Odtwarzacz CDP-707
To najlepszy odtwarzacz CD w ofercie firmy (nie licząc kombinacji dzielonych z transportem i przetwornikami C/A). CDP-707 też nie jest do końca zintegrowany, zasilacz został odseparowany. Główna obudowa została ozdobiona drewnianymi panelami bocznymi.
Front wykonano z grubego płata ciemnej pleksi, znajdują się na nim tylko trzy przyciski najważniejszych funkcji. Z prawej strony wycięto okienko, w którym osadzono duży i jasny wyświetlacz LED; informacje są jednak tylko podstawowe - czas i numer bieżącej ścieżki. To klasyczny odtwarzacz CD, nie dostarczymy sygnałów cyfrowych z zewnątrz do jego DAC-a.
Lector CDP-707 jest top-loaderem. Konstrukcje tego typu wyglądają najbardziej efektownie, gdy mają mechanizm umieszczony centralnie; tym razem znajduje się on jednak z lewej strony i jest osłonięty poruszającą się na prowadnicach płytką z pleksi. Płytę dociskamy magnetycznym krążkiem, odczyt może się rozpocząć po zamknięciu pokrywy.
Mniejszy panelik umieszczono po drugiej stronie. Wycięto w nim dwa otwory, które pomagają chłodzić - i zobaczyć - znajdujące się wewnątrz lampy. Ponadto panel ten przykręcono czterema śrubami, co pozwala na łatwy dostęp do lamp, gdy trzeba je będzie wymienić. CDP-707 stoi na znakomitych nóżkach z mimośrodowym tłumieniem drgań. W standardowej wersji odtwarzacza jest tylko jedno wyjście - analogowa para RCA.
W dostarczonym do testu egzemplarzu zainstalowano jeszcze wyjście cyfrowe, za które trzeba dopłacić 600 zł; tyle samo będzie nas kosztował każdy kolejny standard wejścia cyfrowego, jaki możemy sobie wybrać (optyczny, AES-EBU).
Z tylnej ścianki wyprowadzono na stałe gruby przewód zakończony wielopinowym, okrągłym wtykiem; trzeba go podłączyć do zewnętrznego zasilacza PSU-3T. Polakierowana na czarno, mała skrzyneczka wygląda niepozornie, ma trzy hebelkowe przełączniki - główny wyłącznik zasilania i niezależne wyłączniki do sekcji cyfrowej oraz analogowej.
PSU możemy też ozdobić drewnianymi panelami bocznymi (600 zł); w ofercie jest też model PSU-7T, od razu "w drewnie", z zestawem filtrów i dodatkowym gniazdem na wzmacniacz, ale taki upgrade kosztuje już ok. 5000 zł.
Wewnątrz zasilacza zainstalowano dwa transformatory toroidalne; jeden odpowiada za układy analogowe, drugi - za sekcję cyfrową. Do odtwarzacza przesyłane są wciąż napięcia zmienne AC, dopiero w głównej obudowie pracują prostowniki i filtry.
Najjaśniejszą gwiazdą konstrukcji CDP-707 jest mechanizm. Wygląda na jeden ze “starych", najlepszych produktów Philipsa (pochodna CDM12), solidnie zmodyfikowanych na potrzeby modelu 707. Mechanizm zamontowano na wielowarstwowej ramie, usztywnionej blokami aluminium, tworzyw sztucznych, dołożono też ekrany dbające o optymalną pracę lasera oraz elementy gumowe odsprzęgające poszczególne sekcje. To jedna z ambitniejszych konstrukcji, jaka występuje w odtwarzaczach CD, niezależnie od ceny.
Program sterujący jest autorskim dziełem Lectora. Sygnał jest przesyłany na kolejną płytkę, zarezerwowaną dla przetworników cyfrowo-analogowych; w każdym kanale pracuje stereofoniczny przetwornik DAC Texas Instruments PCM1704, układ już nieco zapomniany (nieprodukowany), ale jeszcze kilka lat temu cieszący się ogromnym uznaniem (obsługuje sygnały 24/96). Para stereofonicznych układów nie służy jednak tworzeniu toru zbalansowanego. Dalej sygnał trafia do triody ECC81 (tym razem już z bieżącej produkcji słowackiej JJ Electronic). Przy wyjściach założono wysokiej jakości kondensatory marki ICEL.
Wyprowadzenie transformatorów zasilacza na zewnątrz pozwoliło w komfortowy sposób ulokować stopnie lampowe.
Zewnętrzny zasilacz jest nieodłącznym towarzyszem odtwarzacza, niezależne wyłączniki wskazują, że sekcje układów analogowych i cyfrowych zostały odseparowane.
