Jeśli popatrzy się na działalność wytwórni płytowych z komercyjnego punktu widzenia, to łatwiej zrozumieć powody, dla których sesję z 6 marca schowano głęboko do archiwum. Otóż dzień później w studiu Rudy`ego stawił się ponownie kwartet Coltrane`a, a nowym udziałowcem był Johnny Hartman, wokalista o wysokiej pozycji w show biznesie, choć ustępujący popularnością największym. Pomysł na sesję był prosty: nagranie standardów w interpretacjach wokalisty z akompaniamentem tria, a pomiędzy partie śpiewane nastrojowymi solówkami wchodził John Coltrane.
Przewidywany przez wytwórnię sukces przyszedł bardzo szybko. Płyta "John Coltrane and Johnny Hartman" stała się najpopularniejszą w dyskografii saksofonisty, zanim nie ukazał się epokowy album "A Love Supreme". W tej sytuacji wydawanie ambitnych nagrań kwartetu, który właśnie w 1963 r. zmieniał estetykę swojej muzyki, nie mieściło się w polityce Impulse! Records.
Warto uzmysłowić sobie, jaką pozycję miał wówczas saksofonista John Coltrane. Popularność zdobył w kwintecie Miles Davis, z którym grał od 1955 r. Apogeum współpracy osiągnął nagrywając legendarną płytę "Kind of Blue" (1959) i koncertując z Milesem na festiwalach w USA i w Europie. Własne nagrania Coltrane’a nie były tak popularne, ale płytami "Blue Train", "Soultrane", a szczególnie wydanym przez Atlantic "Giant Steps" zdobywał coraz większe uznanie i popularność.
W 1962 r. dało się zauważyć zmianę w jego stylu, czego potwierdzeniem są płyty "Live! At the Village Vanguard" i "Coltrane". Nawet na nastrojowej płycie "Ballads" jego styl nabrał bardziej osobistego wyrazu. Nie był wtedy zadowolony ze swojego ustnika i próbował go zmodyfikować. Niestety, zamiast poprawy konstrukcji uszkodził go i musiał szukać nowego, który by mu odpowiadał. W połowie 1963 r. wyprowadził się z domu w dzielnicy Queens, który niedawno kupił razem z żoną Naimą. Kontaktowali się od tej pory rzadko. Naima wspominała później, że w jednej z rozmów wyznał, że niemal każda jego solówka jest jak modlitwa.
Nagrania na trzypłytowym albumie "1963: New Directions" ułożono chronologicznie od "zaginionej" sesji z 6 marca. Co ciekawe, w dołączonej książeczce znajdziemy inną informację o odnalezieniu taśm. Otóż przy okazji premiery "Both Directions At Once: The Lost Album" rozpowszechniono informację, że taśmę przechowywała była żona Coltrane’a - Naima. Teraz czytamy historię, jakoby nagrania znalazły się wśród pamiątek po Rudym Van Gelderze, wystawionych na aukcję po jego śmierci. Ważne, że zostały wydane.
Pierwszą płytę albumu "1963: New Directions" otwierają dwie wersje tematu "Vilia" z operetki Franza Lehara. W pierwszej John Coltrane gra na tenorze, w drugiej – na sopranie i są to zupełnie inne wersje. Pierwsza jest drapieżna, druga wręcz słodka, choć linie improwizacji są bardzo zaawansowane technicznie i emocjonalnie. Znalazły się tu także dwie wersje kompozycji saksofonisty "Impressions", a także kilka nieznanych utworów Coltrane`a oznaczonych jako "Untitled Original".
Płytę drugą otwiera ostatnie nagranie z sesji z 6 marca 1963 "Slow Blues" z kapitalnie zrelaksowaną solówką saksofonisty. Od drugiego utworu słuchamy już nagrań dokonanych z Hartmanem. Co ciekawe, w tej sesji perkusistę Elvina Jonesa zastąpił Roy Haynes i to nie był już ten sam kwartet. Nieco mniej progresywny. Krążek uzupełnia sesja studyjna z 29 kwietnia i koncertowe wykonanie "I Want To Talk About You" nagrane 7 lipca na Newport Jazz Festival.
Ciąg dalszy występu na tym festiwalu znajdziemy na trzecim krążku albumu. Otwiera go hit "My Favorite Things", który saksofonista grał niemal na każdym koncercie. Trzy kolejne utwory Rudy Van Gelder nagrał w klubie Birdland 8 października 1963 r. już po powrocie Elvina Jonesa do zespołu.
Album zamykają dwa utwory z sesji studyjnej 18 listopada. Tak John Coltrane zakończył intensywny rok 1963, który wywindował go w hierarchii jazzmanów i przygotował jego samego, jak i słuchaczy do nadchodzących, stylistycznych zmian jego muzyki, jakie znamy z albumów "Crescent" i "A Love Supreme". Wspaniały pomnik dla jednego z najwybitniejszych jazzmanów, muzyka, która nigdy się nie zestarzeje, bo jest nasycona emocjami.
Marek Dusza
Impulse/Verve/Universal