Przykładowo - z pracującej w push-pullu pary takich lamp (w klasie AB) Audio Research w końcówce Reference 75 "wyciągnęła" 75 W. Z takiej samej pary, we wzmacniaczu zintegrowanym V 110, firma Octave otrzymała 110 W.
Można oczywiście inaczej - francuski Jadis w integrze I-35 postawił na wykorzystanie maksymalnie liniowego odcinka krzywej wzmocnienia i "ustawił" lampy w klasie A, otrzymując w ten sposób tylko 30 W. "Tylko"? Jak na lampę i klasę A - to potęga! Trend jest jednak wyraźny: "jeszcze więcej mocy!"
Andreas Hofmann, właściciel i konstruktor Octave, należy właśnie do obozu, według którego mocy nigdy za wiele. Stosuje więc w swoich wzmacniaczach klasę AB. Jeśli zaś dzieli końcówkę na dwa monobloki, np. swój najnowszy wzmacniacz mocy - model MRE 220 - to w każdym z nich aplikuje po cztery lampy - dwie pary pracujące równolegle. Taki kwartet KT120 pozwala uzyskać aż 220 W na kanał.
Andreas Hofmann jest inżynierem-tradycjonalistą. Jeśli coś się sprawdza, nie zmienia tego, co najwyżej modyfikuje. Dotyczy to zarówno układu elektrycznego, jak też budowy mechanicznej.
Elektronika jest jego autorskim opracowaniem, bazującym wprawdzie na ogólnej teorii dotyczącej wzmacniaczy lampowych, zawierającym jednak wiele dodatków.
Wygląd urządzeń Octave jest wspólny dla całej grupy tego typu produktów. Przedwzmacniacze są zamknięte w klasycznych obudowach, natomiast wzmacniacze zintegrowane i wzmacniacze mocy dumnie prezentują swoje próżniowe bańki - triody na wejściach i tetrody strumieniowe na wyjściach.
Przedwzmacniacz Octave HP 500 SE
Przednia ścianka Octave HP 500 SE nie zdradza, że pod "maską" znajdują się lampy, chociaż z góry mamy siatkę umożliwiającą wentylację wnętrza. Pośrodku znajduje się sporej wielkości pokrętło wzmocnienia.
Poniżej, w jednym rzędzie, umieszczono cztery mniejsze manipulatory - wyłącznik sieciowy, zmianę wzmocnienia układu (High: 17,5 dB/Low: 9,5 dB), zmianę wejść oraz aktywację pętli do nagrywania i podsłuchu "po taśmie". Ta ostatnia funkcja jest czystym anachronizmem, wciąż jednak spotykanym w wielu urządzeniach audiofilskich. Przełącznikom towarzyszą duże diody LED w kolorze niebieskim.
Octave HP 500 SE ma budowę niezbalansowaną, stąd wejścia tylko w takim formacie - na solidnych gniazdach RCA. To cztery wejścia liniowe; jedno skojarzono z pętlą do nagrywania, ponadto są dwa wejścia gramofonowe - jedno dla wkładek MM, drugie MC, między którymi wybieramy przełącznikiem hebelkowym. Korekcja gramofonowa jest jednak opcją, za którą trzeba dopłacić 4400 zł.
Mamy tu kilka wyjść liniowych. Jest wyjście z sygnałem nieregulowanym (dla rejestratora), dwa wyjścia z sygnałem regulowanym dla końcówek mocy i dodatkowa para, ale na gniazdach XLR, też dla końcówek mocy. Jak wspominałem, HP 500 ma budowę niezbalansowaną.
Jeżeli jednak końcówki stoją daleko od przedwzmacniacza i połączenia mogą mieć długość kilku metrów, wskazane jest wykorzystanie przynajmniej połączenia zbalansowanego. Oczywiście sygnał musi być przed opuszczeniem urządzenia symetryzowany. W HP 500 SE jest to przeprowadzone w transformatorach. Octave HP 500 SE wszystkie transformatory nawija samodzielnie, widząc w tym klucz do sukcesu.
