Odsłuch
Cały test przeprowadziliśmy na Stadionie Narodowym, w sali TV1. Wielkość pomieszczenia była adekwatna do wymagań i możliwości kolumn (na oko - między 50 a 80 m2), jednak nie było ono intensywnie adaptowane akustycznie; większość ścian, czyli powierzchni odbijających, pozostała "goła", przynajmniej na podłodze była wykładzina (standardowe wyposażenie tego pomieszczenia).
Warto te warunki zaznaczyć i zapamiętać, bowiem z jednej strony były dalekie od doskonałości, a z drugiej - uzyskane rezultaty były w takim kontekście nadspodziewanie dobre. A w skali bezwzględnej - wyśmienite.
Tylko teoretycznie przyszło mi do głowy, że gdyby pomieszczenie było zaadaptowane, mogłoby być jeszcze lepiej... Ale w czasie odsłuchów naprawdę o tym zapomniałem, nie pojawił się żaden problem, który zasugerowałby pilną potrzebę poprawy sytuacji akustycznej.
A przecież mamy do czynienia z kolumnami o promieniowaniu dookólnym, które generują w pomieszczeniu znacznie więcej odbić niż konwencjonalne kolumny o promieniowaniu bardziej kierunkowym (przynajmniej w zakresie średnio-wysokotonowym, bowiem bas prawie ze wszystkich - z wyjątkiem dipoli - rozchodzi się wszechkierunkowo).
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Głośniki subniskotowe są chronione metalowymi żaluzjami. Konstrukcja subwoofera jest wzorcowo stabilna.
Właśnie ze względu na to, że większość współczesnych, nowoczesnych pomieszczeń jest słabo wytłumiona (nawet na podłodze rzadko leży coś miękkiego), a salony bogatych klientów są duże (i tam sytuacja jest jeszcze gorsza, bo proporcje między powierzchniami wytłumionymi lub chociaż rozpraszającymi, a płaskimi ścianami i przeszkleniami jeszcze słabsze), niektórzy producenci i eksperci sugerują świadome zawężanie charakterystyk kierunkowych, aby już "u źródła" (w działaniu kolumn) zmniejszyć ilość energii odbijanej, powodującej rezonanse, podkolorowania, a także psującej perspektywę stereofoniczną (tzw. pierwsze odbicia od bocznych ścian).
Przy takim podejściu do problemu nie dziwi opinia, że MBL-e nie nadają się do pracy w nowoczesnych pomieszczeniach, generując ogromne pole rozproszone, odbicia i akustyczny chaos... Ale przecież "od zawsze" taka jest koncepcja przedstawiana przez tych projektantów, którzy tworzą konstrukcje bipolarne i omnipolarne - chcą wywołać odbicia i tym sposobem wykreować swobodną przestrzeń dźwiękową. Przecież nie kierują energii na boki i do tyłu tylko po to, aby tam uległa wytłumieniu... Chociaż warto się zastanowić, czy nie lepiej, aby ulegała tam rozproszeniu.
Czy można pogodzić dwa nurty - ukierunkowania fali w celu redukcji odbić i jak najszerszego rozpraszania, aby wywołać ich jak najwięcej?
Dzisiaj najpopularniejsze i najlepiej "wyważone" jest jeszcze inne podejście, o którym często wspominamy. Ponieważ odbić nie da się uniknąć, bo promieniowania nie skierujemy dokładnie i wyłącznie w miejsce odsłuchowe, ani salonu nie zamienimy w komorę bezechową (chociaż wystarczyłoby spełnić tylko jeden z tych dwóch warunków), więc należy zadbać przynajmniej o to, aby energia promieniowana poza osią główną, podobnie jak na niej, wpisywała się w zrównoważoną charakterystykę częstotliwościową. Inaczej mówiąc, aby fale odbite, które również dotrą do słuchacza, tworzyły (wraz z falami biegnącymi bezpośrednio) względnie dobrze zrównoważone spektrum częstotliwościowe.
Ważne jest więc badanie charakterystyk przetwarzania nie tylko na osi głównej, ale i poza nią. W tym podejściu nie chodzi więc o dążenie do szerszych lub węższych charakterystyk kierunkowych w całym pasmie, ale do takich, które będą podobne dla wszystkich częstotliwości.
