Ceny nie mogą rzecz jasna brać się zupełnie z sufitu; każdy produkt Sonusa musi więc spełniać pewne warunki, które jednocześnie określają obiektywną jakość, jak i wyróżniają swoją specyfiką konstrukcje Serblina spośród konkurencji a więc użycie elementów z włoskiego orzecha i imitacje skóry w odbiegających od klasycznego prostopadłościanu konstrukcjach obudów, i zastosowanie co najmniej dobrych przetworników, umożliwiających dobremu konstruktorowi przygotowanie dobrze grających zestawów.
Było w ofercie Sonus Fabera jeszcze coś specjalnego a mianowicie samoograniczenie się do konstrukcji podstawkowych. Nie od dzisiaj wiadomo, że "monitory" podstawkowe układy dwudrożne audiofile darzą dużą sympatią i kredytem zaufania, zgodnie z dewizą, że dla "wyrobionego" słuchacza ważniejsza jest jakość, a nie ilość.
Jasny wybór uczyniony niegdyś przez Serblina na pewno pozwolił mu zdobyć wiele punktów w sercach i uszach również polskich entuzjastów wiernego odtwarzania, a konstrukcje kultowych modeli stały się kwintesencją ich marzeń. Dla niejednego, kto połknął tego bakcyla, symbolem po prostu najlepszego zespołu głośnikowego na świecie stały się słynne Extremy, których nie trzeba chyba nikomu bliżej przestawiać.
Zobaczyć Extremy i umrzeć... no, bez przesady, może jednak przedtem ich trochę posłuchać śnić mógł każdy. Ale niespodziewanie sen się skończył. Z powodów niezrozumiałych dla wielbicieli talentu Serblina, firma zaprzestała, ponad rok temu, produkcji supermonitora.
Zapadła grobowa cisza, z której powoli zaczęły dochodzić głosy, że Włoch ma już gotowego następcę Extrem. Kiedy objawił swoje dzieło publicznie po raz pierwszy na zeszłorocznym Hi-Fi Show w Londynie, stało się jasne, że miłośnicy Extrem niekoniecznie o nich zapomną i rzucą się w stronę nowych superkolumn.
Serblin po raz kolejny po wprowadzeniu Concerto Grand Piano i to tym razem w sposób najbardziej spektakularny z możliwych zdradził ideę podstawkowego monitora. Jego największe dzieło przybrało postać wolnostojącą, i ku zgorszeniu ortodoksów, którzy wierzyć chcieli, że dwudrożny układ wszystkich dotychczasowych konstrukcji Sonusa, w tym również Extremy, jest definicją układu najlepszego nowe smukłe kolumny zmieściły w sobie aż cztery głośniki w układzie trójdrożnym.
Oto najboleśniejsze, ale i przez to najbardziej pouczające doświadczenie, że nie należy zbyt mocno utrwalać sobie opinii, że najlepsze są takie, a nie inne, ściśle określone rozwiązania. Nawet największe autorytety nie żują, jak krowy, przez całe życie trawy.
Układ trójdrożny a dwudrożny
Odnosząc to do konstrukcyjnych konkretów, po raz kolejny, ale właśnie na najbardziej chyba przekonującym przykładzie ewolucji oferty Sonus fabera, wypada zrobić krótki wykład na temat wyższości układów dwudrożnych nad trójdrożnymi, czy jak kto woli, wyższości trójdrożnych nad dwudrożnymi, czy, jak to wreszcie powinno być traktowane, na temat braku możliwości jednoznacznego wskazania układu lepszego. Chociaż tak dążymy do poznania źródła dobrego i złego...
Technika głośnikowa technika przetwarzania energii elektrycznej w akustyczną nie czyni takich postępów, jak technika transmisji, rejestracji i odczytu, gdzie od dawna zadomowiła się już cyfryzacja; jednak nie jest też tak, że w dziedzinie przetworników elektroakustycznych stoimy w miejscu.
Rozwój jest widoczny w technologii membran (nawet wciąż stosowana celuloza nie jest przecież taka sama, jak kiedyś, co zauważymy właśnie w tym teście), w częściach miękkich, w układach magnetycznych.
Jednym z najlepiej widocznych efektów wszystkich tych działań jest tworzenie coraz lepszych głośników nisko-średniotonowych, które posiadają zdolność dobrego odtworzenia niskich częstotliwości powiedzmy do 40 Hz, jak i średnicy, przy dość dużej mocy i dostatecznej efektywności.
Kilkadziesiąt lat temu nie było takich przetworników, i chcąc sięgnąć do rzeczonych 40Hz należało stosować wyspecjalizowane głośniki niskotonowe, niezdolne do poprawnego przetwarzania średnicy, co pociągało za sobą oczywiście stosowanie również specjalnych głośników średniotonowych i ostatecznie układów trójdrożnych lub czterodrożnych.
