Historia tego albumu zaczęła ponad dwa lata temu w Roku Lutosławskiego. Piotr Orzechowski dostał zamówienie od Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej na opracowanie kompozycji naszego wielkiego twórcy. Od razu pomyślał o "Bukolikach" i aranżacji na High Definition Quartet, zespół, którego jest niekwestionowanym liderem i odnosi z nim sukcesy nie mniejsze niż w swej solowej karierze.
Tytułowe "Bukoliki" Witolda Lutosławskiego to pięć miniatur fortepianowych napisanych na zamówienie Polskiego Wydawnictwa Muzycznego w 1952 r. z przeznaczeniem dla dzieci uczących się grać na fortepianie. Lutosławski zadedykował je wybitnemu pianiście Zbigniewowi Drzewieckiemu, choć sam wykonał je po raz pierwszy w grudniu 1953 r. Tytuł zapożyczył od "Bukolików" Wergiliusza - dziesięciu antycznych sielanek gloryfikujących życie na wsi, wzorowanych na Teokrycie, greckim poecie z Syrakuz.
Dyrygent Grzegorz Fitelberg tak ocenił te utwory: "Słuchajcie!- to mistrz prawdziwy, takiego nie było u nas od dawna! Szymanowski - pewnie, że był wielki - ale takiego rzemiosła jak Lutosławski nie miał - zapewniam was! Na to trzeba się urodzić muzykiem!". Bukolikami Lutosławskiego zainteresowali się jazzmani m.in. perkusista Jacek Kochan z zespołem Co LUTOSL. Istnieje też wiele opracowań klasycznych na instrumenty inne niż fortepian. Ale album, który nagrał High Definition Quartet przejdzie do historii jako najbardziej ambitne zagłębienie się w polską tradycję i połączenie różnych stylów.
Pierwszy raz usłyszałem "Bukoliki" na żywo podczas 50. Festiwalu Jazz nad Odrą w kwietniu 2014 r. HDQ występowali w festiwalowym "klubie" Impartu, zaaranżowanym w stylu dawnego klubu Rura. Chwilę wcześniej tłumy oklaskiwały trębacza Terence’a Blancharda i supertrio Możdżer/Danielsson/Fresco.
Dobrze, że dużo osób zostało na odbywający się około północy koncert naszych młodych muzyków. Dzięki temu mam świadków, że działy się tam rzeczy, które trudno opisać. High Definition Quartet zagrał najlepszy koncert festiwalu, jeden z najlepszych w wykonaniu polskich zespołów, z tych, na których byłem. Szukałem w pamięci odnośników i pierwszy przychodził mi do głowy kwartet Wayne’a Shortera - mistrzowie grupowej improwizacji. Minął rok i interpretacje HDQ przeszły ewolucję.
- My już wypracowaliśmy pewien styl jako zespół przy albumie "Hopasa" i ten styl podyktował kształt tego materiału - powiedział mi Piotr Orzechowski. Czuję ten organizm. Najpierw starałem się wyczuć ciążenia utworu - które elementy są dla kompozytora bardziej, a które mniej ważne. Wybrałem te istotne i potraktowałem jako punkty strategiczne. Z biegiem czasu jest w naszej muzyce więcej Skierkowskiego, czyli materiału źródłowego. Jak się gra te ludowe melodie, przywiązuje się do nich i zaczynają zyskiwać coraz wyższą rangę. Ale najciekawsze jest to, co dzieje się pomiędzy melodiami.
Coraz częściej tworzymy własne pomosty, odchodząc od zamysłu Lutosławskiego. To są ciągle jego "Bukoliki", ale coraz bardziej rozumiane jako furtka do ludowości. Tam, gdzie uznałem, że melodia może być oddana w inny sposób, nie krępowałem się tego zrobić. Czasem jednak to Lutosławski coś zmienił w oryginale, a ja to odkręcałem.
Muzyka HDQ jest pełna napięcia, sonorystycznych efektów, rytmicznych zwrotów, zaskakujących harmonii, po prostu pełna intrygujących kontrastów.
- To są kontrasty dynamiczne i stylistyczne - wyjaśnia Orzechowski. "Bukoliki" są konsekwencją rozwoju stylu High Definition, jego wyższą formą. Wszystkie, największe nawet uniesienia są przez nas kontrolowane, ujarzmiane. Dzięki temu możemy pozwolić sobie na więcej, jednak wszystko pozostaje w zgodzie z oryginałem. Jeśli jest kontrast, to dlatego, że Lutosławski chciał ten kontrast pokazać. Zrobił to inaczej, bo pisał fakturą fortepianową, a my dysponujemy większym aparatem i wszystkie ważne elementy musimy oddać na swój sposób.
Album otwierają efekty stukających klap saksofonu Mateusza Śliwy, perkusista Dawid Fortuna uderza w obręcze bębnów, Piotr Orzechowski gra pojedyncze, niepokojące dźwięki, które zagęszczają się i zanikają. Pełen silnych kontrastów pierwszy "Bukolik" nieuchronnie zdąża do ekspresyjnej kulminacji, która jest jak wulkan energii i musi znaleźć ujście w swobodnym potraktowaniu motywu. Saksofonowe frazy wywołują dreszcz trwogi.
"Bukolik" drugi otwiera długi wstęp fortepianowy z piętrzącymi się akordami. Początkowo przypomina "Music For 18 Musicians" Steve’a Reicha, ale po kilku minutach napięcie opada i zespół gra łagodny motyw ludowej piosenki, najwyraźniejszy na całej płycie. Trzeci "Bukolik" zaczyna się od długiej solówki kontrabasisty Alana Wykpisza.
Znajdziemy tu liryzm i nastrój zadumy, ale zburzy go reszta zespołu spadając na te nastrojowe dźwięki jak jastrzębie. Kto nie podskoczy z wrażenia, jest twardzielem albo ma stępiony słuch. Te kilka dźwięków stawia na baczność i nie daje wytchnienia. Właściwie taki jest cały album - zaskakujący, intrygujący, momentami szokujący ogromną dynamiką i kontrastem.
W "Bukoliku" czwartym motyw wyłania się z mgły spowijającej kurpiowskie pola i łąki, tak to sobie wyobrażam słuchając nastrojowego wstępu fortepianu z perkusją w tle i mruczącym kontrabasem. Saksofon pojawia i znika dopełniając sielski krajobraz. Finałowy "Bukolik" ma już zdecydowanie jazzowy charakter z wyrazistą partią saksofonu, odrobiną swingu w rytmie perkusji i free-jazzowej ekstazie zespołu.
Słuchałem tej płyty już ponad dziesięć razy i za każdym razem znajduję coś, czego nie zauważyłem. "Bukoliki" w wykonaniu High Definition Quartet są nieprzewidywalne i tak wciągające, że nie chce mi się sięgać po nic innego. Wypełniają całkowicie moje zapotrzebowanie na jazz i eksperymenty. To prawdopodobnie polski, jazzowy album roku 2015.
Marek Dusza