Skrót KI pochodzi on od imienia Kena Ishiwaty - postaci już legendarnej, związanej z Marantzem od 40 lat. To firmowy certyfikat najwyższej jakości, podpis mistrza pod konkretnym projektem, a Ken nie zgodziłby się, aby jego inicjały pojawiły się pod byle czym. Zakres jego prac w tworzeniu nowych urządzeń trudno ustalić, ale pewne jest, że urządzeń tych słuchał i kładzie na szalę swoją reputację, że my też powinniśmy, bo warto. Tym razem ceremonia odbyła z jeszcze większym rozmachem - w kompleksie Concertgebouw w Amsterdamie.
Czterdzieści lat... epoka. Okoliczność więcej niż odpowiednia dla przygotowania czegoś wyjątkowego. Na rubinowy jubileusz Marantza i Kena Ishiwaty uszykowano konstrukcje KI-Ruby i wprowadzono je z dużą pompą, stawiając w centrum wydarzenia zarówno urządzenia, jak i samego Kena. Każda firma chciałaby mieć w swoich "zasobach kadrowych" taką gwiazdę, autorytet niekwestionowany nawet dla konkurentów, łączący najwyższe kompetencje w kilku dziedzinach.
Główna sala koncertowa kompleksu Concertgebouw słynie ze wspaniałej akustyki, choć została zaprojektowana przez architekta niemającego o niej wielkiego
pojęcia... Ale nie sądźcie, że każdy, kto bierze się za projektowanie sprzętu bez odpowiednich kompetencji, ma tyle szczęścia.
Ken Ishiwata to "ambasador" marki, rozpoznawalny i świetnie komunikujący się z dowolną grupą słuchaczy - czy to podczas prezentacji dla audiofilów, odwiedzających różne imprezy, czy dystrybutorów, czy też dziennikarzy. Pamięta przeobrażenia na rynku audio, barwnie o nich opowiada, a jego osobiste retrospekcje sięgają znacznie głębiej niż historia współpracy z Marantzem. To również doświadczony konstruktor i konsultant od kwestii zarówno technicznych, jak i brzmieniowych.
Doradca o wyjątkowej intuicji, który podpowie, co się może przyjąć na rynku, w co inwestować, z kim warto współpracować. Można by rzec, że dobrych konstruktorów jest wielu, dobrych marketingowców też, księgowych, analityków, "menadżerów produktowych" - na pęczki, ale Ken Ishiwata jest tylko jeden.
Schody po prawej stronie prowadzą wprost na scenę, na której właśnie zakończyła się próba. W oddali widać płachty zwisającej z sufitu czerwonej tkaniny. To element tłumiący
- w ten sposób na czas prób (w pustej sali) imituje się akustykę właściwą dla obiektu wypełnionego publicznością.
Rubinowe urządzenia tworzą system stereo. To wzmacniacz (zintegrowany) PM-KI Ruby oraz odtwarzacz (płyt i plików) SA-KI Ruby. Zostaną wyprodukowane w limitowanej liczbie tysiąca par i dostępne tylko w takich zestawach (w kolorze czarnym lub złotym).
Premiera, na którą zaproszono dziennikarzy z całego świata, odbyła się w miejscu odpowiednio godnym - w jednej z najsłynniejszych sal koncertowych na świecie, Concertgebouw w Amsterdamie. To miejsce wielu prestiżowych wydarzeń muzycznych. Główna, najsłynniejsza sala Concertgebouw, mieści ok. 2000 osób. Pod wrażeniem jej akustyki jest każdy, kto miał okazję się tam znaleźć.
W Concertgebouw jest także tzw. Control Room - to jednak bardziej centrum logistyki i zarządzania, choć wyposażone w podstawowy sprzęt monitorujący i rejestrujący
dźwięk i obraz.
To wręcz niewiarygodne, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że kompleks Concertgebouw powstał w XIX wieku (uroczyste otwarcie miało miejsce dokładnie w 1888 roku), a więc zanim pojawił się jakikolwiek sprzęt audio - rejestrujący, transmitujący, odtwarzający, wzmacniający, przetwarzający... Nie było też nowoczesnych systemów pomiarowych wspierających dzisiaj projektowanie tego typu obiektów.