Wzmacniacz VFI-700
Tylko najtańszy wzmacniacz Lectora (w serii R) jest konstrukcją w pełni półprzewodnikową, co ma swoje źródło w ograniczeniach natury budżetowej; tam gdzie tylko można, konstruktorzy firmy wprowadzają lampy, tworząc konstrukcje hybrydowe.
Lector VFI-700 jest najlepszym wzmacniaczem zintegrowanym Lectora. Trzeba tylko dodać, że dosłowna integracja nie obejmuje zasilacza - podobnie jak w konstrukcji odtwarzacza CDP- 707, jego część przeniesiono do oddzielnej obudowy. To też usprawiedliwia umiarkowaną masę głównego urządzenia, które uwolniono transformatorów. Zasilacz przypomina wprawdzie ten, który dołączono do odtwarzacza, jednak jest znacznie cięższy.
Pojedynczy hebelek pełni rolę głównego, mechanicznego wyłącznika zasilania, ponieważ - tak jak CDP- 707 - sam wzmacniacz nie ma tej funkcji. Na froncie właściwego wzmacniacza, oprócz klasycznego pokrętła głośności, znajdziemy cztery przełączniki hebelkowe; jeden z nich pozwala na szybkie wyciszenie, trzy pozostałe tworzą selektor wejść; pierwszy przełącza pomiędzy wejściem gramofonowym (MM) a wejściami liniowymi; drugi wybiera między liniowymi (są tylko dwa); ostatni odcina wszystkie powyższe źródła i aktywuje pętlę dla rejestratora. Jest też wyjście z przedwzmacniacza.
Niezależnie od wszystkich oryginalnych rozwiązań układowych, VFI-700 utrzymuje się funkcjonalnie w schemacie klasycznych wzmacniaczy analogowych.
Z przodu widać jeszcze parę diod, dzięki którym zorientujemy się w działaniu podstawowych obwodów, o obecności napięcia zasilającego oraz aktywacji układu miękkiego startu, załączającego kolejne sekcje wzmacniacza z kilkudziesięciosekundową zwłoką. Wyjścia głośnikowe są pojedyncze. Wyjątkowo solidnymi, zakręcanymi złączami RCA wyróżniono wejścia na gramofon i odtwarzacz CD.
Układ elektroniczny Lectora VFI-700 wygląda na stosunkowo przejrzysty, ale kryje kilka niestandardowych rozwiązań. Hybryda ma tu klasyczną formę, przedwzmacniacz opiera się na lampach, końcówki mocy - na tranzystorach.
Tuż za gniazdami RCA sygnał (jeszcze bez kluczowania) jest przesyłany (dla każdego z wejść z osobna) w okolice przedniej ścianki i dopiero tam następuje selekcja źródeł. Wtedy może wrócić do wyjścia na rejestrator, a po regulacji wzmocnienia (w tej roli "niebieski" potencjometr Alps) również do gniazda Pre-Out. Stąd też deklaracja producenta o pasywnym charakterze tej sekcji przedwzmacniacza, mimo że dalej pojawią się lampy.
Pierwszy aktywny stopień wzmocnienia znajduje się dopiero za regulacją głośności. Oparty jest on na podwójnej triodzie ECC82 (słowacki JJ Electronic). W sekcji przedwzmacniacza gramofonowego pracują ECC81 o znacznie wyższym współczynniku wzmocnienia.
Kolejnym i ostatnim już stopniem wzmocnienia są umieszczone na niewielkim radiatorze końcówki. Każdy kanał ma do dyspozycji jedną parę tranzystorów typu Mosfet. Takie elementy nie są wprawdzie zbyt często widywane we wzmacniaczach, ale mają swoich zdeklarowanych zwolenników.
Oryginalnym - aby nie powiedzieć, że brawurowym - posunięciem Lectora jest aplikacja wszystkich stopni wzmocnienia niemal bez sprzężenia zwrotnego (przedwzmacniacz pracuje w czystej klasie A bez żadnego sprzężenia zwrotnego, końcówki w bardzo płytkim.
Jak na wzmacniacz zintegrowany, perforacje na górnej ściance są dość oszczędne, ale można to wytłumaczyć relatywnie niewysoką mocą wyjściową. Producent deklaruje 50 W przy 8 Ω i 80 W przy 4 Ω, co jednak znowu jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę zarówno wielkość całego urządzenia, jak i wyprowadzenie części zasilacza na zewnątrz - taka forma mogłaby przysłużyć się przygotowaniu znacznie większego potencjału.
