Nikt rodem z Żoliborza nie mówił inaczej niż Plac Wilsona – uwaga, Wilsona, a nie "Łylsona". Nazwa wprowadzona jeszcze przed wojną, gdy niewielu miejscowych liznęło angielski (zwłaszcza tych z proletariackiego Marymontu), utrwaliła się w takiej właśnie, spolszczonej wersji. I niech tak zostanie!
Dzisiaj nazwę Wilson przyswajają sobie wszyscy Polacy, a ponieważ znajomość angielskiego niepomiernie wzrosła, więc pewnie "Łylson" wygrywa już z "Wilsonem". Chociaż, kto go tam wie, tego akurat, głośnikowego Wilsoniaka, skąd on do Horniaka przybył.
Może to wcale nie Amerykanin ani inny Anglik? Horn Distribution wyjął królika z kapelusza, a nawet kilka królików Wilsoników - dwa wolnostojące, trzy podstawkowe, jeden centralny – i robi wilszoł na cały kraj. Wszyscy podziwiają, a przede wszystkim kupują, bo to kolumny dobre i niedrogie.
Firmowy tekst promocyjny jest trochę sztampowy, ale skoro typowy, to i nie ma się czemu dziwić. Im kolumny tańsze, tym lepsze (w firmowych opisach). "Iście audiofilskie brzmienie", "najwyższej jakości materiały", "doświadczony zespół inżynierów".
Już po teście, znając ich brzmienie, po części mogę zgodzić się z tym pierwszym i w pełni z tym ostatnim, tym bardziej, że nie mogę zgodzić się z tym drugim. Właśnie doświadczony inżynier potrafi uzyskać bardzo dobre rezultaty z materiałów i komponentów niekoniecznie najwyższej klasy.
Za jakość materiałów nieuchronnie i na bieżąco trzeba dużo płacić, a jednorazowe honorarium dla doświadczonego inżyniera można przecież rozłożyć na masową produkcję. Czasami zastanawiało mnie więc, dlaczego tak wiele kolumn niskobudżetowych gra aż tak źle, jak wcale nie musi...
To znaczy wiedziałem, dlaczego - były źle zestrojone. Nie rozumiałem jednak, dlaczego o to nie zadbano. Muszą opierać się na tanich przetwornikach, obudowy mieć proste i lekkie, ale to nie znaczy, że muszą być spaprane; przecież dzisiaj systemy pomiarowe są łatwo dostępne i nie trzeba geniusza, ale średnio doświadczonego projektanta, aby zrobił to przynajmniej przyzwoicie, żeby kolumny grały poprawnie.
Konstrukcja Raptorów jest ze wszech miar poprawna, schludna, uniwersalna. Ani w technice, ani w wyglądzie nie dzieje się nic nadzwyczajnego, i to też jest dobra wiadomość w tym zakresie ceny.
Dlatego za każdym razem, kiedy w teście pojawiały się kolejne niskobudżetowe "wynalazki" polskich dystrybutorów, miałem duszę na ramieniu – nie dlatego, że tanie kolumny muszą grać źle, ale dlatego, że to była zawsze loteria: albo ich projektowaniem zajmował się profesjonalista, albo partacz.
Nie dość, że Wilson, to jeszcze Raptor. Dobrze, że nie Ripper, Raper, Razor. Co autor miał na myśli? Oczywiście nazwy nie muszą oznaczać niczego konkretnego, byle ładnie brzmiały... Tym razem zabrzmiało groźnie i bojowo, zupełnie inaczej niż Melodika...
Wilson Raptor 5 - obudowa
Raptor to drapieżny gad albo amerykański samolot F-22... Czyli jednak nie króliki. Inny trop jest taki, że nazwa miała swoją końcówką wpisywać się w zbiór nazw stosowanych przez firmę Dali (m.in. Spektor, Lector, Zensor). Podpowiadam ciąg dalszy w tym stylu: Sekator, Paralizator, Aligator, Gladiator, Terminator, Manipulator, Prestigitator... Uwaga – Revelator i Illuminator już zajęte.
Szkice zostały przygotowane w Polsce, więc ogólna koncepcja, wygląd i brzmienie mają odpowiadać potrzebom polskich klientów; ponoć zostały ustalone poprzez wielostronne konsultacje z różnymi ekspertami i handlowcami. Projekt plastyczny Raptora 5 i pozostałych modeli serii jest oczywiście konsekwentny.
Estetyka jest stonowana, "europejska", nieprzeładowana krzywiznami i ozdobnikami (które obciążają Melodiki), ani wystrzałowo nowoczesna – ostatecznie to dobry, bezpieczny kompromis, którego nikt nie będzie się wstydził. Mówiąc językiem polityki: wygląd Raptorów nie będzie miał elektoratu negatywnego, a zwolenników ma im przysporzyć sam dźwięk.
Jakość wykonania jest standardowa dla tej klasy cenowej, prawie wszystkie ścianki wykończono folią z rysunkiem drewna, dostępną w wersjach czarnej i białej (żadne kolorystyczne imitacje drewna nie zostały uwzględnione; w sumie rozsądnie, bo najczęściej wyglądają tanio, tylko podkreślając niskobudżetowość produktu). Front jest polakierowany na wysoki połysk (kolorystycznie dopasowany do reszty).
Gniazdko prozaiczne, widać też typowe dla tej klasy, bardzo tradycyjne wykonanie obudowy - z tylną ścianką "wkładaną" między pozostałe.
