– Czy jest pan spokrewniony z gitarzystą Markiem Napiórkowskim?
– To częste pytanie, ale nie, nie jestem, to przypadkowa zbieżność nazwisk. Często występujemy razem jako duet Nap-Nap, a ostatnio na jazzowym festiwalu Geyer Music Factory w Łodzi w towarzystwie Jacka Napiórkowskiego - poety.
– Ciągnie pana do jazzu?
– Tak, jazz jest dla mnie furtką do świata improwizacji, która jest mi bliska. Jazz tworzy wspólnota ludzi, których łączy otwartość i szerokie spojrzenie nie tylko na sztukę, ale i na świat. Jazzmani są nie tylko moimi towarzyszami w pracy studyjnej i koncertowej, ale także przyjaciółmi.
– Zna pan przykłady łączenia jazzu z poezją? U nas bodaj pierwszy był Krzysztof Komeda, który taki program zaprezentował już na początku lat 60.
– Staram się poznawać historię pracy muzyków z tekstem i poezją. Znam twórczość mistrzów tego gatunku, czytałem na temat warsztatu Krzysztofa Komedy i innych twórców. Praca z poezją jest dla mnie sprawą zasadniczą. Postanowiłem, że chcę mieć zarówno warstwę muzyczną, jak i tekstową na najwyższym poziomie. Sięgam po teksty poetyckie, bo jest to najwyższy możliwy do osiągnięcia poziom literacki.
– Czy od początku kariery występował pan na festiwalach poezji śpiewanej?
– Określenie poezja śpiewana wydaje mi się nieszczęśliwe, wolę – piosenka poetycka. Nie nosi bowiem etykietki stylistycznej, a tzw. poezja śpiewana jest kojarzona z określonym stylem muzycznym. A przecież poezję można wykonywać w każdym gatunku muzycznym, choćby wokalista zespołu heavy metalowego może zaśpiewać wiersz. Czy to będzie poezja śpiewana? Nie sądzę.
Poezja może być interpretowana w każdym stylu muzycznym, ale z jakiegoś powodu nie jest. Chociażby jazzmani dbają o wysoki poziom literacki sięgając po poezje. Wracając do pytania, rzeczywiście, od początku działam w kręgu piosenki poetyckiej. Zapewne dlatego, że pochodzę z rodziny o silnych tradycjach literackich, mój tata jest polonistą, mój kuzyn jest poetą, tłumaczem i redaktorem kwartalnika literackiego "Nowa Okolica Poetów". W domu miałem dostęp do ciekawych tekstów, które mnie zwyczajnie inspirowały. A ponieważ uczęszczałem również do szkoły muzycznej, to przyszedł taki moment, że zacząłem łączyć je w jedno i tak powstały moje pierwsze utwory.
– Czy od razu zaczął pan pisać swoje teksty?
– Najpierw pisałem muzykę do wierszy, które znalazłem na półce. Kiedy nabrałem pewności siebie, zacząłem pisać własne teksty. Teraz nagrałem album monograficzny, w całości poświęcony wierszom księdza Jana Twardowskiego. To zupełnie inny rodzaj twórczości, kiedy jestem wyłączony z procesu tworzenia tekstu, a jestem jedynie interpretatorem. Tak jest w tym przypadku.
– Poznał pan ks. Twardowskiego osobiście?
– Nie miałem szansy, bo kiedy dorastałem, to ks. Twardowski był już osobą starszą. Mieszkałem w Rzeszowie, a Warszawa była odległym punktem na mapie. Pozostaję w kontakcie ze spadkobiercami, którzy obdarzyli mnie dużym zaufaniem zgadzając się, praktycznie w ciemno, na moje opracowania tych wierszy. To było dla mnie duże wyzwanie i jednocześnie nobilitacja.
– Czytając poezje ks. Jana Twardowskiego, można się domyśleć, jakim był człowiekiem, jaki miał obraz świata ?
– Z pewnością tak. Był człowiekiem niezwykle przenikliwym i wrażliwym, był też bacznym obserwatorem nie tylko otaczającej rzeczywistości, ale również natury człowieka. Właśnie znajomość natury człowieka wyłania się z tych tekstów w sposób jednoznaczny. Uważał, że zarówno dobre, jak i złe doświadczenia są potrzebne, by ukształtować człowieka. Akceptował tę dobrą jak i złą stronę ludzkiej natury.
Ciekawe, że będąc kapłanem pisał nie tylko o sprawach duchowych, o relacjach człowiek – Stwórca, ale także o uczuciach. Trzecim wątkiem była wielka miłość ks. Jana Twardowskiego do przyrody, którą absolutnie podzielam, wręcz jestem zafascynowany jego czułością dla przyrody. Ponieważ wychowałem się blisko natury, doceniam wielką wartość tej części jego twórczości.
