Perlisten ST7 - odsłuch
Perlisten to skrót od Perceptual Listening – czyli percepcyjne słuchanie. Ale czy słuchanie może być niepercepcyjne? W zdrowym słyszeniu uczestniczą uszy i ośrodek słuchu w mózgu. Jeżeli "słyszymy głosy" albo inne dźwięki, które wcale nie docierają do nas z zewnątrz, jest to sprawka naszego mózgu i może takie zjawisko jest słuchaniem niepercepcyjnym.
Ale każde kolumny dostarczają – lepiej lub gorzej – realne bodźce akustyczne i gwarantują słuchanie percepcyjne. Jednocześnie w kształtowaniu się wrażeń słuchowych mogą też uczestniczyć inne zmysły, zwłaszcza dominujący zmysł wzroku. Widząc mówiącego, lepiej go rozumiemy.
Widząc piękne kolumny, lepiej je słyszymy… To słuchanie "wielozmysłowe", ale wciąż percepcyjne. Składnik niepercepcyjny można uwzględnić inaczej – gdy podczas słuchania sprzętu od renomowanego producenta oceniamy dźwięk ulegając sugestii, że taki jak jest, powinien być. Albo gdy przekonuje nas do tego zaufany kolega-ekspert.
A słuchając niskobudżetowych kolumn, czepiamy się wszystkiego, przecież taniocha nie może dobrze grać. Albo dlatego, że sprzęt jest jeszcze niewygrzany. Albo… To słuchanie percepcyjno- wyobrażeniowe. Twórcy Perlistena nie wyjaśnili, na czym ma polegać unikalność słuchania percepcyjnego ich kolumn. Obiecali jednak, że wszystkiego będzie się z ich kolumn słuchać lepiej – każdego rodzaju muzyki, techniki nagraniowej, w każdym standardzie, z każdego źródła.
Wizualne wrażenie wyjątkowej technicznej elegancji S7t jest atrakcją samą w sobie, może też sugerować charakter brzmienia – nowoczesnego, chłodnego, precyzyjnego… A może oryginalnego i efektownego? Tak czy inaczej, dalekiego od sentymentów.
Nawet jeżeli patrząc na kolumny ulegamy jakimś złudzeniom, to… ulegamy. Na dobre i na złe. A siedząc przed parą S7t, trudno szykować się na brzmienie ciepłe, miękkie i romantyczne. Czy też podobne do czegokolwiek, co usłyszeliśmy dawno temu.
Perlisten S7t tego nie obiecują i rzeczywiście – nie będą powrotem do żadnego raju utraconego, do wspomnień z młodości. Są drogą naprzód, a nie wstecz czy nawet na boki. Prowadzą do dźwięku zrównoważonego, czystego i dokładnego, tak zaawansowanego i dopracowanego, jak tylko to możliwe na obecnym etapie rozwoju techniki głośnikowej i w tej cenie.
Działanie tych kolumn jest nawet przejmujące… bezkompromisowym opanowaniem, a nie emocjonalną swobodą. Dobitne kontrolą, a nie masywnymi lub ostrymi atakami. Miałem też poczucie zgodności założonego celu i końcowych rezultatów, całkowitego panowania nad sytuacją. Konstruktora nad strojeniem, kolumn na nagraniem, mojej percepcji nad całym obrazem.
Jest bogaty, złożony, rozdzielczy, wieloplanowy, ale też łatwy w odbiorze, komunikatywny, spójny i naturalny – nie pierwszoplanową siłą dźwięków gęstych i ożywionych, lecz porządku i proporcji. S7t nie grają ani rozrywkowo, ani klimatycznie.
Czytaj również: Jaki jest związek między wielkością zespołów głośnikowych a wielkością odpowiedniego dla nich pomieszczenia?
Zdecydowanie profesjonalnie, przy czym najwyższa pora podkreślić, że wcale nie hiperanalitycznie w znaczeniu podkreślania szczegółów kosztem właściwej organizacji całości zarówno pod względem tonalnym, jak i przestrzennym.
Nic nie wyskakuje ani się nie chowa, głębia stereofonii jest płynna i elastyczna – niektóre nagrania ustawiają pierwszy plan bliżej, inne odsuwają go dalej, niektóre wyraźnie separują pozorne źródła, inne je zlewają, jeszcze inne łączą akustycznym "fluidem".
Neutralność nie oznacza na tym poziomie uśredniania i unikania sytuacji ekstremalnych, lecz konsekwentne pokazanie wszystkich cech materiału. Perlisteny doskonale różnicują, a jednocześnie… słyszę ich szczególny charakter – czy można to pogodzić z neutralnością?
Staram się formułować obserwacje i wnioski spójnie i ostrożnie, jednak nie zawsze udaje się zachować dyscyplinę nauk ścisłych. S7t trudno przyłapać na błędach, a zarazem mają w sobie "coś". Coś zarazem subtelnego i wyrazistego, co jednak nie jest czymś tak zupełnie nowym.
Bez wahania mogę ich brzmienie zaliczyć do pewnej rodziny i natychmiast wymienić jej członków – KEF. Magico, Revel. Oczywiście każdy jest nieco inny, jednak "wspólnota" zaznacza się mocno. To prymat kontroli i precyzji, przynajmniej w zakresie średnio-wysokotonowym. Przejrzystość bez rozjaśnienia, uzyskana samą jakością wysokich tonów, a nie ich wyeksponowaniem.
Dzięki temu nie tylko równowaga tonalna, ale i wgląd w nagranie jest jeszcze lepszy niż przy podrasowanym "wyciąganiu" detali i wybrzmień, co przesuwa je do przodu; tutaj naturalnie gasną i rozchodzą się w głębi sceny.