Wchodziły też w grę, poza obiektywnymi czynnikami wynikającymi z właściwości stosowanych głośników, również określone trendy, nie zawsze racjonalne, którym poddawała się jednak większość konstruktorów; budowano układy cztero i pięciodrożne nawet wtedy, gdy dostępne i wręcz zastosowane w danym układzie głośniki z powodzeniem pozwoliłyby stworzyć układ trójdrożny, a układy trójtrożne tam, gdzie wystarczyłyby dwudrożne; ale w tamtych czasach w oczach konstruktorów, a zwłaszcza klientów, układy wielodrożne wyglądały poważniej i znaczyły więcej, niż dwudrożne, co, jak już zaznaczono, miało jednak pewne uzasadnienie w deficycie naprawdę dobrych głośników nisko-średniotonowych.
Sytuacja się powoli zmieniała i wraz z dobrymi głośnikami niskośredniotonowymi w rękach konstruktorów, na rynku zaczęły pojawiać się opinie, że układ dwudrożny "to jest to". Faktycznie jednak sytuacja zmieniła się o tyle, że przesunęła się granica wymagań, poza którą jest racjonalne stosowanie układów większych niż dwudrożne; załóżmy, że najlepsze głośniki niskośredniotonowe sięgają już 40Hz.
Jeżeli jednak chcemy niżej i więcej, ponownie musimy sięgnąć do arsenału głośników basowych i średniotonowych.
Należy przy tym wziąć pod uwagę, że również najlepsze współczesne głośniki niskotonowe potrafią więcej, niż ich poprzednicy. Tutaj jednak rzecz należy rozpatrywać pod kątem wielkości samego głośnika stworzenie przetwornika sięgającego dolnej granicy pasma akustycznego również 20 lat temu nie stanowiło problemu byłby to jednak głośnik duży i w dużej obudowie.
Dzisiaj to samo potrafią głośniki znacznie mniejsze, analogicznie do niskośredniotonowych. Oczywiście, praw fizyki nie zmienimy fala 20Hz ma długość 17m i tak już na zawsze pozostanie.
Należy o tym pamiętać, gdy spotykamy się z obietnicami, że małe monitory zagwarantują nam pełne pasmo przenoszenia przy pełnej dynamice. Ale tak naprawdę, głośnik nie musi mieć 17m średnicy, ani jego obudowa takiej wysokości, aby przetwarzać 20Hz...
Nowe Sonusy, zwłaszcza na tle całej oferty firmy, są doskonałą ilustracją tych zależności. Oto firma wyspecjalizowana w podstawkowych układach dwudrożnych decyduje, że jej flagowy, bezkompromisowy projekt powinien być trójdrożny.
Dopóki jest to możliwe, dopóki wymagania nie sięgają doskonałości, firma trwa przy układach dwudrożnych, którymi można dzisiaj osiągnąć bardzo wiele znacznie więcej, niż tanimi układami trójdrożnymi, robionymi często na pokaz. Ale gdy wspominana granica ma zostać przekroczona, nie wystarczy już nawet niesamowity głośnik niskośredniotonowy Skaanings Audio, zastosowany w Extremach.
Niezapomniane Extremy pozostaną być może niedoścignionym wzorem dwudrożnego monitora. Sięgały nisko, bardzo nisko... ale Amati ma sięgnąć jeszcze niżej.
Sonus Faber Amati Homage są drugą konstrukcją Serblina, która powstała w oparciu o pomysł zaczerpnięcia do projektu kolumn elementów kształtu instrumentów muzycznych, a dokładnie lutni.
Czasami przypisuje się temu oczywistą, aczkolwiek dyskusyjną ideę że skoro instrumenty muzyczne są źródłem najbardziej naturalnego dźwięku, to głośniki, aby przetwarzały jak najwierniej, należy do nich właśnie upodobnić.
Ale czy wybór kształtu lutni nie spowoduje, że kolumny zawsze brzmieć będą tak jak ten skądinąd szlachetny instrument? Na szczęście nie, ponieważ sposób działania zespołu głośnikowego jest jednak inny niż instrumentu, i inne przed nim stoją zadania.
Natomiast prawdą jest, że ścianki o krzywoliniowym obrysie, zbiegające się do tyłu, nie pozwalające na powstawanie fal stojących, dobrze służą działaniu obudowy głośnikowej.
Wspomnienie lutni nadaje racjonalnym akustycznym założeniom wymiar muzyczny, na który jesteśmy bardzo łasi.
Pierwszą "lutnią" Serblina był model Guarneri Homage, który konkurował o palmę pierwszeństwa z Extremą. Próbę czasu wytrzymały Guarneri, które, jak się okazało, były tylko początkiem dla nowej generacji superkonstrukcji.
