BØRRESEN
M1

Børresen to duńska marka należąca do Audio Group Denmark, firmy skupiającej kilka "brandów" wyspecjalizowanych w różnych dziedzinach audio. Michael Børresen jako konstruktor zajmuje się głównie zespołami głośnikowymi, ale nadzoruje też prace we wszystkich obszarach działania firmy i jest współwłaścicielem całej "Grupy". M1 to najmniejszy, podstawkowy model najwyższej serii M.

Nasza ocena

Wykonanie
W małym dwudrożnym monitorze skupisko niezwykłych materiałów i technologii. 15-cm nisko-średniotonowy z wielowarstwową membraną i opatentowanym, symetrycznym układem magnetycznym, wstęgowy wysokotonowy z ultralekką membraną, połączone przez zwrotnicę szeregową z pierwszorzędnymi komponentami. W komplecie podstawki z najlepszymi absorberami Anzusa.
Laboratorium
Dobrze wyrównany zakres średnio-wysokotonowy, podbicie przy 80 Hz wynikające ze specyficznego strojenia bas-refleksu. Impedancja znamionowa 6 omów (bliska 8 omów), efektywność 81 dB.
Brzmienie
Mocne, spójne, dokładne i przejrzyste. Doskonała rozdzielczość, różnicowanie i detaliczność, wyzbyte rozjaśnienia i ostrości. Gęsty, energetyczny bas. Idealne wysokie tony. Porządek w relacjach przestrzennych. Nie przesuwają ścian, ale wypełniają dobitnym i wyrafinowanym dźwiękiem nawet duże pomieszczenie.
Artykuł pochodzi z Audio

HIGH-END EKSTREMALNY, CZYLI OLEJ Z WĘŻA

M1 to przykład high-endu ekstremalnego. Nasila to określone refleksje, które pojawiają się przy podobnych okazjach, a teraz dodatkowo łączą ze zbliżającym się Audio Show.

Przygotowywałem się do tego testu, a dokładniej rzecz biorąc – do napisania tej relacji wyjątkowo sumiennie. Poza standardowymi działaniami – oględzinami, pomiarami, odsłuchem i zapoznaniem się z materiałami producenta – wyszukałem w Internecie kilka recenzji i dyskusji. M1 wzbudziły tam sensację i emocje na całej skali – od zachwytu do zgorszenia.

Odbiór i ocena zależą od wrażliwości i własnego interesu, od wiedzy i niemalże od światopoglądu. Niektóre opinie są skrajne, niektóre nierozsądne, lecz wszystkie razem pokazują, że M1 są wydarzeniem.

Z jednej strony bardzo się cieszę (i to z kilku powodów), że testujemy M1 jako pierwsi i może jedyni w Polsce, z drugiej – czuję presję. Wszystkich nie zadowolimy. Jedni oczekują, że ogłosimy rewelację, a inni, że ujawnimy skandal. A może jedno drugie?

Co dość rzadkie, w otwartym podejściu do tematu wspierał nas sam dystrybutor, z którym uczciwie przegadałem wiele godzin, już po rozpoczęciu prac deklarując gotowość odstąpienia od tematu. Tak, zdarza się, że nie opisujemy urządzeń, których nie możemy pochwalić tak, jak tego oczekuje dystrybutor, natomiast nie zdarza się, abyśmy opisali je inaczej, niż na to zasługują.

Kto nie ma prawie pół miliona na monitory i nie ma stoickiego stosunku do świata i dystansu do nieosiągalnych dla siebie rzeczy, materialnych i niematerialnych, nie powinien czytać tego testu tylko po to, aby się wkurzać na producenta, który ośmielił się zażądać takiej ceny "tylko" za parę monitorów; czy na nas – że nie płoniemy ogniem oburzenia, tylko spokojnie opisujemy detale i nasze wrażenia.

