Jakość wykonania Marantz M-CR503 jest w tej klasie cenowej nadzwyczajna. Front wykonano z grubego matowanego aluminium (boki z nieco cieńszego), górna pokrywa to blacha stalowa lakierowana na czarno.
Detale - wysmakowane, a całość - nobliwa. Sterowanie urządzeniem odbywa się poprzez dwa okrągłe przyciski wielofunkcyjne. Lewy to przełącznik: CD, Tuner, Aux 1 i 2, iPod/USB oraz np. wybór ścieżek, gdy używamy pendriva. Prawy obsługuje głównie CD, ale przydaje się również do wybierania plików.
Środek zajmuje czytelny dwurzędowy wyświetlacz matrycowy. Na dole z lewej ulokowano pozłacane gniazda dla słuchawek i zewnętrznych odtwarzaczy MP3 (obydwa 3,5 mm).
W tym miejscu lista funkcjonalności praktycznie się zamyka (pomijam milczeniem takie oczywiste oczywistości, jak RDS czy budzik). Żadnych internetów, żadnych wynalazków - czyste klasyczne urządzenie audio. Takaż też jest jego nazwa wydrukowana na kartonie - CD Receiver made for iPod/iPhone.
Z tyłu gniazda są lekko schowane pod okapem obudowy, dzięki czemu łatwiej ukryć kabelki. Mamy po jednym komplecie wyjść RCA - "in" i "out", wyjście na subwoofer i cztery pary zacisków głośnikowych.
W środku "siedzą" cztery wzmacniacze współpracujące z obciążeniem 6-8 omów, można więc wykonać bi-amping (ale czy to nie jest przerost formy nad treścią, żeby z tak małego urządzenia ciągnąć podwójne okablowanie do kolumn?). Oczywiście można podłączyć dwa zestawy kolumn A i B.
Gdyby ktoś wyciągnął pochopne wnioski, że ma do czynienia z urządzeniem "zacofanym" (w instrukcji padają takie nazwy, których od lat nie widziałem przy opisie wyjść - MD Recorder czy Tape Deck), to śpieszę donieść, że poprzez gniazdo M-XPort (MarantzeXtension Port - z tyłu) możemy podłączyć dostępny osobno, bezprzewodowy odbiornik Bluetooth RX101, w związku z czym mamy jednak możliwość słuchania muzyki z komputera czy smartfona.
Dodatkowo możemy też słuchać plików skompresowanych MP3/WMA, zarówno nagranych na płytach CD-R/RW, jak i z pendrajwa. W komplecie otrzymujemy jeszcze duży i bardzo poręczny pilot oraz coś, co w pierwszej chwili wziąłem za rozłożoną podstawkę do anteny, a okazało się być składaną (przypominającą leżak) podstawką do iPoda, umożliwiającą podłączenie go do dowolnego przewodu, w tym do ładowarki w dowolnym miejscu.
Jak już wspominałem, towarzyszące Marantzowi monitorki Boston Acoustics są rekomendowaną, ale tylko propozycją. Boston Acoustics A25 to bardzo solidnie wykonane (z okleinowanego winylem MDF-u w kolorze wiśni lub czarnym) dwudrożne monitory z głośnikami o typowej konfiguracji - 2,5-cm kopułka i 12-cm nisko-średniotonowy z korektorem fazy oraz charakterystyczną dla firmy mlecznobiałą membraną.
Z tyłu niewielki otwór bas-refleks i coś, czego nie miała żadna inna kolumna w teście - uchwyt do powieszenia na ścianie.
Odsłuch
Gdyby Ken Ishiwata sam posłuchał tego zestawienia, to.... pewnie usłyszałby to, co słyszał już nieraz z małych Bostonów, a wiele lat temu z podobnie małych Tannoyów Mercury.
To wciąż subtelne, ocieplone, skoncentrowane na środku pasma brzmienie, które jeszcze nie jest wyrafinowane, ale nie jest już efekciarskie - w każdym razie skrajami pasma nie zaimponuje, górą nie strzeli i dołem nie zagrzmi.
Na początku może być odebrane po prostu jako nieciekawe (co innego, gdy pośrodku stoi Ken...), trzeba się w tym trochę rozsmakować, rozgryźć ten styl i odnaleźć głębiej w nim leżącą kulturę i grzeczność, pozwalającą na długie, komfortowe słuchanie. Bez adrenaliny, ale bez zakwasów w uszach następnego dnia.
Wokale, smyki, a nawet cała symfonika - mimo że nie będzie spektakularna, to nie wykrzywi gęby prymitywnym rzępoleniem; będziemy słyszeć jej sens i porządek, chociaż nie wydobędziemy wszystkich detali czy smaczków.
Mimo ocieplenia, skoncentrowanego chyba w "dolnym środku", sam bas jest dość płytki, duże instrumenty nie nabiorą masy i wypełnienia. Marantz umożliwia podłączenie subwoofera i w tym systemie to dobry pomysł, nawet gdy pozostajemy w zakresie zainteresowań muzycznych.