Wharfedale Jade-5 - to mniejsza z dwóch kolumn wolnostojących serii, a prezentuje się bardzo poważnie, niezależnie od wyśmienitego wykonania. Jade-7 są oczywiście jeszcze większe i niezwykle ambitne w swoim czterodrożnym układzie głośnikowym - jestem pewien, że i one doczekają się testu w "Audio", mają na to dużo czasu...
Dwie konstrukcje podstawkowe - Jade-1 oraz Jade-3 - też są wyjątkowo okazałe; obydwie trójdrożne, bowiem stałym elementem wszystkich modeli serii Jade jest moduł średnio-wysokotonowy, o którym dokładniej kilka akapitów dalej.
Seria zawiera aż dwie konstrukcje centralne - Jade-C1 i Jade-C2. Druga z nich znowu imponuje, gdyż poza owym modułem zawiera baterię aż czterech 13-cm przetworników niskotonowych.
Kolekcję zamyka naścienny Jade-SR; tymczasem nie zauważyłem w serii dedykowanego subwoofera, co z pewnością musi zostać szybko załatwione/wyjaśnione przez producenta/dystrybutora, aby nie stawiać pod znakiem zapytania możliwości stworzenia kompletnego systemu wielokanałowego.
Wykonianie
Wykonanie Wharfedale Jade-5, a więc i pozostałych modeli serii, jest olśniewające dla tego zakresu cenowego. A ponieważ znajdujemy się na dość wysokim pułapie, więc w zasadzie i w skali absolutnej trudno byłoby im cokolwiek zarzucić.
Obudowy tej klasy, forniry i detale spotykamy w kolumnach kilkakrotnie droższych. Zróbmy pod tym kątem krótki przegląd trzech modeli dostarczonych do tego testu przez Horn Distribution.
Canton/Ergo wyznacza dobry, znany standard, natomiast Dali/Ikon... na tym tle widać najlepiej, jak wysoko odleciało Wharfedale/Jade. Kolumny są wykonywane w pięciu wersjach wykończenia - w tym w dwóch na wysoki połysk: oczywiście czarny lakier fortepianowy, również błyszczący "burgundy burr" (coś jak czeczota mahoniowa), rosewood (palisander), "vintage cherry" (wiśnia) i czarny dąb - czyli fornir dębowy polakierowany na czarno (taką właśnie wersję dostaliśmy do testu).
Układ głośnikowy
Trójdrożny układ głośnikowy obejmuje dwie niskotonowe "18-tki", 25-mm kopułkę aluminiową i mały, (membrana 75 mm) przetwornik średniotonowy, który mimo to jest filtrowany dość nisko - częstotliwości podziału wynoszą (według danych producenta) 340 Hz i 2,4 kHz.
Wklęsła membrana tego przetwornika wygląda na metalową (ceramiczną?), a ochronna, niezdejmowana siateczka, podobna jak przed aluminiową kopułką wysokotonową, wzmacnia to podejrzenie; producent nazywa materiał membrany "Alu-pulp", a jej wygląd od tyłu przypomina... celulozę, więc owo "pulp" odnosi się do pulpy celulozowej, na którą naniesiono metaliczną warstwę - w takim razie siateczka jest bardziej dla ozdoby...
Trochę Alu-pulp-fiction, ale wcale się nie martwię, że głośnik średniotonowy jest bardziej celulozowy niż aluminiowy. W tym kontekście nieco zaskakujący jest inny materiał głośników niskotonowych - ale tylko trochę, bo przecież membrany plecione, takie jak tutaj, są przez Wharfedale stosowane najczęściej.
Włókno, z którego przygotowano plecionkę, producent nazywa Acufibre; trzy przetłoczone parabole nie tylko usztywniają membranę, pomagają też rozbijać fale stojące - skądinąd dobrze tłumione przez samą plecioną strukturę membrany.
Obudowa
Żadna ścianka obudowy Wharfedale Jade-5 nie jest płaska - wszystkie są mniej lub bardziej wygięte, tworząc już dość dobrze znaną bryłę lecz i w tym przypadku cieszącą oczy; efektownym oraz funkcjonalnym dodatkiem do "skrzyni" jest potężny i finezyjnie wyrzeźbiony cokół, który nie tylko zapewnia solidne oparcie (również jego ciężar poprawia stabilność), lecz współtworzy też nietypowy układ rezonansowy obudowy, opisany dokładnie obok.
Taka forma obudowy ma - już wielokrotnie opisywane - zalety akustyczne (choćby rozpraszanie fal stojących), nigdy jednak nie zaszkodzi dodać parę wzmocnień - tych nie brakuje, poza trzema wieńcami poziomymi, jest też pionowy, biegnący przez całą wysokość kolumny, a do tego front ma grubość ponad 3 cm. Gdzie nie spojrzeć, widać duży budżet i ambicję, aby zapędzić konkurencję do narożnika.
Pod względem technicznym i jakości wykonania Wharfedale Jade-5 to najbardziej zaawansowane kolumny tego testu, bo gdzie indziej zawsze można się było do czegoś przyczepić - a to do koszy z tworzywa sztucznego, a to do winylowej okleiny, a to do skromności układu dwuipółdrożnego... W Jade-5 kasy starczyło na wszystko - na ilość i na jakość. Apetyt na dobre brzmienie zaostrzony na maksa.