A cenę po prostu trzeba przyjąć do wiadomości. Kto potrafi i jest tym zainteresowany, może ją negocjować. To już nie nasza sprawa. A czy nam się nie wydaje, że ta cena jest, delikatnie mówiąc, przesadzona? Ale jakie to ma znacznie? Są ludzie, którzy mają takie pieniądze i są gotowi je wydać na takie przyjemności. Kto bogatemu zabroni?

Kto, komu i co powinien w takiej sprawie perswadować? Nie będziemy ani obiecywać niesamowitości, ani przekreślać zalet dlatego, że cena jest tak wysoka.

Powracającym pytaniem w dyskusjach na temat M1 jest właśnie cena. Z czego wynika, czym jest uzasadniona? Niby oczywiste, że prawie pół miliona za parę monitorów działa jak płachta na byka. Ale przecież wystarczy krótki namysł, aby się uspokoić, zamiast wypisywać kalumnie i groźby.

Intrygujące, że zajadłe opinie płyną ze strony ludzi wychowanych w gospodarkach liberalnych, a nie komunistycznych. Niektórzy oczekują na interwencję władz, które ukrócą takie "oszukańcze" praktyki. "To naprawdę nie jest nawet olej z węża, to rozbój na autostradzie. Któregoś dnia regulator weźmie się za branżę high-endową".

Z kolei recenzenci wykonują najtrudniejsze językowe akrobacje, aby przekonać, że brzmienie Børresen M1 jest bezwarunkowo fantastyczne, idealne, co kwestię ceny zupełnie dezaktualizuje – są warte każdych pieniędzy.

Nieobcy jest mi pewien pogląd, który jednak obserwując tę dyskusję nieco zmodyfikowałem. Otóż produkty luksusowe mamy w wielu dziedzinach, niektóre z nich niemal wyłącznie się na nich opierają. Najlepszym przykładem są zegarki, które dzisiaj nosi się głównie w celu zademonstrowania statusu; przecież każdy z nas ma niezawodny i dokładny czasomierz w smartfonie.

Producenci luksusowych zegarków starają się nadać im bardzo oryginalny, ekskluzywny, klasyczny albo ekscentryczny charakter, używają najkosztowniejszych materiałów i wkładają w to dużo pracy, tworząc ostatecznie produkty unikalne, ale nawet astronomicznych cen nie uzasadniają większą dokładnością, która wydawałaby się najważniejszą praktyczną zaletą jakiegokolwiek czasomierza.

Audiofile muszą sobie udowodnić, że kupując kosztowne urządzenia, a nawet akcesoria, słyszą wszystkie różnice i tylko one ich przekonują. Ale czy w takim razie można winić producentów i recenzentów high-endowego sprzętu, że reklamują i recenzują go w taki sposób, na jaki wrażliwi są potencjalni klienci?

Teoretycznie można by ich winić, gdyby stwierdzali oczywistą nieprawdę. Gdyby można to udowodnić, tak jak w badaniach klinicznych można wykazać nieskuteczność oszukańczych terapii i leków. To można i należy ścigać, bo naraża nasze zdrowie i życie, jednocześnie wyciągając z nas czasami bardzo duże pieniądze. To drastyczny przykład, który przedstawiam dla kontrastu.

Czytaj również: Co to jest system SDA?

Nikomu, kto jest ciężko chory, żaden producent high-endu nie wmawia, że wyleczy go słuchanie jego kabli. Chociaż… w toku tej dyskusji natknąłem się na wątek kolumn pewnej firmy, których słuchanie ma być jedynym sposobem na uniknięcie szumów usznych. Tak, właśnie tak. Ale tą firmą nie jest Børresen. Jego kolumny mają cieszyć użytkownika doskonałym dźwiękiem, co jest już zadaniem, wbrew pozorom, określonym bardzo nieprecyzyjnie.

W takich warunkach działają wszyscy producenci high-endu. Czy nie da się ustalić obiektywnych kryteriów jakości? Próbowano to robić już dawno temu, za pomocą mierzalnych parametrów. Okazało się… No właśnie, zaczynam się zastanawiać, co się okazało, a co tylko nam się wydawało.

