Odtwarzacz Luxman DU-50
Wygląd oraz rozkład ikonek wyświetlacza pozwala na szybkie zorientowanie się, czyj pakiet posłużył za podstawę do skonstruowania Luxman DU-50 - Luxman skorzystał z techniki Pioneera. P
o prawej stronie ulokowano sześć przycisków sterujących o zróżnicowanym kształcie. Z lewej strony wyświetlacza są trzy - duży standby oraz dwa mniejsze, z diodkami: jeden wyłączający obwody wizyjne i drugi, pozwalający na wybór pomiędzy dwoma przetwornikami audio: nazwanym w materiałach firmowych FE (FluEncy DAC) oraz Shannon DAC - o nich za chwilę. Tył przedstawia się bardzo ładnie, wyjścia stereo są dwa - niezbalansowane RCA oraz zbalansowane XLR.
Sekcja związana z kinem składa się z wyjść cyfrowych audio TOSLINK i RCA, wyjścia wielokanałowego 5.1, wideo komponent, kompozyt i S-Video. Oprócz gniazda sieciowego IEC znajduje się jeszcze jeden, charakterystyczny dla tego producenta, smaczek: wskaźnik fazy napięcia sieciowego.
Działa to jak klasyczna próbówka z neonówką, tj. dotykamy metalowego elementu i jeśli umieszczona obok lampka świeci, to znaczy, że należy obrócić wtyczkę w gniazdku o 180°, co przy gniazdach (i wtykach) typu Schuko, gdzie przewód ochronny jest podpięty do 'wąsów', a nie do bolca ochronnego, jest banalnie proste.
Układy wewnątrz Luxman DU-50 podzielono między kilka specjalizowanych płytek, a napęd umieszczono pośrodku, na dużej, sztywnej metalowej ramie.
W sekcji wideo znajdziemy bardzo dobre, choć już nie najmłodsze układy - przetwornik wizyjny Analog Devices ADV7314KTS 216 MHz/14 bitów współpracujący ze znakomitym układem progressive scan Pioneera.
Tył odtwarzacza od razu zdradza jego wewnętrzną budowę - to pełnoprawny odtwarzacz wieloformatowy, brakuje jedynie wyjścia HDMI. We wzmacniaczu nowością jest wskaźnik fazy napięcia zasilającego. Kiedy lampka świeci, znaczy to, że trzeba odwrócić wtyczkę w gniazdku.
Na wejściu układu audio pracuje duża kość DSP, za którą widać długo stosowany przez Pioneera układ Hi-Bit, zamieniający słowa 16-bitowe na 24-bitowe. To naprawdę działa, jednak u Pioneera część zalet była tracona, moim zdaniem, przez jego łączenie z układem Legato Link, który na podstawie sygnału podstawowego, 'domyślał się' widma powyżej granicy pasma przenoszenia CD, a więc powyżej 20 kHz.
Tutaj za Hi-Bitem jest natomiast inny ciekawy układ, a mianowicie FN 1242. To przetwornik 24/192 typu sigma-delta z wbudowanym interpolatorem - w nim przeprowadzany jest podobny proces jak w Legato Link, działanie układu wybieramy jednak opcjonalnie, ponieważ możemy też skorzystać z klasycznego DAC-a Analog Devices CS4392. Układy wyjściowe, a więc I/U i filtry wykonano na popularnych scalakach JRC 2082.
To nieco zaskakujące, ale przypomnijmy, że identycznie postępuje Accuphase - i to nawet w najdroższych modelach. Doskonałe są natomiast widoczne przy wyjściu oporniki - to węglowe NOS-y wybrane ze względu na dźwięk. Gniazda RCA są niezłocone. Cała ta sekcja posiada osobny, duży, ekranowany zasilacz, na bazie transformatora R-Core. I jeszcze pilot - to pionierek ze starszych modeli DVD, tyle że złocony i z logo Luxmana.
Wzmacniacz Luxman L-590A
Wzmacniacz jest naprawdę duży i wygląda raczej na 200-watowego potwora niż na wstrzemięźliwego 30-watowca - co deklaruje producent. Te 30 watów mamy jednak dostać z końcówki pracującej w klasie A. Nasze laboratorium donosi z kolei, że moc końcówki rzeczywiście sięga prawie... 200 watów!
Można być pewnym, że nie w klasie A, ale wiadomości są krzepiące, choć zastanawia, dlaczego producent nie pochwalił się takim sposobem pracy, w którym pierwsze 30 watów mamy z klasy A, ale jeżeli potrzebne są kolejne - to nie ma sprawy, jedziemy dalej, tyle że już w klasie AB. A może jest jeszcze inaczej?
