Największym bohaterem tego zestawu okaże się subwoofer B&W PV1D, lecz tradycyjnie zaczynamy od przedstawienia satelitów. Mamy ich pięć, zasadniczo takich samych, lecz dzięki "elastycznej" podstawce jeden z nich (a w razie potrzeby nawet wszystkie) można ustawić w pozycji poziomej, zwyczajowej dla głośnika centralnego.
Zawias kulowy nie jest przecież techniczną rewolucją, a jednak okazuje się, że nie każdemu udało się przygotować tak wygodny i niezawodny sposób wyregulowania / ustawienia. B&W M-1 wyciągamy z pudełka z już zamocowaną podstawką, a naszym zadaniem jest tylko poluzowanie i dokręcenie śruby po ustawieniu podstawki w żądanej pozycji.
Cały temat instalacji został przez B&W rozpoznany i opracowany bardzo starannie, jakby ktoś to przećwiczył "na żywo", a nie tylko zaprojektował na ekranie komputera. Podłączenie kabla - bez problemu zdejmujemy gumowe "dno" podstawki, kabel jednak wprowadzamy z boku małym otworem, a tam końcówki wkładamy w zaciski. Banalne?
Diabeł tkwi w szczegółach i nieraz w takich sytuacjach kląłem na czym świat stoi... Tutaj, w bardzo ograniczonym miejscu, w podstawce odlanej z przewodzącego metalu, wpinałem dość grube przewody, które bezpiecznie układały się w plastikowych, izolujących korytkach.
Potem kabel biegnie już ukryty w nodze podstawki. W komplecie dostajemy też uchwyt ścienny, którego nie zakładałem - tu pracy jest trochę więcej, bo trzeba najpierw zdemontować podstawkę - ale to akurat robi się "raz na zawsze" albo co najmniej na dłuższy czas.
Obudowa
Obudowa jest całkowicie metalowa (aluminium albo inny stop metali lekkich), opływowa, przetworniki są zasłonięte niezdejmowaną, również metalową maskownicą. Układ dwudrożny składa się z 10-cm przetwornika z membraną z włókna szklanego (nie kewlarowego!) i 25-mm aluminiowej kopułki.
Pierwszy ma w centrum membrany zamiast klasycznej nakładki przeciwpyłowej... nie, wcale nie "korektor fazy", lecz "element antyrezonansowy" wykonany z gąbki polimerowej, zapożyczony z konstrukcji zeszłorocznych monitorków PM1.
Wysokotonowy, tradycyjnie, chwali się nautilusową tubką zamykającą układ od tyłu (z zewnątrz niewidoczną). Otwór bas-refleks wskazuje, że tym sposobem starano się rozszerzyć pasmo przenoszenia w kierunku niskich częstotliwości.
Zarówno satelity, jak i subwoofer B&W PV1D są dostępne w kolorach czarnym i białym - pokryte półmatowym, drobnoziarnistym lakierem proszkowym. Wreszcie coś lajfstajlowego, co nie błyszczy się piano-blackiem.
Satelity B&W M-1, w takiej samej drużynie pięciu zawodników, ale razem z innym subwooferem, tańszym i o wiele bardziej konwencjonalnym ASW608, tworzą system MT-50. Sprzedawana obecnie wersja B&W M-1 pochodzi z roku 2011 i różni się od tej oryginalnej M-1, z roku 2005, ale czym... nie drążyłem tematu, bo jakie to ma znaczenie?
Co jest ważniejsze - satelity czy subwoofer? To pozornie mało rozsądne pytanie nabiera sensu w kontekście systemu B&W, w którym satelity są OK, ale subwoofer jest "Wielki". "Wielki" w przenośni, fi zycznie bowiem ma umiarkowane wymiary, chociaż stwierdzenie, że wizualnie jest "normalny", też mijałoby się z prawdą. Będziemy nie tylko pod wrażeniem kształtu, szybko odczujemy też jego masę. Kula ma raptem średnicę 36 cm, a waży prawie 20 kg!
Trochę techniki?
Opis techniczny, jaki znalazłem w dedykowanej B&W PV1D zakładce "Technical Paper" (na stronie producenta), nie jest tekstem nazbyt szczegółowym ani trudnym do zrozumienia przez osobę nawet przeciętnie rozgarniętą, więc i ja poradziłem sobie, a widząc na pierwszy rzut oka mało tekstu, lecz duże zdjęcia, wcale się nie ucieszyłem z łatwej lektury, lecz pomyślałem, że to znowu marketingowa papka, ulepek ogólników i producenckich przechwałek. Przeczytałem i stwierdzam, że to jeden z najlepszych tekstów objaśniających laikom technikę. Nieprzeładowany propagandą, konkretny, obrazowy i przekonujący.