Po zdjęciu siatki zabezpieczającej zobaczymy solidny, czysty montaż na kilku płytkach drukowanych. Najwięcej miejsca zajmuje zasilacz, pomimo że transformatory wydzielono do osobnej obudowy.
Uwagę przyciągają dławiki, mnóstwo kondensatorów filtrujących napięcie, "zrównoleglonych" polipropylenami Wima, oraz stabilizatory napięcia wykonane tradycyjnie - na piechotę - z wykorzystaniem tranzystorów MOSFET. Sekcje przedwzmacniacza gramofonowego oraz przedwzmacniacza liniowego mają osobny zasilacz. Prostowaniem napięcia zajmują się szybkie diody Shottky`ego.
Octave HP 500 SE to dwa pudełka, a nie jedno - w mniejszym umieszczono transformatory zasilające. Moduł ten podłączamy za pomocą dość długiego, ekranowanego kabla, z zakręcanym wtykiem na końcu. Kabel wygląda bardzo solidnie - wyprodukowała go niemiecka firma dostarczająca sprzęt dla przemysłu i szpitali.
Wzmocnienie sygnału prowadzone jest tylko w dwóch stopniach. Na wejściu pracuje podwójna trioda ECC82, a na wyjściu dwa piękne NOS-y Mullarda EF184, ultra-niskoszumne pentody w trybie triodowym. Całość jest objęta płytkim sprzężeniem zwrotnym. Opcjonalnie, zamiast EF184, można zamontować pentody Siemensa w metalowym "kubku", też znane i cenione D3A. W testowanym egzemplarzu miałem EF184.
W torze znajdują się bardzo duże kondensatory sprzęgające SCR. Sygnał jest tłumiony w potencjometrze Alpsa napędzanym silniczkiem. Wzmacniacz jest zdalnie sterowany, choć możemy zmieniać jedynie siłę głosu.
Służy do tego niewielki, lecz solidny, metalowy pilot z dwoma dużymi przyciskami. Octave HP 500 SE wyposażono w układ miękkiego startu, wydłużającego żywotność lamp. Producent obiecuje 10 lat pracy bez zauważalnej zmiany ich parametrów.
Wzmacniacz mocy Octave MRE 220
Ciężkie bestie. Duże rączki przykręcone do górnych ścianek nie są jedynie ozdobą, a naprawdę pomagają w manewrowaniu urządzeniami. Monobloki zawdzięczają słuszną masę potężnemu transformatorowi wyjściowemu oraz jeszcze większemu - zalanemu w żywicy tłumiącej drgania - zasilającemu. Wpływają na nią także grube blachy obudowy. To wprawdzie aluminium, nie stal, jednak w takiej ilości swoje waży.
Mogłoby się wydawać, że skoro to tylko wzmacniacze mocy, ich przednia ścianka mogłaby być zupełnie pusta. Widać jednak dwie duże gałki i dwie niebieskie diody LED.
Gałką po lewej wybieramy aktywne wejście lub odcinamy je w ogóle (tryb mute). W podstawowej wersji mamy dwa wejścia - RCA i XLR, ale możemy je uzupełnić o drugie wejście RCA i wykorzystać końcówki w równoległym systemie kina domowego.
Druga gałka pełni dwojaką funkcję. Cztery pierwsze położenia służą do ustawienia prądu podkładu każdej z lamp końcowych. Obok każdej z lamp znajduje się mała zielona dioda LED oraz pokrętło, którym regulujemy prąd podkładu. Dioda świeci się, kiedy wybierzemy daną lampę gałką na przedniej ściance.
