Drugi album jazzowego kwintetu Davida Chesky`ego nagrany w technice Binaural+ miał premierę 14 kwietnia. Tytułu "Primal Scream" nie należy kojarzyć ze szkocką grupą alternatywnego rocka, ale dosłownie - jako pierwotny krzyk albo pierwszy krzyk nowo narodzonego dziecka.
Amerykański kompozytor i pianista David Chesky zabrał swój stały jazzowy zespół: saksofonistę Javona Jacksona, trębacza Jeremy`ego Pelta, perkusistę Billy`ego Drummonda i kontrabasistę Petera Washingtona do Centrum Hirscha na nowojorskim Brooklynie, by nagrać siedem nowych utworów. Przed nimi ustawił Sound Quality Head and Torso Simulator duńskiej firmy Brüel & Kjaer z wysokiej jakości mikrofonami B&K Falcon w uszach manekina.
Sygnał z mikrofonów popłynął kablami Crystala do przedwzmacniaczy i konwerterów MSB 24/192. David Chesky nie zdradza wszystkich technicznych tajników swoich nagrań, ale powiedział mi przy okazji rozmowy do "Audio", że taki sygnał musi być odpowiednio skalibrowany i skorygowany, bo inaczej nie dałoby się go słuchać. Idea nagrań "binaural" nie jest nowa, ale wcześniej dawała dobre rezultaty tylko w przypadku odtwarzania poprzez słuchawki.
Dzięki badaniom prowadzonym przez prof. Edgara Choueiriego na uniwersytecie Princeton w laboratorium 3D3A, udało się osiągnąć efekt brzmienia dookólnego z nagrania stereo. Właśnie Chesky Records współpracuje z prof. Chounierim osiągając coraz bardziej sugestywne rezultaty, które są poprawiane w kolejnych nagraniach. Celem jest uzyskanie takich efektów, żeby słuchacz miał wrażenie obecności na miejscu "mikrofonowej głowy" w studiu czy sali, gdzie są muzycy. Uzyskano imponujący realizm, w związku z czym powstaje pytanie: czy są jeszcze potrzebne wielokanałowe systemy dookólne, skoro system 3D3A jest tak skuteczny.
Tak jak na wydanym w 2013 r. albumie "Jazz in the New Harmonic" i teraz David Chesky eksploruje pogranicze jazzu i muzyki kameralnej, tworząc nowe harmonie przenikające oba style. W międzyczasie wydał dwa albumy z muzyką współczesną: symfoniczny "Rap Symphony" i solowy "Brazil Dances".
David Chesky uważa się bardziej za kompozytora niż jazzmana. To, co proponuje na płytach Jazz in the New Harmonic, to współczesny jazz cool wzbogacony o estetykę współczesnej muzyki kameralnej. To hipnotyczna muzyka przywołująca z pamięci kompozycje Charlesa Ivesa i Philipa Glassa, ale nie jest tak przewidywalna. Jest to zasługą wytrawnych jazzowych instrumentalistów, którym nieobce są tajniki improwizacji, zmian akordów, słowem - ogrywanie tematu tak, żeby słuchacz był cały czas zaciekawiony tym, co wydarzy się za chwilę. Zwraca uwagę gęsta faktura utworów i to zarówno w warstwie rytmicznej, jak i melodyjnej.
Najbardziej stabilny i subtelny rytm tworzy perkusja, a w tytułowym utworze "Primal Scream" Billy Drummond daje pokaz siły na swoich bębnach i czynelach. Co ciekawe, wcale nie jest głośny. Kontrabas, który z reguły solidaryzuje się z perkusją, tu często odskakuje na bok grając melodię, czasem wręcz inny rytm, po czym dołącza do zespołu. Rola fortepianu Davida Chesky`ego jest kluczowa, choć rzadko wybija się na pierwszy plan. Przez cały album tworzy silną osnowę dla pozostałych instrumentów. To trąbka i saksofon wypełniają ją barwami. Ale jego akordy podnoszą także napięcie nagrania, prowokują do akcji solistów.
Album "Primal Scream" otwiera utwór "Check Point Charlie" nawiązujący tytułem do przejścia granicznego pomiędzy Berlinem Wschodnim i Zachodnim. Łagodną melodią wymieniają się tu saksofon z trąbką, na którą Jeremy Pelt założył tłumik. Już w pierwszej chwili saksofon Javona Jacksona zachwyca matową barwą kontrastując z ostrą, metaliczną trąbką. Motoryczny kontrabas przypomina mi nagrania Charlesa Mingusa i nieco Charliego Hadena, który wspaniale potrafił grać "obok" rytmu. Rytm perkusji przyspiesza w "Cultural Treason". Tu Jeremy Pelt musi grać na trąbce skrzydłówce, która urzeka niezwykle miękkim dźwiękiem.
Prosta melodia "Kill the Philharmonic" zostaje rozbita na drobne fragmenty przez solówki trąbki i saksofonu. Pozbierać je może tylko pianista przy wsparciu precyzyjnej - jak zegarek - perkusji o zachwycającym, soczystym brzmieniu.
Bluesowy charakter ma "Isolation", tu muzycy sączą powoli swoje kojące uszy dźwięki. Zamykający album temat "Sleepless In New York" zastanie audiofilów w bezsenną noc. Tej płyty, czy też tych plików, można słuchać w kółko, odkrywając bogactwo harmonii. Dają tyle radości nadwyrężonym uszom, że właściwie nie mam chęci sięgać po cokolwiek innego.
Pełny relaks i dzika przyjemność obcowania z najlepiej nagranym albumem, jaki mam w komputerze. Z tego powodu musiałem innym płytom obniżyć ocenę za jakość nagrania.
Marek Dusza