Na Sonus Faber Amati Homage musieliśmy więc dość długo czekać (pięć lat od powstania Guarneri), ale wreszcie sytuacja się wyjaśniła Guarneri, a nie Extremy pozostać mają referencyjnym podstawkowym "monitorem" z limitowanym przetwarzaniem niskich częstotliwości, natomiast pełnozakresowym flagowcem będzie jakby ich bardzo rozwinięta wersja Amati.
Często piszemy o małych zespołach głośnikowych, od czasu do czasu niektóre z nich nazywamy luksusowymi miniaturkami, gdy są wyjątkowo starannie wykonane, a do wykończenia użyto naturalnych fornirów.
Jednak na tle ich wszystkich Guarneri Homage prezentują się wyjątkowo a więc superluksusowo. Prawdziwe klejnoty, dopieszczone od zewnątrz i od wewnątrz, swoją nieskazitelną elegancją przyćmiły nawet nieco toporne (tylko na ich tle!) Extremy.
Wydawało się, że piękno Guarneri jest ściśle związane z ich (ograniczoną) wielkością, i powstała tak harmonia stanowi nienaruszalny kanon. Naruszyć go miał prawo tylko sam mistrz, i jak widać, pięć lat pracy nie poszło na marne.
Homage wolnostojące prezentuje się cudownie; duża bryła nie zaprzepaściła piękna delikatności, następuje prawdziwe poskromienie bestii, przyobleczenie potęgi w godną, ale subtelną szatę. W końcu przyzwyczaić się można do wrażenia, że to nie Amati jest większą wersją Guarneri, ale te drugie tylko miniaturową kopią prawdziwych Homage wzorcowych Amati.
Zagadką tylko pozostaje, jak będą wyglądać zapowiadane trzecie Sonusy w rodzinie Homage, dedykowane trzeciemu, i chyba najsłynniejszemu, obok Giuseppe Guarnieri i Andrea Amati twórcy skrzypiec z Cremony Antonio Stradivariemu. Czy zgodnie z zaznaczającym się porządkiem będą to jeszcze większe kolumny? Jednak wątpię. Czy czekać będziemy kolejnych pięć lat?
Zmiany, zmiany, zmiany...
Sonus faber Amati Homage mają więc swoje korzenie we wcześniejszym projekcie Guarneri, ale demonstrują również zachodzące zmiany zarówno w ogólnej koncepcji, jak i w detalach. Po raz pierwszy trójdrożne, po raz drugi wolnostojące (pierwsze Concerto Grand Piano), i również po raz drugi oparte na głośnikach Scan-Speaka (po raz pierwszy Electa Amator II).
Przetwornik Scan-Speak Revelator
W ten sposób Sonus faber, od początku do dzisiaj wierny współpracy z producentami skandynawskimi, pożegnał się jednak z duetem Skaanings Audio / Dynaudio (nisko-średniotonowy/wysokotonowy), który wcześniej królował w najdroższych modelach (Electa Amator, Extrema); w Extremach soprany odtwarzał Esotar legendarny tweeter Dynaudio, w Amati rolę tę przejął Revelator nowocześniejszy przetwornik Scan-Speaka.
Jednak już w tym miejscu wypada zaznaczyć, że w konstrukcji Amati mamy do czynienia ze specjalnymi wersjami, skądinąd znanych produktów duńskiej firmy.
Mimo dostępności Scan-Speaków na rynku hobbistycznym, przygotowanie w warunkach amatorskich dokładnych kopii włoskich superkolumn będzie jednak niemożliwe, nad czym wiem, że ubolewa już wielu moich znajomych. AkustyK się tutaj nie pożywi.
Skoro wspomnieliśmy już o wysokotonowym, dokończmy jego prezetację. Revelator to szczytowy model w ofercie Scan-Speaka, wyróżniający się zastosowaniem układu Symmetric Drive dającego bardziej jednorodny strumień magnetyczny i jego symetryczny rozkład po obydwu stronach szczeliny magnetycznej, równocześnie linearyzującego charakterystykę impedancji w zakresie najwyższych częstotliwości, z bardzo niską częstotliwością rezonansową (500Hz), specjalnym profilem frontu, regulującym charakterystyki częstotliwościowe w zakresie średnich częstotliwości tak, aby były jak najbardziej zbieżne z odpowiednimi charakterystykami dużego głośnika (nisko)średniotonowego, i w rezultacie, aby przejście w okolicach częstotliwości podziału było płynne również pod dużymi kątami w stosunku do osi głównej.
Ciekawostką w konstrukcji Revelatora jest brak ferrofluidu, który co prawda pozwala odprowadzać z cewki ciepło, ale wprowadza równocześnie zgubne dla dźwiękowych mikrodetali tłumienie.
