- Ile płyt gramofonowych masz w swojej kolekcji?
- Nie wiem, nie liczę ich, jest ich sporo. Kupuję płyty, jeśli są mi potrzebne do pracy albo chcę je mieć, bo je lubię lub powinienem mieć jako ktoś profesjonalnie zajmujący się muzyką - przez szacunek dla tej płyty. Wiem, w którym miejscu mojej kolekcji leży która płyta, więc łatwo je znajduję.
- Od jak dawna kolekcjonujesz winyle?
Od początku swoich zainteresowań muzyką. Jestem z rocznika 1960, więc na początku lat 70., kiedy zacząłem kupować płyty, innych nośników nie było. Pierwszy longplay, jaki kupiłem, to był album z muzyką Grażyny Bacewicz, którą na fortepianie grała Regina Smendzianka. Dlatego klasyka, że do 13. roku życia uczyłem się grać na skrzypcach, a potem śpiewałem w moim rodzinnym Mielcu w chórze. Inna muzyka dla mnie nie istniała.
Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy odkryłem Czesława Niemena. W tym samym czasie obejrzałem w telewizji koncert urodzinowy Duke`a Ellingtona z gośćmi, pamiętam, że byli wśród nich: Ray Charles, Aretha Franklin, Roberta Flack, Herbie Hancock i inni wielcy jazzmani. Tak mi się ta muzyka spodobała, że zacząłem kupować płyty jazzowe.
Miałem z jednej strony utrudniony, a z drugiej - ułatwiony dostęp do płyt. Pochodzę z biednej rodziny, więc kieszonkowego nie dostawałem. Pracowałem od dwunastego roku życia, żeby zarobić jakieś pieniądze. Moja mama pracowała w bibliotece pedagogicznej, więc miała kontakty z księgarnią.
Kiedy do Mielca trafiała jedna sztuka indyjskiego wydania płyty np. zespołu Temptations, bo takie to były czasy rozdzielnictwa, to panie w księgarni tę płytę odkładały dla mnie. Wiedziały, że ja słucham takich właśnie brzmień. Co ciekawe, ceny zagranicznych albumów były tylko trochę wyższe od cen naszych wydawnictw. Kiedy polska płyta kosztowała 80 zł, to zagraniczne 90-110 zł.
Miałem jeszcze jedno źródło pozyskiwania analogów. W Mielcu wielu moich kolegów miało ojców pilotów, którzy pracowali w zakładach lotniczych PZL. Jako oblatywacze wyjeżdżali do Indii i Jugosławii, skąd przywozili m.in. płyty winylowe. A w Jugosławii piratowano wszystkie płytowe nowości. Jeszcze jednym źródłem były rodziny pracujących w USA. Przysyłali swoim bliskim najtańsze płyty, a była to przede wszystkim „czarna” muzyka i country. Country mnie nie interesowało, ale wychwytywałem najlepszych „czarnych” wykonawców. O te płyty grałem w brydża z moimi kolegami, a że grałem dobrze, to wygrywałem. Tak powiększała się moja kolekcja. Ponieważ miałem dużo singli, zacząłem pracować jako didżej.
- Przypomnij, jakie płyty Niemena cię zafascynowały.
- Pierwszą płytą Niemena, jaką kupiłem, był "Bema pamięci żałobny rapsod". Mam ją do dziś i zdarłem ją tak, że nie da się jej słuchać. Potem "Dziwny jest ten świat" i "Sukces" a wreszcie kupiłem wszystkie płyty Niemena. Znałem wszystkie teksty na pamięć. Uwielbiałem je i to nie zmieniło się do dziś. Bardzo ucieszyłem się z winylowych reedycji. A tzw. "Czerwony album" Niemen Enigmatic brzmi wręcz mistrzowsko!
- Kiedy zwróciłeś uwagę, że płyty winylowe mają różne brzmienie zależnie od miejsca produkcji?
- Kiedy pracując w paczkarni w Mielcu zarobiłem równowartość 12 dolarów, a właściwie bonów i kupiłem za to sześć płyt w Peweksie. Między innymi były to dwie składanki z wytwórni Tamla Motown - mam je do dziś. Miały bardzo drobne rowki. Na moim pierwszym gramofonie WG 510 usłyszałem różnicę pomiędzy tymi płytami, a np. singlami, na korzyść tych drugich.
