Muzyka w tradycji kameruńskiej to nie tylko rozrywka i podkład do tańca, ale też towarzyszka pracy i rozmaitych ceremonii. Gdy Bassy miał 10 lat, jego wychowaniem zajęli się dziadkowie i właściwie oni nauczyli go życia w symbiozie z muzyką (chyba właśnie z tego wynika niebywała naturalność wypowiedzi artystów pochodzących z Czarnego Lądu).
Po powrocie od dziadków Bassy założył najpierw zespół Jazz Crew, a potem Macase. Współpracował z takimi gwiazdami, jak Manu Dibango, Cheickh T. Seck czy Etienne Mbape; zdobył też szereg nagród i wyróżnień. Cztery lata temu rozpoczął karierę solo i niniejszy album należy traktować jako debiutancki.
Natura obdarzyła Basssy’ego delikatnym, ciepłym, rzewnym tenorem i gdy słuchamy go, kojarzy się żywo z Richardem Boną czy Lokuą Kanza (pierwszy również z Kamerunu, drugi z sąsiedniego Kongo). Stylistycznie Bassy stara się przekazać najbardziej frapujące cechy swojego folkloru: śpiewność, delikatne akcentowanie polirytmii i bogatą polifonię akompaniamentu.
Można w jego piosenkach odnaleźć też pewne echa muzyki Karaibów, bluesa i soul, lecz w stopniu na tyle skromnym, że odbieramy je jako coś prawdziwego, naturalnego. Dominują transparentne, akustyczne orkiestracje z bogatym użyciem instrumentów ludowych, które w razie potrzeby generują znaczną dynamikę. Niezwykle przekonywający debiut.
Cezary Gumiński
WORLD CONNECTION/ GIGI