Ale nawet osiągnięcie takiego rezultatu za pomocą typowych zespołów głośnikowych, mających przetworniki ulokowane na przedniej ściance, jest w praktyce niemożliwe, ciśnienie w zakresie wysokich częstotliwości spada szybciej, więc konstruktorzy mitygują swoje apetyty do uzyskania charakterystyk "względnie" zrównoważonych - przynajmniej jednostajnie opadających, bez wyraźnych osłabień i wzmocnień
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
W połowie wysokości całej konstrukcji spotykają się dwie najmniejsze cebulki – dwa przetworniki wysokotonowe. Pomiędzy nie włożono mały walec z pianki.
Wobec tak określonych wymagań mbl 101 X-treme okazuje się konstrukcją... niemal idealną! Charakterystyka osiągnięta na osi głównej zostanie powielona na wszystkich pozostałych osiach (w płaszczyźnie poziomej). W płaszczyźnie pionowej (rozpraszanie do góry i do dołu) może być różnie, ale tutaj będziemy mieli już do czynienia z odbiciami od podłogi i sufitu.
Może właśnie dzięki temu, że mbl Radiahlstrahler 101 X-treme nie tylko promieniują na wszystkie strony, ale też promieniują doskonale stabilnie (w płaszczyźnie poziomej) taką samą charakterystykę, nawet bardzo dużo odbić w niewytłumionym pomieszczeniu "broni się", tworzy bogate, ale tonalnie zrównoważone spektrum, a rezonanse mają też większą szansę się "uśredniać" w energii docierającej do słuchacza. Nie miałem jednak wcale wrażenia powstania jakiegoś "pogłosu".
Szczerze mówiąc, z zamkniętymi oczami w ogóle nie odgadłbym, że grają kolumny omnipolarne, chociaż pewnie nie postawiłbym na to, że grają jakieś tuby (o charakterystyce wyraźnie kierunkowej), np. Avantgarde. Teraz skoczyłem na głęboką wodę, w strategiczne porównanie jednych z najlepszych kolumn, jakie w ogóle testowaliśmy, a w dodatku Avantgarde Trio opisywaliśmy niedawno, więc trudno wymigać się od takich obserwacji.
Czytaj również: Jaka jest optymalna odległość kolumn od ścian pomieszczenia?
W chromowanej płycie jak w lustrze odbija się największa cebula, co tym bardziej potęguje wrażenie skomplikowania konstrukcji.
Trio wraz z dostarczoną elektroniką Avantgarde grały - jak na tuby - wyjątkowo gładko, kremowo, elegancko. Jednak mbl 101 X-treme są jeszcze delikatniejsze, luźniejsze, swobodniejsze. Nie są przez to lepsze ani gorsze.
Osobiście lubię nawet mocniejszą tubową specyfikę - kondensację, energetyczność, kreowanie gęstych i dużych pozornych źródeł, masywność i namacalne lokalizacje.
mbl Radiahlstrahler 101 X-treme to coś bardziej subtelnego i wyrafinowanego, a zarazem potężnego, spójnego i absolutnie pewnego. W tym dźwięku jakby nie było żadnych wątpliwości, zawahania, nerwowości i napięcia.
"Siła spokoju". To nawet była większa niespodzianka, bowiem podchodząc do tego testu, mniej zastanawiałem się nad charakterystykami kierunkowymi i jej konsekwencjami niż nad innymi kwestiami - zarówno konstrukcyjnymi, jak też wspomnieniami związanymi z poprzednimi spotkaniami z MBL-ami. Nie było ich tak wiele, ale zawsze były czymś specjalnym, chociaż niekoniecznie łatwym i słodkim.
Wcześniejsze spotkania z MBL-em nie wywoływały mojego zachwytu, chociaż nie chcę przez to powiedzieć, że były to porażki; raczej nie trafiały w mój gust. Kiedy słyszałem ten dźwięk, nie marzyłem o tym, aby mieć taki w domu, a jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że dla wielu może to być rozkosz.
