem, z własnym zasilaczem. Osobne, niewielkie płytki wykonano dla wejść XLR, RCA oraz dla wyjść głośnikowych.
Układ zabezpieczający jest bardzo rozbudowany, zrealizowany inaczej niż zwykle - za pomocą tranzystorów odłączających obwody, zamiast przekaźników. Pan Saito twierdzi, że zdecydowano się na to (mimo że to znacznie droższe rozwiązanie) z jednego względu - przekaźniki z biegiem czasu mają coraz gorszy kontakt, ale nie tranzystory.
Cały układ jest perfekcyjnie zmontowany i zachwyca precyzją, tym bardziej, że skala urządzenia jest też imponująca. Niby to tylko wzmacniacz mocy, a ile tu się dzieje!
Odsłuch
Odsłuch... ale nie mogę zacząć tej części inaczej niż od impresji związanej z działaniem wskaźników mocy. Wygląd i wysiłek włożony w ich konstrukcję (razem z układem pomiarowym) budzą szacunek, a przede wszystkim robią wrażenie. Siadając przed monoblokami, jesteśmy więc w pewnym sensie skazani na wpatrywanie się w migające diody i zmieniające się, jak szalone, wskazania alfanumerycznego wyświetlacza.
Długo gapiłem się na nie jak zaczarowany, zapominając, że pełnią one jedynie rolę informacyjno-dekoracyjną. Po pewnym czasie zaczyna to jednak przeszkadzać. Najpierw wyłączyłem wskaźnik pokazujący waty (alfanumeryczny), a niedługo potem także VU-metr (bargraf).
Co jakiś czas włączałem je z ciekawości, żeby odczytać moc, jaką wzmacniacz oddaje przy danym utworze, jednak z biegiem czasu robiłem to coraz rzadziej. A w końcu stanęło na tym, że świeciło się jedynie zielone logo firmy.
Muzyka wystarczy. Wciąga jak dobra książka. Mając w ręku coś równie absorbującego, nie chcemy, żeby cokolwiek nas rozpraszało. Accuphase A-200 gra hipnotyzująco głównie dzięki temu, że maluje spore, nasycone źródła pozorne.
Ich wynikiem jest duży wolumen całego dźwięku, niezwykle przyjemna obfitość. Nie jest to sztuczne powiększanie ani, tym bardziej, wypychanie i wchodzenie słuchaczowi na głowę. To intensywność znana z wydarzeń na żywo.
Accuphase był prekursorem takiego podziału wnętrza, z ekranami wzmacniającymi konstrukcję. Umieszczony pośrodku zasilacz jest ekranowany z każdej strony.
Nie tylko podczas nienagłaśnianych koncertów muzyki klasycznej czy jazzowej (te ostatnie, niestety, są zwykle wzmacniane), ale także podczas koncertów muzyki rockowej, z tysiącami watów w estradowych "paczkach". Tutaj substancja nie oznacza złagodzenia; wręcz przeciwnie - jest uderzenie, ekspresja, dynamika.
Taki dźwięk nie jest ani ciepły, ani zimny. Nie jest też nijaki. Ma swój własny wyraz, charakter wynikający jednak nie z kształtowania barwy, lecz ze znacznie bardziej subtelnych zmian, jakie układ wzmacniający wprowadza do sygnału.
I wiedząc, że mamy do czynienia ze wzmacniaczem pracującym w klasie A, wielu obstawiałoby, że będzie to dźwięk podgrzany, może trochę przyciemniony. To tylko stereotyp, i to dziwnie daleki od rzeczywistości.
Nie ma bowiem w tym brzmieniu żadnego złagodzenia i zaokrąglenia. Accuphase A-200 zachowuje się jak doskonały wzmacniacz "monitorujący", jak wzmacniacz w topowym studio nagraniowym, a nie jak wzmacniacz, który wedle pewnych opinii ma za zadanie współkreować muzykę w domowym systemie audiofilskim. Jeżeli więc oczekujemy od wzmacniacza "uczestnictwa", budowania klimatu, dobarwienia itp., to Accuphase A-200 odmówi świadczenia takich usług.
Jeżeli potrzebujemy wzmacniacza, który będzie... wzmacniał - Accuphase A-200 będzie to robił bez żadnych ograniczeń, podłączony do każdych kolumn. Jest wszakże możliwość, że jego dźwięk zostanie odebrany, przynajmniej w pierwszym momencie, jako odrobinę "lampowy".
To jednak co innego - spokój i opanowanie; w połączeniu z doskonałą dynamiką i nasyceniem daje to potencjał, jakiego wcześniej nie słyszałem.
Co ważne, wszystkie te zalety są obecne i czytelne niezależnie od wybranej płyty, nie trzeba czekać "na ten moment", stąd owa wspomniana na początku "hipnoza", wynikająca z ciągłości, i wrażenie spokoju - bo w tym brzmieniu nie ma żadnej nerwowości. Różnicowanie jest przy tym fantastyczne, szczególnie jeśli chodzi o pierwsze plany, leciutko przez Acuuphase A-200 faworyzowane.
Kiedy śpiewał Nat "King" Cole, to był przede mną, trójwymiarowy, pełny i bogaty w niuanse. Kiedy z kolei puściłem płytę Petera Nootena, zrealizowaną w całości na "Maku", to słabość tej techniki nagraniowej nie była ukrywana - wszystko było płaskie i szare, ale było słychać, że jest prawdziwe!
Linijkowy wskaźnik mocy (bargraf) nawiązuje do stylistyki lat 70., chociaż Accuphase częściej stosuje mierniki wychyłowe.
Mimo to Accuphase A-200 nie katuje słabszych realizacji. Pozwala przedrzeć się przez warstwę nagrania i dotrzeć do muzyki. A przy okazji świetnie wyciąga te aspekty, które akurat się udały - jak niezwykłe efekty przestrzenne, także w przeciwfazie, obecność detali itp.
Wciąż zdawałem sobie doskonale sprawę z problemów tej płyty, jednak nie zaważyły one tak mocno na całym wrażeniu, jak z innymi wzmacniaczami. kolei z perfekcyjnymi, wzorcowymi realizacjami, jak na przykład z płyt wytwórni TBM, idziemy jeszcze dalej. Tam jakość nagrania zupełnie przechodzi "obok" nas, a my stajemy przed zespołem i zwracamy uwagę na technikę gry, śpiewu, na rodzaj akustyki, na to, jak muzycy ze sobą współpracują.
Tak cenione, najlepsze wzmacniacze typu SET, z dobrze dopasowanymi kolumnami, pokazują środek pasma nieco łagodniej, bardziej gładko, zapobiegając chropowatości.
Accuphase A-200 nie popada w takie "lizusostwo", działa pewnie, otwarcie, precyzyjnie, pokazując tradycyjną technikę tranzystorową w najlepszej formie, wolną od wszelkich obserwowanych czasami czy tylko domniemanych, przywar. Lampy mogą nas czarować; tranzystorowy Accuphase - przekonuje argumentami.
Wojciech Pacuła