Revelator przygotowany dla Sonusa różni się od wersji podstawowej od przodu i od tyłu przed membraną przyklejono ażurową metalową osłonę, a do układu magnetycznego, zamiast puszki wytłumiającej, przyklejono dodatkowy ferrytowy pierścień; za nim znajduje się gruby okrągły plaster aluminium, zamykający przestrzeń wewnątrz pierścienia, która połączona jest kanałem z tylną stroną kopułki.
(Analogiczną modyfikację zamówiła firma Dali w głośnikach stosowanych w konstrukcjach serii Grand.) W każdym razie można być przekonanym, że tylna strona kopułki jest zamknięta w samej konstrukcji głośnika i w żaden sposób nie narażona na wpływ ciśnienia z zewnątrz, a mimo to za głośnikiem wysokotonowym znajdujemy kolejną niespodziankę specjalną, kilkulitrową komorę.
Można by jeszcze podejrzewać, że powstała ona jako uboczny skutek wprowadzenia poprzecznego wzmocnienia i celowego ograniczenia objętości zajmowanej przez głośnik średniotonowy, znajdujący się poniżej, ale w takim razie dlaczego jest wytłumiona?
Zahaczyliśmy o głośnik średniotonowy, zejdźmy więc już jedno piętro w dół. Widzimy głośnik niby dobrze znany, ale jednak ponownie wyraźnie zmodyfikowany to przecież "węglowa 18", tylko co ona ma w środku membrany?
Serblin zażyczył sobie, aby w "osiemnastce" nie wklejano wklęsłej nakładki przeciwpyłowej, będącej elementem wersji podstawowej, ale w jej miejscu nie pojawił się również typowy korektor fazy, mocowany do układu magnetycznego; masywny aluminiowy cylinder ma wklęsłe stożkowe wyżłobienie, będące przedłużeniem profilu membrany.
Wyeliminowanie nakładki przeciwpyłowej i wprowdzanie w jej miejsce dowolnie wyprofilowanych elementów pozwala do pewnego stopnia modelować charakterystykę częstotliwościową na krańcu przenoszenia głośnika; jednak nakładka przeciwpyłowa, zwłaszcza w takiej formie, jaka występuje w standardowych wersjach węglowych 18 a więc wklęsła, dość duża i sztywna, służy wzmocnieniu membrany, i utrzymaniu jej właściwej geometrii przy dużych amplitudach, do których przecież głośnik ten został stworzony.
Natomiast występując tylko w roli średniotonowego, przy niewielkich amplitudach, usztywnienie membrany nie jest już tak potrzebne, i może zostać poświęcone na rzecz optymalizacji pod kątem jak najlepszego przetwarzania średnicy.
Nie jest to jednak ścisła reguła postępowania spotykamy przecież głośniki nisko-średniotonowe bez nakładek przeciwpyłowych (np. właśnie u Sonusa w Concerto Grand Piano), a z drugiej strony węglowa 18 jest stosowana jako głośnik średniotonowy również w swojej podstawowej wersji (np. w Wilsonach Audio). Co kraj, to obyczaj.
Membrana z tytanem
Membrana wersji standardowej wykonana jest z mieszanki celulozowo węglowej; Franco Serblin deklaruje, że membrana stosowanej przez niego wersji została dodatkowo uszlachetniona tytanem ("paper carbonium titanium").
Oznaczenie typu głośnika 18W4545K01 wskazuje, że karkas cewki jest kaptonowy. Tym razem układ magnetyczny jest standardowy, to znaczy bardzo duży 122mm, ale bez dodatkowego pierścienia ferrytowego, który występuje np. w wersji tego głośnika w Electach Amator II.
W układzie magnetycznym z pewnością znajduje się aplikowany do wszystkich głośników nisko-średniotonowych Scan-Speaka układ Symmetric Drive.
Głośnik średniotonowy pracuje w zakresie 200 Hz - 2500 Hz, a więc przy dość niskich częstotliwościach podziału, co wydaje się zupełnie zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę jego wielkość i wynikające stąd zarówno możliwości (sięgnięcia nisko w dół), jak i ograniczenia (w przetwarzaniu "wyższego środka"), w połączeniu ze zdolnością zastosowanego głośnika wysokotonowego do zejścia niemal w środek pasma.
Węglowa 18 była pierwszym głośnikiem z nowej generacji, wprowadzonej kilka lat temu, z układami Symmetric Drive 1, optymalizowanymi przede wszystkim pod kątem zminimalizowania fluktuacji charakterystyki impedancji przy dużych amplitudach, z czego wynikają powszechne dla większości głośników zniekształcenia (tutaj obniżone o 30dB), z niskostratnymi zawieszeniami o specjalnym profilu.
Po debiucie osiemnastki spodziewano się, że kolejne nowe głośniki w kategorii 21 i 25cm również będą zawierały wszystkie zapoznane w 18 nowe patenty, łącznie z charakterystycznymi, celulozowowęglowymi membranami.