- Według jakiego klucza dobierał pan wiersze na swój album?
– Kluczem były moje osobiste fascynacje, starałem się wybierać wiersze mniej znane. Uznałem, że moją misją będzie przybliżenie tych wierszy szerszej publiczności. Dzięki temu, że zostaną zinterpretowane muzycznie, mogą zaistnieć na antenie radiowej. Nie uważałem, żeby dobrym pomysłem było sięganie po te wręcz ograne wiersze ks. Twardowskiego. Najbardziej znany "Śpieszmy się kochać ludzi" stanowi tak doskonałą formę, że nie odważyłbym się z nim cokolwiek robić.
– Album otwiera wiersz "Powiedzcie to dalej" – czy to przesłanie całej płyty?
– Myślę, że nie. Mój pierwszy tytuł tego albumu to "Nie martw się", również tytuł jednego z wierszy. Stwierdziłem jednak, że nie ma takiego wiersza, który opisywałby całą płytę. "10 x Twardowski" to zbiór wierszy wybranych z różnych okresów jego twórczości, każdy traktuje o czymś zupełnie innym. Starałem się pokazać wszystkie wątki, którymi zajmował się autor i wybrać te mniej znane wiersze.
– Patrzę na te tytuły, jak na drogowskazy: "Powiedzcie to dalej", "Nie martw się", "Pytania", "Ważne" "Wierzę", "Za wszystko dziękuję", a na koniec "Świat zmaglowany" – dlaczego właśnie ten?
– Ten utwór najlepiej opisuje naszą dzisiejszą rzeczywistość. Wszystko się tak szybko zmienia, ten stary świat, który pamiętamy z dzieciństwa, odchodzi. Wszystko jest dziś podporządkowane technologii i ten wiersz w jakiś sposób nawiązuje do tego. Używałem prostych środków muzycznych, bo one pasują do tych wierszy. Ks. Jan Twardowski również używał słów prostych, nie epatował erudycją, używał prostego języka, bo chciał każdemu dać impuls do zastanowienia się nad życiem. Chciał trafić do odbiorcy w sposób jasny, bezpośredni i szczery. Dlatego starałem się napisać proste melodie, nie komplikować aranżacji. Tak chciałem podkreślić siłę tych utworów.
- Proszę opowiedzieć o muzykach, z którymi nagrał pan swój nowy album.
– Z Anną Marią Jopek śpiewam utwór "Nie martw się". Graliśmy razem wspólne koncerty, ale nigdy wcześniej nie współpracowaliśmy w studiu. Okazało się, że Ania jest entuzjastką poezji ks. Jana Twardowskiego, powiedziała mi, że każdy wers jego wiersza jest jak osobne haiku. Bardzo mi się to spodobało, to był sygnał, że warto pomyśleć o współpracy.
"Nie martw się" mówi o relacjach międzyludzkich i nasz duet dobrze do jego treści pasuje. Drugim gościem jest Adam Strug, z którym współpracuję w projekcie Monodia Polska – jedenastu mężczyzn wykonuje a cappella stare polskie pieśni: rycerskie, barokowe, ludowe. Adam śpiewa utwór "Druga jesień" samodzielnie, ja mu tylko akompaniuję na fortepianie. Adam wspomaga mnie w chórkach, które gdzieniegdzie się pojawiają. Ma zjawiskową barwę głosu i siłę, która robi wielkie wrażenie. To wspaniały śpiewak, znawca poezji i muzyki tradycyjnej. Uznałem, że będzie świetnym kompanem do tej płyty. Solistą jest trębacz jazzowy Robert Majewski, który improwizuje w trzech utworach. Poza gośćmi w nagraniach wziął udział mój stały zespół: Daniel Kapustka na perkusji, Maciej Magnuski na basie i Kacper Stolarczyk na gitarze.
– Przy Kościele Wizytek w Warszawie, gdzie posługę pełnił ks. Jan Twardowski, jest skwer jego imienia i pomnik: ławka, na której ustawiono posąg siedzącego kapłana. Widział pan go?
– Tak, nawet byłem tam przedwczoraj, nie wiedziałem wcześniej o tej ławce.
– Po czyje wiersze sięgał pan ostatnio?
– Ostatnio np. będąc u rodziców czytałem Czesława Miłosza i Władysława Broniewskiego. Czytam nieustannie, bo znajduję w poezji mnóstwo inspiracji. Właściwie wszystko, co mi wpadnie w ręce. Inspiracje przychodzą niespodziewanie. Z tego powodu warto takie książki chociażby przeglądać.
Rozmawiał Marek Dusza