Po bokach wskaźników (ciekawe, czy dobrze wyskalowane) znajdują się dwie duże gałki - wzmocnienia i selektora wejść. Tej ostatniej partnerują przyciski, którymi bezpośrednio uruchamiamy wejście gramofonowe lub wejście zbalansowane oznaczone CD/DVD-A.
Za naciśnięciem kolejnego opuszcza się podłużna klapka, za którą ukryto dodatkowe przyciski i pokrętła. Mamy wybór sygnału dla wyjść do nagrywania, wybór zacisków głośnikowych, regulację barwy dźwięku oraz nietypową, a fajną rzecz - selektor pozwalający słuchać na obydwu głośnikach prawego kanału, albo lewego, albo sygnału mono.
Ta ostatnia opcja przyda się wszystkim posiadaczom czarnych płyt mono, które brzmią lepiej, jeżeli gdzieś po drodze sygnał jest sumowany. Jest też funkcja ominięcia sekcji regulacji barwy, włączająca filtr subsoniczny oraz loudness, a także gniazdo słuchawkowe.
Z jednej strony to wyposażenie a'la koniec lat 70., z drugiej - mówiąc językiem współczesnym - full wypas, i to rzadko dzisiaj spotykany, jest więc i oryginalny styl.
L-590A: Zewnętrzna zwora łączy przedwzmacniacz i końcówkę. Można teoretyzować, do czego takie rozwiązanie może się przydać, ale w praktyce...
Z tyłu już normalnie - sześć wejść liniowych i jedno gramofonowe, wyjścia do nagrywania - dwa - oraz wejście z przedwzmacniacza i wejście na końcówkę, spięte zworami. Poniżej mamy jednak jeszcze dwa wejścia, tym razem zbalansowane, a obok nich jednak coś wyjątkowego i wygodnego: przyciski, którymi można zamienić miejscami gorącą i zimną żyłę, czyli absolutną fazę sygnału.
Niektórzy słyszą różnicę. Wyjść głośnikowych mamy po dwie pary na kanał, złoconych, całkiem solidnych. Obok gniazda sieciowego IEC umieszczono, podobnie jak w odtwarzaczu, sensor fazy sieci.
Wewnątrz wzmacniacza każda sekcja otrzymała swoją własną komorę, wydzieloną solidnymi ściankami z blach. Pośrodku umieszczono bardzo duży transformator z klasycznymi blachami typu EI. Mamy dwa mostki prostownicze i cztery, bardzo duże kondensatory z logo Luxmana. Zasilanie jest więc niemal dual-mono, począwszy od uzwojeń wtórnych.
Wejścia zostały wlutowane do dwóch płytek - każdy kanał ma swoją - i są przełączane są selektorem Alpsa. Dalej sygnał obrabiany jest w popularnych scalakach JRC. Stąd długimi kabelkami znowu biegniemy na front, do ładnego, czarnego potencjometru Alpsa, i dalej, do końcówek.
Te wykonano na wysokiej klasy laminacie, wyłącznie z tranzystorami w torze, z metalizowanymi opornikami i wieloma lokalnymi stabilizatorami i filtrami - są tutaj np. kondensatory Elna Silmic II i 'czerwone' Elny, specjalnie dla układów audio.
Nie ustaliłem dokładnie, jakie tranzystory wykorzystano w stopniu końcowym, jednak ze schematu blokowego wynika, że są to bipolary - po trzy pary na kanał. Także bipolarne są tranzystory sterujące i wejściowe. Same radiatory są wyjątkowo solidne, z grubymi, odlewanymi piórami.
Luxman DU-50 + L-590A - odsłuch
W systemie Luxmana wpadamy na pewną sprzeczność, zasadzającą się na dwóch faktach - na wieloformatowej naturze odtwarzacza Luxman DU-50 oraz A-klasowej pracy wzmacniacza.
Pierwszy element jest jak najbardziej niezgodny z klasycznym, bezkompromisowym audiofilskim podejściem do tematu, w którym podkreśla się, że jedynie dedykowane odtwarzacze CD są w stanie najlepiej zagrać płyty tego wciąż najważniejszego dla nas formatu.
Zaś drugi absolutnie zgodny ze stereotypem, który wynosi klasę A na audiofilski piedestał. Jak pokazał test, warto jeszcze raz przemyśleć obydwie postawy. Ponieważ testujemy system i to w konfrontacji z innym systemem, najważniejsze pytanie brzmiało więc, jak gra firmowa kombinacja.