Tak się stało, ale... udział węgla w membranach nowych głośników nie jest oczywisty; jak zdradził mi jeden z inżynierów Scan-Speaka, żadnego węgla tutaj nie ma, bo nie jest potrzebny w niskośredniotonowej "18" potrzebny jest, aby uzyskać odpowiedni poziom tłumienia rezonansów własnych membrany, a przez to dobre właściwości w zakresie średnich tonów, natomiast... membrany nowych głośników niskotonowych mają być jak najsztywniejsze, dla dynamicznego, impulsywnego, ale i detalicznego odtwarzania najniższych częstotliwości; pozwoliła na to technologia twardych membran celulozowych HCP.
Nie można jednak wykluczyć, że na życzenie Serblina dodano trochę węgla, bowiem według firmowego opisu membrany głośników niskotonowych są "paper carbonium". Tak czy inaczej, pozostają bardzo sztywne, co jest tutaj najważniejsze.
Widać, że Sonus należy do tej grupy producentów, którzy po latach stosowania polipropylenów wracają do membran opartych na mieszankach celulozowych; najnowsza konstrukcja Signum, zastępująca Minimę Amator, to również przykład takiej zmiany.
Z pewnością natomiast również ten głośnik nie jest typem z podstawowego katalogu; nosi oznaczenie 21W8555-04, co jasno sugeruje pochodzenie od standardu 21W8555, ale różnice w konstrukcji są dobrze widoczne przede wszystkim układ magnetyczny został ponownie wzbogacony o dodatkowy pierścień, a membrana, choć tym razem pozwolono jej pozostać z nakładką przeciwpyłową, to jednak zmieniono jej (nakładki) materiał i profil zamiast celulozowej, jest polipropylenowa, w kształcie przypomina centralny element głośnika średniotonowego, dodatkowo ozdobiono ją wianuszkiem malutkich, ale tym bardziej tajemniczych wgłębień.
Kosz, tak jak w przypadku średniotonowej 18, jest odlewem z metali lekkich. Między dolnym zawieszeniem a układem magnetycznym jest przelot, pozwalający na wentylację (która przebiegać może również otworem w układzie magnetycznym). Montaż zwrotnicy...
Górne zawieszenie głośników niskotonowych, wykonane z gumy o małej stratności, jest bardzo duże, i pozwala na maksymalne wychylenia +/- 12 mm; wychylenie liniowe, czyli przy wypełnieniu całej szczeliny uzwojeniami cewki, wynosi, przynajmniej w wersji podstawowej 21W8555, +/- 6,5 mm.
Trudno podejrzewać, że specjalna wersja 21 cokolwiek ustępuje wersji podstawowej, która chwali się rezonansem w okolicach 19-20Hz.
To rzeczywiście rezultat wyśmienity w kategorii głośników 8-calowych. Oto dowód postawionej we wstępie tezy nowoczesne głośniki niskotonowe sięgają swoimi zdolnościami przetwarzania najniższych częstotliwości do granic pasma akustycznego, tam gdzie wczoraj zapuszczały się tylko największe 12, 15 czy nawet 18-calowce.
Ceną za tak doskonałe "zejście" jest jednak nie najwyższa efektywność pojedynczego przetwornika, leżąca poniżej 90dB. Aby sięgnąć tej granicy, a może nawet ją przekroczyć (jak deklaruje producent), nie wystarczyło dokleić dodatkowego pierścienia, trzeba było po prostu zastosować dwa głośniki niskotonowe, oczywiście wspomagane układem bass-reflex.
Stosowanie dwóch głośników niskotonowych skłania często wielu konstruktorów do wykorzystania możliwości oddzielnego ich zabudowania, nieco różnego dostrojenia, w celu lepszego wyrówniania charakterystyki niskich częstotliwości. Znane są również opinie, że najlepiej jest, gdy głośniki działają we wspólnej komorze, tworzącej wspólny układ rezonansowy.
Dwa głośniki basowe
Wraz z pierwszą, i może jedyną konstrukcją wyposażoną w dwa głośniki basowe, Serblin preferuje to drugie rozwiązanie. Głośniki niskotonowe współpracują z dwoma otworami (co może mylnie sugerować, że komory są dwie), ale łatwo wytłumaczyć dlaczego na tylnej ściance nie ma miejsca na otwór o odpowiedniej średnicy, wymaganą powierzchnię należało więc podzielić na większą liczbę otworów.
Zainstalowano więc dwa otwory o średnicach 5,5 cm i długościach 20 cm każdy, z wyprofilowaniami antyturbulencyjnymi na obydwu końcach; jednak wydaje się, że całkowita powierzchnia otworów wciąż jest nieco za mała, w stosunku do powierzchni głośników, a w zasadzie do ich bardzo dużego wychylenia objętościowego, aby utrzymać liniową pracę układu rezonansowego przy dużych amplitudach (wymuszane będą zbyt duże prędkości powietrza; otwór przy dużych amplitudach głośnika "nie nadąża" z szybkim przenoszeniem dużych mas powietrza).
