Odsłuch
Niedawno opisywałem Excite 44 (11/2016), kolumny z dziesięć razy tańsze... Bardzo mi się podobały i ani trochę się z tego stanowiska nie wycofam; nawet przypomnę i podkreślę, że ich brzmienie może być zaskoczeniem nawet dla miłośników Dynaudio.
Dla mnie było frapujące do tego stopnia, że wysunąłem teorię, iż niektóre firmy dysponują taką technologią i doświadczeniem, że przy odpowiednio "ustawionej" produkcji (obniżeniu kosztów przy dużej skali), oszczędzając na luksusie w wykonaniu obudów i innych high-endowych gadżetach, są w stanie zbliżyć się do maksymalnej jakości dźwięku (leżącej w zakresie ich możliwości, a nie w skali absolutnej) już w okolicach ceny Excite 44... co by, niestety, oznaczało, że nawet za cenę wielokrotnie wyższą nie dostaniemy już od tych firm nic wyraźnie lepszego...
Mam więc kłopot opisując Evidence Platinum, bo albo zachowam się niepolitycznie, podtrzymując taki pogląd, albo muszę się z niego wycofać... Mógłbym też w ogóle do tego wątku nie wracać, jednak chcę go "twórczo rozwinąć."
Nie odwołuję tego, co wcześniej napisałem, jednak różnica, jaką słychać między Evidence Platinum a Excite 44, jest, nomen omen, zarówno ewidentna, jak i ekscytująca; pokazuje, że "trochę lepiej" może wprowadzić nas na inną orbitę.
Jednak zarówno orbita, na której znajduje się Excite 44, jak i orbita Evidence, znajdują się tak wysoko, że o ile jesteśmy w stanie dostrzec dzielący je dystans, to trudniej go... opisać, ważąc wszystkie argumenty tak, aby nie przesadzić w żadną stronę, nie degradować jednych, nie obiecywać cudów w przypadku drugich, ale też sytuacji nie spłaszczyć.
Tak czy inaczej, żeby jej nie sprowadzić do banału i uproszczonych wniosków. Na pewno nie pojawi się tutaj odpowiedź, czy "warto" płacić 200 tysięcy zamiast 20 tysięcy za parę kolumn. I tego chyba wyjaśniać długo nie trzeba - nie tylko mamy różne potrzeby, ale i różne możliwości, każdy musi znaleźć własne rozwiązanie tego problemu. A przecież pomiędzy Excite 44 a Evidence Platinum są jeszcze C2 i C4 Platinum...
Dynaudio Excite 44 uraczyły mnie dźwiękiem pięknie zrównoważonym, plastycznym, pełnym kultury, ale też żywym i charyzmatycznym, lecz Dynaudio Evidence Platinum pokazały jeszcze większe bogactwo wybrzmień, większą skalę dźwięku i specjalne połączenie spokoju z dynamiką. Dobre zrównoważenie to już sprawa oczywista, przynajmniej dla Dynaudio. Zresztą nie trzeba się wspinać aż na ten pułap, aby przejść nad tym do porządku dziennego, więc nie ma w ogóle sensu rozważać "ilościowych udziałów" poszczególnych podzakresów w całym obrazie.
Zwrotnica - cewki tylko powietrzne, kondensatory tylko polipropylenowe. Nie wygląda na bardzo skomplikowaną, ale w tym ujęciu nie widać elementów znajdujących się na jednej ze ścianek. Umieszczone na skrajach cewki taśmowe różnią się wielkością - co najprawdopodobniej związane jest z dwoma różnymi częstotliwościami podziału głośników niskotonowych, rozdzielonych nie tylko między dwa moduły (górny i dolny), ale i też inaczej filtrowanych (zewnętrzne - niżej, wewnętrzne - wyżej).
Ktoś może zauważyć, że basu jest więcej niż z charakterystyki idealnie liniowej (co zresztą pokazują wyniki pomiarów), ale to sytuacja normalna dla tak dużych kolumn, które ustawia się w dużych salonach, daleko od ścian, w warunkach, w których trochę basu "ucieka".
