Depeche Mode nagrało album w stylu Depeche Mode. Czy po prawie trzydziestu latach wspólnych występów mogliśmy się spodziewać czegoś innego? Nie. I chyba nikt nie oczekiwał od Brytyjczyków eksperymentów. Dzięki temu ten album nie rozczarowuje, ale z tego samego powodu nie jest też ani rewelacyjny, ani rewolucyjny.
Drugiego "Violatora" nie będzie, bo i po co? Depeche Mode i tak wywarło kolosalny wpływ na muzykę pop. Faktem jest, że po bardzo witalnym, ostatnim albumie "Sounds Of The Universe" prezentuje się niezwykle sztywno.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby zespół poszedł za ciosem i nagrał prawdziwie zimną, zahaczającą o industrial płytę. Nie pozwala im jednak na to popowy charakter, dlatego też słuchając krążka można w wielu momentach poczuć się w zawieszeniu.
Brakuje na "Sounds Of The Universe" przede wszystkim zapadających w pamięć melodii i refrenów, z wyjątkiem rewelacyjnego, singlowego "Wrong". Co ciekawe, gdy robi się bardziej interesująco, okazuje się, że w danym utworze większy udział w komponowaniu miał Gahan, a nie Gore, co potwierdza tezę, że to wokalista odświeża brzmienie popularnych Depeszów.
Żadna z przedstawionych tu dróg nie prowadzi do pełnego sukcesu, ale najważniejsze jest, że dwunasty longplay grupy nie zawiedzie fanów zespołu, którym nic więcej ponad to, co usłyszą, nie jest do szczęścia potrzebne.
M. Kubicki
EMI MUSIC POLAND