Konieczność pójścia na taki kompromis wymusza czasami bardzo niskie dostrojenie, które uzyskuje się przez otwory o małej powierzchni, z długimi tunelami. Gdy tunel nie może być już dłuższy, ze względu na głębokość obudowy, pozostaje redukcja powierzchni.
Ale w obudowie Sonus faber Amati Homage zmieściłby się tunel dłuższy niż 20 cm. Jednak tunel nie powinien być też zbyt długi ze względu na ryzyko pojawienia się w nim rezonansów fal stojących w zakresie niskich częstotliwości... Czasami jest więc tak, że mimo znajomości wzorów, doświadczenia i najlepszych chęci, nie można bezkompromisowo zrealizować wszystkich teoretycznych postulatów.
Bass-reflex
Pewną niespodzianką może się wydawać bass-reflex wyprowadzony z komory głośnika średniotonowego, ale nie jest to pozbawione sensu. Jak wskazuje średnica i długość tunelu (3,5 cm/17 cm), i kilkunastolitrowa objętość komory, układ jest strojony do bardzo niskiej częstotliwości, leżącej poza zakresem efektywnej pracy głośnika; jednak zgodnie z działaniem układu rezonansowego, sam głośnik zostaje dodatkowo odciążony od dużych amplitud w wybranym zakresie częstotliwości (zwykle chodzi o okolice częstotliwości rezonsowej samego głośnika) jeśli zastosowano filtry pierwszego rzędu, może mieć to spore znaczenie.
A filtry są właśnie pierwszego rzędu, zgodnie z założeniami przyjętym przez Serblina już w pierwszej jego konstrukcji, i konsekwentnie realizowanymi we wszystkich dotychczasowych.
Okablowanie
Okablowanie całego systemu wszystkich głośników przeprowadzono przewodnikiem, którego rodzaj bardzo ucieszył polskiego dystrybutora Sonus Fabera jest to więc Van den Hul The Wind.
Choć oczywiście cena dla producentów musi być "nieco" inna od detalicznej, to jednak jest to całkiem kosztowny kabelek, z plecionki posrebrzanych przewodników miedzianych i węgla. Wśród najbardziej zaawansowanych audiofilów zdania mogą być oczywiście podzielone, czy The Wind jest najlepszym przewodem w swojej klasie cenowej, są też przewody na pewno lepsze, i droższe, ale według mnie ten element konstrukcji Amati jednak zasługuje na pochwałę i udowadnia, że Serblin dba o szczegóły, co wydawałoby się oczywiste przy patrzeniu na jego dzieła z zewnątrz, ale najwięksi sceptycy mogliby sądzić, że jest to dbałość nieco na pokaz.
The Wind pokazuje, że Serblin jest perfekcjonistą, dopracowując swoje konstrukcje i na zewnątrz, i od wewnątrz. Tak wielu producentów kolumn namawia nas do stosowania drogich kabli połączeniowych, które jakoby mają podnieść jakość dźwięku na najwyższe poziomy, odsłonić wszystkie możliwości ich głośnikowych konstrukcji.
Zastanawiamy się wówczas, czy na egzotyczne kable podłączeniowe poświęcić równowartość średniej krajowej, czy pomnożyć ją przez pięć.
Ale gdy zajrzymy do środka naszych kolumn, znajdziemy zwykłe "druty", w najlepszym razie grube dla efektu plecionki z miedzi, odpowiadające najtańszym sprzedawanym "z metra" przewodom na rynku.
Wiadomo natomiast, że jeśli pan Ryszard Jasik będzie namawiał do okablowania Amati co najmniej Windem (podejrzewam jednak, że od razu uderzy w The Third, a już co najmniej Revelation), nie będzie się to kłóciło z jakością okablowania Sonus faber Amati Homage i koncepcją Serblina.
Gniazdo podłączeniowe
Zmiany, zmiany, zmiany... może najdrobniejszą, choć znamienną zmianą w stosunku do wszystkich poprzednich modeli, o której jeszcze nie wspominaliśmy, jest rodzaj gniazda podłączeniowego.
Wraz z Amati Sonus faber zgłosił akces do ekskluzywnego klubu kilku bardzo renomowanych producentów, którzy sugerują, że bi-wiring to rzecz niepotrzebna.
Podwójnym gniazdem pogardzili, oprócz Sonusa, również Thiel i Dynaudio, i widać natychmiast pewną zbieżność wszyscy trzej są zwolennikami filtrów pierwszego rzędu. Czy zachodzi tu techniczne uwarunkowanie, poparte empirycznie że zwrotnice pierwszego rzędu nie korzystają na podwójnym okablowaniu, czy tylko jakaś zbieżność ideowa, ale wcześniej Sonus zawsze stosował gniazdo podwójne...
