Minął dokładnie rok od poprzedniego testu Klipschów, konkretnie RP-6000F, a ponieważ jeszcze wcześniejszych opisów w AUDIO nie pamiętali już najstarsi czytelnicy i redaktorzy, więc wykorzystaliśmy tamtą okazję, aby krótko przedstawić profil amerykańskiej firmy.
W tym czasie chyba nic się w niej nie zmieniło. Zresztą nie musiało, bo większość aktualnej oferty jest całkiem świeża - zarówno seria R, jak i RP pochodzą z 2018 roku, więc mają przed sobą jeszcze kilka bezpiecznych lat. Historia Klipscha jest jednak na tyle długa i bogata, że wystarczy w niej wątków do "wzbogacania" kolejnych testów.
Klipsch i tuby
Wcześniej wspomniałem, że Klipsche były jedną z pierwszych "zachodnich" marek, jakie pojawiły się na naszym rynku na początku lat 90. Chociaż byliśmy oswojeni, a nawet zaprzyjaźnieni z tubowymi przetwornikami wysokotonowymi Altusów, to nie była to najlepsza "referencja", a ponieważ wszelkie tuby - mniejsze i większe - były wówczas stosowane w konstrukcjach Hi-fi bardzo rzadko, więc Klipsch zajmował pozycję szczególną i niełatwą.
Tuba to wynalazek bardzo stary, kojarzący się (zwłaszcza wówczas, dzisiaj też) ze starymi patefonami i systemami nagłaśniającymi, a więc przeznaczonymi do "obsługi" dużej przestrzeni albo/i dużego audytorium w możliwe najbardziej sprawny i ekonomiczny sposób, gdzie sama jakość dźwięku ma znaczenie drugorzędne.
Dzisiaj postęp w projektowaniu tub pozwala osiągać z ich udziałem bardzo dobre brzmienie. Na tej drodze powstają konstrukcje high-endowe, najnowocześniejsze i najbardziej awangardowe, więc kolejna generacja audiofilów "dorastających" wśród testów i na wystawach współczesnego sprzętu wcale nie musi przechowywać takich uprzedzeń.
Klipsch uchował za to w swojej ofercie kolumny tubowe przez czas, w którym nimi gardzono. Zresztą nie zrobił wówczas wiele, aby ten stan rzeczy zmienić, bo nie był wcale zainteresowany tym, aby inni wchodzili mu w paradę.
Czytaj również: Co to są charakterystyki kierunkowe?
Tradycyjne, referencyjne kolumny Klipscha - ale nie te tworzące teraz serię Reference, lecz Heritage - już kilkadziesiąt lat temu wyglądały "zabytkowo". Tym bardziej teraz mają taki charakter, chociaż jednocześnie powiew świeżości daje im panująca od paru lat moda na vintage.
Warto wspomnieć, że JBL, który ostatnio na polu Hi-fi częściej korzysta ze swoich tubowych doświadczeń, zdobytych głównie przy projektowaniu systemów nagłaśniających, kilkadziesiąt lat temu kolumny "domowe", a także dużą część studyjnych, opierał na ogólnie dość typowych przetwornikach z kopułkowymi wysokotonowymi na czele. Klipsch chyba nigdy nie zdradził tuby i nie splamił się żadną konstrukcją, która by jej nie miała.
W takim otoczeniu nie walczył on o szerokie uznanie zalet kolumn tubowych czy choćby zespołów głośnikowych z użyciem tubowego wysokotonowego, lecz mościł się we własnej niszy z kolumnami innymi niż wszystkie wokół, jednocześnie uroczymi i ordynarnymi, estetycznie pozostającymi w poprzedniej epoce, z obudowami przypominającymi meble w klimacie amerykańskiego południa. Firma powstała w stanie Arkansas, a to ponoć "stan naturalności".
Czytaj również: Czy obudowa z membraną bierną to obudowa zamknięta?
W kolumnach Heritage niemal nic nie zmieniono, natomiast we wprowadzonych trzy lata temu seriach Reference połączono wyrazistą tradycję, nowoczesny minimalizm i kilka efektownych dodatków.
Przecież tylko dodatkiem jest sam kolor membran, który mógłby być zupełnie inny. Nawet w wyższej serii Reference Prestige, gdzie membrany są metalowe, nie są one jednak miedziane...
A w niższej serii Reference (bez Prestige) membrany są wedle firmowej nomenklatury typu IMG (Injection Molded Graphite), prawdopodobnie polimerowe z dodatkiem grafitu. Swoją drogą, wybór koloru jest trafiony, bo miedź czy mosiądz znacznie bardziej kojarzą się z dawną techniką niż chłodne aluminium.
Tuba wysokotonowa w takiej formie – z dużym kwadratowym wylotem – jest sama w sobie wystarczająco oryginalna, nie musiała już być wyróżniona żadnym egzotycznym kolorem, w głębi błyszczą się elementy korektora fazy i membrana – aluminiowa kopułka nazwana LTS – Linear Travel Suspension (tutaj producent zwraca uwagę na kaptonowe zawieszenie, nadające mu takie właściwości).
Czytaj również: Czy maskownica kolumny słyszalnie obniża jakość dźwięku?