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
Relacje między źródłami są klarowne, wszystko słychać wyraźnie, a nie "przed nosem" ani też nie wiadomo jak i gdzie. Pod tym względem S7t przypomina najlepsze KEF-y, zwłaszcza Reference 5 – również sylwetką i układem głośnikowym (symetryczny, cztery umiarkowanej wielkości niskotonowe).
Tak jak one, Perlisten S7t tworzy punktowe źródło dźwięku, charakterystyki kierunkowe są stabilne, przekłada się to na dokładne lokalizacje na całej scenie, również w wymiarze głębi, chociaż nie na każdym nagraniu zrobi to wielkie wrażenie.
Wiele kolumn, nie tylko w tej klasie cenowej i droższych, gra z większym rozmachem, obfitością i fantazją, szerzej, bliżej, efektowniej. Wiąże się to jednak albo z pewnym bałaganem, albo z manipulacją (np. tendencją do wypychania pierwszego planu), a więc akustyczną "przeróbką" oryginalnego nagrania (każda kolumna działa trochę jak… system wirtualnej przestrzeni). S7t też coś zmienią, ale w najmniejszym stopniu, jakiego można oczekiwać po najbardziej kreatywnym elemencie systemu audio, jakim są zespoły głośnikowe.
Niezależnie od staranności, S7t nie męczą swoją dociekliwością, nie obciążają jej błyskami i szpilkami. Dla uniknięcia natarczywości nie stosują jednak skądinąd dopuszczalnego zabiegu lekkiego wycofania "wyższej średnicy", albo robią to bardzo, bardzo delikatnie.
Wokale nie były podejrzane o nosowość ani nie zaskakiwały nerwowością, która nie byłaby zarejestrowana, i zgodnie z tym były zróżnicowane. Zwolenników grania ciepłego, bliskiego i plastycznego wypada uprzedzić, że Perlisten S7t nie ożywiają artystów, niestety – są na to zbyt dokładne i wolne od podbarwień, aby uciec od właściwości całego łańcucha urządzeń i okoliczności, który przeniósł nam muzykę ze studia, estrady lub sali koncertowej do domu.
Perlisten S7t doskonale pokazują różne techniki i akustyki nagrania, a zmiany też odzierają ze złudzeń, że muzycy zagościli w naszym salonie.
Nie grają jednak sucho i zimno; ich temperaturę uznałabym za "pokojową", za to soczystość płynie z zakresu "niskiego środka". Tutaj bije źródło zdrowia tego brzmienia. Dzięki temu wokale są nasycone, a wszystkie duże instrumenty gęste i dynamiczne.
Nie będę wymieniał wszystkich po kolei, wystarczy, że wspomnę najbardziej wymagający fortepian – jego dobre nagrania były całkowicie przekonujące. Pełna skala i wyrównanie, szybkość i rozdzielczość, uderzenie i wybrzmienie, przenikające się harmoniczne – klasa.
A teraz bas, od którego relacja ta mogłaby się zacząć, bo na pewno na to zasługuje, a ponadto przystępowałem do odsłuchu zafrapowany dziwnymi informacjami producenta na temat dolnej częstotliwości granicznej… 80 Hz? To jakieś żarty? Teraz, pisząc to, już wiem, jak się sprawy mają… nie tylko z odsłuchu, ale i z przeprowadzonych później pomiarów.
Bas jest świetny. Czy dokładnie taki, jaki bym chciał? Na pewno jeden z najlepszych, jakie można mieć za tę cenę. Chociaż znacznie taniej można go mieć znacznie więcej… Na pewno nie chce zastąpić subwoofera. Nie pompuje obficie, nie przelewa się, lecz można powiedzieć, że jest zwarty, konturowy, selektywny.
Czytaj również: Jaka jest optymalna odległość kolumn od ścian pomieszczenia?
Bezbłędnie zintegrowany, wkomponowany, tworzący ze średnicą związek bez żadnego zachwiania, wręcz z pewnym "zapasem". Tak dobra równowaga ustaliła się przy kolumnach ustawionych w typowej w naszych testach odległości od ścian – ok. 1 m do tylnej i ok. 1,5 m od bocznych. Nie przysuwałbym ich bliżej.
Szkoda, że Perlisten S7t nie mogły dołączyć do testu styczniowego, z kolumnami w podobnej cenie. Dynaudio Confidence 30 zagrały gęsto, blisko i plastycznie, Sonus faber Olympica Nova – swobodnie, świeżo, z oddechem, S7t wynoszą na najwyższy poziom jeszcze inne "wartości" – dynamikę, precyzję, pełny wgląd w nagranie.
Słucha się ich jednak bardzo komfortowo, bowiem jak precyzja to precyzja – nie podkreślają ostrych akcentów, może nawet lekko je ograniczają, wysokie tony są bardzo rozdzielcze, ale utrzymane na umiarkowanym poziomie.
Mają bardzo delikatnie metaliczny posmak, który w niczym nie przeszkadza, a podkreśla selektywność. Podobnie średnica – konkretna i bezpieczna, dokładna i spokojna, bez dzwonienia, bez słodzenia, z nasyconym dolnym podzakresem.
Perlisten S7t nie otulają i kleją się do uszu, a jednak angażują wybitną rozdzielczością i wiarygodnością, profesjonalnym monitorowaniem. Brzmienie dla koneserów i smakoszy, ale już zdających sobie sprawę z ograniczeń wszelkiego sprzętu, a nie nadziejami na spotkanie z żywymi artystami. Do dokładnego odtworzenia, a nie czarowania.