Ale opinie, że niewłaściwy biamping, czy bi-wiring daje gorsze efekty, niż pojedyncze połączenie odpowiednio dobrym kablem, stają się coraz głośniejsze, i jest w nich wiele racjonalności. Pojedyncze gniazdo w każdym razie zapobiega niebezpieczeństwu pomyłki i skłania do poszukiwania jednego, bardzo dobrego przewodnika.
Elementy zwrotnicy łączone są bezpośrednio, a następnie cały układ elektryczny ładowany jest do specjalnej wanienki i zalewany sześcioma kilogramami żywicy, wytłumiającej wibracje. Wszystkie elementy RLC pochodzą z niemieckiej firmy Mundorf.
Sonus faber Amati Homage - obudowa
Obudowę złożono z kilku warstw drewna o różnych właściwościach mechanicznoakustycznych, połączonych polimerowym spoiwem zachowującym wysoki współczynnik lepkości, w celu wprowadzenia tłumienia wibracji.
Wewnętrzne powierzchnie uzbrojono w wybranych miejscach w płyty miedziane i ołowiane, optymalizujące rezonanse ścianek.
Zastosowano też bardziej konwencjonalne, ale zawsze pewne i skuteczne metody uszlachetniania konstrukcji obudowy wprowadzono krzyżujące się wzmocnienia.
Wysoki połysk powierzchni zewnętrznych uzyskano poprzez wielokrotne ręczne lakierowanie i szlifowanie.
W bryle Sonus faber Amati Homage można wyodrębnić trzy części front, tył i łączący je korpus, według schematu zademonstrowanego w Guarnieri. Przednią ścianką, zgodnie z tradycją firmy, powleczono imitacją skóry, na wysokości głośników niskotonowych front wydaje się pogrubiony do co najmniej 5cm (tyle wychodzi jego powierzchnia przed krawędź głównego korpusu), ale w rzeczywistości wykonany jest z 25-mm MDF-u.
Wybrzuszenie to było konieczne, aby zdobyć dystans pozwalający pochylić przednią ściankę na wysokości głośników średniotonowego i wysokotonowego. Pochylenie to wyrównuje odległości od centrów akustycznych głośników i ma zapewne związek z zastosowaniem zwrotnicy pierwszego rzędu.
Dodatkowo pościnano krawędzie wokół tych głośników, wzdłuż dwóch wspólnych stycznych do ich okręgów, zmniejszając tym samym powierzchnię prostopadłą do słuchacza, będącą podstawowym źródłem szkodliwych odbić.
Do tyłu biegnie 12 listew każdego boku, plus po 4 ścianek górnej i dolnej, dla których zwornikiem jest wąska ścianka tylna, polakierowana na czarno, swoim obrysem płynnie zamykająca profil lutni, ale z długim wyżłobieniem w części środkowej, pozwalającym na stworzenie płaskiej powierzchni dla zainstalowania otworów bass-reflex i gniazda przyłączeniowego.
Cała bryła spoczywa na masywnym metalowym stelażu, którego rozstawione na zewnątrz obrysu kolumny cztery nogi, uzbrojone w regulowane kolce, pozwalają smukłej sylwetce Amati złapać równowagę.
Jeszcze jednej rzeczy nie musiał tym razem Serblin wymyślać od początku a mianowicie maskownicy. Osłona głośników zrobiona z gumowych strun miała już swój debiut w Guarnieri. Wydaje się, że taka delikatna zasłona nie uchroni głośników przed uszkodzeniem mechanicznym, ale pełni tylko rolę dekoracyjną, zasłaniając głośniki przed tymi, którzy nie lubią na nie patrzeć, i nadając kolumnie tajemniczy wygląd.
Pojawia się jednak wątpliwość natury akustycznej struny są rozpięte między dwoma eleganckimi, ale głębokimi listwami (które mocowane są do otworów widocznych poza obrysem czarnego frontu); rzecz w tym, że górna listwa "wisi" nad głośnikiem wysokotonowym, niewątpliwie nie pomagając w swobodnym rozpraszaniu i powodując dyfrakcje. Lepiej więc polubić widok Scan-Speaków i słuchać Amati.
Odsłuch
Pierwsze wrażenia były imponujące, by nie rzec porażające. W połączeniu z Tactem Amati zaprezentowały brzmienie o potężnej dynamice, a przy tym bardzo wyrównane tonalnie. Nie dało się zauważyć żadnych ograniczeń częstotliwościowych.