"Jakaś" wiedza o akustyce była jednak dostępna... Ale co najciekawsze, przygotowania całego projektu podjął się architekt Adolf Leonard van Gendt, który, według źródeł (i opowieści pracowników Concertgebouw), o akustyce nie miał właściwie żadnego pojęcia.
Piwnice tuż pod główną sceną pełnią rolę magazynów, system wind wciągających instrumenty na górę przypomina rozwiązania z lotniskowców.
Główna sala ma 44 metry długości, 28 metrów szerokości i 17 metrów wysokości, jest w przybliżeniu prostopadłościanem, z lekkimi zaokrągleniami narożników na krótszej ścianie, za orkiestrą. Wielkość i proporcje ustalono kierując się innymi (niż akustyka) względami użytkowymi i uwarunkowaniami natury czysto budowlanej.
Efekt prac jest więc zaskoczeniem. Akustyka głównej sali (z uwagi na dość duży pogłos) idealnie wpisuje się w koncerty muzyki klasycznej, ale w latach 60. grali tam Led Zeppelin, Pink Floyd czy The Who. Główna sala koncertowa Concertgebouw nie nadaje się oczywiście do prezentacji sprzętu domowego, ale w kompleksie jest kilka innych pomieszczeń.
W bajkowych wnętrzach Concertgebouw przestrzeń nabiera zupełnie nowego wymiaru, wzrok sam wędruje do góry, by podziwiać efektowną, sufi tową sztukaterię, wykonaną w tym pomieszczeniu z metalowych elementów.
Wybrano jedno z najmniejszych, choć w dalszym ciągu nieco zbyt duże do optymalnego odsłuchu systemu z parą wolnostojących kolumn (prototypowe modele Q Acoustics). Ponadto każda sala koncertowa "brzmi" najlepiej, gdy wypełnią ją słuchacze, tymczasem nasz "koncert" ograniczył się do garstki osób, które tej krytycznej masy nie były w stanie stworzyć.
Zresztą wszyscy zainteresowani powinni wiedzieć, że takie prezentacje nie są dobrą okazją do rzetelnej oceny walorów sprzętu. Odsłuch KI Ruby był raczej dodatkiem do spotkania z Kenem Ishiwatą, który wystąpił jako szef zespołu projektowego.
Najcenniejsze graty, takie jak warte setki tysięcy (euro) fortepiany Steinway & Sons, są przechowywane w specjalnych, klimatyzowanych boksach ulokowanych, ze względu na wygodę transportu, tuż przy platformach wind.
Zanim jednak posłuchaliśmy KI-Ruby i poznaliśmy szczegóły techniczne, Ken Ishiwata zabrał nas w sentymentalną podróż, opowiadając o początkach swojej współpracy z Marantzem, a nawet o latach jeszcze wcześniejszych, gdy zatrudniony był w firmie Pioneer.
Ken uraczył nas muzyką z winyli (był więc gramofon towarzyszący – oczywiście Marantza – uzbrojony we wkładkę Clearaudio Talisman), podkreślając swoją atencję dla czarnej płyty. W "cyfrowej" części prezentacji, co było trochę zastanawiające, nie pojawiły się płyty SACD ani żadne inne (chociaż SA-KI Ruby to odtwarzacz płyt), tylko nagrania z dysku twardego komputera, ograniczające rolę SA-KI do przetwornika C/A.
Choć pomieszczenie w podziemiach, gdzie przeprowadzano prezentację KI-Ruby, jest znacznie mniejsze niż główna sala koncertowa, to nawet i tutaj typowe, wolnostojące
kolumny nie miały odpowiednich (do swojego przeznaczenia) warunków.
Jak spisze się system KI Ruby w regularnym teście, odtwarzając również płyty CD i SACD - przekonacie się już w następnym numerze. A Kena Ishiwatę sami będziecie mogli spotkać podczas najbliższego Audio Show w Warszawie, oczywiście podczas prezentacji systemu KI-Ruby, lecz możecie być pewni, że dowiecie się o wiele więcej, niż tylko o sprzęcie.