Licytacja trwa. Głośniki trzeciej z kolei renomowanej brytyjskiej fi rmy nie ścigają się jednak z poprzednimi "na wielkość". Zostawiają rekord masy solidnym Mission, ustępują nawet KEF-om. Coś za coś. Technika, projekt, wykonanie... finezja. Jest to bowiem najmniejszy, ale jednak - model z serii GX.
Chyba już żadna szanująca się firma nie zaproponuje nam monitorów w tej klasie cenowej, w "zwykłej" prostopadłościennej skrzynce. Okleiny winylowe oczywiście nie wchodzą w grę, to byłaby kompromitacja. Ale i samo wykańczanie naturalnym fornirem, nawet samo lakierowanie na wysoki połysk - to też już mało.
Muszą być dodatkowe atrakcje i dekoracje. Skoro wszyscy producenci tak się starają, to co ma zrobić Monitor Audio, którego obudowy były zawsze szczególnie piękne? Musi zawiesić sobie poprzeczkę jeszcze wyżej.
Monitor Audio GX50 to cukiereczek. Testowaliśmy już większy, wolnostojący model z tej serii, wykonany wedle tego samego projektu, ale mniejszemu służy on jeszcze lepiej - GX50 wygląda jak głośnikowa biżuteria, na błyszczącym lakierze pokrywającym egzotyczny fornir umościły się luksusowe przetworniki, oprawione w połyskujące pierścienie.
Z tyłu też na bogato - taka oprawa podwójnego gniazda mogłaby pojawić się w najdroższych kolumnach. Do wyboru mamy kilka równie ekskluzywnych wersji wykończenia - orzech i bubinga (w teście), lakierowane na gładko, ale jeszcze nie na najwyższy połysk, i trzy wersje w lakierze fortepianowym - czarna, biała i hebanowa.
W serii GX są do wyboru dwie konstrukcje podstawkowe - regularnej wielkości (z 18-cm przetwornikiem nisko-średniotonowym) GX100, zdecydowanie wykraczające poza nasz zakres cenowy, i właśnie GX50 z podstawowym 14-cm przetwornikiem.
Bez względu na wielkość i "drożność", wszystkie modele serii GX wyposażono we wstęgowy przetwornik wysokotonowy, który stał się znakiem rozpoznawczym najlepszych konstrukcji Monitor Audio od czasu, gdy pojawił się w referencyjnej serii Platinum; do serii GX, jednak "niższej", wprowadzono go dwa lata temu.
Głośniki są wkładane od frontu w odpowiednie wyfrezowania wymoszczone materiałem tłumiącym i mocowane od tyłu pojedynczymi śrubami łapiącymi układy magnetyczne - taka jest przynajmniej "oficjalna" wersja, ale tutaj tych śrub nie widzę... być może opierają się o wewnętrzną pionową przegrodę, a dostęp do nich mamy poprzez otwór bas-refleks (do wysokotonowego) i po odkręceniu terminala przyłączeniowego (do nisko-średniotonowego).
Koncepcja ta ma na celu "odsprzęgnięcie" (odsprzężenie?, odsprzęglenie? wysprzęglenie?) głośników, zmniejszenie transmisji wibracji między nimi a przednią ścianką.
Odważnie zaprojektowano maskownicę Monitor Audio GX50 - na tle tak finezyjnej, delikatnej obudowy, w pierwszym wrażeniu jest zaskakująca, gruboskórnie techniczna - zamiast ramki z materiałem tekstylnym, przygotowano ażurową blachę. Chwilę się oswajamy i akceptujemy - jest starannie wykończona, wygięta na krawędziach, trzyma się siłą ukrytych we froncie magnesików.
Odsłuch
Brytyjczycy idą w tym teście stadem, no może zwartą grupką, jak turyści z Wysp odwiedzający Kraków... Pozdrawiamy Kraków! W Krakowie jest dystrybutor Monitor Audio, z pewnością coraz bardziej szczęśliwy z tego powodu, może nawet bardziej niż krakowianie z odwiedzin Wyspiarzy.
Brzmienie Monitor Audio GX50 różni się zarówno od brzmienia LS50, SX2, jak i wszystkich pozostałych monitorów testu. Zawsze można znaleźć jakieś wspólne mianowniki, równie dobrze różnice, zależy, czego szukamy...
Takie wywody są zwykle nieco tendencyjne, pisane pod tezę, w tym miejscu postaram się od nich uwolnić. Wnioski na temat "brytyjskiego brzmienia", jego występowania albo w sferze realnej, albo już tylko idei, zostawmy na koniec, a może w ogóle na kiedy indziej.
Monitor Audio żyje własnym życiem. Nie po raz pierwszy gra dźwięcznie, soczyście, plastycznie, emanuje z tego brzmienia witalność, "dobre wibracje", muzyczne emocje, ale po raz pierwszy słyszę tak dziarskie, naturalne, dynamiczne walory tak małej konstrukcji.
Od pierwszych chwil, pierwszych dźwięków wiadomo, co - a raczej jak - jest grane: z pełnym przekonaniem, bez kompleksów, a jednocześnie dokładnie i ze swoistą dla firmowego brzmienia gracją. Bezpośrednio, czasami radośnie, nienatarczywie i nienerwowo, z wyśmienitą rozdzielczością i lekkim zmiękczeniem - "Monitory" znowu potrafiły to połączyć.
Wokal i fortepian mają ograniczoną skalę, zamykając oczy nie ulegniemy złudzeniu, że artyści są przed nami, ale i tak wrażenie plastyczności, trójwymiarowości, namacalności jest wyjątkowo dobre. Bardzo elegancko różnicowane są plany - bez rozwarstwiania i przesadnego dystansowania, czytelnie słychać, co jest bliżej, a co dalej, płynnie i naturalnie.
Brzmienie jest świetnie "zebrane", zorganizowane głębiej, niżby to tylko wynikało z dobrej równowagi - tej nic nie można zarzucić.
Bas w kontekście wielkości konstrukcji jest wyśmienity i nawet jeżeli nie obsługuje najniższych częstotliwości, to słychać jego gęstość, zwartość, korzenność - naprawdę jest w nim "to coś", coś więcej niż "zwykła" kontrola czy dynamika. Wszyscy sąsiedzi tego nie usłyszą... Albo niech i oni sobie kupią.
Andrzej Kisiel