1. Keith Jarrett "The Köln Concert" (1975) - jeden z największych jazzowych bestsellerów, rozszedł się w nakładzie 3,5 mln egzemplarzy. Jarrett zagrał solowy recital na zdezelowanym Bosendorferze Imperial 290, używanym tylko do prób w Opera House. A jednak słuchacze zachwycili się tym, jak pianista z wysiłkiem szuka melodii, improwizuje w stylu, który do dziś uchodzi za przykład tworzenia muzyki na żywo.
Czytaj recenzję płyty "The Köln Concert"
2. Jan Garbarek / The Hilliard Ensemble "Officium" (1994) – połączenie improwizacji norweskiego saksofonisty, syna polskiego imigranta, z chorałem gregoriańskim. Tu zaskoczenie popularnością było jeszcze większe, ale to naprawdę piękna i poruszająca sumienie muzyka. Polecam wizytę w klasztorze St. Gerold w austriackich Alpach, by zobaczyć kaplicę, w której dokonano nagrania. Zadziwia, że uzyskano tam tak dobry efekt dźwiękowy.
Czytaj recenzję płyty "Officium"
3. Chick Corea "Return To Forever" (1972) – kolejne płyty, to już wybór subiektywny, ale od tego albumu Chicka Corei zaczyna się jego pasmo sukcesów i początek jego przygody z fusion.
Czytaj recenzję płyty "Return To Forever"
4. Ralph Towner "Solstice" (1974) – album z Janem Garbarkiem, basistą Eberhardem Weberem i perkusistą Jonem Christensenem. Garbarek powiedział mi, że do był dobry zespół i szkoda, że działał tak krótko.
5. Pat Metheny "Offramp" (1982) – trudno wybrać jeden album młodego, amerykańskiego gitarzysty, dodał bym jeszcze "Bright Size Life" (1976) z Jaco Pastoriusem i koncertową rewelację "Travels". W tamtym czasie zawitał do Sali Kongresowej i tamten koncert pamiętam do dziś.
Czytaj recenzję płyty "Offramp"
6. Keith Jarrett "The Survivors' Suite" (1976) – nagrana przez amerykański kwartet Jarretta (Dewey Redman, Charlie Haden, Paul Motian) zawiera przejmującą, nasyconą emocjami suitę, która poruszy każdego wrażliwego słuchacza.
7. Keith Jarrett / Jan Garbarek Quartet "My Song" (1977) – wahałem się, czy nie wskazać "Belonging", ale "My Song" jest bardziej melodyjna, a europejski kwartet Jarretta zrobił światową karierę. Poza tym genialny album "Nude Ants".
Czytaj recenzję płyty "My Song"
8. Bennie Maupin "The Jewel In The Lotus" (1974) – ciąg dalszy albumu "Bitches Brew", ale już bez Milesa Davisa. Znakomite kompozycje Maupina, cudowny nastrój grupowych improwizacji z Herbie Hancockiem na czele.
Czytaj recenzję albumu "The Jewel In The Lotus"
9. Terje Rypdal "Odyssey" (1975) – podwójny album norweskiego gitarzysty, który zmienił moje spojrzenie na europejski jazz, a właściwie jazz-rock.
10. Vijay Iyer Trio "Break Stuff" (2015) – geniusz amerykańskiego pianisty objawił się w niesamowitych kompozycjach, z których na wyróżnienie zasługuje rytmiczny połamaniec "Hood", a trio daje popis integracji w improwizacjach.
Czytaj recenzję płyty "Break Stuff"
Marek Dusza