Szeroko rozumiana muzyka rozrywkowa w naszym kraju raczej nie uchodzi za zbyt ambitną. Wszystkie "hity" są właściwie na jedno kopyto i poza łatwym wpadaniem w ucho trudno doszukać się w nich większej ilości pozytywów. Czasami jednak ciężko użyć określenia "muzyka rozrywkowa" w pejoratywnym znaczeniu. Bo niektórzy mają więcej do zaoferowania niż kolejny jednosezonowy gniot.
Nazwa "The Positive" jest wyjątkowo adekwatna do tego, co na swym krążku zaprezentował Mateusz Krautwurst z zespołem. Od pierwszych dźwięków płyty aż do samego końca nastrój jest wyjątkowo pozytywny. Nawet jeśli chwilami robi się nieco bardziej spokojnie czy mniej dynamicznie, nie znajdziemy na tym krążku marazmu, nudy ani melancholii. Owszem, chwilami bywa wręcz lirycznie, ale jest to miły przerywnik. Dzięki temu zabiegowi możemy ochłonąć w oczekiwaniu na następny żywszy i bardziej energetyczny utwór.
Warstwa liryczna nie jest może najbardziej ambitna na świecie, ale bardzo sympatycznie współgra z muzyką. Na uwagę zasługują utwory "Liryk" oraz "Popik". Pierwszy jako parodia środowisk nie tylko artystycznych powoduje szeroki uśmiech na ustach słuchacza, chociaż pewien wokalista ze zmiennym kolorem włosów może poczuć się co najmniej urażony. Drugi z wymienionych utworów, wyjątkowo dynamiczny i broniący znanego gatunku muzycznego jest chyba najbardziej energetycznym na płycie. Tekst jest wyjątkowo szybki do zapamiętania i naprawdę sporo czasu spędza się na nuceniu go.
Warstwa muzyczna na recenzowanym przeze mnie krążku jest energetyczna, dość precyzyjna i dopracowana. Połączenie standardowych mniej lub bardziej instrumentów z elektronicznymi wstawkami daje świetną mieszankę, tudzież wprowadza spokojniejszy klimat (w zależności od potrzeby). Nie ma co dywagować, na tym poziomie wszystko jest OK.
Wokalista, Mateusz Krautwurst, pomimo dość młodego wieku potrafi bardzo dobrze pracować głosem, dostosować się do nastroju danego utworu i przekazać emocje. Niestety, przy tekstach anglojęzycznych wychodzą jednak braki w znajomości tego języka. Akcent bardzo kuleje. Muzyk dość koślawo wypowiada słowa, co chwilami powoduje lekki zgrzyt. Tragedii oczywiście nie ma, natomiast myślę, że jest to kwestia, nad którą warto popracować. Przy tekstach śpiewanych w języków ojczystym nie ma się specjalnie do czego doczepić. Przyjemna barwa głosu i brak uporczywej chęci zdominowania kompozycji wypadają zdecydowanie in plus.
Ten album nie jest wyjątkowo odkrywczy. Niemniej jednak jest dobry i tego nie można mu odmówić. Zresztą, Natalia Kukulska i Urszula Dudziak, które pojawiają się na tym krążku są chyba najlepszą rekomendacją. Obie artystki raczej nie bawią się we współpracę z byle kim. Pomimo braku odkrycia przez muzyków Ameryki w konserwie krążek ten jest niezwykle energetyczny, przyjemny w odbiorze i nadaje się do wielokrotnego użycia. Nie nudzi, nie męczy i nie irytuje. A tego chyba nie można powiedzieć o zbyt wielu płytach znanych artystów.
Julia Kata
EMI