A dźwięk Luxmana nieco zaskoczy wszystkich przyzwyczajonych do złocistego grania Accuphase i klasycznych, audiofilskich marek z Japonii. Pokazuje bowiem bardzo dobry wgląd w nagranie, nie stara się niczego uprzyjemnić w ten sposób, w jaki robi to Accuphase (od bezpośrednich porównań uciec się nie da...).
Dzieje się tak przede wszystkim dzięki nieco lepszej rozdzielczości średnicy i mocniejszej, rozbudowanej górze pasma. Nie ma wątpliwości, że Luxman opanował tę umiejętność - połączył klarowność ze spójnością. Zazwyczaj spójność kojarzymy z gładkością i ciepłem, ponieważ to podstawowe atrybuty wzmacniaczy lampowych i tańszych wzmacniaczy pracujących w klasie A.
Luxman DU-50 gra inaczej, również dlatego, że przełom średnicy i góry jest u niego bardziej dosadny, a powoduje to częsty i mocny atak dźwięku. Kiedy wchodzi saksofon Coltrane'a z wersji DVD-A płyty Blue Train, to chodzą nam ciarki po plecach, ale nie przez miłą barwę, a przez dynamikę i coś, co odbieramy jako przesłanki prawdziwego wydarzenia.
Sax to dynamiczny, bardzo namacalny instrument, który wprawdzie operuje zwykle w cieplejszych rejonach, ale który jednak ma bardzo mocne uderzenie - drewniany ustnik generuje mnóstwo harmonicznych, które wzmocnione przez metalową rurę, stają się twardsze i bardziej wyraziste, niż by to wynikało z płyt eksplorujących seksowny czar tego instrumentu granego na przydechu, ze stłumionym atakiem.
Tak dobra rozdzielczość - ale i bez sztucznego wyostrzania - wpisała się też w dobre odegranie fenomenalnej wersji płyty Edmundo Ross and his Orchestra Ros on Brodway. To płyta z uchwyconym oddechem dużego big-bandu, z której Luxman nie zrobił przyjemnego, kawiarnianego zespołu, który ma nie przeszkadzać w rozmowach.
Także bas jest bardzo dobrze poukładany. Nie schodzi on specjalnie głęboko, na pewno nie tak jak w E-450, jednak w ramach tego, co przetwarza, ma bardzo dobrą barwę i postawę. Luxman uchwycił zależność między barwą i tempem w niezwykle trafny sposób, nie dociążając specjalnie brzmienia, nie tracąc jednak witalności.
To są najważniejsze zalety systemu: rozdzielczość bez krzykliwości, bardzo dobry bas i żywość. Nie wiem, jak to możliwe, to ma być tylko 30 watów, ale energia wzmacniacza jest porównywalna ze znacznie, znacznie mocniejszymi piecami. Dynamika orkiestry z reedycji FIM-u płyty Suite Espańola Albéniza była tylko minimalnie złagodzona, nieprzytomnie uderzającą sekcję blachy z utworu Cataluna potraktowano z lekką powściągliwością.
Pod względem koherencji Luxman może nie zapiera tchu w piersiach tak jak Accuphase - pod tym względem absolutnie wyjątkowy - jednak wraz z otwartością brzmienia dostajemy melanż dynamiki, głębi, świeżości i namysłu - naprawdę smakowitą mieszankę.
Odtwarzacz Luxman DU-50 to pierwszy 'uniwersał', w stosunku do którego nie trzeba stosować frazy: 'dedykowane odtwarzacze CD za podobne pieniądze grają lepiej'. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z odtwarzaczem CD, dodatkowo kompatybilnym z innymi nośnikami. Accuphase DP-500 potrafi dźwięk lepiej wykończyć, podać go w cudownie miękki sposób, jednak kiedy przychodzi do rozdzielczości, rytmiki, sceny itp. to można je postawić obok siebie.
Z różnym rozkładem akcentów, jednak bez potrzeby dawania Luxmanowi taryfy ulgowej za jego uniwersalizm. Zwraca uwagę znakomity rysunek szczegółu. Nie jest to szczególarstwo, a właśnie szczegół, element w kontekście.
Kiedy na płycie The Route grają razem Chet Baker i Art Pepper, ich blisko na scenie ustawione instrumenty zlewają się w pewnym stopniu, jak przy graniu na żywo, jednak mimo to istnieją niezależnie, mają swoje własne, odmienne sygnatury.
Kiedy z kolei przychodzi do SACD i DVD-A, to - moim zdaniem - jedynie najlepsze urządzenia tego typu, a więc testowane w 'Audio' EMM Labs i Accuphase, kosztujące znacznie więcej, są w stanie zagonić Luxmana do kąta. Nic poniżej nie dorównuje japońskiemu śmiałkowi.
Wojciech Pacuła