O tym, czy lampa ma właściwy bias, dowiemy się z pięciu, dużych diod LED w kilku kolorach - jeśli świeci się zielona, to znaczy, że wszystko jest OK. Inaczej niż zwykle, dokładność tego ustawienia jest wyjątkowa - w systemie regulacyjnym zastosowano układy scalone, dzięki którym precyzja wynosi 0,3%.
Dwa ostatnie położenia gałki służą do wybrania trybu, w którym urządzenie pracuje - albo klasycznie, albo w trybie ECO Mode; w tym drugim, po 10 minutach bez sygnału na wejściu, wzmacniacz przechodzi w stan uśpienia.
Podobnie jak przedwzmacniacz, końcówka Octave MRE 220 ma budowę niezbalansowaną, dlatego za wejściem XLR pracuje transformator desymetryzujący. Obok znajduje się para gniazd głośnikowych, a dalej gniazdo dla trzypinowego wtyku - to kolejne z udogodnień, do których mamy dostęp (za dopłatą).
Możemy bowiem dokupić dodatkowy rezerwuar kondensatorów, w osobnej, ładnej skrzyneczce. Do wyboru jest prostsza wersja Black Box i "superowa" Super Black Box. Test przeprowadzono bez nich. Jest jeszcze przełącznik wzmocnienia, z którego korzystamy, jeśli wybierzemy inne - niż KT120 - lampy wyjściowe.
Montaż lamp jest klasyczny dla tego typu urządzeń - umieszczono je pionowo, na górnej ściance. Na wejściu pracuje niskoszumna, podwójna trioda ECC802S (12AU7/ECC82) słowackiej firmy JJ.
Dalej pracuje podwójna trioda typu NOS, model ECC82 niemieckiej firmy RFT, następnie duża, podwójna trioda 6SN7GTB Tung-Sol z oktalowym cokołem - to driver lamp końcowych. W sekcji wyjściowej moc dają dwie pary lamp KT120, też Tung-Sol.
Wiele cenionych urządzeń lampowych jest budowanych w technice montażu punkt-punkt. To wciąż znakomity sposób, ale problemem w nim jest nie dość dobra powtarzalność oraz zawężenie stosowanych rozwiązań wyłącznie do klasycznych układów, jeszcze z lat 30. i 40. XX wieku.
Wzmacniacze Octave są znacznie nowocześniejsze - tryb ECO, precyzyjna regulacja biasu, rozbudowane zasilanie, układy zabezpieczające - wszystko to bazuje na układach scalonych. Stąd decyzja o zastosowaniu płytek drukowanych.
Większą część zajmuje zasilacz, z czterema osobnymi prostownikami i kondensatorami (dla każdej lampy końcowej osobny) i z wydzielonymi liniami dla logiki oraz lamp wejściowych.
Na płytce widać wyrafinowane elementy bierne, np. kondensatory Vishay/ ERO, Wima, SRC. Filtrowaniem napięcia zasilającego dla lamp sterujących zajmują się kondensatory tantalowe, a nie elektrolityczne. Na niczym nie oszczędzano.
Odsłuch
W typowych polskich warunkach mieszkaniowych, czyli w pomieszczeniu o powierzchni od 20 do 30 m2, przy zapewnieniu przeciętnej czułości zespołów głośnikowych, moc wzmacniacza sięgająca 100 W jest absolutnie wystarczająca do oddania realistycznego poziomu dźwięku, nawet z muzyką Wagnera. Tym bardziej, jeśli siedzimy 2-3 m od kolumn.
Wysoka moc nie jest też absolutnie konieczna do uzyskania dobrego basu. Dobrze zestrojone kolumny pozwalają zagrać bardzo niskim, mocnym i konturowym basem już przy kilkunastu watach. Po co nam w takim razie wysoka moc?
Pamiętają państwo film Luca Bensona z 1988 roku pt. "Wielki błękit" i moment, w którym główny bohater schodzi pod wodę? Moc jest dla mnie czymś takim: zawieszeniem w czasie, uchwyceniem momentu "pomiędzy" - nutami, uderzeniem, jest "możliwością".
