Patrząc na nowe Canton GLE 470, pozornie nie widać w tym wielkiego sensu, bo kolumny są bardzo podobne do poprzednich, lecz w gruncie rzeczy to wcale niegłupie - projektowanie i produkowanie tak pomyślanych nowych modeli nie zmusza do wielkiej pracy i poważnych zmian, do inwestowania w nowe technologie, maszyny itp.
Ale jak nowe, to nowe – nie tylko dla klientów, również dla prasy specjalistycznej, której można podsyłać te konstrukcje częściej niż wcześniej.
Nie ma w tym oskarżenia, że Canton GLE 470 niczym się nie różnią od poprzednich – teoretycznie mogłyby wyglądać identycznie i opierać się na tych samych przetwornikach, a grać zupełnie inaczej na skutek innego strojenia zwrotnicy; tym sposobem kolejne wersje mogą powstawać nie co rok, a co miesiąc, a nawet codziennie…
Podchodząc tak do tematu, biuro konstrukcyjne może być dla firmy niewyczerpanym źródłem "nowych" konstrukcji, a jedynie względy marketingowe będą dyktować tempo wymian.
Dwa lata temu testowaliśmy GLE409 – największe z serii, teraz zastąpione przez GLE490. Canton GLE470 to z kolei następca GLE407, modelu drugiego od góry.
W GLE470 występuje układ głośników chyba najczęściej stosowany przez Cantona – geometrycznie symetryczny, z dwoma 18-cm poniżej i powyżej wysokotonowej kopułki, ale elektrycznie dwuipółdrożny – jeden z nich (dolny) filtrowany jest znacznie niżej niż drugi (producent podaje częstotliwości podziału 300 Hz i 3200 Hz).
Charakterystyczne dla Cantona jest też zastosowanie w tych głośnikach membran aluminiowych, nieco mniej typowe (chociaż dotyczące też poprzedniej edycji serii GLE) – użycie tekstylnej kopułki wysokotonowej.
Gle dla każdego
W przeszłości Canton forsował kopułki aluminiowe nawet w najtańszych konstrukcjach, ale ze względu na koszty technologii nie był w stanie wprowadzić w seriach niskobudżetowych membran metalowych w głośnikach niskośredniotonowych; w serii GLE po raz pierwszy u Cantona na tak niskich pułapach cenowych zastosowano membrany metalowe właśnie w głośnikach niskośredniotonowych, natomiast kopułki wysokotonowe nabrały miękkości.
Popieram to posunięcie, bo nie dyktuje go zacietrzewienie w promowaniu firmowych rozwiązań. Wynika ono z doświadczenia, również naszego; dopóki metalowa kopułka nie jest naprawdę dobrej klasy i nie zostanie podłączona do dobrego wzmacniacza, lepiej aby ustąpiła miejsca "grzeczniejszej" w brzmieniu kopułce tekstylnej.
Oczywiście nie wtedy, kiedy z premedytacją planujemy brzmienie "niegrzeczne" – tak jak w przypadku adresowanej do młodego słuchacza serii Chrono.
Seria GLE nie ma ściśle określonego adresata – to propozycja kolumn uniwersalnych i atrakcyjnych dla przeciętnego, średniozamożnego Schmidta i Kowalskiego, szukającego kolumn nowoczesnych, ale nie awangardowych, wielkością poważnych, ale nie zwalistych.
Łatwych w ustawieniu (basrefleks wyprowadzono więc na przedniej ściance), wolnych od audiofilskich gadżetów (zamiast kolców mamy nóżki, a gniazdo przyłączeniowe jest pojedyncze).
Wszystkie modele GLE dostępne są w szerokiej gamie kolorów, co też świadczy o dobrym przygotowaniu do wejścia na szeroki rynek, gdzie dominują pewne trendy, a jednym z nich jest właśnie umożliwienie klientowi wyboru.
Okleina występuje w wersjach drewnopodobnych - bukowej, czereśniowej, orzechowej, mokka oraz czarnej i srebrnej (matowej). Testowaliśmy wersję mokka, w której front wraz z maskownicą jest biały, a nie srebrny, jak w pozostałych wersjach. Ładne, chociaż wymagają pewnej konsekwencji w urządzaniu pomieszczenia.
Odsłuch
Cantony, obecne na polskim rynku od wielu lat, są dość regularnie poddawane "oględzinom" w "Audio". Wiemy, że to firma i kolumny o dość stabilnym charakterze – paleta brzmień zmienia się z generacji na generację w niewielkim stopniu, modele tańsze dzielą z modelami droższymi podobny styl, wypracowany przede wszystkim na podstawie badania potrzeb rodzimego, niemieckiego rynku, na którym Canton jest graczem numer jeden.
Z pokolenia na pokolenie zmieniają się gusta muzyczne, ale niekoniecznie brzmieniowe; nie zmieniają się one też wraz z zasobnością portfela. Po tych słowach nie da się więc uciec od świadomości, że obcujemy z brzmieniem niemieckim, zarówno z tytułu pochodzenia firmy, jak i odbiorców, do których jest adresowane.
Ostatecznie konfrontacja z tym, co wydobywa się zwykle z Cantonów - a tym razem z Canton GLE 470 - wskazuje, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Skraje pasma wcale nie są karykaturalnie wzmocnione, chociaż basu i wysokich tonów z pewnością nie będzie brakować.
Nie ma tu żadnego zmanierowania, wysublimowania, szukania oryginalności, poświęcania zasadniczych umiejętności dla podkreślania jakiegoś wybranego wątku.
To kolumny bardziej komercyjne niż wyrafinowane, ale nikomu kto je wybierze żadnego wstydu nie przyniosą. Grają szybko, jaśniej niż większość konkurentów, z lekką nerwowością, biorącą się głównie z nieco przydudniającego basu – czasami pojawiają się oznaki "pudełkowatości", jakby obudowa nie została optymalnie wytłumiona, co słychać na tle bardzo ładnie pod tym względem uporządkowanych Jamo C407.
Bas Cantonów brzmi dynamicznie, wykonuje mocne ruchy w swoim wyższym podzakresie, niżej nie jest już tak soczysty, chociaż nie gaśnie gwałtownie wraz z przekroczeniem jakiejś granicy. Środek pasma to cantonowa klasyka – neutralność, schłodzenie, czytelność, bez wielkich emocji i "cielesności".
W tym towarzystwie wysokie tony są bardzo dobre - jak wszędzie trochę przybrudzone, ale przejrzyste i zróżnicowane. Dzięki nim pojawia się w brzmieniu Canton GLE 470 i sporo światła, i trochę subtelności.
Wszystko razem ma dobrą spójność i ogólne zrównoważenie, a przy tym witalność oraz swoisty brak skrupułów. Canton GLE 470 na pewno nie świadczą źle ani o niemieckich konstruktorach, ani o niemieckich gustach, chociaż ani trochę nie przymilają się zwolennikom lampowości, analogowości, brytyjskiego brzmienia, supremacji środka...
Jednocześnie wcale nie bardziej - niż przedstawiciele takich właśnie "szkół"- odbiegają od obiektywnej prawdy o muzyce. Jest to równocześnie znacznie bardziej uniwersalna i wyważona propozycja niż druga, którą otrzymaliśmy z niemieckiego obszaru kulturowo-głośnikowego...