Pioneer A-20
Na pierwszy rzut oka nie ma więc źródła "katalogowo" odpowiedniego dla A-20, jednak analizując ceny szybko zauważymy, że bardzo dobrze pasuje tu PD-10 (1350 zł), który dla wzmacniacza A-10 za około 900 zł wydaje się trochę na wyrost. A przecież nawet A-10 nie należy do najtańszych urządzeń tego typu - fi rma Pioneer wskrzesiła bowiem także linię modeli superniskobudżetowych, oznaczanych trzema cyframi - A-509R i A607R; tańszy będzie kosztował blisko 600 zł, przyznam, że dawno czegoś takiego nie widziałem...
Wzmacniacz Pioneer A-20 wykonano w dobrym, japońskim stylu, nie pożałowano pokręteł regulacji barwy, balansu, fi ltra kontur ani selektora wejść z rządkiem sześciu diod dla każdego z nich. Świecą się kontrolki aktywnej pary wyjść głośnikowych (są więc dwie) czy blokującego wszystkie dodatki układu Direct, a ponadto złocone gniazdo słuchawkowe. Wszystko to ulokowano na chłodnym, bo metalowym froncie - Pioneer A-20 wygląda naprawdę bardzo porządnie, dobrego wrażenia nie popsują nawet plastikowe gałki.
Z tyłu rządek czterech wejść liniowych uzupełniono pętlą dla rejestratora oraz gniazdem dla gramofonu analogowego (wkładki MM) z obowiązkowym trzpieniem uziemiającym. Dwie pary wyjść głośnikowych wykonano na gniazdach w dobrym standardzie.
Wnętrze wzmacniacza Pioneer A-20 przypomina droższe modele z rozdzielonymi na dwa niezależne radiatory (jeden dla każdego kanału) końcówkami mocy, w każdej z nich pracuje para Sankenów. W zestawie Pioneera znajdziemy niezależne piloty dla odtwarzacza i wzmacniacza, choć każdy z nich zawiera tak naprawdę większość najpraktyczniejszych funkcji obydwu urządzeń.
Pioneer PD-10
Najtańszy dwukanałowy odtwarzacz Pioneera jest źródłem SACD. Z przedniego panelu obsłużymy zaledwie kilka najważniejszych funkcji mechanizmu, lecz nie jest on jedynym źródłem danych - Pioneer wprowadził port USB (którego nie ma w Denonie), który choć występuje w sprzęcie Hi-Fi coraz częściej, to wciąż nie może "przebić się" do najtańszych urządzeń. Pioneerowi udało się pokonać pewną barierę, ale jest ona dość sztuczna - instalowanie portów USB w źródłach Blu-ray, a wcześniej DVD, jest przecież oczywistą praktyką, niepociągającą za sobą wielkiego wysiłku budżetowego.
To jednak nie argument przeciwko Pioneerowi, ale krytyka innych producentów, którzy chyba z powodów "politycznych" żałują nam USB. Wróćmy jednak do Pioneer PD-10 - urządzenie odczytuje z nośników pamięci pliki MP3, WMA, AAC oraz MPEG4.
Co więcej - port USB współpracuje z iPodem, iPhone’m i iPadem. Szuflada rozpozna natomiast płyty CD, SACD, DVD-R/RW, na których będą zapisane wymienione pliki. Wszystkim skompresowanym standardom wychodzi naprzeciw procesor Sound Retriever, zadaniem którego jest "odzyskiwanie" utraconych elementów źródłowego sygnału.
Obróbką sygnałów cyfrowych zajmuje się regularnie firmowy procesor Hibit DSP, przetwornik pochodzi z firmy AKM - to wszechstronny układ AK4480 zawierający wszystko, co potrzeba, by poradzić sobie zarówno z sygnałami DSD, jak i DVD-Audio (aż 32 bit/216 kHz). Jak na tę klasę sprzętu, odtwarzacz Pioneer PD-10 ma wszystkie typowe wyjścia, a więc analogową parę RCA, cyfrowe gniazdo optyczne i elektryczne współosiowe.
Odsłuch
Emocje są w tym brzmieniu ważne i nie tylko podpowiadają, ale nawet sterują brzmieniem. Najbardziej słychać to w zakresie niskich i wysokich rejestrów. Zważywszy na umiarkowaną moc wyjściową wzmacniacza, nie oczekujemy basu potężnego i sięgającego głębin, jednak Pioneer radzi sobie zaskakująco dobrze i gra z dużym animuszem. Trochę kosztem precyzji rysowania konturów, ale nie dynamiki "w wymiarze subiektywnym" (bo jest też dynamika "obiektywna" jako mierzalny parametr).
Ograniczenie dokładności Pioneer zrekompensuje siłą i żywością. Najniższe rejestry są już trochę wyciszone i zmącone, ale średni i wyższy bas świetnie prowadzi mocniejsze dźwięki. Zresztą chyba mało kto będzie podłączał ten zestaw do kolumn, które ukazałyby jego ograniczenia - będą to raczej głośniki dobrze wykorzystujące charakter A-20.
Góra pasma nie popada w poważne kłopoty, które mogłyby się stać udziałem niskobudżetowego brzmienia w tak emocjonalnym wydaniu. Pioneer gra śmiałymi, energetycznymi sopranami, które nie tylko zapewniają wysyp detali i urodzaj wybrzmień, ale także odpowiadają naturalnym wymaganiom wielu instrumentów. Dzieje się to bez specjalnych zabrudzeń, choć nie jest to dźwięk gładziutki i aksamitny.
Na tle temperamentu sąsiadów, średnica wydaje się nieco przygaszona, lecz przynajmniej pozostaje czysta i niepodbarwiona. Nie jest też schłodzona, wchodzi w związek raczej z basem niż z górą pasma. Dzięki temu całe brzmienie jest szybkie, rześkie, ale nie rozjaśnione, lecz soczyste i zdrowe. Odtwarzacz CD (a raczej SACD - o ile ktoś jeszcze ten format pamięta) gra w tym duecie z wyraźnym naciskiem na górę pasma i analityczność, jest to brzmienie lekkie, swobodne, nietracące równowagi, tylko leciutkio "przechylone" - a zarazem schodzące z basem bardzo nisko, choć bez żadnej emfazy.
Dopełnia to żywszy i skoncentrowany nieco wyżej bas wzmacniacza, dynamiczny i rytmiczny. Na drugim skraju pasma wzmacniacz tylko lekko temperuje popisy odtwarzacza, ale na pewno ich nie eksponuje. W największym skrócie: odtwarzacz Pioneer PD-10 to tutaj źródło bogatych informacji i efektownej, selektywnej góry, wzmacniacz Pioneer A-20 jest dostatecznie przejrzysty, aby tych zalet nie wytracić, a ze swojej strony podkręca wyższy bas.
Radek Łabanowski