Zacznijmy więc od basu - jest pełny, soczysty, obecny, ma przy tym wyjątkowo uprzejmą, ale i dostatecznie dokładną formę. Pojawia się nie tylko w mocnych uderzeniach, ale też w dźwiękach łagodniejszych, nie zawsze jest konturowy, bo i nie każdy naturalny dźwięk jest "ciosany".
Pojawia się też basowy "podkład", niebędący wcale smużeniem i przeciąganiem dźwięków, które powinny się już skończyć, lecz właśnie wydobyciem składowych, które zwykle giną, zupełnie zlewając się z falami mocniejszych dźwięków. Dynaudio zachowuje gradację i robi to płynnie, "analogowo", bas unika twardości, a przy tym jest czujny i czysty.
Dostajemy wyjątkową kombinację subtelności i mocy, chociaż gdy przychodzi do zadań ekstremalnych, Evidence jednak nie dowodzi, że jest basowym supermocarzem. Słyszałem uderzenia bardziej piorunujące, wciskające w fotel, przesuwające ściany, a także fale basowej magmy zalewające muzykę i cały pokój... Ale tutaj nie o to chodzi, i nawet jeżeli trochę brakuje do ostatecznej definicji i powalającej dynamiki, to sposób "podania" basu, jego wewnętrzna koordynacja i włączenie do całej kompozycji są wprost idealne, jeżeli chodzi o ogólny koncept kolumny, która ma grać muzykę, a nie "oddawać impulsy".
Oczywiście impulsy, tak jak detale, są dla muzyki ważne, ale Evidence po swojemu, czyli w znanym stylu Dynaudio, w najlepszym tego słowa znaczeniu, składa z nich muzykę, a nie wyciąga je przed szereg.
Wszystkie nagrania są w jakimś stopniu "oswojone". Może oznacza to dodanie czegoś, może odjęcie, a więc jakieś odejście od idealnej neutralności, ale jakże trudno byłoby pogodzić taki wniosek z ogólnym wrażeniem - muzyka płynie do nas homogenicznie, proporcjonalnie w każdym wymiarze, niczego do szczęścia więcej nie trzeba.
Nagrania chude, suche, jaskrawe, "cyfrowe" (oczywiście chodzi o pewne skojarzenie), dzięki Evidence nabierają ciała, jednak nie są sztucznie "ubasowione". Z kolei nagrania gęste, z mocnym fundamentem, nie są oczywiście osłabiane, pokazują się w pełnej krasie, jednak specjalna "higieniczność" basu Dynaudio gwarantuje, że nawet jego obiektywny nadmiar nie psuje muzyki, a tylko dodaje jej soczystości. Przejście z niskich do średnich tonów jest płynne, spójne, nasycone.
Kiedy zwrócimy uwagę na okolice kilkuset herców, niczego nie będzie brakowało, jest naprawdę super. Jednak w wielu kolumnach, aby osiągnąć efekt zdrowego, mocnego dźwięku, umocowanego właśnie w tym zakresie, trzeba dać mu pewną przewagę nad "wyższym środkiem".
Głośnik wysokotonowy nazwany został Esotar^2, ale oryginalnego Esotara D330, referencję z lat 90-tych ubiegłego wieku, przypomina tylko 28-mm, jedwabną kopułką, chociaż i ona jest obecnie inaczej nasączana. Neodymowy magnes to górny, płaski pierścień, głębszy pierścień na pierwszym planie tworzy komorę wytłumiającą, zamkniętą płaską płytką.
Aby fortepian nabrał "ciała", a saksofon tenorowy był właśnie tenorowy, trzeba ten podzakres trochę "dopalić", co wiąże się też z tym, że wokale stają się mocniejsze, większe, nawet jeżeli nie wyraźnie niższe, to bardziej "męskie".
I też fajnie, bo w odbiorze, nie tylko moim, taki układ jest korzystny; mniej się nam podoba nadwyżka energii w okolicach kilku kHz, ale gdy są one "wycieniowane", poprawia to komfort, a naturalności szkodzi niewiele. Tym razem jednak nie ma miejsca na taką manipulację albo jest ona śladowa. Przysłuchując się specjalnie pod tym kątem wszystkim znanym wokalom, odebrałem je jako ustawione idealnie.