Niemiecki system HP 500 SE i MRE 220 dysponuje czymś, co pozwala wygodnie usiąść, wlepić oczy przed siebie lub w sufit i zatopić się w dźwięku. To zapas mocy, ale realnej, nie "papierowej". Przekaz jest solidny i mocny. Ale i miękki.
To zaskakujące połączenie najlepiej chyba pokazuje, na co można sobie pozwolić, jeśli ma się coś w zanadrzu. Przy 30 W miękkość jest przejawem słabości albo w najlepszym razie jakiegoś wyboru, kompromisu, decyzji o "uatrakcyjnieniu" brzmienia.
W przypadku Octave dłuższy odsłuch znanych nagrań pokazuje jednak, że to nie osłabienie ataku, lecz intensywne wypełnienie dźwięku po uderzeniu określa wrażenie miękkości. Nie ma więc atrofii rytmu i definicji dźwięku, a jest naturalna głębia, poczucie odbierania go tak, jak na żywo, czyli bez sztucznego podkreślania konturów. To granie z rozmachem.
Akurat w tym wysoka moc pomaga, nic tutaj nie jest napięte i dociśnięte. I jest wspaniale różnicowane. Kiedy gra Daft Punk z najnowszej płyty "Random Access Memories", a zaraz potem Me Myself And I z "Do Not Cover" czy Paula Cole z "Courage", doskonale czujemy, co je dzieli.
Daft Punk to miękka, piekielnie wyrafinowana maszyna, Me… to z kolei precyzja i smaczki, a Paula Cole - korzenne, nieco brudne granie, nawet jeśli przy fortepianie siedzi Herbie Hancock.
System Octave HP 500 SE i MRE 220, bo w dużej części to także zasługa przedwzmacniacza, gra wszystko w niewymuszony, swobodny sposób. I choć różnice, o których mówię, do których trzeba też dodać kompletnie odmienne pokazanie sceny (przestrzeni i lokowania na niej instrumentów), są absolutnie klarowne, to się nie narzucają. Dochodzimy do nich naturalnie, wraz z kolejnymi dźwiękami, słuchając, a nie "wysłuchując się".
Bezbłędne panowanie nad materią muzyczną jest jednak ukształtowane w sposób, który da się zanalizować i opisać; to nie jest "dźwięk absolutny" w sensie - idealny.
Jego balans tonalny jest przesunięty w kierunku niskiego zakresu, szczególnie pomiędzy 60 i 100 Hz. Chodziło o jak najlepsze wypełnienie basu, bez jego konturowania, przy zachowaniu też szybkości i zwartości.
Dźwięk zawsze jest duży, fizyczny i dość bliski. Różnicowanie płyt pod kątem barwy jest jednak znakomite. Mocniejszy bas też jest faktem. Z Daft Punkiem dźwięk wypełniał pokój niemal namacalnie, zagęszczał przestrzeń. Wolumen, drama, pełnia, z każdym rodzajem muzyki - to coś, co dostajemy tu na "dzień dobry". Przestrzeń jest ogromna, a wykonawcy blisko.
Wysoka moc stawia tu na efekty, których ze wzmacniaczami o niższej mocy nie da się osiągnąć. To oddech, rozmach, wewnętrzny spokój, równowaga. To także bardzo dobre różnicowanie, które nie pozwala popaść w koleiny brzmienia na jedno kopyto.
Jeślibym miał jednak wskazać jakieś cechy szczególne, typowe i dla tego konkretnego systemu, i dla tej konkretnej topologii (push-pull, klasa AB), powiedziałbym, że bezpośrednio żarzone triody grają jeszcze bardziej plastycznie, że sporo wzmacniaczy gra szybciej, przejrzyściej, z wyraźniejszymi konturami... Ale nigdzie nie dostaniemy wszystkiego naraz.
Wojciech Pacuła