Amplituner Carat I57
Carat wystartował z dość skromną i relatywnie niedrogą ofertą - na początku pojawiły się trzy urządzenia: wzmacniacz zintegrowany, odtwarzacz CD oraz tuner, pod szyldem serii 57. Niecały rok temu dołączył do nich "all-in-one" I57 - czyli CD-amplituner.
Filozofia wzornicza pozostała bez zmian, u jej podstaw leży solidna konstrukcja mechaniczna. Fundament chassis to grube, sztywne blachy, górna płyta to też nie cieniutki arkusz metalu. Najwięcej charakteru ma jednak przedni panel, odsunięty efektowną dylatacją od reszty obudowy i błyszczący piękną, choć raczej niepraktyczną czernią.
Może się to podobać lub nie, ale Carat w początkach swojej działalności, kiedy obierał ten styl, nawet wyprzedzał obowiązującą wówczas modę. Z taflą frontu korespondują srebrne elementy, chociaż niebieskie podświetlenie emblematów już nie klei się z zieloną matrycą wyświetlacza.
Carat I57 w ramach jednej obudowy połączył niemal wszystkie cechy trzech separowanych klocków serii 57. Sercem jest wzmacniacz zintegrowany, który przyjmuje sygnał z zewnętrznego odtwarzacza CD lub tunera.
Podobnie jaku konkurencji, nie zabrakło wejścia dla odtwarzacza MP3 (na przednim panelu, w formie gniazdka mini-jack, akceptującego sygnał analogowy). Większego jacka oddano użytkownikom słuchawek. Typowe przyciski są tu tylko dwa, w tym jeden do włączania urządzenia.
Gro funkcji przejmuje wielofunkcyjne pokrętło oraz zapożyczony z gier wideo (tak, tak, w telefonach komórkowych pojawił się znacznie później) joystick. Szczerze powiedziawszy jego walory użytkowe są dla mnie dość dyskusyjne, trzpień jest delikatny i trudno bez pomyłek poradzić sobie z szybką obsługą.
Można jednak sięgnąć po zdalne sterowanie. Pilot przypomniał minadajniki dołączane do drogich urządzeń Marantza. Znowu chce być efektowny i luksusowy i jest, choć zestawienie złotych elementów z niebieskimi, jaskrawymi napisami nie każdy odbierze jako szczyt elegancji.
Układ tylnej ścianki przypomina wzmacniacz zintegrowany, para wyjść głośnikowych ma bardzo dobre, zakręcane złącza. Mamy trzy wejścia (tylko liniowe). Trochę szkoda, że względem integry A57 zabrakło układów przedwzmacniacza gramofonowego.
Aktualnym dodatkiem jest za to wyjście z przedwzmacniacza. Można by podejrzewać, że deklaracja producenta mówiąca o tym, że Carat I57 jest zbiorem najlepszych rozwiązań z kosztujących sumarycznie znacznie więcej urządzeń separowanych jest tylko tanim chwytem reklamowym, ale zaglądając do wnętrza urządzenia, można taki pogląd zweryfikować.
Zacznijmy od podstawowego źródła, a więc odtwarzacza. Konstrukcja rozpoczyna się od klasycznego, świetnego i rzadko spotykanego już napędu Philipsa VAM1202, a więc prawdziwego czytnika CD. Rolę przetwornika cyfrowo-analogowego pełni może nie pierwszej świeżości, ale wciąż znakomita kość Burr-Browna PCM1732 - to wysokiej klasy układ z serii SoundPlus 24 bity/96 kHz.
Jest tu też zintegrowany dekoder HDCD, o czym dowiadujemy się już z logo na przednim panelu. Dalszą obsługą sygnału zajmują się wzmacniacze operacyjne Burr-Browna oraz Texas Instruments. Rzeczywiście, większość elementów wygląda tu tak jak w kosztującym niespełna 1000 zł odtwarzaczu C57.
Sekcja wzmacniacza również nie ma się czego wstydzić. Jest mocny transformator toroidalny, odlewany radiator, na którym zainstalowano dwie pary tranzystorów, wprawdzie innego typu niż w integrze, ale wciąż dobrego sortu Sankena.
Głośniki Audiovector KI Super
Jak napisałem w teście systemu Magnata, nie lubię gdy dyskryminuje się głośniki. W tamtym jednak przypadku, chociaż głośniki nie były zbyt drogie, to jednak już na oko wyglądały odpowiednio solidnie.
Wraz z kosztującym 4000 zł CD-amplitunerem Carata I57, zawierającym w sobie m.in. mocny wzmacniacz i samym w sobie bardzo okazałym, przyjechały mini-monitorki Audiovector KI Super, najmniejsze jakie duńska firma ma w ofercie, choć nie w najtańszej wersji - wersja podstawowa kosztuje 2000 zł, a wersja Super 2500 zł.