Producenci i audiofile uzgodnili, że parametry niewiele znaczą, a ocenę jakości może wystawić tylko złote ucho, a nawet jakiekolwiek, które jest zainteresowane słuchaniem określonego sprzętu. Ten przecież ma służyć naszej przyjemności, a nie systemom pomiarowym czy nawet ekspertom.

Zgoda, parametry (te, które potrafimy zmierzyć) nie potrafiły i nie potrafią zagwarantować doskonałości dźwięku. Gdybyśmy mogli tylko zawierzyć naszemu słuchowi, naszemu indywidualnemu doświadczeniu i kompetencjom, gdybyśmy "wyluzowali" i kupowali sprzęt bez strachu, łatwiej byłoby dokonywać wyborów. Zakup sprzętu wysokiej klasy to ciężka próba, wywołująca nie mniej frustracji niż radości.

Przeciętny audiofil nie jest milionerem i nie sięga po tak drogie urządzenia, ale ponieważ wydaje na nie, ile tylko może, bardzo obciąża to jego budżet i zamienia konsumpcję, która miała być przyjemnością, w poważną życiową inwestycję. Audiofil ma pewne kompetencje, ale ze względów finansowych poprzeczka zawieszona jest tak wysoko, że nie jest ich pewien.

W innej sytuacji są ludzie bardzo bogaci, dla których zakup Børresen M1 to drobiazg. Oni jednak nie mają żadnych kompetencji, wiedzą o tym i jednak nie chcąc popełnić błędu, szukają wskazówek, podpowiedzi. Tutaj przychodzą im z pomocą recenzje, chociaż niekoniecznie takie, jak nasza.

Działają też inne bodźce. Cena, która dla nas, szaraków, jest hamulcem, czynnikiem ograniczającym realny wybór, dla ludzi bardzo zamożnych, przy braku innych jasnych kryteriów, staje się wyznacznikiem jakości, a nawet afrodyzjakiem. Nikt nie chce wyrzucać pieniędzy w błoto, ale niektórzy są gotowi wydać dowolnie dużo, nawet nie mając gwarancji kupienia czegoś najlepszego, byle mieć... na to szansę.

Wystarczy właśnie zrobić naiwne założenie, iż cena musi wynikać z jakichś materialnych przesłanek, kosztów, a nie z okrutnej rachuby producenta, że skoro są klienci, którzy tak myślą…

I czy nam się to podoba czy nie, nie ma w tym żadnego oszustwa, które należałoby ścigać czy nawet potępiać. Może nawet być i tak, że sam klient zdaje sobie sprawę, iż cena może być "abstrakcyjna", oderwana od realnych, obiektywnych czy choćby subiektywnych zalet, ale pozwala właścicielowi zaimponować innym.

Producenci starają się uzasadnić cenę nie tylko niemierzalną jakością dźwięku, lecz także faktami technicznymi – obecnie bardzo rzadko pomiarami, znacznie częściej oryginalnymi technologiami, materiałami i patentami.

Przemawia to do wyobraźni nawet skuteczniej niż najładniejsze charakterystyki, których laicy nie rozumieją i które zostały zdeprecjonowane przez "odsłuchujących" audiofilów. Ponadto domniemany bardzo wysoki koszt niektórych rozwiązań daje "usprawiedliwienie" bardzo wysokim cenom.

Pozostaje jednak otwarte pytanie: jaki jest realny wpływ kosztownych drobiazgów na końcowe rezultaty? Jeżeli moglibyśmy go z całą pewnością usłyszeć, nie trzeba byłoby się nimi tak bardzo chwalić. Dlaczego jednak mamy bardziej wierzyć w działanie np. cyrkonu niż znaczenie wyrównanej charakterystyki?

Osiągnięcie wyrównanej charakterystyki to dzisiaj żaden problem dla średnio doświadczonego konstruktora. Zastosowanie unikalnych materiałów może natomiast firmę i produkt radykalnie wyróżniać, co wraz z high-endową ceną prowadzi do określonych skutków na naszej psychice.