Odsłuch
Wharfedale Jade-5 mają klasę - wyglądają solidnie i pięknie, bez krzykliwego blichtru, grają z wyczuciem oraz wyrafinowaniem. Zresztą nigdy nie narzekałem na zbytnie "efekciarstwo" Wharfedale, może nawet czułem jego lekki niedostatek, raczej brakowało mi swobody i blasku wysokich tonów, niż dokuczał mi ich nadmiar czy wyostrzenie.
Jednocześnie słychać było starania o przygotowanie dobrej równowagi z nutą ocieplenia.
Wharfedale Jade-5 nie zmieniają kursu o 180o, może co najwyżej o 90o, wznoszą się przede wszystkim na o wiele wyższy pułap jakości. Jakkolwiek by jej nie traktować subiektywnie, to natychmiast słychać zarówno jakość samych przetworników, jak też ich doskonałe zestrojenie.
Dźwięk nie jest tak skumulowany, skupiony w energetycznym przekazie, jak w Cantonie, lecz zasadniczo spójny i zorganizowany - nie słychać żadnych poważnych zakłóceń barwy i "kombinowania", pozorne źródła nie mają stałej tendencji ani do wycofywania, ani do wychodzenia naprzód, przestrzeń jest więc normalna, stabilna i spokojna, lecz wcale niezamazana - dźwięki są dobrze separowane, a wybrzmienia zdolne do pokazania akustycznego, otwartego oddechu.
Takie brzmienie sprzyja długim, niemczącym sesjom. Nie napinając się na chirurgiczną precyzję, ale też nie uciekając od odpowiedzialności za dokładność i neutralność, a tym bardziej nie wymyślając własnego przepisu na "muzykalność", Wharfedale Jade-5 potrafią pokazać we właściwych proporcjach główny nurt muzyki, jej detale, technikę realizacji - dodatkami nie absorbują, lecz zapewniają im czytelność.
Wharfedale Jade-5 nie próbują być ponadprzeciętnie witalne i angażujące, nie "dopalają" muzyki własnymi emocjami, nie nadają jej charakterystycznej własnej sygnatury, poza jednym elementem... który zostawiam na deser.
Pokazują dużo smaczków, góra pasma jest wyrazista i subtelna, wciąż niewyeksponowana, ale wreszcie ma blask; bez natarczywego dzwonienia, posypuje z gracją i wyczuciem; średnica jest przejrzysta, lekko wygładzona - bez naturalistycznej szorstkości oraz bez sterylności i syntetyczności.
Bas... delikates. Zgodnie z teorią, obudowa z otworem stratnym, podobnie jak zamknięta, zapewnia najlepsze charakterystyki impulsowe, co jednak wcale nie gwarantuje basu w potocznym rozumieniu "impulsywnego" - zwykle z takiej obudowy jest on spokojny, czytelny, lecz często brak mu subiektywnej dynamiki, uderzenia, jakie emituje dobrze dostrojony bas-refleks.
Również Wharfedale Jade-5 nie grają wybuchowo, nie generują wielkiej energii niskich częstotliwości ani pod postacią twardych kopnięć wyższego basu, ani potężnych pomruków najniższego.
Mimo to odtwarzają ten zakres przepięknie i wcale nie nazbyt delikatnie - wszystko mamy "jak na dłoni", słychać świetnie separowane dźwięki i znacznie szybsze wybrzmienia, zamazywane przez inne kolumny, choć sam atak nie jest wzmacniany i efekt "nabijania rytmu" wcale nie jest tutaj szczególnie dojmujący.
Ten bas wcale nie musi nabierać twardości, aby utrzymać doskonałą kontrolę. Konturowość nie jest tutaj dopisywana do nagrania, a tylko odczytywana; nie każdy basowy dźwięk jest jak pięść; to co miękkie, pozostaje miękkie i wciąż precyzyjne.
Czy to właśnie taki bas wpływa decydująco na odbiór całości i wrażenie niezwykle kompetentnego, pełnego, zarazem uprzejmego brzmienia, czy raczej pasuje do takiej koncepcji, wedle której zaprojektowano też zakres średnio-wysokotonowy - nie ma znaczenia, gdyż są to jałowe recenzenckie teoryjki, ważne jest to, że Wharfedale Jade-5 grają równo i dokładnie, demonstrując konsekwentnie w całym pasmie umiejętność połączenia dokładności i płynności, detaliczności oraz nasycenia, i w zasadzie żadne nagranie nie jest w stanie wyprowadzić ich z równowagi - nawet najbardziej ubasowione nie wywoływały bulgotu ani dudnienia, nawet ewidentnie rozjaśnione, choć oczywiście było to słychać, nie prowokowały brzmienia ostrego, jednocześnie nagrania dobrze zrównoważone mają plastyczność i blask, nie popadają w suchość i marazm.
Wharfedale Jade-5 rzadko grają bardzo dynamicznie, bo i nieczęsto mamy do czynienia z takimi nagraniami, jednak większość płyt przedstawiają dokładnie i zarazem tolerancyjnie - nie zacierają różnic, nie wyolbrzymiają problemów, ukażą walory dobrych realizacji, nawet te przeciętne pokażą od ciekawszej strony.
Andrzej Kisiel