Zacznijmy od wyjaśnienia pewnego nieporozumienia, o którym opowiadał przedstawiciel KEF-a Johann Corg na zeszłorocznym spotkaniu z redaktorami EISA. KEF sam nawarzył sobie tego piwa, to teraz musi je wypić...
Wystarczy przeczytać pierwsze zdanie z dokumentu "LS50 white paper", aby oczekiwać tego, czym LS50 w ogóle nie są: "LS50 jest dwudrożnym systemem głośnikowym, inspirowanym przez LS3/5A i przygotowanym dla uczczenia 50. rocznicy powstania firmy. Podobnie jak LS3/5A...".
W tym momencie wszyscy, którzy dobrze pamiętają LS3/5A, a szczególnie ci, którzy byli i są w tych legendarnych monitorkach zakochani, spodziewali się ich jakiejś jubileuszowej edycji, co najmniej konstrukcji nawiązującej do oryginału... Czytajmy jednak dalej: "Podobnie jak LS3/5A, LS50 został przygotowany na bazie najnowszej techniki, wraz z najwyższą dbałością od detale." Jak to rozumieć?
Wspólnym mianownikiem LS3/5A i monitorów KEF LS50, niezależnie od formatu dwudrożnego monitorka, jest ogólne zaawansowanie i wysoka jakość, dodajmy - na miarę czasów, w jakich powstawały poszczególne konstrukcje.
A ponieważ od powstania LS3/5A minęło kilkadziesiąt lat, w ciągu których KEF zasadniczo zmienił swoje przetworniki, więc monitory KEF LS50 tak naprawdę technicznie nie mają z LS3/5A nic wspólnego. I z tym pełnym goryczy spostrzeżeniem zwróciło się do KEF-a kilku dystrybutorów, którzy oczekiwali nie na świeże danie, ale na odgrzewanego kotleta.
A uczciwy komunikat powinien być następujący: KEF znowu ma doskonały monitor, w umiarkowanej (w skali absolutnej) cenie, nienależący do żadnej serii, mający aspiracje być czymś specjalnym, co zapisze się w historii równie chwalebnie jak kiedyś LS3/5A...
Nie, to chyba jednak niemożliwe. Tylko produkty ze "złotych lat hi-fi " mogły zdobyć taki status i taką rzeszę wyznawców, dzisiaj już dinozaurów... Podczas prezentacji LS50 towarzystwo rozprawiało nie o nowym produkcie KEF-a, ale właśnie o LS3/5A. Kto je miał, kto ma, którą wersję...
Druga ciekawostka dotyczy koloru membrany - widząc to, co widać dobrze na zdjęciach, większość podejrzewała, iż zastosowano specjalny materiał, metal inny niż aluminium, może miedź, mosiądz, jakiś stop... albo co najmniej pokrycie taką warstwą ("miedziowanie"! - jak w Marantzu...) i za chwilę dowiemy się o cudownych właściwościach tego zabiegu.
Nie wiem, czy jakąkolwiek inną firmę byłoby stać na taka dawkę szczerości, jaką zaserwował nam Johann: "Ten kolor nie ma nic wspólnego z celami akustycznymi, z techniką, parametrami i brzmieniem. KEF wybadał, że taki kolor będzie się bardzo podobał Chińczykom, a to dla firmy ogromny rynek.
I dlatego głośnik jest różano-złoty". Co też niczemu nie przeszkadza, brzmienie nic z tego powodu nie straci. Skądinąd cała konstrukcja, choć niewielka, jest bardzo poważna i starannie zaprojektowana . Dokumentacja wyjaśnia znaczenie wielu szczegółów.
Do tłumienia wibracji ścianek obudowy wprowadzono nowy system - wszystkie ścianki wiąże ze sobą wewnątrz para krzyżujących się "wieńców", lecz nie są one połączone ze ściankami bezpośrednio, "na sztywno", co według badań tylko przesuwa rezonanse ku wyższym częstotliwościom, lecz poprzez podkładki z materiału tłumiącego.
Z testu Blade wynika, jak zbawienny wpływ na charakterystykę może mieć kształt obudowy - jednak wyeliminowanie ostrych krawędzi nie wystarczy, potrzebne są profile o większym promieniu.
W przypadku tak małych konstrukcji jak KEF LS50 nie ma na nie miejsca, zrobiono przynajmniej tyle, ile można było - widać "wygiętą" przednią ściankę, co jest cechą specyficzną, przynajmniej na razie, tylko dla tej konstrukcji KEF-a.