Niskie dźwięki pedału organowego (Rutter) sięgały bez najmniejszych ograniczeń w rejony dwudziestokilkuhercowe. Słowo "sięgały" jest tu właściwie nie na miejscu nie tyle sięgały, co po prostu zostały odtworzone z nienaganną precyzją, bez wysiłku, w sposób całkowicie nieskrępowany, przekazując wrażenie potęgi zawarte w muzyce.
Barwy i proporcje mikrodynamiczne pozwalały zapomnieć, że właśnie wsłuchiwanie się w ich niuanse jest powinnością recenzenta. Bas był szybki i soczysty, faktura uderzeń w membrany kotłów i wielkiego bębna była zarówno rozedrgana, jak i twarda, szybko i zdecydowanie wyartykułowana.
Niniejszy tekst równie dobrze uznać by można za test Millennium; wydaje mi się, że jest to jeden z największych komplementów, jakie mógł spotkać Amati.
Ale może być jeszcze lepiej! Po pierwszych próbach zdecydowałem się usunąć maskownice. Choć są one bardzo przejrzyste akustycznie, to jednak wrażenie lekkości i ulotności dźwięku (związane przede wszystkim z pracą głośnika wysokotonowego), uległo poprawie. Muzyka fortepianowa ponownie zachwyciła. Wszystkie rejestry instrumentu oddane zostały bardzo naturalnie.
Wspomniana dynamika, tak imponująca w skali makro, w sposób równie przekonujący oddana została na poziomie drobnych wybrzmień, muśnięć i innych trudnych do opisania elementów sztuki pianistycznej.
Oddzielne słowa należą się barwie instrumentu pomruk niskich oktaw nigdy nie był zawoalowany głośnymi nawet pasażami prawej ręki, ale i na odwrót grzmiące pochody basowe nigdy nie zdusiły cichych świergotów wyższych oktaw. Bardzo wymagające wobec sprzętu ravelowskie płyty Nojimy i Sermeta były tu najlepszym przykładem możliwości Amati.
Reprodukcja brzmienia fortepianu pokazała, że Sonus Faber Amati Homage są bardzo dokładne, precyzyjne. Dość często zdarza się, że kolumny precyzyjne mają kłopoty z przekazaniem dźwięku ciepłego; ten ostatni wymóg jest szczególnie nieodzowny dla prawdziwie realistycznej prezentacji ludzkiego głosu.
Jednak zarówno sopran Gunduli Janowitz na tle orkiestry symfonicznej, jak i lekko ochrypły głos Karin Bremnes, śpiewającej z towarzyszeniem elektrycznego instrumentarium, miały swoje ciepło.
Barwy głosów obu wspomnianych pań uchwycony zostały w całym bogactwie odcieni, zaś wierność w oddaniu rozfalowania dynamicznego pozwalała docenić całkowitą kontrolę śpiewaczek nad swoimi poczynaniami.
W żadnym razie nie działo się to kosztem wspomnianej precyzji, jednakże ta ostatnia była tak dokładnie zaimplementowana w głosy śpiewaczek, że właściwie zapominało się bardzo szybko, jak trudnym (i pięknym) instrumentem jest głos ludzki.
Podobnie było z dużymi formami instrumentalnymi. Muzyka symfoniczna potwierdziła, że również efekty przestrzenne stwarzane przez Amati są niezwykle realistyczne.
Usadzenie wszystkich instrumentów orkiestry symfonicznej (przyznaję, że w omawianym nagraniu ostatniej symfonii Wolfganga Amadeusza Mozarta był to zespół średniej wielkości) pokazane zostało w sposób nie budzący żadnych wątpliwości. Przyczyniło się do tego również świetne oddanie barwy poszczególnych grup instrumentów.
I tak wiolonczele, mimo iż będące blisko kontrabasów, nigdy nie zlewały się swoim brzmieniem z tymi ostatnimi. Wielkie składy instrumentalne, potężne chóry, nawet wzbogacone organami, nigdy nie sprawiły Amati najmniejszego kłopotu.
Chodzi tu zarówno o zróżnicowanie poziomu dźwięku, od najcichszego szeptu do powalających swym ogromem spiętrzeń dynamicznych, ale również o prawidłowe współdziałanie elementów powodujących, że dźwięk jest jednocześnie ciepły i dokładny.
Kolumny wyśmienite pod każdym względem, łączące zalety dwóch najlepiej dotychczas ocenionych przeze mnie konstrukcji mają bas i autorytet Nautilusów 802, plus finezję wysokich rejestrów i naturalność średnicy z Response 3.5. Na samym szczycie.
Odsłuchy przeprowadzono w pomieszczeniu o powierzchni około 20 m2., dość dobrze wytłumionym. Wydaje się, że Sonus faber Amati Homage są przeznaczone do pracy w pomieszczeniach większych, nieco odbiegających od tych, którymi dysponuje większość Czytelników AUDIO. Wziąwszy pod uwagę cenę tych kolumn, nie powinno to nikogo dziwić.
J.A.