Dlaczego jednak nie działa tutaj klasyczny mechanizm dostarczania klientom coraz lepszych i bardziej "opłacalnych" produktów, wynikający z wolnej konkurencji, swobodnego przepływu dóbr i usług? Przecież produkcja sprzętu high-end nie jest zmonopolizowana, wręcz przeciwnie – zajmuje się tym mnóstwo małych firm.

Dlaczego? Ponieważ jednoznaczne wnioski uniemożliwia brak jasnych kryteriów oceny. Jest jeszcze jeden, dość prosty trop. Za pomocą M1 Borresen chce ustanowić w gruncie rzeczy nieosiągalny dla "śmiertelników" wzorzec jakości, który pojawiając się w nieco uproszczonych wersjach, ale z zasobem najważniejszych rozwiązań i znacznie taniej (czyli za sto, albo za kilkadziesiąt tysięcy złotych…), robi wrażenie iż "prawie" doskonałość można kupić za okazyjną cenę.

Im bardziej ktoś będzie zszokowany ceną M1, tym bardziej ucieszy się z takich propozycji… I przede wszystkim o to chodzi, a nie o to, aby sprzedać jak najwięcej M1. Ale nie byłoby takiego efektu bez M1.

Specyfikacja techniczna

BØRRESEN M1
Moc wzmacniacza [W] 50-(?) (wg danych producenta)
Wymiary [cm] 36,8 x 20 x 44 / 110 x 26 x 44 (z podstawkami)
Rodzaj głośników P
Impedancja (Ω) 6
Czułość (2,83 V/1 m) [dB] 81
Wymiary: wys./szer./gł., W przypadku urządzeń testowanych w AUDIO wartość mierzona.
Laboratorium
Laboratorium Børresen M1

Børresen w prezentacji podstawowych parametrów jest powściągliwy, nie obiecuje rzeczy niemożliwych, w ogóle zestaw informacji jest skromny. Pasmo przetwarzania podane jest bez tolerancji decybelowej, obejmować ma zakres 40 Hz – 50 kHz; nieźle, ale bez wyraźnej przesady, abyśmy nie mogli uwierzyć, że zmieści się w +/-3 dB.

Czułość – 87 dB/1 W; gdyby tak było, to super. Impedancja – 6 Ohm; zapowiada się łatwe obciążenie… Rekomendowany wzmacniacz: 50 W; to chyba największe zaskoczenie, chociaż i najmniejsze znaczenie. Ale tylko 50 W? I dokładnie 50 W? Nie "od – do"? Jeżeli mielibyśmy uznać że to moc znamionowa, byłaby tak "na oko" co najmniej dwa razy za niska (znając konstrukcję M1, będzie to co najmniej 100 W).

Jeżeli to maksymalna moc wzmacniacza – tym bardziej za niska; nic nie zaszkodzi, jak podłączymy do nich wzmacniacz i 200 W, byleby się z "odkręcaniem" nie rozpędzić. Najprawdopodobniej jest to minimalna wartość mocy rekomendowanego wzmacniacza (to by już miało sens), tylko producent zapomniał tę informację doprecyzować.

Charakterystyka przetwarzania powyżej 600 Hz jest dobrze zrównoważona, ale poniżej wygląda niezwyczajnie, chociaż (prawie) wszystko da się wyjaśnić. Osłabienie przy 400 Hz wynika z efektu tzw. baffle-step.

To zjawisko polegające na opływaniu obudowy przez fale znacznie dłuższe od wymiarów przedniej ścianki; połowa ciśnienia "ucieka" do tyłu i w pomiarze ciśnienia z przodu powstaje osłabienie; może to być widoczne zwłaszcza w działaniu konstrukcji podstawkowych, chociaż można ten efekt redukować kosztem efektywności w całym pasmie – "wyrównując w dół", obniżając poziom powyżej, co wykonuje się odpowiednio dobranym filtrowaniem.