Jedyne, co bym zmienił, to zasłonił maskownicą również otwór bas-refleks, który "zieje" z przedniej ścianki; rozumiem i popieram, że zlokalizowano go w tym miejscu, aby kolumny można było bez obaw ustawiać pod ścianami, w małych pomieszczeniach, chodzi mi tylko o możliwość uzyskania bardziej dyskretnego wyglądu całości; projektant najwyraźniej uznał, że ten element w każdych warunkach będzie ozdobą.
Rzecz gustu i nie ma co kruszyć kopii. Konstruktor był jednak przezorny i zdając sobie sprawę również z innych konsekwencji takiej sytuacji, zabezpieczył wewnętrzne zakończenie tunelu siateczką - podczas gry w ping-ponga Raptor piłeczki nam nie pożre.
Maskownica jest mocowana tradycyjnie, na kołeczki, ale małe, wtapiające się w czarne tło frontu (nie wiem, jak jest w wersji białej). Kosze wszystkich głośników mają kolor srebrnoszary, lecz nie błyszczą. Jest OK.
Głośniki
Do ustalonego w tym teście zakresu cenowego pasował mniejszy z dwóch modeli wolnostojących. Nawet się ucieszyłem, że nie większy Raptor 7, ponieważ trochę obawiam się niskobudżetowych kolumn z dwoma 18-tkami, a tym bardziej z jeszcze większą ich liczbą. Dlaczego?
Mamy dobrą okazję, aby wyjaśnić sprawę ogólną i ważną. Na wstępie jeszcze tylko jedno zastrzeżenie - na podstawie tego, co napisane poniżej (i w ogóle gdziekolwiek), proszę nie sądzić i nie zarzucać mi, że wszystkich, których nie stać na high-end, uważam za mniej "wyrobionych".
Ale chyba panuje przekonanie, że kolumny tanie, kierowane są do odbiorcy nie tylko mniej zamożnego, lecz też mniej ceniącego sobie ściśle audiofilskie kryteria jakości, czyli zrównoważenie, neutralność, kontrolę itp.
Mówiąc już wprost – lubiącego mocny bas i również sporo góry. I faktem jest, że wiele tanich kolumn "tak ma", co jednak nie wynika tylko z wyjścia naprzeciw potrzebom określonego klienta; laikom będzie się to wydawać dziwne, ale tanie głośniki łatwiej, a nawet "z konieczności", generują mocniejszy bas niż droższe. Czy za mniej mamy więcej?
Ponieważ maskownica nie zasłoni otworu bas-refleks, na jego wewnętrznym końcu założono siateczkę, blokującą wpadanie ciał obcych, niekoniecznie niebieskich. Firmowe logo łączy stylistykę Polski Walczącej z ukraińskim Tryzubem? Tylko pytam...
Tak, więcej, ale gorzej. Tanie kolumny mają tanie głośniki, te mają tanie układy magnetyczne, czyli małe i słabe, a wraz z niskim współczynnikiem siły Bl rośnie dobroć układu rezonansowego, która z jednej strony pogarsza odpowiedź impulsową, a z drugiej - powoduje eksponowanie charakterystyki w zakresie jednej-dwóch oktaw powyżej częstotliwości rezonansowej.
Problem ten powiększa się wraz z powiększaniem średnicy głośnika (bo w tanich przetwornikach często nie idzie za tym proporcjonalne powiększanie układów magnetycznych) i szykowaniem obudów o objętości nieoptymalnej, zbyt małej w stosunku do wymagań, jakie stawiają parametry głośnika.
W Raptorze 7 pracują dwie 18-tki, a w Raptorze 5 - dwie 15-tki podłączone przez ten sam filtr, działające razem jako nisko-średniotonowe. W obydwu przypadkach są to więc układy dwudrożne (podobnie jak Speaker Box 10 Pro-Jecta), co pozwala uprościć zwrotnicę (względem układu dwuipółdrożnego) i nie musi rodzić poważnych zaburzeń na charakterystykach kierunkowych, o ile głośniki (nisko-średniotonowe) nie są duże i znajdują się blisko siebie, a częstotliwość podziału jest niska (tutaj producent deklaruje 2,5 kHz).
Wraz z ostatnią konstrukcją w tym teście, obejmującym pięć modeli, po raz czwarty pojawia się jednocalowa, wysokotonowa kopułka tekstylna, również po raz czwarty – membrany celulozowe w głośnikach nisko-średniotonowych.
To materiały, które potwierdziły swoją uniwersalność, spotykamy je w kolumnach wszystkich klas i rodzajów, i chociaż w high-endzie celuloza konkuruje z różnymi "sadwiczami", to wszędzie zdecydowanie wygrała konkurencję w membranami polipropylenowymi, będącymi kiedyś wielką nadzieją techniki głośnikowej.
Dwie 15-tki (z celulozowymi membranami) pracują wspólnie w zakresie nisko-średniotonowym, ale niska częstotliwość podziału ograniczyła przesunięcia fazowe między nimi i problemy z charakterystyką kierunkową.
W takim podsumowaniu wypada też wspomnieć o obudowach bas-refleks, które – chociaż kontestowane przez część audiofilów, ceniących sobie bardziej obudowy zamknięte – na rynku nie dają im szans, bo większość klientów nie zamieni basu niskiego i mocnego na bas szczupły i "kontrolowany".
Zresztą, nie jest o żaden upadek obyczajów, było tak zawsze, a jest nawet lepiej, bo współczesna technika pozwala lepiej stroić bas-refleksy, nawet tanich konstrukcji, i unikać przynajmniej tych błędów, które nie są związane z niskim budżetem.
Owszem, do wzorowej precyzji jest stąd daleko, ale i każdy bas-refleks można zamknąć, jak się komuś jego działanie nie podoba... Na wielu forach można przeczytać o prymacie kontroli nad "masowaniem", ale z wielu sklepów słychać wołanie "basu, więcej basu".