Aby być fanem Squarepushera trzeba być osobą naprawdę otwartą na różnorodność muzyczną. Jego kolejne albumy zadowalają część ludzi, by inną doprowadzać do furii. Poglądy różnych osób przetasowują się wraz z kolejnymi premierami w dorobku płytowym Brytyjczyka. Prawdą jest, że można mu wiele zarzucić, ale na pewno nie stagnację. Jest artystą bezkompromisowym, który od ponad dekady szuka za każdym razem czegoś nowego, starając się nie powtarzać w swojej twórczości. Ta zasada dotyczy również mini-albumu "Numbers Lucent".
Jego dzieła najprościej jest wrzucić do szufladki pt. "muzyka elektroniczna". Bliższe określenia możliwe są w zasadzie tylko w przypadku poszczególnych albumów. "Numbers Lucent" to coś pomiędzy drum n bassem a jazz fusion, choć, jak na każdej płycie Squarepushera, i tutaj zdarzają się chwile zwątpienia w takim skategoryzowaniu EPki. Szeroka gama instrumentów, którymi stara się zawładnąć, nigdy nie przyprawia o ból głowy, a w większości przypadków budzi podziw, że taka mieszanka faktycznie działa. Tym razem artysta zadowala fanów rave`u korzystając z melodyjnych, wpadających w ucho dźwięków, nastrajających pozytywnie. Czy utwory są taneczne? Owszem, tak. Jednak nie są to typowe kompozycje dla bywalców dyskotek, gdyż mamy tu do czynienia ze skomplikowaną formą.
Przy pierwszych kilku przesłuchaniach jest tu zbyt wiele do podziwiania. Kompozycje fascynują od razu, ale prawdziwą przyjemność z ich słuchania czerpie się gdy pozna się je w ogólnym zarysie, a później zacznie delektować szczegółami. Utworów jest sześć i nie ma tu mowy o nudzie. W "Star Time 1" pojawia się np. gitara basowa dodająca ducha elektronicznym brzmieniom. Te i tak są dość ciepłe, dzięki ogólnej produkcji "Numbers Lucent". Wielbicielom hardcore'u należy polecić dwa ostatnie utwory w której intensywność beatów przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Pod koniec mamy do czynienia z narkotycznym, wręcz opętańczym tempem breakcore`u.
Po pięcioletniej przerwie Squarepusher wydał kolejną EPkę. Jak zwykle udowodnił tym, że jest jednym z nielicznych artystów będących w stanie wprowadzić powiew świeżości na scenę. To eksperymentator, ale nie taki tworzący sztukę dla sztuki. Oczywiście nie każdemu musi się to podobać, ale w takim wypadku można szukać dalej czegoś dla siebie w jego bogatym katalogu.
M. Kubicki
MSI:WARP