Góra jest gładka, jedwabista, bez żadnej skazy, z minimalną dawką własnego charakteru. Nie jest nadzwyczajnie ekspresyjna, bo nie jest wyeksponowana, ale jak na zastosowane zestrojenie, słychać dużo i pięknie. Znowu nie jest to działanie, które ma wywoływać dreszcze; zresztą wszyscy, którzy znają Dynaudio, doskonale wiedzą, z czym możemy mieć do czynienia w najlepszych kolumnach tej firmy.
To klasyka w nowoczesnym wydaniu, a więc odrobina słodyczy, miękkości, jednak na gruncie pełnej rozdzielczości i staranności - gradacja delikatności jest niezwykła, żaden drobiazg nie jest powiększany ani wyostrzany, a mimo to wszystko słychać doskonale, a selektywność nie oznacza nienaturalnego separowania, dźwięki na siebie zachodzą, przenikają się, każdy ma swoje miejsce, swój czas, swój kształt, ale i swoje sąsiedztwo, swoją atmosferę. W zasadzie odnosi się to do całego brzmienia, a nie tylko do wysokich tonów, które tak naprawdę... wcale na siebie uwagi nie zwracają.
Rekomendowana moc wzmacniacza, czyli bliżej znaczy mniej
Jak wspomniałem w komentarzu do pomiarów, producent podaje, w tradycyjny sposób, moc znamionową (IEC Long Term Power Handling). Jednak w tabelce z parametrami Evidence Platinum, będącej częścią obszerniejszego dokumentu poświęconego tym kolumnom, znalazłem dość ciekawą rubrykę (której nie ma w danych pokazywanych "na dzień dobry"), jest ona zatytułowana "rekomendowana minimalna moc wzmacniacza", i nie byłoby w tym jeszcze nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że "odpowiedzi" jest kilka. Zależą one - co przecież oczywiste, ale czego prawie nikt nie bierze pod uwagę - od odległości, w jakiej znajduje się słuchacz.
Większość audiofilów zdaje się sądzić, że jest jakaś wartość mocy potrzebnej, aby kolumny w ogóle zaczęły grać, aby je "wysterować", "napędzić", "pociągnąć". I że ta minimalna moc jest w naturalny sposób większa dla kolumn dużych, a mniejsza - dla małych. Rzeczywiste wartości mocy, które przekraczają "próg czułości" (nie chodzi o czułość zdefiniowaną jako poziom przy 1W z 1 m, ale o poziom, powyżej którego głośnik gra już "normalnie"), są bardzo niskie, rzędu dziesiątych, a nawet setnych części wata.
Oczywiście, żeby nie gubić mikrodetali w muzyce zawierającej również duże skoki dynamiki, nie możemy poprzestać na dziesiątych częściach wata, ale audiofilska skłonność do wyolbrzymiania tego problemu każe dzisiaj szukać nawet do małych i "łatwych" głośników co najmniej 100 W, żeby sobie z nimi "poradzić". Tymczasem o Dynaudio krążą opowieści, że to kolumny trudne, wymagające "prądu", więc czego można się spodziewać po takich kolosach jak Evidence Platinum?
Bez setek watów pewnie nie podchodź... No to dowiedzcie się ludkowie, producent to oświadcza, że przy odsłuchu z odległości 3 m minimalna moc wzmacniacza to... 20 W; 5 m - 60 W; 7 m - 120 W; dopiero 10 m - 250 W. Skąd takie zmiany? Przecież kolumna nic nie wie o naszej pozycji względem niej...
Oczywiście wynika to z prostej zależności - ciśnienie akustyczne spada z kwadratem odległości, a dostarczona moc przekłada się przecież na ciśnienie akustyczne (chociaż w większości na ciepło, to w stałej proporcji określonej przez efektywność). Przy czym Evidence Platinum wcale nie wyróżnia się wysoką efektywnością, a mimo to producent uznaje, że nawet przy skromnej czułości 87 dB (przy 4 Ω oznacza to efektywność tylko 84 dB!), z 3 m wystarczy nam "nędzne" 20 W.
