W lipcu 1961 r., dziesięć dni po występach w klubie Village Vanguard, zginął w wypadku samochodowym jeden z największych talentów w historii jazzowego kontrabasu - Scott LaFaro. Był członkiem tria pianisty Billa Evansa, który na wieść o śmierci przyjaciela popadł w depresję, przestał występować i nagrywać przez pół roku.
Bill Evans, Scott LaFaro i perkusista Paul Motian wypracowali oryginalny styl tria improwizującego, w którym każdy muzyk jest równie ważny. Jak udowadniał krytyk Alain Gerber, u nich 1+1+1=3, a nie 1+2=1,5 jak w innych formacjach tego typu, gdzie postać lidera, pianisty dominowała nad pozostałymi muzykami i wyznaczała styl zespołu.
Z tym trio Bill Evans nagrał tylko cztery albumy: "Portrait in Jazz", "Explorations", "Sunday at the Village Vanguard" oraz "Waltz For Debby". Wszystkie dla Riverside Records. Dwa ostatnie należą do najwybitniejszych nagrań koncertowych. Zostały wydane także na albumie "The Complete Village Vanguard Recordings", a jakość dźwięku wyraźnie poprawiono. Jeśli ktoś chce zaopatrzyć się w kolekcjonerskie wydania, powinien szukać tych ze znaczkiem XRCD.
W końcu Bill Evans otrząsnął się z melancholii, kilka razy zagrał jako sideman, a z gitarzystą Jimem Hallem nagrał album "Undercurrant". Wreszcie wiosną 1962 r. utworzył nowe trio z Motianem i nowym basistą Chuckiem Israelsem. Evans poznał go, kiedy ten był studentem na uniwersytecie Brandeis w 1957 r. Już po pierwszej rozmowie Israels wiedział, że kiedyś będzie grał z Evansem. Nadawali na tych samych falach. Pierwszy koncert zagrali w obskurnym klubie w Syracuse, daleko od Nowego Jorku. Kiedy lider wiedział, że trio się zgrało, wystąpił w Birdlandzie i Village Vanguard.
Do pierwszego nagrania doszło w maju, gdy flecista Herbie Mann zaprosił całe trio do nagrania swojej płyty "Nirvana". Producent i właściciel wytwórni Riverside Orrin Keepnews stwierdził, że nadszedł czas, by nagrać nowe trio Evansa. Chciał wydać album złożony z samych ballad, ale wiedział, że nagrywanie tylko nastrojowych tematów, mogło wydać się muzykom nudne. Dlatego poprosił Evansa o przygotowanie szesnastu tematów na dwie płyty. Muzycy spotkali się w studio Sound Makers trzykrotnie: 17 maja, 29 maja i 5 czerwca. Osiem balladowych tematów trafiło na album "Moonbeams", osiem pozostałych – na "How My Heart Sings!".
Balladowy, stonowany nastrój muzyki Billa Evansa da się zauważyć i na "How My Heart Sings!". Rytm jest jednak bardziej motoryczny, trio momentami przyspiesza, by powrócić do łagodnego tematu. System akordów charakterystyczny dla Billa Evansa nosi znamiona inspiracji dziełami francuskich impresjonistów: Claude’a Debussy’ego i Maurice`a Ravela.
Bill Evans nie był pierwszym pianistą jazzowym czerpiącym natchnienie z tego źródła. Należeli do nich także: Ahmad Jamal i Erroll Garner. Evans był także pod wpływem teorii George’a Russella i jego dzieła "Lydian Chromatic Concept of Tonal Organization".
Wykorzystywaniem starogreckich skal lidyjskich zainteresował się nieco później Miles Davis i obaj z Evansem stali się pionierami jazzu modalnego otwierającego nowe drogi tworzenia harmonii oraz linii melodycznych atrakcyjnych dla słuchaczy. Dowodem tego jest album "Kind of Blue" i późniejsze nagrania Davisa i Evansa dokonane już osobno.
Wznowiony album "How My Heart Sings!" zawiera osiem oryginalnych nagrań, alternatywną wersję popularnego tematu Dave’a Brubecka "In Your Own Sweet Way" oraz dwa niepublikowane wcześniej alternatywne nagrania kompozycji Evansa: "34 Skidoo" i standardu Cole’a Portera "Ev’rything I Love".
Płytę otwiera tytułowy temat "How My Heart Sings" napisany przez kompozytora muzyki współczesnej Earla Zindarsa, którego dzieł Evans był wielbicielem. Nagrywał także inne jego "lżejsze" utwory. Płynący w rytmie walca motyw przewodni krzyżuje się z improwizacjami na 4/4. Zabieg to prosty i efektywny, bo wyzwala inwencję jazzmanów, pozostawiając atrakcyjną melodię.
W kontrastowym charakterze są utrzymane pozostałe utwory, utrzymany w szybkim tempie "Summertime" Gershwina i kompozycje lidera. Dlatego nieustannie intrygują, inspirują i sprawiają radość miłośnikom jazzu, tym początkującym i tym osłuchanym. "How My Heart Sings!" jest obowiązkową pozycją w kolekcji konesera.
Marek Dusza