Trwała II wojna światowa, większość mężczyzn z pewnego kanadyjskiego miasteczka walczyła z Niemcami w Europie. Panny zbierały się wieczorami w domach albo w knajpkach, rozmawiały i marzyły. Przyszłość wróżyły sobie z herbacianych fusów. Jednej z nich wywróżono, że rychło wyjdzie za mąż. Ale za kogo, jeśli wszyscy chłopcy wyjechali?
Dwa tygodnie później poznała żołnierza, który wylizał się z ran i został odesłany do domu. Po dwóch tygodniach znajomości pobrali się, a rok później na świat przyszła ich córeczka- Joni Mitchell. O tym opowiada piosenka "The Leaf Prophecy", którą Mitchell zaśpiewała na płycie "River: The Joni Letters" Herbiego Hancocka przerywając długi okres milczenia i łamiąc zapowiedź, że definitywnie zrywa z showbiznesem.
Już wiadomo, że wkrótce ukaże się jej własny album "Shine". Ale teraz cieszmy się tym, co nagrał Hancock ze swoim kwintetem gwiazd: saksofonistą Wayne'em Shorterem, basistą Dave'em Hollandem, perkusistą Vinnie'em Colaiutą i gitarzystą Lionelem Louke.
Pomysł nagrania albumu z kompozycjami Joni Mitchell podsunął Hancockowi producent Larry Klein. Obiecał, że zaprosi wokalistki, o jakich mu się nawet nie śniło. Ale pianista miał znaleźć klucz do interpretacji twórczości genialnej Kanadyjki. I znalazł. Słowa! Bo teksty Joni Mitchell to piękna poezja pełna pobudzających wyobraźnię metafor.
Każdy z muzyków otrzymał teksty piosenek. Już w studio czytali je na głos, rozważali znaczenie, wyobrażali sobie sytuacje, które Joni opisywała. Kiedy rozmawiałem z Hancockiem w Berlinie jeszcze przed premierą albumu, powiedział mi, że w "The Leaf Prophecy" wyobrazili sobie, jak dziewczęta wróżą sobie z fusów w barze, a z rogu obserwują ich jakieś typy, niezbyt rozgarnięte, by powołała ich armia.
- Ja będę takim typem!- miał krzyknąć Shorter i zagrał charakterystyczną dla takiej postaci solówkę. Saksofonista wielokrotnie gościł na płytach i koncertach Mitchell. Hancock grał tylko na albumie "Mingus", najbardziej jazzowej płycie wokalistki. Od tamtego czasu przyjaźnią się.
Zaśpiewana przez Mitchell "The Leaf Prophecy" jest balladą, snującą się opowieścią z celnymi akordami Hancocka. Właściwie cały album jest pełen pięknych nut powstałych z miłości do poezji i muzyki Joni. Tylko jeden utwór skomponował Shorter, to słynna "Nefertiti" napisana jeszcze w czasach kwintetu Milesa Davisa. Czyż Mitchell nie jest taką piękną i tajemniczą Nefretete?
Ale płytę "River: The Joni Letters" rozpoczyna inna piękność, dużo młodsza i jej pojawienie się jest zaskakujące. To Norah Jones śpiewająca swym subtelnym, niewinnym głosem "Court and Spark". Klawiaturę delikatnie muska Herbie Hancock, a Vinnie szoruje szczoteczkami perkusję. Tylko Shorter gra kontrastujące, ostre frazy. To jedna z najlepszych piosenek, jakie kiedykolwiek zaśpiewała Norah. Wniosek z tego, że nie powinna bać się jazzowego akompaniamentu.
Jeszcze większym zaskoczeniem jest druga piosenka albumu "Edith and the Kingpin" śpiewana przez Tinę Turner! Ale zupełnie inną niż pamiętaną z przeszłości, ekspresyjną. Teraz jest melancholijną, stonowaną i dostojną damą. To będzie chyba przebój, bo utwór przyjemnie kołysze, a jazzowy akompaniament nie narzuca się słuchaczowi.
Trzeci utwór płyty - "Both Sides Now" - jest instrumentalny, podobnie jak trzy inne. To dobry pomysł, żeby zrobić takie przerywniki, bo wokalne osobowości mogłyby walczyć o dominację. Następnie Corinne Bailey Rae, która piosence "River" nadała lekko soulową ekspresję. Ależ ona ma urzekający głos! Znowu zachwycające dźwięki grają tu Hancock i Shorter.
Moją faworytką albumu jest "Amelia" wykonana przez Brazylijkę Lucianę Souzę. Jej oryginalny głos wnosi ożywienie do tej nastrojowej muzyki. Od początku producent chciał zaprosić do udziału w tej płycie Leonarda Cohena, również Kanadyjczyka, ale nie miał pomysłu na wykorzystanie jego niesamowitego, niskiego głosu. Aż wreszcie zaproponował mu recytację "The Jungle Line". Jakże cudownie zatopić się w te słowa, nawet jeśli się ich nie rozumie, a otulają nas genialne akordy fortepianu Herbiego Hancocka. To najlepszy, jak dotąd, album tego roku. Kolej na autorską Joni!
Marek Dusza
VERVE/UNIVERSAL MUSIC