To cytat z materiałów firmowych, ale swoje włoskie pochodzenie Syntary udowadniają w sposób przekonujący i urzekający. Podróbki włoskiego stylu pochodzą z wielu stron świata, głównie z Chin, gdzie opanowano tę sztukę w stopniu wystarczającym do wprowadzenia w błąd - i koniec końców do usatysfakcjonowania dużej rzeszy klientów.
Pewnie i to, co widzimy w Syntarach, zostanie przez mistrzów kopiowania opanowane i zaproponowane za połowę ceny, może nawet już zostało, tylko ja jeszcze o tym nie wiem i dlatego tak podziwiam obudowę Chario Syntar 533.
Oczywiście wykończona naturalnym fornirem, położonym i polakierowanym perfekcyjnie, wcale nie reprezentuje ciężkiego, rustykalnego stylu, nie pokazuje grubych "klepek" czy obfitych ścięć i wygięć, jest niemal prostopadłościanem, tylko z delikatnie zaznaczonymi zaokrągleniami krawędzi, i nie byłoby się czym podniecać, gdyby nie jeden smaczek.
Trzeba spojrzeć z boku, a szybko zobaczymy, że cztery kawałki forniru ułożono we wzór "X". Dla dobrego stolarza to pewnie ciastko z kremem, widziałem o wiele bardziej skomplikowane wzory na różnych meblach w politurze, ale przyznaję, jeszcze nie na kolumnach.
Konstrukcja już na oko wygląda apetycznie i ambitnie, a kryje więcej tajemnic.
Znajdujący się na froncie kolumn Chario Syntar 533 układ trójdrożny nie wyczerpuje bowiem głośnikowych zasobów; drugi 20-cm głośnik niskotonowy, filtrowany niżej (według danych producenta przy 165 Hz) od frontowego (780 Hz), zainstalowano w dolnej ściance, wraz ze znajdującym się obok otworem bas-refleks.
Na tym nie koniec atrakcji - tylko ten głośnik pracuje w układzie bas-refleks, zajmującym dolną część obudowy, frontowa "20-tka" jest zainstalowana w komorze zamkniętej. Oczywiście głośnik średniotonowy (12-cm) ma swoją własną, niewielką komorę.
Tak niecodziennie zbudowana konstrukcja zdobędzie sobie grono zwolenników już samym skomplikowaniem - choć z pewnością nie wśród wyznawców minimalizmu. Faktycznie, zestrojenie takiego układu w zakresie niskotonowym nie jest łatwe - trzeba skorelować różne charakterystyki fazowe właściwe różnym systemom rezonansowym, z przesunięciami fazy wnoszonymi przez różne filtry, w dodatku głośniki są od siebie oddalone i promieniują w różnych warunkach akustycznych...
Ponieważ nic nie wskazuje na to, aby frontowy głośnik niskotonowy był filtrowany górnoprzepustowo, więc elektrycznie jest to układ trzyipółdrożny - i też wystarczy.
Z pewnością już tylko z faktu, że dolny głośnik pracuje w bas-refleksie, a dodatkowo z tego, że znajduje się blisko podłogi, będzie wynikać wyższe ciśnienie promieniowanych stąd niskich częstotliwości, i ostatecznie charakterystyki obydwu podsystemów głośnikowych są zupełnie różne - dlatego układ może być uznany za akustycznie czterodrożny i tak konstrukcję tę przedstawia producent.
Nietypowa jest też częstotliwość podziału między średniotonowym a wysokotonowym - mimo umiarkowanej średnicy tego pierwszego i materiału jego membrany (o którym za chwilę), co pozwalałoby na operowanie w zakresie 3-4 kHz, ustalono ją bardzo nisko - przy 1550 Hz (ponownie według danych producenta).
Membrany
Membrany głośników niskotonowych i średniotonowego przygotowano z polimeru; zwraca uwagę to, że są wykonane z jednego kawałka, bez doklejanej nakładki przeciwpyłowej. Kopułka wysokotonowa ma średnicę 27 mm i zasadniczo jest tekstylna, a swoją srebrzystą barwę uzyskała dzięki napyleniu aluminium.
Dzięki tym sprytnym sposobom cały układ nabrał wizualnych cech sugerujących zastosowanie membran metalowych, podczas gdy metalowy jest tylko miligram aluminiowego pyłu...
Oferta firmy Chario składała się do tej pory z wielu serii, których nie zapamiętałem w jakimś logicznym porządku; być może zbyt rzadko testowałem Chario, ale odrabianie tej lekcji nie będzie już potrzebne, tak jak niepotrzebne okazało się utrzymywanie w katalogu tak wielu "bytów".
Chociaż na witrynie producenta wciąż można spotkać znane nazwy Silhouette, Silverett, Premium, Hiper i Picollo, to wraz z wprowadzeniem serii Syntar ogłoszono, że zastąpi ona wszystkie wyżej wymienione! To się nazywa skróceniem linii frontu, który najwyraźniej był o wiele za długi. Pozostaną jeszcze najdroższe modele serii Academy i Constellation, ale w zakresie średniobudżetowym wyłączność będzie miał Syntar.
W naszym teście, ze względu na założony zakres cenowy, pojawia się najdroższa konstrukcja tej serii Chario Syntar 533 (podobnie jest w przypadku Cantona i Jamo). Mniejszy model wolnostojący ma numer 530, a klasyczne dwudrożne podstawkowe - 516 (mniejszy) i 520 (większy).