Gdyby jednak Børresen poszedł tą drogą, to ustaliby poziom niższy od 80 dB; nic dziwnego, że na to się nie zdecydował. Natomiast w zakresie niskich częstotliwości charakterystyka ma wyraźne podbicie przy 80 Hz; rozpiętość pomiędzy dołkiem przy 400 Hz a szczytem przy 80 Hz to ok. 12 dB, więc o uchwyceniu charakterystyki w ścieżce +/-3 dB nie ma mowy (i nikt tego nie obiecywał), ale biorąc pod uwagę średni poziom w oktawie 65 Hz – 130 Hz (85 dB) i średni poziom powyżej (80 dB), wzmocnienie basu nie jest tak aż tak mocne, jak to wydaje się na pierwszy rzut oka.

Do źródeł tego wzmocnienia jeszcze wrócimy, dokończmy analizę poprawnie prowadzonego zakresu średnio-wysokotonowego. Integracja nisko-średniotonowego z wysokotonowym jest bardzo dobra, charakterystykę z osi głównej (a także z osi +7°) można zmieścić w wąskiej ścieżce +/-1,5 dB od 600 Hz (co najmniej do 20 kHz, gdzie nasz pomiar się kończy).

Producent podaje częstotliwość podziału 2,5 kHz, czego ślad widzimy na charakterystyce z osi -7°, gdzie w tych okolicach pojawia się osłabienie – na skutek "rozstrojenia" się faz promieniowania obydwu głośników przy zmianie względnych odległości od nich do punktu pomiarowego, co jest zjawiskiem naturalnym, a godne pochwały jest to, że dobrą charakterystykę w tym zakresie utrzymujemy na wszystkich pozostałych osiach. Jednak lepiej jest "wycelować" M1 w miejsce odsłuchowe ze względu na spadek poziomu poza osią główną, w zakresie najwyższych częstotliwości – spadek niewielki, ale już na osi głównej poziom był umiarkowany.

Charakterystyka modułu impedancji (rys. 2) bez zastrzeżeń pozwala uznać 6-omową impedancję znamionową, jesteśmy nawet bardzo blisko 8 omów. Minimalna wartość 6 omów pojawia się przy ok. 170 Hz, w zakresie niskotonowym widać dwa wierzchołki bas-refleksu, w zakresie średniotonowym wzrost typowy dla działania filtrów zwrotnicy. Ogólnie przebieg impedancji jest niekłopotliwy dla żadnego wzmacniacza, chociaż umiarkowana efektywność raczej eliminuje wzmacniacze lampowe niskiej mocy.

Dodatkowe dwie strony Laboratorium przeznaczone są bardziej dla konstruktorów i pasjonatów czystej techniki niż audiofilów i potencjalnych użytkowników M1. W każdym razie wymagają pewnego zaawansowania. To "lektura dodatkowa".

Starałem się jednak napisać ją na tyle przystępnie, aby również mniej zaawansowani mogli trochę skorzystać, dowiedzieć się jeszcze więcej ciekawego na temat M1, jak też zrozumieć niektóre zasady działania bas-refleksu. Namawiam, żeby spróbować.

Działanie głośnika i obudowy M1, mimo że zasadniczo jest to "zwykły" bas-refleks, generuje niezwykłe charakterystyki w zakresie niskich częstotliwości. Czasami mamy do czynienia ze zjawiskami "paranormalnymi", których nie potrafimy wyjaśnić, jednak w tym przypadku wszystko da się połączyć w spójną całość. Nastąpiło tutaj nałożenie kilku rzadkich zjawisk.

Wysokie podbicie basu wynika ogólnie z działania bas-refleksu, ale mają z tym ścisły związek parametry samego głośnika. Przedstawmy pierwszy dowód w tej sprawie – rys. 3 - pomiar charakterystyk głośnika (zielona) i otworu (niebieska), zmierzonych w polu bliskim (wynika z nich charakterystyka wypadkowa całego układu – czerwona).

