Szwedzka grupa Pain Of Salvation od początku eksperymentowała bardzo dużo z różnymi stylami. Przyjęło się jednak mówić, że jest to zespół prog-rockowy. Na swoim ostatnim albumie, zeszłorocznym "Road Salt One", zespół poszedł jednak w zupełnie nowym, bluesowym kierunku.
Tegoroczną kontynuację tej historii charakteryzuje dalsza separacja od technicznego grania na rzecz wpływów rocka lat 70. Gildenlöw i spółka wzięli na warsztat najbardziej wyeksploatowany w historii muzyki gatunek i dodali do niego odpowiednią dozę Pain Of Salvation, by w efekcie stworzyć album głęboki i fascynujący muzycznie. Mimo że w ciągu 50 minut trwania "Road Salt Two" nie usłyszymy nawet jednego metalowego riffu, płyta jest brudna, złowróżbna i ponura, choć momentami także melancholijna.
Trudno nie zrazić się na początku, gdyż materiał można odbierać jako banalny, jednak w miarę słuchania szybko zmienia się nastawienie. To, co tandetne, zaczyna mieć naiwny urok. Najsłabszą stroną płyty są jej teksty – jedne z gorszych w historii zespołu, głównie z powodu bardzo przeciętnych rymów Daniela. W ogólnym rozrachunku jest to jednak solidny sequel, który nie powinien zawieść starych fanów.
M. Kubicki
InsideOut