Dźwięk był efektowny, nawet spektakularny, żywy, przestrzenny, jednak jego dynamika, spójność i barwa były dość egzotyczne. Było to dawno (i nieprawda?), dotyczyło konstrukcji od tego czasu zmienionych, mimo to przystępowałem do testu niepewny, czy moje wyobrażenia o dźwięku doskonałym będą zbieżne z możliwościami najlepszego dzieła MBL-a.
Wszystkie obawy zniknęły, zwłaszcza te dotyczące nadmiernego i "odsprzęgniętego, subwooferowego" basu. Ten był bardzo niski, ale dyskretny, zrównoważony.
Trudno byłoby obiecywać, że tym sposobem jest zapewnione brzmienie obfite czy wyjątkowo energetyczne, a tym bardziej "estradowe". Było ono obszerne, swobodne i uporządkowane.
Czytaj również: Jakie jest optymalne wytłumienie pomieszczenia odsłuchowego?
101 X-treme generowały wspaniałą scenę i skalę dźwięku, wyrażające się niewymuszoną dynamiką, wolną od wszelkiej ostrości i... metaliczności; to jedna z wcześniejszych obaw, która zdecydowanie się zdezaktualizowała.
Musiałem przesłuchać sporo nagrań, zanim ostatecznie stwierdziłem, że mbl 101 X-treme nie ma takiego problemu. Szczególnie wyczulony na ten wątek, nasłuchiwałem uważnie, i nic... A musiałem posłuchać dłużej, bowiem w brzmieniu nie pojawił się również żaden inny wyraźny klimat i nalot, który pozwoliłby szybciej ustalić, w jaką stronę zmierzają te kolumny. Nie zmierzają w zasadzie w żadną.
Na przykład w brzmieniu kolumn Blumehofer Gran Gioia szybko można wychwycić wybrzmienie "drewniane", swoją drogą dla mnie przyjemne i "naturalizujące", bo oddalające zarówno od najmniej pożądanej sterylności, jak i od fałszywej miękkości, i wtedy nie może być już mowy o metaliczności.
mbl 101 X-treme nie definiują swojej barwowej specyfiki w żaden uchwytny sposób, co wobec zastosowanej techniki było naprawdę bardzo zaskakujące. Dla mnie pozytywnie, gdyż metaliczności nie lubię, chociaż mogę sobie wyobrazić zarzut, że brzmienie jest zbyt neutralne, za mało porywające, nie dość angażujące... jak na cenę, która zdaje się obiecywać ekstazę. Wszystko mogę sobie wyobrazić...
Czytaj również: Jaki jest związek między wielkością zespołów głośnikowych a wielkością odpowiedniego dla nich pomieszczenia?
Trzy górne cebule wiszą jedna pod drugą, nie są od dołu niczym podparte; w tej sekcji układy magnetyczne poszczególnych przetworników znajdują się na górze każdego z nich.
To jednak zarzuty, jakie mógłby stawiać ktoś z pogranicza świata "zwykłych zjadaczy chleba" i audiofilów mniej doświadczonych, mających silne upodobanie do brzmień albo wybuchowych, albo klimatycznych. Chyba nikt, kto przesłuchał sporo hi-endowych kolumn, nie będzie miał żadnych wątpliwości, że mbl 101 X-treme osiągają najwyższe noty wedle wszystkich obiektywnych kryteriów (napisałbym ostrożniej "względnie obiektywnych", ale czy może być masło niemaślane?).
I powtórzę, że dla mnie to właśnie jest... szokujące, bowiem z tak niekonwencjonalnej konstrukcji spodziewałem się brzmienia może i fantastycznego, ale przez swoją niezwykłość - trudnego do uznania za "neutralne".
Oczywiście to nie podsumowuje jego zalet, jednak można uznać za fundament innych możliwości. I to fundament wcale nie tak solidny nawet w wielu innych hi-endowych kolumnach, które zadziwiają, czarują, wciągają, ale od razu zdradzają mocne rysy indywidualne, a te z czasem mogą nużyć. 101 X-treme grają zupełnie... nieekstremalnie. Wzruszająco spokojne.
Łagodnie dokładne. Dźwięk imponująco bogaty, jak i zupełnie normalny. Płynność idzie w parze z przejrzystością, spójność z rozdzielczością.