Jest też dość niezwykła trójdrożna konstrukcja o symbolu 523R - za mała, żeby ją stawiać na podłodze, za duża dla regularnych podstawek, ale przecież kiedyś takie właśnie dominowały...
Dostępne będą dwie wersje serii Syntar - z obudowami "klasycznymi" (tak określa je producent), czyli z krawędziami pod kątem prostym i z zaokrąglonymi krawędziami (Syntar R), które właśnie testowaliśmy.
Maskownica trzyma się nie na kołkach, których uchwyty nieco popsułyby lico obudowy, lecz na magnesach, co oczywiście doceniamy; rozwiązanie jest tylko trochę niedopracowane, bowiem maskownica, mimo że dość cienka, okazuje się zbyt ciężka dla trzymających ją magnesów, i wystarczy ją lekko trącić, aby spadała.
Oczywiście nikt nie musi jej trącać, można więc odwrócić argumentację i stwierdzić, że kolejną jej zaletą jest to, iż można wyjątkowo łatwo ją zdjąć...
Odsłuch
Kolumny tego testu mają dobrą lub bardzo dobrą równowagę, większość wzmacnia ją doskonałą spójnością i mimo że mamy do czynienia z konstrukcjami trójdrożnymi, dynamika idzie w parze z dyscypliną - generalnie jest bardzo porządnie i normalnie, bez ekscesów czy dalekich wycieczek.
Na takim tle Chario pojawia się z ponadstandardową dawką swobody, otwartości, luzu, chociaż i to brzmienie nie jest przesadnie "eksperymentalne" i obliczone tylko na "popisy". Jest jednak wyraźnie odmienne, co samo w sobie jest już zaletą o tyle, że daje nam rzeczywisty wybór - nie tylko między markami i różnymi pomysłami na wygląd.
Kolumny Chario Syntar 533 grają zresztą tak, jak tego się po nich spodziewałem - firma wypracowała charakterystyczny styl, więc to, co słyszymy, nie jest dziełem przypadku, jest dokładnie zaplanowane i wykonane.
Tak dokładnie, że nawet przy poważnym, widocznym przecież w pomiarach, odejściu od liniowości, brzmienie jest harmonijne, ogólnie dobrze zrównoważone, fizjologiczne, dla ucha niekłopotliwe. Mało powiedziane - jest bardzo efektowne, wręcz spektakularne.
Ma przecież zachęcać, a nie zniechęcać, i robi to pewnie bardzo skutecznie, jeśli tylko zdefiniować potencjalnego odbiorcę nie jako ortodoksyjnego, purystycznego audiofila, lecz "Kowalskiego", który wreszcie uwierzył, że nie musi mieć "złotego ucha", aby "usłyszeć różnicę" i czerpać codzienną przyjemność z posiadania sprzętu lepszego niż miniwieża czy kino domowe "z jednego pudełka".
Dopóki nie nabierze doświadczenia (zbytniego czy zbędnego?...) i nie zacznie szukać "prawdy", zamiast prostej przyjemności, właśnie takie brzmienie jak z Chario da mu więcej frajdy niż przetwarzanie dokładne, wyrównane, kontrolowane - takie jak choćby z Jamo C809.
Przepis na taki efekt jest znany od dawna - charakterystyka Syntara jest wyprofilowana tak, aby eksponować skraje pasma, i w konsekwencji cofnąć środek. Przepis prosty, ale w realizacji wcale nie taki łatwy, nie można przekroczyć pewnej granicy, za którą brzmienie będzie wydawać się dziwne nawet Kowalskiemu - jeżeli nie dzisiaj, to jutro. I tę właśnie sztukę Chario opanowało nadzwyczajnie.
Brzmienie jest żywe, soczyste, nie ma w nim ani twardości, ani zimna - jest dość jasne i lekkie dzięki podkreśleniu wysokich tonów, zarazem gęste i dobrze "posadowione" na mocnym, nasyconym zakresie niskotonowym.
Basu Chario Syntar 533 nie żałują, podają go z rozmachem i bez dyscypliny dokładnych konturów i szybkiego ataku; bas jest zaokrąglony i zmiękczony, a mimo to nie zalewa nas nieczytelną magmą, nie został też obciążony ani twardością, ani dudniącymi podbarwieniami.
Owszem, w niektórych nagraniach jest go obiektywnie trochę za dużo, lecz nawet ten nadmiar ma niemęczący charakter. Jednak chyba najwięcej punktów, i u większej liczby słuchaczy, Syntary mogą zdobyć za przestrzeń.
Jest zjawiskowa - unikam egzaltowanych określeń, ale tym razem nie ma się co szczypać (można się raz uszczypnąć, żeby uwierzyć, że to nie sen, a jawa). Niezwykła swoboda, rozproszenie, obfitość i szerokość sceny służą każdej muzyce.
Warto zauważyć jeszcze jedną ich specjalną zaletę - słuchając cicho, będziemy wciąż słyszeć wszystko, skraje pasma nie zgasną, bo wybrane ukształtowanie charakterystyki wychodzi naprzeciw zmiennej czułości ludzkiego ucha.
Andrzej Kisiel