Przypomnijmy, że lampy nie wprowadzają tutaj ograniczeń, bo pracują w przedwzmacniaczu, a końcówka jest tranzystorowa. To trochę przerost (dwupudełkowej) formy nad (mocową) treścią, ale konstrukcja jest nasycona audiofilskimi smaczkami - lampy, pasywna regulacja wzmocnienia, płytkie sprzężenie zwrotne, boczki i hebelki. Made in Italy. Pizza na cienkim cieście, ale z dobrego, starego, oryginalnego włoskiego pieca. Ma być smacznie.
Podstawowy, dołączony do zestawu zasilacz nie ma wprawdzie drewnianych boczków, ale można je dokupić.
Odsłuch
Kilka testów urządzeń Lectora, jakie przeprowadziliśmy w ciągu ostatniego roku, pokazało wyraziste oblicze tego producenta, zarówno pod względem stosowanej techniki, jak i proponowanego brzmienia. Testowanie kolejnych wzmacniaczy, odtwarzaczy i systemów Lectora zachowuje oczywiście sens, bowiem są między nimi pewne różnice, ważne też w sferze funkcjonalnej i parametrycznej.
Nie można też wykluczyć, że kiedyś pojawi się brzmienie wyraźnie inne, chociaż wcale nie sądzę, abyśmy na to czekali z utęsknieniem - raczej polubiliśmy i zrozumieliśmy to brzmienie, którym Lector nas od jakiegoś czasu raczy. "Raczy" to wyjątkowo dobre słowo w tym przypadku, bowiem właśnie ze względu na specjalny, nieco arystokratyczny charakter brzmienia Lectora, słowa "gra" czy "brzmi" są zbyt prostackie i "techniczne".
Oczywiście zaraz będziemy zmuszeni ich użyć, ale zacznijmy w analogicznym stylu - Lector raczy nas muzyką, nastrojem, wrażeniami specjalnymi, przygotowanymi w jego własnej kuchni. Oczywiście takie określenia pasują do brzmienia raczej łagodnego, ciepłego, nasyconego, niż suchego i ostrego, jednak możliwości akurat tego systemu wykraczają nieco poza schemat.
Chociaż owoce działania tandemu Lector CDP-707 +VFI-700 spotkają się prędzej z aplauzem tych, których poszukiwania idą w kierunku wzmacniaczy lampowych, to jego ostatecznie unikalny zestaw cech jest wart uwagi znacznie szerszego grona. Dla jednych będzie to strzał w dziesiątkę, dla innych nieporozumienie, ale dla bardzo wielu - coś intrygującego i ciekawego, co warto rozważyć, nawet gdy początkowe zamiary były zupełnie inne. Ale dla nikogo nie będzie to zestaw grający nijako i zbyt podobnie do wielu innych.
Każde nagranie zostaje uplastycznione, zagęszczone, ustabilizowane mocnym fundamentem basowym. Średnica i wszystkie jej ważne treści mienią się bardzo bogatą paletą barw, brzmienie nie zostało wciśnięte w gorset, co wręcz wyzwolone - również z rygorów neutralności.
Lector różnicuje, ale na swój sposób, nagrania nie zostają przerobione na jedną modłę, lecz nie są też pokazywane dokładnie takimi, jak przez system neutralny; każde coś od Lectora dostaje, co zmienia głównie jego barwę, mniej organizację przestrzeni, ale wcale niełatwo jest ustalić wspólny mianownik i zasady tych "interwencji", poza najbardziej ogólnymi.
Jednak wcale nie zawsze zostaje przesunięte w stronę niższych częstotliwości - czasami nagranie ożywia się bardziej w górnych rejestrach, jednak nawet wówczas trudno temu brzmieniu zarzucić natarczywość, nawet trudno mu odmówić ciepła. Udało mi się nawet wykrzesać z systemu Lectora szorstkie gitarowe riffy, chociaż na początku zdawało się, że jego miękkość będzie temu konsekwentnie stała na przeszkodzie.
Nie należy tylko oczekiwać, że Lector zawsze zagra tak, jak się tego spodziewamy, ani tak, jak system referencyjny. Częściej jest słodki niż ostry, ale najważniejsze, że pomiędzy tymi biegunami jest cała skala, na której porusza się zwinnie, chociaż po swojemu.
Lector gra ciekawie, oryginalnie, nie monotonnie, a przy tym dobrze sprawuje się na dłuższą metę; wciąga swoją elastycznością w odkrywanie, jak zabrzmi kolejne nagranie, i nie męczy.
Ponadto dysponuje dobrym zakresem dynamiki, nie gra piorunująco, ale czuć swobodę oddawania silniejszych impulsów, które zostają trochę zaokrąglone, ale nie spłaszczone.