Obudowa (bas-refleks) jest dostrojona do 63 Hz, bo przy tej częstotliwości na charakterystyce głośnika pojawia się wyraźne odciążenie. Związek częstotliwości rezonansowej z tym efektem nie zależy od innych parametrów, ale już kształt charakterystyki z otworu – tak. Strojenie ustalono wysoko (na skali częstotliwości), a więc w zakresie, w którym charakterystyka głośnika ma wysoki poziom (ciśnienia), oczywiście zredukowanego przy samej częstotliwości rezonansowej, ale w niedalekim sąsiedztwie, zwłaszcza powyżej, wysoki poziom z głośnika prowokuje wysoki poziom z otworu, a na końcu ciśnienie z obydwu źródeł się dodaje się (w tym zakresie ich fazy są zgodne).

Gdyby częstotliwość rezonansowa obudowy była niższa, podbicie byłoby oczywiście mniejsze, bo układ pracowałby na niżej leżącym odcinku zbocza charakterystyki samego głośnika.

Jednocześnie spadek charakterystyki wypadkowej nie byłby tak wczesny i możliwe byłoby ustalenie niższej częstotliwości granicznej systemu, bowiem poniżej częstotliwości rezonansowej, fazy promieniowania głośnika i otworu szybko zmierzają do przesunięcia 180° (przeciwfaza), więc wypadkowe ciśnienie jest mniejsze niż z każdego z nich – charakterystyka wypadkowa "zwyczajowo" przecina charakterystykę z otworu przy częstotliwości rezonansowej; dość wysoki poziom z głośnika i otworu poniżej "marnuje się", mimo że głośnik pracuje z dużymi amplitudami. Będziemy więc widzieć jak membrana porusza się, ale niewiele dobrego będzie z tego wynikać.

Na przekroju obudowy pokazanym na stronie producenta, tuż przy wewnętrznym zakończeniu głównego tunelu, widać "coś jakby" mały otwór w "czymś jakby" przegroda dzieląca komorę na część dolną i górną, co mogłoby tworzyć wewnętrzny układ rezonansowy, ale jego działanie wywoływałoby jeszcze inne efekty widoczne w pomiarach.

Wysoka częstotliwość rezonansowa konstrukcyjnie wynika po prostu z niewielkiej objętości obudowy i względnie dużego przekroju tunelu. Nie wiemy jednak, z jakich wynika intencji projektanta i parametrów zastosowanego głośnika.

Zaintrygowani takimi rezultatami zrobiliśmy eksperyment – zamknęliśmy obudowę (zatkaliśmy otwór) i powtórnie wykonaliśmy pomiary zarówno charakterystyki przetwarzania, jak też impedancji. Zastrzegam, że o takiej opcji producent nie wspomina, zresztą trudno ją przygotować do działania, bowiem otwór ma nietypową formę i zatykanie go jest dość trudne.

Przedstawiamy dowód drugi w sprawie. Na charakterystyce impedancji (rys. 4), zamiast dwóch wierzchołków typowych dla bas-refleksu, pojawił się regulaminowy jeden, lokując się dokładnie przy…. 63 Hz. Wyznacza on częstotliwość rezonansową głośnika w obudowie zamkniętej (fc). Zbieżność z częstotliwością rezonansową bas-refleksu (fb) może jest przypadkowa, a może nie…

Być może konstruktor właśnie tak celował – dostrojeniem bas-refleksu do częstotliwości rezonansowej głośnika, co zresztą zalecały tradycyjne przepisy, zanim jeszcze prace Thiele’a-Smalla pozwoliły ustalić dokładniejsze metody strojenia, uwzględniających inne parametry w celu uzyskania jak najlepiej wyrównanej charakterystyki przetwarzania.