Dobrze to "zagrało", w przenośni i dosłownie, z ustawieniem głośnika Uni-Q w samym centrum frontu - bowiem w tym miejscu jest on najmniej narażony na atak fal stojących z wewnątrz obudowy (w środku obudowy układają się węzły fal stojących, a więc ich ciśnienie jest najmniejsze).
To z kolei zdeterminowało pozycję tunelu bas-refleks - długi i zakończony na obydwu stronach dużymi wyprofilowaniami, nie mógł już się zmieścić niegdzie indziej, jak w samym narożniku.
W celu redukcji rezonansów "piszczałkowych" samego tunelu, jego środkową część wykonano z twardej pianki wprowadzającej tłumienie w zakresie średnich częstotliwości, bez straty skuteczności w zakresie najniższych.
Głównym elementem jest oczywiście Uni-Q, ale ile można o Uni-Q... Poza kolorem membrany, jednostka wygląda z zewnątrz tak, jak zastosowana w monitorach R100 - należy do najnowszej generacji z zawieszeniem Z-Flex.
Na etapie prototypu KEF LS50 był przygotowany do bi-wiringu (dwie pary zacisków), jednak próby odsłuchowe wskazały, że podwójne okablowanie nic nie wnosi. Mimo to pozostawiono rozdzielone (na własnych płytkach) sekcje filtrów dla obydwu przetworników (w końcu Uni-Q to nie jeden, ale układ dwóch przetworników), aby odsunąć je od siebie i zmniejszyć oddziaływanie cewek.
KEF LS50 zawiera wiele świeżych smaczków, ale w detale samego Uni-Q, ani tym bardziej w ogólne zalety koncentrycznego układu przetworników, nie będziemy się tym razem zagłębiać.
Odsłuch
Pierwsze dwa modele testu były jak wstrzeliwanie się w cel; tu basu mało, tam dużo... ale w gruncie rzeczy obydwa te strzały, Amphiona i Chario, mogą trafi ć w swoje cele, w konkretne gusta.
KEF LS50 jest na tym tle propozycją "wypośrodkowaną", ale wcale nieuśrednioną. Obserwacje nie sprowadzają się przecież tylko do zawartości i jakości basu. Ale skoro już tu jesteśmy, to od basu zacznijmy. Prezentuje się tak, jakby wyrósł z basu małych Amphionów. To komplement dla obydwu.
W Amphionach, mimo szczupłości, słychać jego zwartość i zwinność, kontury i dobre różnicowanie; w KEF-ach taki właśnie bas jest mocniejszy i sięga niżej, KEF LS50 mogą zagrać relatywnie (jak na wielkość konstrukcji) głośno i bez kompresji, utrzymując dobrą dynamikę w całym pasmie.
Syntary mają bas obszerniejszy i w ogóle brzmienie bardziej obfite, "rozłożyste", KEF preferuje precyzję i neutralność, ale z pełnym zrozumieniem dla faktu, że naturalność nie może się obyć bez odpowiedniej siły niskich częstotliwości.
Tutaj służą one jednak nie tyle dociążeniu czy nasyceniu, co właśnie zdynamizowaniu, wzmocnieniu, nawet udramatyzowaniu przekazu. W całym pasmie słychać umiejętność szybkiego rysowania dźwięków, ich jednoznacznego lokowania - nic nie jest rozmazane ani w czasie, ani w przestrzeni, oczywiście wybrzmienia mają swoje "życie", lecz są to wybrzmienia zawarte w materiale muzycznym, przypisane instrumentom, akustyce pomieszczeń, a nie dodane przez sam głośnik - dzięki temu wszystko jest czytelne i wiarygodne, wolne od smużenia i podbarwień.
Dźwięki są "konkretne", mocniejsze lub delikatniejsze, zróżnicowane, ale zawsze wyraziste. Wokale nabierają autentyczności przez artykulację, a nie przez permanentne ocieplenie, zagęszczenie i przybliżenie.
Dźwięk monitorów KEF LS50 nie popada w analogowolampową manierę, nie kreuje klimatów i aury, nie jest ani intymny, ani agresywnie bezpośredni, jest za to energetyczny, rozdzielczy i świetnie uporządkowany przestrzennie. Brzmienie bardzo profesjonalne, a jednocześnie inspirujące.
Andrzej Kisiel