Niezwykle elegancko wydany album Leszka Możdżera kryje płytę kompaktową wytłoczoną na złotym nośniku. Zanim ją wyjmiemy, zwróćmy uwagę na liczbę 432 Hz, wydrukowaną pod kieszonką na płytę.
Ta liczba oznacza częstotliwość dźwięku a1 w stroju pitagorejskim, zwanym też naturalnym powszechnie przyjętym za normę w muzyce do 1939 r. To strój, który mimo sprzeciwów środowisk muzycznych, formalnie zniesiono przyjęciem międzynarodowej normy 440 Hz. Strój 432 Hz wynika z naturalnego podziału 3:2 występującego w naturze, odbieramy go jako brzmiący przyjemniej dla ucha. Taki strój ma śpiew ptaków, szum drzew, plusk strumienia. Dla kontrastu strój 440 Hz wydaje się głośniejszy i bardziej natarczywy, czasem wręcz denerwujący, a jednak słuchamy go na co dzień. Bo taką narzucono nam normę.
W 1939 r. odbyła się w Londynie II Międzynarodowa Konferencja na temat Stroju, na której skodyfikowano nową normę. W uzasadnieniu podawano szybki rozwój radia, telewizji i filmu. Zamiarem było ograniczenie dowolności występującej w różnych epokach. W systemie równomiernie temperowanym, w "stroju wiedeńskim", częstotliwość dźwięku a1 wynosiła właśnie 440 Hz, więc ta liczba nie wzięła znikąd, a w "stroju paryskim" - 435 Hz.
Nawet dziś wykonawcy muzyki dawnej stosują strój barokowy 415 Hz, dokładnie pół tonu niżej od 440 Hz. Wokół zmiany kodyfikacji, potwierdzonej ostatecznie przez ISO (International Standards Organisation) w 1953 r., zbudowano wiele teorii i domysłów. Według jednej z nich "nowoczesny" strój wprowadził chaos w świecie, przyczynił się zwiększenia agresji, ale też zdynamizował nasze życie.
Co ciekawe, już od 1918 r. norma ta obowiązywała w USA, gdzie zmianę forsowała rodzina Rockefellerów. Czy chodziło o przyspieszenie ewolucyjnych zmian społecznych? Czy o zerwanie łączności człowieka z naturą, a według wierzących z Bogiem? Wielu artystów nie godzi się na unifikację muzyki i stroi dziś swoje instrumenty na a1=432 Hz. Jednym z przykładów jest muzyka relaksacyjna.
Album "Cząsteczki Ziemi" Leszka Możdżera dołącza do tych oryginalnych wydawnictw. Jest wśród nich np. ostatni album Melody Gardot, która także stosuje strój naturalny, o ile znajdzie stroiciela, który na czas przestroi fortepian. Tak było na koncercie w Operze Wiedeńskiej na Wien Jazz Fest 2015. Opowiedziała mi o tym w rozmowie o albumie "Currency of Man", który ukazał się w dwóch wersjach.
- Jedna, podstawowa, została skompilowana przez wytwórnię, druga - to tzw. "Artist’s Cut" - powiedziała Melody Gardot. - Na pierwszej znajdują się krótsze wersje piosenek w innej kolejności i jest ich mniej. "Artist’s Cut" jest jak soundtrack, ma specjalnie zaplanowaną chronologię utworów, często w dłuższych wersjach.
Ta muzyka została wykonana na instrumentach nastrojonych w naturalnej harmonii z rytmem Ziemi i wszechświata zamiast powszechnie stosowanego a1 = 440. Naturalna częstotliwość, jaką otrzymujemy od słońca to a1 = 432, tak nastrojone są rośliny i wszystkie stworzenia na Ziemi. Przy takiej muzyce doskonale się medytuje i odpoczywa.
Leszek Możdżer także zwrócił uwagę na ten aspekt. - Jeśli przeprowadzić test i porównać muzykę nagraną w tych częstotliwościach, to się okaże, że ciało reaguje na nie zupełnie inaczej - mówił w jednym z wywiadów. Kiedy jedzie się taksówką, to muzyka dobiegająca z radia - a ona jest w 440 Hz - tak naprawdę jest irytująca, ona cię napędza, nakręca, sprawia, że zaczynasz brać udział w jakimś cholernym wyścigu. Może całe to przyspieszenie cywilizacyjne wiąże się także z podniesieniem stroju? Swój nowy album Leszek Możdżer nagrał z orkiestrą Holland Baroque, a na początku grudnia 2017 dał z nią kilka koncertów promocyjnych w Polsce.
- Oto nagle znalazłem się wśród ludzi bardzo podobnych do mnie - mówi pianista. - Ludzi, którzy szczerze szukają piękna i prawdziwie kochają muzykę. Podczas prób okazało się, że każdy dźwięk ma znaczenie, każda kolejna sekunda kompozycji odsłaniała się przed nami powodując wybuchy naturalnej radości. Dyskutowaliśmy nad każdym fragmentem, by potem i tak wykonać go zupełnie inaczej, niż się umówiliśmy.
Pramagia muzyki podpowiadała nam kolejne rozwiązania tak sugestywnie, że nawet dyskusje przestały nam być potrzebne. Po prostu graliśmy i uśmiechaliśmy się, uśmiechaliśmy się i graliśmy jeszcze raz. Nurt muzyki porywał nas, pomysły pojawiały się nagle, ale w sposób oczywisty, a radość stawała się integralną częścią kompozycji.
Podczas słuchania albumu "Earth Particles" jestem w stanie wyobrazić sobie uśmiechniętego Leszka Możdżera, bo i sam się uśmiecham. Pierwsze wrażenie jest takie, że to zupełnie inne dźwięki, wyciszone, skupione, radosne, nasycone emocjami, które sprawiają, że czujemy uniesienie.
Muzyka na "Earth Particles" to muzyka uroczysta, podniosła, sprawiająca, że czujemy się wyróżnieni zaproszeniem na wielki spektakl dźwięków natury, które jakimś cudem łączą epoki w pociągnięciach smyczków po strunach barokowych instrumentów, w akordach fortepianu obejmującego cały muzyczny świat. Ten niezwykły album zachęca, by nie wyjmować go z szuflady odtwarzacza.
Łukasz Turkan
OUTSIDE MUSIC