Mógłbym go po prostu przetłumaczyć i chyba nikt by się nie zorientował, że to tekst fi rmowy, a nie redakcyjny. Napiszę jednak własnymi słowami i oczywiście będzie to dłuższy opis... Historia zaczyna się od ważnego wątku, który już na łamach "Audio" poruszaliśmy, a wyjaśnia on, dlaczego nowoczesne małe subwoofery aktywne potrafi ą osiągać tak niskie częstotliwości graniczne, z jakimi mają problemy nawet bardzo duże kolumny.
To, że zostały stworzone w tym celu, a ludzie wolą mniejsze niż większe, niczego jeszcze nie tłumaczy, bo każdy chciałby być piękny, młody i bogaty... Ludzie woleliby też mieć małe, mocne i sięgające dwudziestu herców kolumny, ale nie mają. Wynika to nie tylko z wyspecjalizowanej konstrukcji przetwornika (głośnika) subniskotonowego, bo przecież można by taki wpakować do normalnej kolumny... i nic dobrego by z tego nie wyszło.
Możliwości subwooferów aktywnych rozszerza ich... aktywność. Parametry nawet najlepszego głośnika niskotonowego, "napędzanego" wzmacniaczem o liniowej charakterystyce przenoszenia (czyli "normalnym" wzmacniaczem zewnętrznym) powodują, że do osiągnięcia charakterystyki z niską dolną częstotliwością graniczną i jednocześnie przy dużej mocy musi on (głośnik) być duży i pracować w obudowie o dużej objętości. Jeżeli najdoskonalszy głośnik niskotonowy zamkniemy w zbyt małej obudowie, charakterystyka nie będzie taka, jakiej oczekujemy.
Koncepcja subwoofera aktywnego pozwala nie tylko wprowadzić tutaj regulację filtrowania dolnoprzepustowego, koniecznego do poprawnego działania subwoofera - w gruncie rzeczy ta podstawowa niegdyś funkcja staje się marginalna, bowiem filtrowanie może prowadzić "z zewnątrz" procesor (istotne, aby odbyło się ono przed, a nie po wzmocnieniu).
Najważniejsze, iż układy korekcyjne sprzężone ze wzmacniaczem mogą wyrównać charakterystykę - kiedy dokładnie wiadomo, jaką charakterystykę wytwarza konkretny głośnik w konkretnej obudowie. Będzie się to wiązało z dużym poborem mocy i z dużym obciążeniem głośnika, ale da się zrobić. Jeżeli jednak z małej obudowy będziemy wyciskać najniższe częstotliwości przy sporej mocy (a od tego jest przecież subwoofer w kinie domowym), to w obudowie będzie powstawać bardzo duże ciśnienie.
Najbardziej "odporną" formą na duże ciśnienia jest sfera - "bańka"; na każdy jej punkt działa taka sama siła i dlatego jest najmniej narażona na naprężenia i odkształcenia. Kula nie tylko świetnie wygląda - tak też działa jako obudowa, zwłaszcza subwoofera, i nie chodzi tu o żadne opływanie fal z zewnętrz, bowiem fale niskich częstotliwości i tak są na tyle długie, że spokojnie opływają również kanciaste obudowy innych subwooferów.
Jednak obudowa sobie, a głośnik sobie; źródło ciśnienia nie znajduje się dokładnie w środku obudowy. Pojedynczy głośnik, zamontowany w wybranym miejscu sfery (tutaj z konieczności spłaszczonej i tracącej swój idealny kształt), pracujący z bardzo dużymi amplitudami, "atakowałby" obudowę z jednej strony, wywołując niezauważalne gołym okiem, ale szkodliwe dla dźwięku jej przesunięcia.
Aby je zminimalizować, stawiamy zwykle kolumny na kolcach, które je "zakotwiczają", lecz subwoofer B&W PV1D stoi sobie, jak gdyby nigdy nic, na spłaszczonym fragmencie, wykończonym gumą! Konstruktor nie obawia się bowiem "wędrowania" subwoofera, woli odizolować go od podłoża.
