Wzmacniacze cyfrowe powoli, ale konsekwentnie torują sobie drogę. Ich konstruktorzy muszą walczyć nie tylko z problemami technicznymi, ale i mentalnymi potencjalnych klientów, zwłaszcza na rynku hi-endowym.
Bo czy dobry wzmacniacz, a tym bardziej poważna końcówka mocy może być mała i lekka? Jednak strumień watów płynący z cyfrowych wzmacniaczy jest coraz szerszy i coraz bardziej godny zaufania.
Przedwzmacniacz Nu-Force P9
Przedwzmacniacz Nu-Force P9 nie dzieli ze wzmacniaczem techniki impulsowej, jest klasyczną konstrukcją analogową, co nie umniejsza w żaden sposób jego jakości ani oryginalności. To pod względem organizacji układowej jeden z najbardziej zadziwiających przedwzmacniaczy.
Jeżeli już, to w rzadko występującej w przyrodzie dwupudełkowej formie preampów zazwyczaj oddziela się zasilacz od pozostałych układów. Tutaj mamy jedno pudełko analogowe (Analog Box) z całą ścieżką sygnału audio, podczas gdy druga obudowa (Control Box) kryje zarówno zasilacz (tam podłączymy kabel sieciowy), jak i cyfrową część sterującą.
Control Box zawiera wyświetlacz, obok niego są dwa pokrętła: selektora źródeł oraz wzmocnienia. Jak kontrola, to kontrola. Ale w "boksie" analogowym także mamy pokrętło głośności, które działa nieco inaczej. Potencjometr w Analog Box jest mechaniczny i operuje bezpośrednio na sygnale audio.
Regulator w Control Box jest już elektroniczny. Zwiększając wzmocnienie za pomocą Control Boxa po prostu sterujemy właściwym potencjometrem Analog Boxa - tak, jak byśmy używali pilota. Jednocześnie na wyświetlaczu widać cyfrową ilustrację aktualnego położenia potencjometru.
Na tym jednak nie koniec. Możemy także regulować wzmocnienie gałką w Analog Box, a wtedy na wyświetlaczu w Control Box wskazania też będą się zmieniać. Control Box potrafi także zapamiętać ustawienie potencjometru i w każdej chwili do niego wrócić. Co do wyboru źródeł, to mamy tylko pokrętło w Control Box (i wskazania wyświetlacza), ale faktyczne przełączanie sygnałów odbywa się już w Analog Box.
Na tylnej ściance modułu zasilającego oprócz gniazda sieciowego są porty wyzwalaczy (tu nabierają one specjalnego znaczenia, gdyż mogą przełączyć P-9 w przeźroczysty tryb bypass - w ramach jednego z wejść) oraz 15-pinowe gniazdo do podłączenia z Analog Boxem.
Przewodem tym płynie i zasilanie, i dane niezbędne do komunikacji pomiędzy urządzeniami. Tylna ścianka Analog Boxa jest już bardziej typowa dla przedwzmacniacza. Mamy wyjście zarówno na XLR, jak i RCA, a dalej pięć równorzędnych wejść liniowych, już tylko w standardzie RCA.
Wzmocnienie sygnału odbywa się za pomocą elementów dyskretnych. Aby zapewnić stabilne warunki pracy, kluczowe elementy zostały umieszczone w dwóch miedzianych puszkach, niezależnie dla każdego kanału i wzbogacone nawet izolacją termiczną.
Zasilanie torów lewego i prawego jest również oddzielne, podział układów pomiędzy dwie obudowy ma za zadanie zminimalizować wpływ logiki sterującej na delikatne sygnały audio.
Właściwą regulacją głośności zarządza dobry czarny Alps. Do pracy z wejściami i wyjściami oddelegowano przekaźniki. Do gniazd XLR nie trafia sygnał symetryczny, cały przedwzmacniacz Nu-Force P9 nie jest przecież zbalansowany, ale NuForce wcale tego nie obiecuje, wyraźnie zapowiadając, że na wyjściu XLR dostaniemy "tyko" sygnał z gniazda RCA.
Końcówka mocy Nu-Force Reference 9SE v2
Końcówki mocy, oparte o moduły impulsowe, specjalność kuchni amerykańskiego NuForce'a. Najczęściej we wzmacniaczach cyfrowych widzimy aplikację gotowych układów, z najpopularniejszymi TriPath oraz ICEPower na czele. Jednak NuForce od samego początku postawił na własne rozwiązanie - jego wszystkie wzmacniacze bazują na firmowym, opatentowanym module wzmocnienia.
Ponad rok temu w teście Audio wystąpił zestaw NuForce P8 + Reference 9, zaopatrzony w identyczne obudowy. NuForce Reference 9SE to w hierarchii model wyższy od Reference 9 - bo "Special Edition" - ale nie to jest najważniejsze.
