Po części taki charakter brzmienia zawdzięczamy zastosowaniu tubowego głośnika wysokotonowego - Francuzi generalnie lubią bardziej egzotyczne rozwiązania w tym miejscu, unikając stosowania tak popularnych w innych stronach hajfajowego świata kopułek, zwłaszcza tekstylnych.
Przy okazji wysokotonowa tubka w wydaniu Triangle wygląda bardzo ciekawie i ozdobnie - producent tak ją przygotował, aby najpierw zwróciła uwagę, a potem cieszyła oka perfekcyjnym wykonaniem, w którym miały udział różne metale.
Na jej tle głośnik niskośredniotonowy prezentuje się już zwyczajniej, z tubą nie ma nic wspólnego, a membrana nie błyszczy żadnym metalem, kompozytem czy plecionką. Na pierwszy rzut oka membrana wygląda na polipropylenową, ale wrażenie takie wywołuje mocne powleczenie - celulozy.
Ciekawostką jest zawieszenie - nie z gumy, ale z impregnowanej fałdy, które co prawda nie pozwala na dużą amplitudę, ale zmniejsza tłumienie, generalnie poprawiając mikrodynamikę. Titus nie jest pod tym względem wyjątkiem, tego typu zawieszenie pojawia się we wszystkich głośnikach niskośredniotonowych i średniotonowych Triangle.
Kosz jest odlewany, układ magnetyczny dość skromny - 7-cm, ale głośnikowi 15-cm (tak go klasyfikujemy na postawie średnicy kosza, nie membrany) może to wystarczyć.
Na przedniej ściance zmieścił się jeszcze niewielki (średnica 3,5cm) otwór bas-refleks, dzięki czemu Titusy należą do mniejszości monitorów, które w razie konieczności można lokować blisko ściany.
Główna część obudowy oklejona jest winylem, a mimo to urody wcale jej nie brakuje, nie tylko dzięki spektakularnemu głośnikowi wysokotonowemu, ale również dzięki lekko wypukłej (podobnie jak w Wharfedale), i pokrytej mieniącym się lakierem ściance przedniej.
Mosiężne uchwyty na kołki maskownicy też są trudne do przeoczenia - z tego elementu funkcjonalnego, który zwykle nie jest ozdobą, i stąd wielu próbuje go zminimalizować i ukryć, Triangle sprytnie uczynił kolejną dekorację.
Terminal przyłączeniowy jest podwójny, z wygodnie rozłożonymi dużymi pozłacanymi zaciskami.
Odsłuch
Bez owijania w bawełnę - zresztą podobnie, jak grają same Titusy - to świetne głośniki. Robię głęboki wdech przed wysiłkiem wytłumaczenia dlaczego, dorobienia trochę teorii do praktyki czy wręcz usprawiedliwienia się z takich upodobań... ale najpierw trochę autentycznego entuzjazmu.
Titusy grają wyjątkowo dziarsko, żywo, a jeżeli powiem, że ostro, to też nie skłamię - bo przecież są na przeciwnym biegunie do brzmienia łagodnego, miękkiego. Tylko że w wydaniu Titusów wcale nie wiąże się to z męczącym rozjaśnieniem, ale z ukazaniem krawędzi dźwięków, detali, z mocną artykulacją w całym pasmie - podobnie jak ze zwiększeniem kontrastu i rozdzielczości.
Taka ostrość, połączona z soczystością i dobrą ogólną równowagą, prowadzi do odczucia dźwięku naturalnego, a nie wykoślawionego, choć zawsze można optować za muzykalnością w stylu soft.
Wysokie tony Titusów oczywiście nie śpią, w charakterze są trochę siarczyste, jednocześnie proporcjonalne wobec reszty pasma. Również średnica jest aktywna, bo bez niej nie byłoby mocnego, wyrazistego, bezpośredniego wokalu. Nie ma ciepełka, ale jest nasycenie.
Sekcja rytmiczna tego świetnie zgranego zespołu też jest w doskonałej kondycji - bas jest wartki, płynny, doskonale ukazuje poszczególne dźwięki. No i oczywiście ma tempo, bezbłędnie łączy się ze średnicą, ani nie sygnalizując osłabienia, ani nie wpadając w dudnienie.
Czego chcieć więcej? Chyba że zupełnie czego innego. W klasie małych monitorów - i nawet cena nie ma tu już nic do rzeczy, chyba nie można już grać dynamiczniej i zarazem dostatecznie szerokim i nieźle zrównoważonym pasmem.
To jest brzmienie, które może łatwo popaść w niełaskę, jeżeli każdy objaw ostrości odbierać będziemy jako wadę, jak też takie, które będzie wydawać się fantastyczne, gdy uwolnimy się od takiego schematu.
Jedno jest pewne - bez Titusów panorama brzmień naszych monitorów byłaby dotkliwie uboższa, nudniejsza i smutniejsza.
Andrzej Kisiel