Urządzenie imponuje wielkością i masą (niemal 20 kg), ale oficjalnie ma moc bardzo umiarkowaną - tylko 20 W na kanał - i nie stoi za tym wcale technika lampowa, lecz stuprocentowo tranzystorowa; w czystej klasie A. W szerokiej, ale niskiej obudowie osadzono dwa wskaźniki wychyłowe, a obudowę niemal w całości wykonano z metalu.
Xindaki zwykle są bardzo solidne, lecz nie zawsze dość subtelne; tym razem się udało, projektanci firmy uczą się - Xindak PA-M wygląda dobrze. Nietypowe jest podejście do kwestii elementów regulacyjnych.
Zrezygnowano całkowicie z pokręteł na rzecz przycisków, również w zakresie głośności, którą ustalamy za pomocą dwóch klawiszy (+ i -). Sekwencyjne działanie ma selektor źródeł, przełączający między trzema wejściami, każdemu towarzyszy oddzielna dioda.
Przycisk Display pełni rolę przełącznika trybów pracy - wskaźniki wychyłowe mogą reprezentować dynamiczny poziom sygnału (czyli działać jako VU Metery), ale wykorzystano je również do pokazywania położenia regulacji głośności, ponieważ wzmacniacz nie ma żadnego alfanumerycznego wyświetlacza.
Kontrowersje może natomiast wzbudzać brak przycisku przełączającego urządzenie w tryb czuwania (nie ma go też na pilocie) - jest tylko z tyłu główny, mechaniczny wyłącznik sieciowy.
Xindak PA-M ma dwa wejścia niezbalansowane RCA oraz jedno zbalansowane XLR, wzmacniacz nie jest jednak symetryczny, sygnał z XLR-ów tuż za gniazdami jest konwertowany na single-ended.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Zagadkowe jest gniazdo USB typu B, ale uboga dokumentacja nie wyjaśnia, do czego służy port. Jak się okazuje, pozwala na podłączenie komputera jako źródła dźwięku. Entuzjazm studzą jednak parametry sygnału, jaki może przyjąć złącze USB - tylko 16 bit/48 kHz.
Xindak PA-M zaimponował mi też konstrukcją układu elektronicznego. Wszystko wydaje się tu być gruntownie przemyślane i nawiązuje do najlepszych wzorców. Mimo skromnej mocy, nie ma wiele wolnego miejsca.
Duża, pozioma płytka drukowana zawiera główną część zasilacza z prostownikami, stabilizatorami napięcia oraz sporą baterią małych kondensatorów o dużej łącznej pojemności. Każdy z kanałów ma swój transformator toroidalny, możemy zatem mówić o przypadku pełnego dual-mono.
Czytaj również: Jakie są sposoby regulacji wzmocnienia (głośności), jakie są ich zalety i wady?
Zamiast typowego pokrętła Xindak ma dwa przyciski sterujące głośnością, analogicznie jest w pilocie.
Przedwzmacniacz jest oparty na bardzo dobrej jakości przekaźnikach hermetycznych, do regulacji wzmocnienia służy zmotoryzowany, czarny Alps. To ciekawe rozwiązanie w kontekście przycisków regulacyjnych na przedniej ściance.
Sterują one silniczkiem dokładnie tak, jak klawisze pilota, dzięki czemu sam potencjometr można ulokować w dowolnie wybranym, optymalnym miejscu przedwzmacniacza.
Przetwornik DAC zintegrowano z interfejsem USB w ramach pojedynczego scalaka, jest nim Burr Brown PCM2704, który nie należy jednak, mówiąc delikatnie, do układów najwyższej próby.
Każda z końcówek mocy ma swoją własną płytkę drukowaną i radiator. Xindak wybrał świetne tranzystory Sanken 2SA- 1695/2SC4468 - jedną parę na kanał.
Czytaj również: Co lepsze - wzmacniacz zintegrowany czy dzielony?
Odsłuch
Z Xindakiem miałem spotkanie jeszcze przed formalnym testem, w krótkiej próbie odsłuchowej (i raczej w przypadkowych warunkach), o czym warto na wstępie napisać, zwracając uwagę na dość istotny szczegół tego wzmacniacza.
Jest nim wejście USB, za pomocą którego Xindak PA-M przejmuje sporą część obowiązków źródła sygnału (stając się przetwornikiem DAC). W takiej konfiguracji wzmacniacz brzmi masywnie, żeby nie powiedzieć - ciężko i zwaliście. Dominuje silny, mruczący zakres niskich tonów, przy umiarkowanie wyrazistej górze pasma.
Taki dźwięk wydaje się być dość daleki od dokładności i liniowości, chociaż ma w sobie wyjątkowy ładunek ciepła i niskotonowych emocji. Tylko uzupełnienie, a w zasadzie kontra ze strony rozjaśnionych, nawet wyostrzonych zespołów głośnikowych mogłaby przywrócić względną równowagę znaczenia wszystkich podzakresów.
Jednak ocena brzmienia w takiej konfiguracji okazuje się dla PA-M krzywdząca, bowiem to moduł cyfrowo-analogowy, będący uzupełnieniem zasadniczego wzmacniacza, profiluje i ogranicza.
Czytaj również: Jak dzielimy wzmacniacze ze względu na technikę wzmacniania sygnałów?
Jeżeli podłączymy do PA-M przyzwoite zewnętrzne źródło analogowe (z sygnałem analogowym na wyjściu - może to więc być poczciwy odtwarzacz CD), będziemy mieli inną sytuację.
Sam wzmacniacz zachowuje w swoim brzmieniu walory mocnego, "sytego" basu, ale okazuje się bardzo dobrze zrównoważony. Jest w nim zarówno dużo plastyczności, jak i szczegółowości, równowaga obejmuje nie tylko relacje między podzakresami, ale też ogólniejsze wrażenie harmonii między spójnością i detalicznością.
Xindak PA-M wciąż przechyla się odrobinę bardziej w stronę integralności, niż analityczności, ale mało kto będzie miał mu to za złe. Nie ma w nim niczego obezwładniającego, jest tylko lekka modyfikacja neutralności.
Niska moc wyjściowa (choć pomiary laboratoryjne ujawniły, że nie jest wcale źle) nie ogranicza obfitości dźwięku; bas jest rozłożysty, falujący, ale grający "w tempo".
Xindak najlepiej czuje się w towarzystwie składów akustycznych i kameralnych; może jednak "obsłużyć" każdą muzykę; cokolwiek wtrzuciłem, zabrzmiało co najmniej ładnie i najczęściej angażująco.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono i jakie są jej zalety?
Radosław Łabanowski