Kluczową zmianą są małe literki v2 oznaczające drugą, zmodernizowaną wersję. Analogię widać choćby u pioniera rozwiązań cyfrowych, firmy Tact (obecnie Lyngdorf Audio) - jego kultowy produkt Millennium doczekał się już czterech odsłon, w kolejnych udoskonalano przede wszystkim algorytm przygotowania sygnału do właściwego wzmocnienia.
Wytworzyła się więc sytuacja, w której teoretycznie niższy model z obecnej linii v2 - np. końcówki Reference 8 - oferuje pod pewnymi względami dźwięk lepszy od stojącej wyżej konstrukcji poprzedniej generacji - Reference 9 - co producent otwarcie przyznaje. Warto więc przy tej okazji wspomnieć o możliwości upgrade'u modeli v1.
Większość zmian leży w tajemniczym scalaku sterującym. Efekt modyfikacji objawia się zwiększoną sprawnością układu, która sięga teraz 85% (poprzednio ok. 80%), oczywiście w optymalnym punkcie pracy.
Praktyczny pożytek z tego taki, że wzmacniacze będą mogły generować jeszcze wyższą maksymalną moc wyjściową (a przy takiej samej pobierać mniej energii zasilania). Staranniejszy dobór komponentów i precyzyjniejsze operowanie sygnałem pozwoliło także na obniżenie poziomu szumów.
Droga do dalszych modyfikacji układowych jest otwarta, gdyż teren wzmacniaczy impulsowych nadal pozostaje relatywnie słabo zbadanym obszarem audio. NuForce już teraz zapowiada kolejną odsłonę v3...
NuForce Reference 9SE v2 to najlepszy model końcówki w ofercie NuForce'a, chociaż płaskie, dyskretne obudowy są wspólne dla wszystkich, również tańszych urządzeń. Ich budowa mechaniczna jest prosta i solidna, chassis składa się z dwóch połówek blachy, dolnej i górnej, wykonanych w kształcie ceowników, do których przykręcono przód oraz tył.
Przez środek grubego frontu biegnie głębokie wcięcie, w którym umieszczono diodę sygnalizującą stan pracy. Są wejścia XLR i RCA, pomiędzy którymi wybieramy małym, hebelkowym przełącznikiem. Złącze RCA to ciekawa konstrukcja marki WBT z zewnętrznym stykiem w postaci spirali, XLR-y są produkcji Neutrika.
Mimo poważnej mocy wyjściowej skrzynki mają niewielkie rozmiary, są lekkie i nie mają typowych dla takiej mocy - ale i dla konwencjonalnych wzmacniaczy - dużych radiatorów. To wszystko następstwo technologii impulsowej, czyli potocznie mówiąc wzmacniacza "cyfrowego".
Autorski projekt NuForce'a ma cechy wspólne z klasą D, chociaż producent się od niej odżegnuje, reklamując swój produkt jako coś odmiennego - analogowy wzmacniacz przełączający. Odkręcając górną część obudowy widzimy, że konstrukcja opiera się na rozbudowanym zasilaczu umieszczonym w prawej sekcji oraz właściwym module audio z lewej strony. Z przodu ulokowano baterię kilkudziesięciu kondensatorów.
Jako radiator służy lewy bok urządzenia, który będzie się nagrzewał mocniej (choć w praktyce cała obudowa pozostaje ledwo ciepła) - na nim zainstalowano cztery tranzystory International Rectifier, wybrane ze względu na szybkość działania.
Z wejścia sygnał podawany jest do układu procesora, który wytwarza na jego bazie nowy sygnał modulacyjny - który będzie dyrygował tranzystorami - przełącznikami, pracującymi w tempie niezależnego generatora.
To wszystko brzmi jak klasyczna klasa D, niemniej jednak NuForce nie używa ani modulacji szerokości impulsu PWM (najczęściej stosowanej w klasie D), ani pokrewnych, znanych technik napędzania przełączników wyjściowych.
Producent opracował własną technologię, w której częstotliwość pracy generatora jest bardzo wysoka, przekracza 500kHz, ale nie sposób jej jednoznacznie zdefiniować, gdyż jest zmienna.
To jedno z podstawowych założeń konstrukcyjnych, w zależności od sygnału audio procesor reguluje tu częstotliwością przełączania. Dzięki temu udaje się ograniczyć szum wprowadzany w konstrukcjach ze stałą częstotliwością.
Na wyjściu jest jednak obowiązkowy filtr rekonstrukcyjny i wynikające z niego nieodzowne ograniczenia, np. w dziedzinie pasma przenoszenia oraz poprawności (liniowości) pracy w zakresie zmiennych obciążeń. O tym, jak z tymi problemami radził sobie producent, informujemy w części laboratoryjnej.