Kiedy zmieniałem sprzęt na coraz lepszy - różnica wydawała mi się coraz większa. Najlepsze były maxi-single na 45 obrotów, np. Prince’a, gdzie jest niesamowity bas. Później zauważyłem różnice pomiędzy wydaniami europejskimi a amerykańskimi i japońskimi. Według mnie najlepsze są tłoczenia japońskie, mają najlepszą przestrzeń, są najbliższe brzmieniu muzyki na żywo. Cenię dobre wydania amerykańskie. Były nieudane serie, m.in. wczesne reedycje płyt Hendriksa, które mają za dużo wysokich tonów. Współczesne remastery brzmią lepiej.
- Co wpływa na jakość brzmienia płyty winylowej?
Tych elementów jest sporo. Nauczyłem się tego pracując od 1987 r. w Poltonie, to była moja pierwsza praca. W fabryce Polskich Nagrań przy ul. Płockiej 13 była tłoczona część produkcji Poltonu, a pozostała w Pronicie, w Pionkach. Moim szefem był Jan Chojnacki, który zwrócił mi uwagę, jak wiele elementów ma wpływ na brzmienie winylu. Pierwszy to jakość nagrania, a drugi jakość masteringu. Następnie to, jaki jest format nagrania: analogowy czy cyfrowy. Lepszym źródłem jest taśma analogowa.
Wielką umiejętnością jest nacięcie matrycy, która tłoczy winyle, wreszcie jakość masy winylowej. W czasach Poltonu część masy do tłoczenia powstawała z przemiału starych winyli. Ponieważ nie zdejmowano papierowych naklejek z informacjami, ten papier dostawał się do masy i powodował szum, a nawet przeskoki.
Znaczenie ma grubość płyty, te grubsze np. 180-gramowe są - moim zdaniem - lepsze, a także prędkość odtwarzania. Te na 45 obrotów mają większą dynamikę. Z moich obserwacji wiem, że czarny winyl brzmi lepiej niż jakikolwiek kolorowy. Podkreślę, iż mnie winyl interesuje jako nośnik muzyki. Ze wszystkich znanych mi źródeł dźwięku winyl brzmi najprzyjemniej dla ucha.
- Z których płyt w swojej kolekcji jesteś najbardziej dumny?
- Z pierwszych dwóch płyt Raya Charlesa, pierwszego albumu Bookera T. & The M.G. ’s, z "Songs in the Key of Life" Wondera, z płyt Marvina Gayea, którego uwielbiam, z płyt Gila Scotta-Herona, Arethy Franklin, George’a Clintona, Jamesa Browna. Tych płyt jest bardzo dużo. Szczególnie cenię te z lat 60. Cała klasyka jazzu: John Coltrane, Miles Davis, Jimmy Smith, Wes Montgomery i Billy Holiday.
- Dlaczego najwyższe ceny na aukcjach osiągają pierwsze wydania płyt?
- Ponieważ są pierwsze i rzadsze niż drugie, trzecie czy reedycje. Dla mnie to nie ma większego znaczenia, bo kupuję płyty, żeby ich słuchać, a nie stawiać na półce z osobliwościami.
- Jak zachęciłbyś współczesnego melomana do kolekcjonowania winyli?
- Wszystkich zachęcam, a powodem jest fakt, że 90 procent Polaków słucha muzyki z komputera, z plików cyfrowych. Wiele współczesnych wydań płyt analogowych oferuje nabywcy kod do strony internetowej, z której już za darmo ściągnie plik MP3. Są też wydania albumów zawierające płytę winylową i kompaktową w jednej obwolucie.
Jeśli kogoś nie stać dziś na gramofon, niech postawi winyl na półce bo może za rok, dwa kupi to urządzenie i będzie się cieszył najmilszym dla ucha brzmieniem. Wtedy zrozumie, jaka jest różnica pomiędzy brzmieniem cyfrowym a analogowym. Poza tym to są pięknie wydane dzieła sztuki.
Rozmawiał Marek Dusza