Natomiast tuba ma profil Tractrix (90º x 90º, co znaczy, że krzywizna wykonuje pełne 90º w obydwu płaszczyznach, pionowej i poziomej), płynnie przechodząc w płaszczyznę frontu w wylocie o wymiarach 14,5 x 14,5 cm.
Tuby w serii R są jednoczęściowe, ale tak jak bardziej skomplikowane, "hybrydowe" tuby w serii RP, występują w różnych wielkościach, dopasowanych do średnicy przetworników nisko-średniotonowych.
W serii są trzy kolumny wolnostojące: największe RP-820F mają dwa 20-cm niskotonowe (zakodowane w symbolu: 2 x 8-calowe), najmniejsze RP-610F – jeden 18-cm (1 x 6-calowy, chociaż de facto większy, właściwsze byłoby więc oznaczenie RP-710F), a testowane RP-620F – dwa 18-cm.
Wszystkie są układami dwudrożnymi; dla RP-610F to oczywiste, jednak po konfiguracji, jaką widzimy w RP-620F i RP-820F, moglibyśmy się spodziewać układów dwuipółdrożnych, zwłaszcza w tym drugim przypadku, przy zastosowaniu dużych nisko-średniotonowych.
Czytaj również: Na czym polega niesfazowanie kolumn i jaki jest jego wpływ na charakter brzmienia?
Z pomocą układowi dwudrożnemu przychodzi niska częstotliwość podziału (2 kHz lub niżej) ograniczająca zakres współpracy między nisko-średniotonowymi, ale nie po raz pierwszy widzimy takie rozwiązanie i wcale nie musi ono być dyktowane oszczędnościami – podobnie zaprojektowano również kolumny głośnikowe wyższej serii RP.
Klipsch R-620F - głośniki i wykończenie
Kolumna jest lekko pochylona do tyłu (to też cecha wspólna wszystkich wolnostojących R i RP), tym razem powodują to nie metalowe płozy biegnące wzdłuż bocznych krawędzi (jak w RP), lecz plastikowe (odpowiednio solidne), wzdłuż przedniej i tylnej (nóżki pierwszej są nieco wyższe).
Przy wysokotonowym, znajdującym się na optymalnej wysokości ok. 90 cm, pochylenie może wydawać się zbyteczne, jednak właśnie zapewnienie dobrej zgodności fazowej promieniowania nisko-średniotonowych w całym zakresie ich współpracy, w miejscu odsłuchowym wymaga wyrównania dystansu od obydwu, czemu służy właśnie taki zabieg.
Front i tył są wykończone folią w kolorze grafitowym o lekko chropowatej fakturze, pozostałe ścianki - czarną folią drewnopodobną (black ash). Stylowo prezentuje się maskownica.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Klipsch R-620F - odsłuch
Efektowny, wręcz spektakularny i firmowy wygląd Klipschów obiecuje dużo wrażeń - pewnie kontrowersyjnych, ale jednoznacznych. Okazuje się jednak, że ich brzmienie wcale nie jest ryzykowne i ekstremalne, a jeżeli spektakularne - to tylko w pozytywnym znaczeniu.
Dodatkowo jestem zaskoczony kontrastem, jaki tworzą Klipsch R-620F z Jamo C95 II zamykającymi piątkę miesiąc temu. Szkoda, że Klipsche nie zmieściły się już tam bezpośrednio za Jamo.
Trudno było się spodziewać takiego podziału ról. Otóż to Jamo grają jasno, chwilami ostro, a Klipsche - znacznie poważniej, bardziej spójnie, z mocną, nasyconą średnicą.
Wyniki pomiarów pokazują lekkie wyeksponowanie wysokich tonów, ale nie jest to odczuwalne, bowiem tym razem - dokładnie odwrotnie niż w C95 II - przewagę mają niskie rejestry.
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
Bas jest masywny, ciężki, chętnie załomocze... Ale jaki jest przy tym ładny, zdrowy, dynamiczny, zintegrowany z całym przekazem! Bez twardości lub tłustości, zmulenia lub dudnienia. Jego "pewność siebie", siła i autorytet są imponujące, daleko przekraczają możliwości pozostałych kolumn tego testu.
Na tym tle wysokie tony są odpowiednio wyraziste i błyszczące, dopełniające i detaliczne, ale bez emfazy i specjalnej dawki "powietrza". Nie będziemy się nimi delektować, nie sprawią też problemu. Całość jest zorganizowana i uporządkowana, a dysponując dużym zakresem dynamiki – swobodna i obfita.
Soczyste, gęste, solidne brzmienie, jak ze znacznie większych kolumn, niewymagających jednak wcale dużego dystansu od słuchacza. Obraz jest naturalny, przekonujący, jednocześnie bliski i z efektowną głębią.
Nie wiem, czego się czepić... To znaczy wiem, bo dla chcącego nic trudnego – góra nie jest taka wyrafinowana, jak tu i ówdzie, ale całość zrobiła na mnie doskonałe wrażenie.
Po Klipschu nie spodziewałem się takiego komfortu, a jest to właśnie dźwięk potężny i niekłopotliwy... O ile tylko nie "przykleimy" kolumn do ściany. W teście stały od niej dość daleko - i basu było dosyć.