W większości modeli strojenia taka zbieżność jest możliwa, ale tylko w szczególnym przypadku pewnej określonej wartości Qts (ok. 0,4); w jednym modeli (BB4) jest ona stała (fb=fs), ale tak jak w owym tradycyjny przepisie, zawsze odnosi się do fs (częstotliwości rezonansowej głośnika swobodnie zawieszonego), a nie wyższej od niej fc (częstotliwości rezonansowej w obudowie zamkniętej o określonej objętości).

Wedle kilku standardowych modeli strojenia (np. QB3) ustala się częstotliwość rezonansową obudowy fb wyższą niż fs, jeżeli Qts jest niższy niż 0,4, a niższą niż fs, jeżeli Qts jest wyższy niż 0,4 (im Qts bardziej odbiega od tej wartości, tym bardziej fb oddala się od fs).

Gdyby więc zastosowany głośnik miał bardzo niski Qts, to prawidłowe byłoby strojenie znacznie wyższe niż fs i wówczas przypadkiem mogłoby ono pokryć się z fc. Jednak przesunięcie częstotliwości rezonansowej fb względem fs we wspomnianych modelach wynika z jednej przesłanki – uzyskania jak najmniejszych odchyłek charakterystyki przetwarzania. A tutaj jest ona duża, a kształt wszystkich krzywych wskazuje, że pracujemy z głośnikiem o wysokiej wartości Qts.

Jakiej, tego bez pomiaru głośnika swobodnie zawieszonego dokładnie nie da się ustalić (podobnie jak fs), ale tak jak ustaliliśmy fc, tak możemy ustalić Qtc – z kształtu wierzchołka impedancji. Oto dowód trzeci w sprawie, chociaż elementarnych rachunków nie będziemy tutaj przytaczać.

Ze względu na trochę nieregularny (niesymetryczny) kształt wierzchołka wynik jest obarczony pewnym błędem, ale dokładność i tak jest wystarczająca dla potrzeb tego "dochodzenia". Pomocny był także pomiar charakterystyki przetwarzania w opcji zamkniętej (dowód czwarty) – wierzchołek przy 80 Hz oczywiście stopniał, o ok. 7 dB, ale pozostało podbicie ok. 3 dB (krzywa czarna na rys. 3).

Z tych wszystkich przesłanek wynika wniosek, że Qtc mieści się w zakresie 1–1,4. Podajemy duży zakres, bo chcemy być w tych szacunkach ostrożni, ale i tak jest to wartość bardzo wysoka nawet jak na obudowę zamkniętą, podczas gdy w typowym bas-refleksie, po jego zamknięciu, Qtc wynosi zwykle ok. 0,6. Na tej podstawie, jak też z pomocą rozkładu wierzchołków w bas-refleksie i po zamknięciu obudowy można też oszacować Qts jako nie niższe niż 0,7.

Taki głośnik teoretycznie nie nadaje się do bas-refleksu, a jeżeli już, to do nisko strojonego i wytłumionego. W M1 wszystkie środki i decyzje są bardzo niekonwencjonalne i zmierzają do tego, co widzimy w pomiarach – silnego podbicia średniego basu.

Strojenia odbiegające od teoretycznych modeli są bardzo częste, służą najczęściej osiągnięciu jak najlepszej odpowiedzi impulsowej albo wynikają z problemów konstrukcyjnych - deficytowej objętości lub trudności w ustaleniu odpowiednio niskiej częstotliwości rezonansowej obudowy (mała objętość i brak miejsca na długi tunel).

To może być trop wysokiego strojenia M1, aby ustalić niższe, konstruktorowi pozostawała jeszcze opcja mniejszego przekroju tunelu, ale to mogłoby powodować kompresję przy wysokich poziomach wysterowania głośnika (zbyt duże prędkości przepływu powietrza w tunelu), a głośnik wydaje się być zdolny do pracy z wysokimi amplitudami.

Ale jak już wyjaśniliśmy, nawet tak wysokie strojenie mogłoby dać poprawne charakterystyki przy niskiej, bardziej typowej dla bas-refleksu dobroci głośnika Qts.

