25 lat temu ukazała się pierwsza płyta nowojorczyków "Turn On The Bright Lights", która z miejsca przykuła uwagę słuchaczy, a przez krytyków została okrzyknięta debiutem roku. Ćwierć wieku to szmat czasu, lecz w przypadku Interpolu niewiele się zmieniło.
Muzyka grupy Interpol wciąż emanuje melancholią, niepokojem i smutkiem. Siódmy album w ich dorobku ucieszy wszystkich kochających dołujące klimaty. Idealnie nada się na jesienno-zimowy czas.
Niska barwa i załamujący się głos Paula Banksa jest tak charakterystyczny, że trudno pomylić go z kimkolwiek innym. Tak śpiewał jeszcze tylko Ian Curtis – legendarny wokalista Joy Division. Zimnofalowo brzmią także partie gitar Daniela Kesslera.
Popisuje się tu wielką kreatywnością w budowaniu wielowarstwowych struktur oraz melodyjnym zmysłem. Takie piosenki, jak "Toni", "Fables", "Something Changed" "Gran Hotel" i "Renegade Hearts", z miejsca chwytają za serce, sprawiają, że trudno się od nich uwolnić.
Doskonałą robotę wykonali tu renomowani producenci – Flood i Alan Moulder – którzy mają na koncie współpracę z Nine Inch Nails, U2, Garym Numanem i Depeche Mode. Zachowali to co najlepsze w brzmieniu zespołu, dodając do nagrań więcej dynamiki. Albumem "The Other Side of Make-Believe" Interpol powinien poszerzyć grono wyznawców o kolejne pokolenie słuchaczy.
Grzegorz Dusza
Matador/Sonic