Super czy nie, KI są malutkie. I57 to jednak nie aż taki olbrzymi, na jaki wygląda na zdjęciu z towarzyszącymi mu głośnikami, to one są mikre. Ostatecznie, dzięki ścięciom kosza, w obudowie o szerokości 14 cm udało się zmieścić 14-cm głośnik nisko-średniotonowy - a więc tego samego kalibru, jak w B&W 686 i Focalach 705V.
Jednak nie sama wielkość głośnika nisko-średniotonowgo determinuje możliwości basu - gdyby tak było, nikt nie stosowałby obudów większych niż wymagałoby samo "opakowanie" tylnej strony głośnika. Niektóre bardzo dobre głośniki rzeczywiście pozwalają na osiągnięcie dobrych rezultatów w mniejszych obudowach, ale czy należy do nich typ zastosowany w Audiovector KI Super, dopiero się okaże.
Neodymowy układ magnetyczny przy głośniku wysokotonowym pozwolił zmniejszyć wymiary jego frontu i całej przedniej ścianki, na której udało się również ulokować otwory bas-refleks - zamiast jednego dwa mniejsze, właśnie dlatego, aby jednym dużym, znajdującym się w osi symetrii, nie zwiększać wysokości obudowy.
Sposób zagospodarowania przedniej ścianki potwierdza więc przypuszczenie, że w zamiarach konstruktora KI widziane od frontu miały być tak małe, jak to tylko możliwe. Głębokość jest już przyzwoita, ale i tak objętość netto to niecałe pięć litrów.
Albo Audiovector KI Super mają naprawdę super głośnik nisko-średniotonowy, który z takiej objętości potrafi wykrzesać dobry bas, mając przy tym moc proporcjonalną do mocy I57, albo... albo powinniśmy docenić inne aspekty brzmienia i wykonania.
Np. naturalną okleinę na większej części obudowy (front jest zawsze polakierowany na srebrno), dostępną w kilku wariantach kolorystycznych z dodatkiem wersji lakierowanych na biały ("kość słoniowa")i srebrny metalik.
Mimo to od razu zerkałbym w ofercie na Audiovectora na inny, większy model Ma, który też występuje w kilku wersjach i co najważniejsze, ma już wymiary "regularnego" monitora, bazującego na 18-cm głośniku nisko-średniotonowym. Ma są droższe od KI, ale przecież I57 też nie jest tani i prawdę mówiąc, zasługuje na poważniejsze towarzystwo. Jest jeszcze jedna możliwość - za rogiem czai się subwoofer...
Odsłuch
Brzmienie systemu Carat I57 i Audiovector KI Super jest bez wątpienia w dużej mierze determinowane przez ograniczony zasięg basu małych monitorków. To przecież można łatwo stwierdzić i na podstawie cech konstrukcyjnych, i pomiarów, i eksperymentów w innych kombinacjach.
Byłoby nieuczciwe względem głównego aktora tego występu - CD57, pozostawić tu jakieś niedomówienie i niedoprecyzowanie w stylu "system miał słaby bas". To Audiovector KI Super mają słaby bas. Również KI są odpowiedzialne za ograniczenie dynamiki. To już mamy wyjaśnione. Skoro jednak system jest, jaki jest, to co z niego przyjemnego można usłyszeć?
Basik, tam gdzie już się pojawia, w wyższym podzakresie, świetnie podaje rytm. Dźwięk ma wysoką rozdzielczość, ale też emocjonalną, ciepłą średnicę. Źródła są bliskie, namacalne, to określony styl, całkiem odmienny od zimnej, zdystansowanej prezentacji.
Dobra separacja zakresu wysokich tonów doskonale to uzupełnia. Góra pasma jest dokładna i swobodna, daje dużo detali i powietrza. Nie krępuje się okazać w pełnej krasie. Wysokie tony pozwalają sobie na wykorzystanie sytuacji, w której bas ustąpił z pierwszego planu, głośno się chwalą: "my jesteśmy, a basu nie ma", mimo to brzmienie nie jest przejaskrawione, bo i dla średnicy znalazło się miejsce.
Przy swoich ewidentnych ograniczeniach i zaletach, system (głośniki!) preferuje mniejsze składy, koncerty z jazzowych klubów, romantyczne głosy wokalistek przy akompaniamencie fortepianu.
W takiej sytuacji jest jeszcze jedna korzyść - nie trzeba obawiać się przysunięcia głośników zbyt blisko tylnej ściany. Basu nie będzie za dużo aż do momentu, w którym pozostanie mniej niż ok. 10 cm - wtedy, niestety, najniższy bas nadal się nie pokaże, za to może zacząć trochę dudnić. Na bezrybiu i rak ryba, ale jak lubimy bas, to chyba lepiej pomyśleć o innych monitorach.