Audiofile zastanawiający się nad doborem kolumn i wzmacniacza mówią zwykle o wszystkim; oczywiście o tym, jakiej muzyki słuchają, jak duże mają pomieszczenie. Jeżeli szukają kolumn, a mają już wzmacniacz lampowy - to o tym, na jakich on jest lampach. Jeżeli szukają wzmacniacza, a mają już kolumny, to o tym, że woofer jest duży albo mały, więc "wymaga" albo nie.
O tym, jaką moc ma ten wzmacniacz, a jaką impedancję głośnik, zwykle nie wiedzą, bo "parametry wszystkiego nie mówią", a już sprawą zupełnie pomijaną jest właśnie odległość, w jakiej siedzą od głośnika, jakby to nie miało żadnego znaczenia dla natężenia dźwięku; w odczuciu wielu audiofilów ma znaczenie tylko dla stereofonii - wiadomo, że nie można usiąść ani za blisko, ani za daleko...
Natomiast wielkość pomieszczenia staje się parametrem, który jednoznacznie wpływa na wnioski o użyteczności i poprawnej pracy określonych kolumn, sami producenci często podają zakres wielkości pomieszczenia, do którego odpowiednie są określone kolumny.
A przecież można mieć pomieszczenie 100-metrowe i usiąść w odległości 3 m; można mieć 20-metrowe i usiąść w odległości 5 m. To nieistotne? Jest jeszcze jedno prozaiczne pytanie: czy lubimy słuchać głośno, czy cicho? To też ważne w celu ustalenia, jaka moc jest nam potrzebna (zakładając, że mamy ustaloną efektywność kolumn).
Jednak zorientowałem się, że omawianie dopasowania kolumn i wzmacniaczy na bazie wspomnianych zależności, w ocenie wielu audiofilów nie jest celowe, bo mija się z jakimiś innymi, głębszymi problemami, najważniejsze jest jednoznaczne "wysterowanie" i określona porcja mocy, niezależna od odległości, od natężenia, od naszych potrzeb grania cicho lub głośno.
Żeby jednak wyjść naprzeciw obserwacjom wskazującym, że Dynaudio są "trudnym" obciążeniem, a niektóre wzmacniacze z nim sobie "nie radzą" (czego analiza charakterystyki impedancji Evidence Platinum, którą "widzą" wzmacniacze, jednak wcale nie potwierdza...), można zauważyć, że z powodu niższej efektywności, przy określonej wartości mocy ze wzmacniacza, grają one ciszej niż większość kolumn, co wedle absolutnie naukowych badań powoduje u słuchaczy wrażenie, że dźwięk jest... niższej jakości.
Wystarczy zrobić głośniej i będzie OK. Ale jeżeli nie ma już więcej mocy, to głośniej nie można - zgoda. Można jednak zrobić coś innego - przysunąć się do kolumn. Eureka - wtedy wzmacniacz jakoś "sobie radzi." Bo ostatecznie nie chodziło o moc, ale o natężenie dźwięku.
Dopasowanie wzmacniacza do kolumn to oczywiście sprawa wielowątkowa i proste zależności, które przytoczyłem, jak też rekomendacje Dynaudio, dotyczące minimalnej mocy, ostatecznie wszystkiego nie wyjaśniają. Spotkacie wzmacniacze o wyższej i niższej mocy, które "sobie radzą" albo "nie radzą" z danymi kolumnami, ale nie ma co dorabiać teorii do praktyki, że stoi za tym zawsze "wydajność prądowa".
Z wielu różnych powodów jedne kombinacje będą nam się podobać, a inne nie. Warto jednak wiedzieć i uwzględnić relacje podstawowe, zanim będzie się wchodzić w szczegóły, i warto jednych nie mylić z drugimi. Mam nadzieję, że autorytet Dynaudio jest dostatecznie duży (jeśli nie jest nim podręczniki fizyki), aby audiofile wzięli powyższe pod uwagę.
Andrzej Kisiel