Wysoka dobroć jest niespodzianką wobec zastosowania w jego konstrukcji bardzo silnego układu magnetycznego. Wróćmy więc jeszcze do niego na moment. Nie jesteśmy pewni dokładnych wymiarów poszczególnych elementów, ale w treści omawianego wcześniej patentu podane są wymiary elementów głośnika "wzorcowego" i jest prawdopodobne, że głośnik w M1 ma takie same albo bardzo podobne.

Całkowita wysokość szczeliny – na którą składają się dwie pary pierścieni neodymowych i para pierścieni miedzianych / srebrnych pomiędzy nimi – wynosi 42 mm; wysokość cewki nie jest podana, ale jak wynika z rysunku przekrojowego, wynosi ok. 9 mm.

Zakładając, że w całej szczelinie pole jest jednorodne, w takiej konfiguracji, bez względu na pozycję cewki, spoczynkową czy też w dużych wychyleniach, tylko ok. 20% strumienia magnetycznego przechodzi przez uzwojenia cewki i "uczestniczy" w tworzeniu siły ją poruszającej.

Jeżeli dodatkowo wziąć pod uwagę wciąż użyteczne pole magnetyczne kilka milimetrów powyżej i poniżej szczeliny, to jeszcze mniej. Zwykle w głośnikach z systemem krótkiej cewki w długiej szczelinie ok. 40%-50% szczeliny jest wypełnione cewką. Znacznie większy "zapas" wolnej szczeliny poza cewką służy liniowej pracy przy bardzo dużych amplitudach, a bardzo silny układ magnetyczny mógłby pozwolić na taki luksus.

Być może jednak jego siła nie jest tak duża i współczynnik Bxl jest umiarkowany. Na wysoki Qts może mieć też wpływ niska podatność zawieszeń, jednak na podstawie szacowanego stosunku fc/fs nie wydaje się ona bardzo niska. Z kolei umiarkowana czułość wskazuje na umiarkowany Bxl, ale tutaj trzeba też uwzględnić filtrowanie (zwrotnicę), małą powierzchnię przedniej ścianki i 8-omową impedancję.

Z kolei masa membrany, która mogłaby "zaabsorbować" dużą siłę (to skrót myślowy, żeby już nie przedłużać…), nie wydaje się bardzo duża, chociaż jej dokładnej wartości nie znamy. Pomijam najbardziej ekstrawaganckie powody znacznego wzrostu Qts, jak np. włączenie szeregowej rezystancji.

Za to przyszło mi do głowy, że może mierzyliśmy głośnik "niewygrzany"; świeże głośniki mają wyższą (niż docelowa) wartość fs i Qts na skutek mniejszej podatności "nierozruszanych" zawieszeń.

Nie robi to zwykle aż takiej różnicy, ale na wszelki wypadek dokonaliśmy powtórnych pomiarów po ok. miesiącu i okazało się, że wyniki są dokładnie takie same jak na początku. Prawdopodobnie instalowane są głośniki już "wygrzane" albo ich zawieszenia nie wymagają takiego procesu.

Na koniec przypomnijmy rytualne zastrzeżenie. Charakterystyka przetwarzania może być nawet pięknie wyrównana, a brzmienie wciąż takie sobie, może też być pofalowana, a brzmienie i przekonujące. Zależy to od wielu czynników. Trudno stwierdzić, co jest najważniejsze, bowiem wiele elementów jest krytycznych - jak ogniwa łańcucha.

W Laboratorium skupiamy się jednak na tym, co mierzymy, a i to nie jest wcale wszystkim, co można zmierzyć. Nawet najszerzej zakrojone pomiary nie powiedziałyby nam wszystkiego, a co dopiero tak wycinkowe. Mimo to ekspertom wiele mówią. Natomiast laików ostrzegałbym przed wyciąganiem "ostatecznych" wniosków (bo i eksperci na takiej podstawie ich nie wyciągają).

BØRRESEN testy
Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta maj 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio październik 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu