Odsłuch
Delikatność konstrukcji Pro-Ject Speaker Box 10 jak też "skromne" wyniki pomiarów, nie zapowiadają mocarza ani mistrza. Pro-Ject znalazł jednak inny sposób, aby nie zostać przez konkurencję rozjechanym, a nawet - aby nie zginąć w tłumie. Jest artystą.
Artysta nie musi potrafić wszystkiego, nie musi nawet w żadnej dziedzinie być najlepszy. Musi mieć pomysł i zdolność dotarcia do wrażliwości odbiorcy. Ale na jakiej podstawie można wydawać właśnie Speaker Boxowi 10 certyfikat "artyzmu"?
Każdy głośnik, każde brzmienie, nawet bardzo dalekie od obiektywnej doskonałości, a nawet poprawności, może znaleźć czyjeś uznanie. Czy to wystarczy? Raczej nie, i nie mam żadnego ostatecznego argumentu.
Jestem jednak przekonany, że konstruktor, zdając sobie sprawę z technicznych ograniczeń, wykonał świetną robotę, uzyskując brzmienie, które nie jest po prostu słabsze od pozostałych, lecz jest wyraźnie inne. Widać to zresztą na charakterystyce, której teoretyczna słabość jest jednocześnie praktyczną siłą.
Siadając przed tak szczupłymi kolumienkami, słyszymy szczupłe brzmienie, jeszcze zanim cokolwiek włączymy... dyktuje to doświadczenie. Kolumny Pro-Ject Speaker Box 10 zdecydowanie kontrują takie przewidywania, podają brzmienie zaskakująco gęste, nabite, nasycone w dolnych rejestrach.
Nabiera ono swoistej "powagi" i chociaż nie może nabrać prawdziwej mocy, to zdecydowanie ucieka przed rozjaśnieniem, w zasadzie do granic sytuacji, w której można je uznawać za naturalne.
Prawdę mówiąc, byłoby lepiej zrównoważone bez tak głębokiej korekty, ale czy miałoby wtedy jednak większe szanse? Przy bezpośrednich, dynamiczniejszych brzmieniach pozostałych kolumn tego testu, odmienność Speaker Boxa 10 jest wyraźna, ale akomodacja nie trwa długo, a na dłuższą metę pozostaje komfort i klimat.
Dla ustabilizowania tak wąskiej obudowy, cokół jest niezbędny; to szklana płyta (polakierowana od dołu na czarno), adekwatnie delikatna do wyglądu całej bryły.
I tutaj pora na kolejny wątek, bo klimat ten można bez żadnego naciągania kojarzyć z analogiem. Takie skojarzenie podsuwa sama renoma firmy Pro-Ject, jednak Speaker Boxy 10 same "generują" analog, trochę powierzchownie i tendencyjnie, ale skutecznie i sugestywnie.
Wokale są obniżone i uspokojone, głosy agresywne tracą na sile (i nie twierdzę, że to dobrze, lecz nie jest to zmiana przykra), scena jest wyraźnie pogłębiona (kosztem pierwszego planu, ale może się podobać), uderzenia werbla są za słabe (tutaj już słychać wyraźnie, że Speaker Boxom 10 trochę brakuje ikry), wysokie tony potrafią jednak wpuścić do brzmienia powietrze, dać mu oddech, są czyste i delikatne.
Bas nadrabia (braki na samym dole) mocniejszym wyższym podzakresem, przechodzącym płynnie w średnicę, jednak przypisywanie mu specjalnych zdolności rytmicznych też byłoby przesadą, muzyka nie płynie pod dyktando uderzeń, ale raczej ciepłych fal.
Małe (ma) szanse
Łączna powierzchnia membran dwóch 11-tek Speaker Boxa 10 jest nieco większa niż powierzchnia membrany standardowej 15-tki, jednak już mniejsza niż powierzchnia membrany jednej 18-tki (na jakich opierają się Areny 170 i Topazy 20).
Stąd wniosek, że w całym teście Speaker Box 10 ma najmniejszy potencjał do przetwarzania niskich częstotliwości, liczony powierzchnią ich emisji. Ale czy powierzchnia jest najważniejsza?
Niektórym podpowiada to intuicja bądź doświadczenie, ale równie duże znaczenie ma maksymalna amplituda, z jaką mogą pracować membrany głośników (której jednak na pierwszy rzut oka nie widzimy, więc nie doceniamy jej znaczenia).
Oczywiście głośnik zawsze pracuje pełną powierzchnią swoich membran, a tylko częścią maksymalnych wychyleń, jednak w celu ustalenia, jak dużo może osiągnąć, ważne jest jedno i drugie, określające swoim iloczynem tzw. wychylenie objętościowe.
Mówiąc inaczej, takie samo ciśnienie przy określonej częstotliwości możemy uzyskać za pomocą membrany małej i dużego wychylenia, jak też membrany dużej i małego wychylenia. W praktyce jednak, w konstrukcji większości głośników niskotonowych, wraz z dużą powierzchnią membrany, łatwiej jest przygotować układ drgający o dużej amplitudzie, więc zamiast "kompensacji" następuje "eskalacja" - głośniki większe potrafią zwykle znacznie więcej, zarówno dzięki większej powierzchni, jak i większej amplitudzie; należy tylko uważać z ostatecznymi wnioskami, bo jest wiele wyjątków od tej reguły, a ponadto, aby wykorzystać pełen potencjał dużych głośników, potrzebna jest też duża obudowa (w zbyt małej zachowują się gorzej, niż... małe w dużych).
Inną sprawą jest, w jaki sposób ten potencjał zostaje "spożytkowany" - czy w większym stopniu na uzyskiwanie wysokiego poziomu, czy na osiąganie niższych częstotliwości; wraz z obniżaniem częstotliwości szybko rośnie objętość powietrza, jaką do uzyskania określonego ciśnienia trzeba przesunąć w jednym cyklu ruchu membrany (a więc przy określonej powierzchni rośnie konieczna amplituda).
O tym decyduje częstotliwość rezonansowa; przy bardzo niskiej uzyskamy nisko rozciągniętą charakterystykę, ale nie będziemy mogli zagrać głośno, a przy wyższej - odwrotnie. Duże głośniki choćby ze względu na większą masę membrany mają lepsze predyspozycje do ustalenia niższej częstotliwości rezonansowej, a ich większe wychylenie objętościowe pozwala na przetwarzanie niskich częstotliwości przy wysokich głośnościach.
Teoretycznie można opracować głośnik mały, który potrafi "wszystko". Musiałby jednak mieć abstrakcyjnie duże wychylenie i potężny "napęd" (układ magnetyczny), od którego zależy nie tylko efektywność, ale też moc (pozwala wyprowadzić dużą część cewki poza szczelinę, co zapewnia dużą amplitudę maksymalną, przy założonym poziomie efektywności), jak i odpowiedź impulsową. Podsumowując: małe głośniki nie przekreślają szans na uzyskanie niskiego basu, ale zadanie to utrudniają.
Andrzej Kisiel