Odsłuch
W tym teście nie żałowałem bezpośrednich porównań, wszystkie kolumny miałem na miejscu w tym samym czasie, bez ograniczeń, więc przestawiałem je do woli, idąc tropem wciąż pojawiających się pytań i wątpliwości. Relacja z sesji odsłuchowej z natury rzeczy jest poszatkowana i zredagowana w odcinkach odpowiadających poszczególnym kolumnom, ponieważ ostatecznie temu służy.
Nie oddaje to jednak przebiegu całej akcji, jaką jest test porównawczy. Wielu recenzentów ma w zwyczaju opisywać poszczególne zdarzenia, które zachodzą podczas takich porównań, czyli przywoływać konkretne nagrania, wręcz ich fragmenty, nawet poszczególne dźwięki, i konfrontować ich "wykonanie" przez testowane kolumny.
Ja jednak wolę "syntetyzować" zebrane obserwacje do trochę bardziej ogólnych wniosków. Zresztą, nawet nie trzeba nic syntetyzować – wystarczy nie zacząć analizować... Słuchając znanych płyt, nie odczytuję brzmienia kolumn poprzez poszczególne dźwięki, ale poprzez całą panoramę, przez proporcje, harmonię, kompozycję.
Oczywiście tak jak materia zbudowana jest z cząstek elementarnych, tak i muzyka jest zbudowana z dźwięków, ale wystarczy wiedzieć, że każdy tzw. dźwięk wydawany przez instrument też jest galaktyką mniejszych dźwięków, czyli tonu podstawowego i harmonicznych, by zrezygnować z prób dochodzenia do "prawdy" poprzez rozbiór na czynniki pierwsze.
Jednak w przypadku Paradigm Prestige 85 F odmiana jest tak poważna, że trudno zbyć ją doniesieniem o zmianie akcentów, klimatu itp. Te kolumny w szczególny sposób pasują na koniec testu, bo stają w kontrze do wszystkich pozostałych modeli, prowokują ich przypomnienie, porównania i tym samym kreują treściwe podsuwanie...
Przegląd zaczął się od CM10 S2, grających mocno, dynamicznie, z wigorem, konturami i detalami. Trzy kolejne modele zgodnie zmieniły front, każda poszła trochę swoją drogą, ale generalnie w kierunku spójności, plastyczności, delikatności, wprowadzając trochę miękkości, ciepła, zaokrąglenia.
Na tym poziomie odbyło się to przy zachowaniu odpowiedniej dynamiki i rozdzielczości, jednak nawet rozdzielczość nabrała innego charakteru – bez ostrych cięć i strzelających iskier (chociaż i B&W nie popadało w tej mierze w skrajność), objawiała się czystością, precyzją, cyzelowaniem, subtelnymi wybrzmieniami. Najważniejsza stała się płynność i proporcje, chociaż równowaga tonalna nie wszędzie była taka sama – Dali zaproponowały więcej basu, co jednak wcale nie uczyniło ich brzmienia ani zbyt ciężkim, ani drapieżnym.
Mogłoby się wydawać, że teoretycznie możliwe jest jeszcze wykreowanie czegoś pomiędzy dobitnym "męskim" brzmieniem CM10 S2 a delikatnością pozostałych zawodników. Tymczasem Paradigm wchodzi na scenę z brzmieniem jeszcze mocniejszym i ofensywniejszym niż B&W.
Gdyby ktoś mi o tym powiedział, gdybym sam tego nie usłyszał, myślałbym, że to już przesada, że B&W stanęło na granicy, której lepiej przekraczać – o ile oczywiście mamy mówić o dźwięku zrównoważonym, naturalnym, godnym audiofilskich aspiracji, jakkolwiek byśmy to rozumieli i tego "audiofilstwa" się wypierali.
Paradigm poszedł dalej, znacznie dalej, i okazało się, że to też jest sposób – nie tylko na zrobienie pierwszego wrażenia, ale i na długi dystans. Nie słuchałem Paradigm Prestige 85 F ani dłużej, ani krócej niż pozostałych kolumn, ale "zderzałem" je bezpośrednio ze wszystkimi; i były to zderzenia jak z lokomotywą...
Nie można połączyć wszystkiego naraz, więc nie będę przekonywał, że lokomotywa potrafiła zamieniać się w luksusową limuzynę, jednak "pałer", jaki zapewniają kanadyjskie kolumny, był nie tylko imponujący, ale też nadawał muzyce tego rodzaju naturalność, której delikatnie grające kolumny żałują.
Masywne płozy stabilizują kolumnę nie tylko szerzej rozsuwając punkty podparcia, ale też obniżając środek ciężkości całej konstrukcji.
Więcej starań, a może i więcej możliwości, leży u innych producentów w sferze szykowania brzmienia czystego, neutralnego, a jeżeli efektownego i przyjemnego, to raczej lekkostrawnego i grzecznego. Recepta Paradigma jest zasadniczo inna: ani lepsza, ani gorsza - po prostu inna. I recepta ta wcale nie jest prosta. Jeżeli komuś przyjdzie na myśl, że jest to brzmienie prymitywne, niech zwróci uwagę, jakie sztuczki, czy wręcz jaka sztuka, tutaj się udała.
Basu jest dużo, to najmocniejszy, najbardziej "udarowy" bas w tym teście, nie ma się co czarować, że jest tu wiele miejsca na różnicowanie, na fiezję, a także na sympatyczne zaokrąglenia, jednak ten bas wcale nie jest zwalisty ani tłusty; jest krzepki, gęsty, muskularny, trzyma tempo. A najbardziej frapujące i korzystne jest to, że ewidentnie potężny bas, a nawet cały "dół" pasma, czasami grzmiący i huczący, nie przesłania tego, co dzieje się wyżej.
Muzyka idzie szeroko, całym pasmem, a środek jest zaskakująco porządny, nawet ładny - wokal okazuje się naturalny, czasami zakłębią się nad nim basowe chmury, ale i wtedy daje sobie radę, pozostaje klarowny, selektywny, szybki.
Nie są to czary Dynaudio, ale Dali czy Monitor Audio ze swoją kulturalną plastycznością, skądinąd lekkostrawną, niekoniecznie są bardziej przekonujące i muzycznie wiarygodne, na pewno są mniej angażujące i emocjonujące, także mniej treściowe.
Brzmienie Paradigm Prestige 85 F to golonka z chrzanem, albo krwisty stek - co kto lubi - porcja jest kaloryczna. Góra błyszcząca, nawet metalizująca, ale bez przesady - nie traci selektywności, nie jest gładka i aksamitna, jednak daje dużo dobrze separowanego i poukładanego detalu, wcale nie gwiżdże i nie syczy.
Każdy dźwięk jest szybki, nawet jeżeli trwa i wybrzmiewa, to wyróżnia się błyskawicznym atakiem, muzyka biegnie wartko, nie przelewa się i nie kołysze, co najmniej pulsuje, a najchętniej galopuje, wibruje i smaga.
Dla audiofilów szukających spokoju, pragnących delektować się każdym dźwiękiem jak słodką czekoladką, będzie to zbyt gwałtowne, surowe, ostre i okrutne, ale ma w sobie siłę, która każdego może przy sobie zatrzymać.
Andrzej Kisiel