Na koniec słowa pochwały dla zastosowanych komponentów, ładnych kondensatorów WIMA w sekcji audio czy produkowanych pod własną nazwą, opatrzonych logo Audiograde elementów w sekcji zasilającej. Wysokiej klasy komponenty i rozbudowany zasilacz to właśnie cechy wyróżniające wersję SE.
Odsłuch
Zamaskowany gdzieś w szafce czy wręcz schowany, bo grzeje się w trakcie pracy naprawdę minimalnie i nie wymaga specjalnych zabiegów wentylacyjnych, NuForce jest jedynym znanym mi przypadkiem taaakiego basu z tyciej skrzynki (a w zasadzie dwóch skrzynek). Zazwyczaj dźwięk o takiej skali i rozmachu usłyszymy tylko widząc przed sobą potężną końcówkę, np. taką, jak A32 Primare .
Rozmach, jaki kreuje wokół siebie NuForce, jest naprawdę wyjątkowy, podnosi adrenalinę i wzbudza podziw. Nie istnieją, a przynajmniej ja na takie podczas sesji nie trafiłem, nagrania, które potrafiłyby zmusić ten wzmacniacz do kapitulacji w dziedzinie dynamiki czy chociażby zwolnienia tempa.
Szybkie pasaże, orkiestra czy band rockowy z plenerowego koncertu - to wszystko ma swoją naturalną skalę i uderzenie. A czasami może i ponadnaturalną...
Chwilami zdarza się, że NuForce zmierza do przerysowania, chce nam zafundować jeszcze większy skok dynamiczny niż ten, którego moglibyśmy się spodziewać. Nie jest to jednak ani karykatura, ani problem - wręcz przeciwnie, frajda duża. Również dlatego, że monoblokom nie zabraknie nigdy ani mocy, ani kontroli basu, nawet w najbardziej karkołomnych wyczynach.
Konsekwencją tego jest właśnie wyborne panowanie nad szeroką skalą dynamiki - i wtedy, gdy gramy bardzo głośno, i wtedy, gdy przechodzimy do cichszych fragmentów. Tutaj NuForce nie forsuje swojej siły, nie używa szybkości do przeobrażenia spokojnych nastrojów w nerwowość, ale okazuje bardzo dobrą przejrzystość.
Dzięki takiej elastyczności orkiestrowe tutti nabiera pełnej skali i spektakularności, a ciche fragmenty brzmią wyraziście, nigdy nie leniwie.
Takie wyczyny nie byłyby możliwe bez dobrego basu. Z pewnością nie wystarczy, że będzie go dużo. Silne, ale nie rozmiękczone pomruki tworzą efektowny fundament pod najbardziej wymagające płyty. Nie zawsze jednak bas się narzuca, potrafi także stanąć w cieniu średnicy, która wcale nie pasuje do stereotypu "cyfrowego brzmienia".
Tu dźwięki potrafią być delikatne, ale też barwne, wypełnione, płynne, i chociaż efektów zamglenia, zawoalowania czy nawet ocieplenia NuForce nam nie zaoferuje, to szczególnie ważny dla efektu namacalności i naturalności podzakres "niskiego środka" jest w jego wykonaniu rewelacyjny - męskie wokale są mocne, duże, i jednocześnie doskonale artykułowane.
Dokładność i siła, jakie wręcz stąd biją, procentują jednak praktycznie na każdej muzyce - np. ciemniej, masywniej zrealizowane płyty rockowe nie tracą wigoru, wręcz słychać żar wzmacniaczy i energię wypływającą z cięższego grania.
Góry pasma nie brakuje, ale zadziorności jest tam stosunkowo najmniej. Neutralnie, może nawet z lekkim wygładzeniem, pokazywany jest szczegół, z minimalnym ograniczeniem "powietrza".
W budowaniu sceny NuForce nie zaskakuje preferowaniem jakiegoś jej wymiaru, nie rozszerza jej ani wszerz, ani w głąb, ale też nie redukuje. Pozorne źródła lokowane są czytelnie, ale nie porażająco precyzyjnie.
Skoro w dynamice i mikrodynamice dzieje się tak dużo, to i na scenie mógłby panować harmider, jest jednak w miarę normalnie - czyli różnie... W zależności od nagrania możemy usłyszeć albo audiofilski porządek, albo panoramę stereo poustawianą suwakami na konsolecie...
Zastanawiając się nad tym, jakie kable będą do podłączenia przedwzmacniacza z końcówkami mocy najodpowiedniejsze, na pewno weźmiemy pod uwagę zasobność portfela, własne preferencje brzmieniowe, w zależności od chęci lub niechęci do kablowych wyczynów.
Myśląc jednak w kategoriach XLR czy RCA, w warunkach domowych, przy długościach do jednego metra, nie należy spodziewać się wielkiego zysku z tej pierwszej opcji - co wynika zresztą z samej konstrukcji urządzeń, wcale wewnątrz niezbalansowanych.
Radosław Łabanowski