Ponieważ zainstalował dwa przetworniki, umieszczone naprzeciwko siebie, więc pochodzące od nich siły mają przeciwnie skierowane wektory i się znoszą. Oczywiście nie znoszą się wytwarzane wewnątrz ciśnienia, głośniki synchronicznie sprężają i rozprężają powietrze w obudowie, tym samym wypromieniowują w zgodnej fazie falę na zewnątrz.
Aluminiowa skorupa funkcjonuje też jako radiator dla wzmacniacza o mocy 400 W; ciepła nie będzie jednak wcale dużo, bo wzmacniacz pracuje w wysokosprawnej klasie D. Producent zgrabnie tłumaczy fenomen, w jaki sposób moc wzmacniacza jest określana na 400 W, a maksymalny pobór tylko na 150 W - otóż 400 W pojawia się tylko w impulsach, w czasie których jest czerpana rezerwa z kondensatorów zasilacza.
Przetworniki mają niezwykłe membrany - złożone aż z trzech warstw. Na zewnętrz widzimy aluminiową, z drugiej strony jest pulpa celulozowo-kevlarowa, a pomiędzy nimi twarda, rozprężona pianka polistyrenowa.
Taki pożywny sandwicz zapewnia membranie nie tylko doskonałą sztywność, ale też duże tłumienie wewnętrzne, a ponadto - co tutaj ważne w kontekście opisywanego ciśnienia - odporność na uderzenia fal z wnętrza obudowy. Tam naprawdę jest piekło... Piekłem albo rajem - zależy od upodobań i umiejętności - wydawać się też może cały system ustawień i regulacji. Od czego zacząć?
Od ciekawostki, która wiąże się ściśle ze wspomnianym już "wyrównaniem" charakterystyki w kierunku najniższych częstotliwości. Nawet jeżeli zasada działania subwoofera aktywnego pozwala na taką korekcję, to zwykle ciągnie się ją do 30Hz, najdalej do 20 Hz, a poniżej wprowadza filtrowanie dolnozaporowe, aby nie przeciążyć głośnika, nawet bardzo mocnego, zbyt dużą amplitudą. Przeprowadzone przez nas pomiary pokazały jednak, że charakterystyka mija 20 Hz... i biegnie w zasadzie liniowo aż 10 Hz, a co niżej... nie wiemy, bo nasze pomiary tam się kończą.
Częstotliwości subsoniczne, odtwarzane na poziomie nawet nie bardzo wysokim, ale choćby średnim, muszą wykończyć najlepsze głośniki! W "papierze technicznym" znalazłem wyjaśnienie - charakterystyka może wyglądać w ten sposób tylko przy niskich poziomach wysterowania (a my stosujemy w pomiarach niskie sygnały), układ pilnuje, aby przy silniejszych impulsach nie przekroczyć wartości granicznych, powyżej których głośnik mógłby ulec uszkodzeniu.
Głośniki i wzmacniacz dają więc cały czas z siebie wszystko; kiedy nie gramy głośno, to duża maksymalna amplituda głośników i wysoka moc wzmacniacza są wykorzystywane do ekstremalnego rozciągnięcia pasma.
Ale już tu wkraczamy w obszar dostępnych dla użytkownika regulacji - można zarządzić opadanie charakterystyki w kierunku najniższych częstotliwości, w sumie są dostępne cztery profile - EQ1, EQ2, EQ3 i EQ4 (jakie dokładnie wywołują efekty, wyjaśnia nasze laboratorium).
Patrząc na charakterystykę w kierunku wyższych częstotliwości, można zostawić ją bez filtrowania dolnoprzepustowego, czyli oddać pod kontrolę zewnętrznego procesora. Można też ustawiać filtrowanie w samym subwooferze, i to na dwa zasadnicze sposoby.
Pierwszy polega na wyborze w menu, ze specjalnej listy, zespołów głośnikowych B&W, z jakimi B&W PV1D ma współpracować w systemie stereofonicznym (2.1) - uwzględnione są chyba wszystkie współcześnie produkowane konstrukcje dwudrożne, a jest ich sporo.
Drugi jest bardziej klasyczny - ustalamy po prostu częstotliwość graniczną, w krokach co 1 Hz, w bardzo szerokim zakresie 25-120 Hz. Regulujemy też fazę i oczywiście poziom, a komplety ustawień zapisujemy w pięciu "presetach". I wszystko to możemy zrobić za pomocą małego ekranu dotykowego, ale nie jest to ciastko z kremem.