Fortepian był swobodny, lekki, dźwięczny. Podobnie damskie wokale - gładkie i klarowne. Instrumenty akustyczne prezentują pełne spektrum harmonicznych.
Wysokie tony równiutkie, selektywne, lekko słodkie - wszystko to świadczy o kulturze, elegancji, wyrafinowaniu, a mniej o sile i masywności. Przyjąłem takie brzmienie za dobrą, nawet bardzo dobrą monetę, a powściągliwość basu, który potrafił mimo to zademonstrować imponujące zejścia, uznałem za zamierzoną, jako wyraz absolutnie "dobrych manier" (zarówno kolumn, jak i ich konstruktora...).
Słuchać takiego systemu i nie mieć żadnych wątpliwości, czy basu nie jest za dużo... To znaczy niepokoić się, czy nie jest go za mało? Tak, przynajmniej dla niektórych słuchaczy. Ja wolę taką odrobinę za mało, niż podobną odrobinę za dużo.
Czytaj również: Co to są krzywe izofoniczne i charakterystyka "fizjologiczna"?
Chociaż subwoofery mają regulację, zdałem się na ustawienie przygotowane przez samego Jurgena Reisa, który zresztą towarzyszył mi podczas testu odsłuchowego.
W trakcie odsłuchu w pewnym momencie wstał zdenerwowany, gdyż stwierdził - patrząc na kontrolne diody - że jeden z subwooferów jest nieczynny. Okazało się, że ktoś go przypadkiem wyłączył, więc... trzeba było włączyć i zacząć całą sesję od początku. Wtedy system pokazał nieco inne oblicze...
Ktoś powie, że dopiero teraz pokazał się w pełnej krasie. Też zgoda. Oczywiście pojawił się znacznie mocniejszy bas. Dla mnie było go "nieco" za dużo.
Spytany o aktualne wrażenia, nie ukrywałem tego wniosku: wcześniej bas był trochę za cichy, teraz jest trochę za głośny, co wcale nie wywołało sprzeciwu, ani nawet zdziwienia... bowiem Jurgen Reis od razu przyznał, że ustawienie poziomu basu jest niewłaściwe dla sytuacji, w jakiej się znajdowaliśmy.
Czytaj również: Czym różni się "ciśnienie akustyczne" od "głośności"?
System był zestrojony dla sali całkowicie wypełnionej słuchaczami, co ze względu na wprowadzane wówczas tłumienie w zakresie niskich częstotliwości wymagało, według szacunków producenta, korekty (dodatniej) 3 dB. Ale podczas naszego odsłuchu w sali było tylko kilka osób, więc poziom niskich częstotliwości (subwooferów) powinien być ustawiony o 3 dB niżej.
Wziąwszy pod uwagę, że wyłączenie jednego z dwóch subwooferów powoduje spadek o 6 dB, wszystko się zgadza - dość skromny (ale dla mnie przyjemny) bas z tylko jednym czynnym subwooferem, ale "podkręconym" o 3 dB, wiązał się z poziomem o 3 dB za niskim względem poziomu referencyjnego, natomiast włączenie obydwu dawało poziom o 3 dB za wysoki i nadmiar basu. Czyli gdyby wszystko było włączone i wyregulowane stosownie do sytuacji, bas byłby akurat.
Z jednej strony miałem satysfakcję, że dobrze oceniłem sytuację, a system jest fabrycznie skalibrowany zgodnie z moimi oczekiwaniami (może z leciutkim wzmocnieniem basu), z drugiej - mówiąc delikatnie, byłem zdziwiony, że producent zaprosił mnie na odsłuch, nie ustawiając właściwie poziomu basu; nawet wtedy, gdy przyznał, że jest ustawiony niewłaściwie, niczego już nie zmienił.
Musiałem "wyciągać średnią" z brzmienia "przed" i "po", czyli z sytuacji, gdy bas grał trochę za cicho i trochę za głośno... To zdziwienie nie ma jednak żadnego wpływu na ocenę samego brzmienia. Było fenomenalne w swojej soczystej lekkości, subtelnej detaliczności, przejrzystości i otwartości. Bas ma powagę i grację, pisać o nim, że jest dynamiczny, kontrolowany i nisko rozciągnięty... to nie napisać o nim nic.
Średnica neutralna i elegancka, a przy tym różnicująca - dokładność pozwala usłyszeć wszystko, a zarazem niczego nie przejaskrawić. Bezbłędna spójność - całe pasmo zintegrowane, nawet niezależnie od kwestii poziomu basu, brzmienie zawsze miało ciągłość, naturalność i niezwykłą dla tak dużych konstrukcji bezpretensjonalność... Chodzi mi o trudny to opisania komfort, jaki wcale nie jest oczywisty nawet dla kolumn hi-endowych, a może nawet zwłaszcza dla nich...
Ale cała ta przyjemność nie bierze się z sufitu i z jakichś nadprzyrodzonych zjawisk. Dynamika, czystość, neutralność, szerokie pasmo... Z tym się jednak spotykamy, nie tylko w hi-endzie.
W jakim więc wymiarze rozgrywa się batalia o taki sukces? W trzech wymiarach przestrzeni. To jest absolutnie referencyjny przykład kolumn "znikających". Często się o takich pisze i zwykle nie wiem, o co chodzi...
Czytaj również: Na czym polega niesfazowanie kolumn i jaki jest tego wpływ na charakter brzmienia?
Różne piękne kolumny potrafią grać imponująco, budować scenę, strzelać detalami, grzać basem, wszystko naraz... Tylko często nie potrafią zapewnić "zwykłej przyjemności", która okazuje się tak trudna do pogodzenia z "wyczynowością". Potrafią to mbl 101 X-treme, co było dla mnie największą niespodzianką.
Każde kolumny jak stały, tak stoją, a pozorne źródła dźwięku lokują się w różnych miejscach, czasami prawidłowo, czasami nie, stabilnie albo chybotliwie, precyzyjnie albo "w rozmazie", ale przecież nie są przywiązane do samych kolumn (no chyba że właśnie taki jest zamiar realizatora) - nawet nie trzeba zamykać oczu, żeby się o tym przekonać.
mbl Radiahlstrahler 101 X-treme potrafią więcej. Oddają tak sugestywną głębię, że ma się ona do wszelkich "głębi" kreowanych przez inne kolumny, jak prawda do g... prawdy.
Może przesadzam, więc powiem tak: lepsze byle jakie głębie niż żadna. Ale to, co pokazuje 101 X-treme, deklasuje konkurencję. Pod jednym wszakże warunkiem - do takiego spektaklu potrzebne już będą dobre nagrania, bowiem podkreślam: mbl Radiahlstrahler 101 X-treme żadnej przestrzeni nie kreują, one ją odtwarzają.
Czytaj również: Czy wąska obudowa kolumny jest akustycznie najkorzystniejsza?
Pierwszy plan nie jest notorycznie "wypychany", nie będziemy też stale obserwować, co dzieje się parę metrów za linią głośników - gdy nagranie jest płaskie, taka też będzie jego prezentacja. Żadnych manipulacji i własnych interpretacji. Wymiar czasu to "szybkość", dynamika rozpięta między mikro a makro.
Na tle zamaszystych uderzeń słychać bez zakłóceń wszystkie wybrzmienia, cały drobiazg, akustykę i wszystko to właśnie na rozległej przestrzeni. Dźwięki mogą być selektywne, mogą się przenikać, razić sztucznym separowaniem, mogą zachwycać naturalną akustyką.
Jednak ze 101 X-treme nie sypią się iskry, nie określiłbym ich jako "superszybkie", i nic głowy nie urywa. Dzięki temu czujemy się w tym dźwięku bezpieczni. To jazda luksusową limuzyną, a nie wyścigówką.
I mocny akord na sam koniec. Maksymalny poziom głośności. Nie porównałem ich bezpośrednio z Avantgarde Trio, ale sądzę, że byłby to pojedynek tytanów.
mbl Radiahlstrahler 101 X-treme swobodnie grają tak głośno, jak tego dusza zapragnie, a słuch odmówi posłuszeństwa. Tak jednak tylko może się wydawać... Trudno to przecież sprawdzić, gdy same uszy już są "przesterowane". Zgoda, tak głośno nie próbowałem. Ale wystarczy.