Trochę czasu (i nerwów...) zajęło nam rozgryzienie, jak poszczególne ustawienia zapamiętywać, przechodząc do innych. Nie jest to intuicyjne, kółko na środku raz działa jako "potwierdź", a kiedy indziej jako "wróć".
Pewnie łatwiej to wszystko ogarnąć na ekranie komputera, do którego można podłączyć B&W PV1D kablem USB, wykorzystując zainstalowaną aplikację SubApp, działającą na bazie Windowsa (przygotowano ją oryginalnie dla referencyjnego subwoofera DB1). Tak czy inaczej - warto. Fantastyczna zabawka!
Odsłuch
Malutkie B&W M-1 - za "malutkie", nikt tu się nie powinien gniewać, przecież mają być takie - grają... może nie jak duże, ale jak "dużutkie". Mam na myśli coś bardzo konkretnego i już wyjaśniam. Problem braku basu - a na bas z takich maleństw nie ma co liczyć - polega nie tylko na pozbawieniu nas "informacji" o samych najniższych częstotliwościach i operujących tam instrumentach, ale też na przesunięciu środka ciężkości charakterystyki, powodującym "przestrojenie" brzmienia instrumentów i głosów, których spektrum rozciąga się bardzo szeroko, ale zahacza też o zakres niskich tonów.
Takiemu i przestrojeniu i osłabieniu ulega wtedy całość, nawet gdy poszczególne instrumenty brzmią wiarygodnie, gdyż np. grający zespół przestaje być kompletny i "znika" z niego basista - a przecież był tam nie dla towarzystwa.
Sposobem na to jest albo uparta walka o każdy herc na dole pasma, okupiona jeszcze niższą efektywnością (na niską małe satelity i tak są skazane), albo pewna korekta charakterystyki w zakresie średnio-wysokotonowym, która jednak powinna być przeprowadzona z dużym wyczuciem. B&W opanowało tę sztukę, bo bilans zysków i strat, płynących z tej manipulacji, jest bardzo dobry.
Najważniejsze jest takie zharmonizowanie całości, dzięki któremu nie razi nas żadne rozjaśnienie ani tym bardziej natarczywość. Basu jak nie było, tak nie ma, ale wpływ jego braku na resztę jest w ten sposób zminimalizowany.
Można znaleźć takie nagranie - ja znalazłem je szybko, był to standard "Lonesome Town" w oryginalnym wykonaniu The Tornadoes (płyta z muzyką z filmu Pulp Fiction - polecam i film, i muzykę, jak ktoś jeszcze nie skosztował) - gdzie choć słychać, że to grają małe głośniki, to nie łączy się z tym żadne kalectwo - bas jest na tym nagraniu śladowy, ale z sukcesem został odtworzony wokal, pierwszoplanowy i naturalny. Nie mocny, nie "duży", ale przynajmniej tonalnie wyważony i mający dobrą konsystencję.
Efekt ten - przy braku basu - wprowadza chyba wycofanie przełomu średnich i wysokich częstotliwości, gdyż można zaobserwować, że wysokie tony o wiele chętniej pojawiają się w postaci szybkich szpileczek, niż większych, dłużej błyszczących dźwięków.
To właśnie sposób na osłabienie sybilantów i uchwycenie tym samym równowagi przy słabości niskich składowych. Dźwięk jest plastyczny, stabilnie osadzony, powściągliwy w emocjach, wewnętrznie spójny i mocny, bez osładzania i zmiękczania.
Dołączenie subwoofera B&W PV1D nie tyle wzmacnia bas, co go w ogóle dostarcza, więc trudno się długo wahać, czy warto ten krok uczynić, jednak trzeba uważać, aby nie przesadzić z poziomem. Odpowiednie filtrowanie zapewnia zapisana w subwooferowym "komputerku" opcja dedykowana B&W M-1, lecz poziom to już wolna amerykanka.
Bas z B&W PV1D jest sam w sobie wyśmienity - schodzi bardzo nisko i daje mocne impulsy, łączy wyjątkowo zacnie rozciągnięcie z kontrolą. Po starannym wyregulowaniu można osiągnąć doskonałe rezultaty, ale układ z B&W M-1 jest czuły na drobne zmiany. Z pomocą przychodzą subwooferowe "presety", można przygotować sobie kilka opcji i zmieniając je szybko, wybierać najlepszą dla danej sytuacji, bo charakter nagrania też będzie wpływał na naszą ocenę.
Andrzej Kisiel