Musical Fidelity V-DAC II - obudowa i przyłącza
Obudowa Musical Fidelity V-DAC II jest w całości aluminiowa. Tak jak wcześniej, zadbano o krótką ścieżkę sygnału, dlatego też wejścia sygnału (oraz zasilanie) znajduje się z jednej strony pudełeczka, a wyjście - z drugiej. Są trzy wejścia - dwa S/PDIF i jedno USB. Wybieramy między nimi małym hebelkowym przełącznikiem.
Wejście USB jest asynchroniczne, więc jego taktowanie jest niezależne od taktowania nadajnika (komputera). Sygnał jest najpierw gromadzony w buforze pamięci, a następnie taktowany zegarem odtwarzacza z częstotliwością niezwiązaną z częstotliwością łącza USB.
Są dwa wejścia S/PDIF: jedno elektryczne (RCA), a drugie optyczne (TOSLINK) - obydwa przyjmą sygnał cyfrowy do 24 bitów/192 kHz. Obok nich widać dwie diody LED - zieloną sygnalizującą synchronizację urządzenia z transportem oraz niebieską wskazującą włączenie urządzenia do sieci.
Musical Fidelity V-DAC II - układ audio
Napięcie sieci jest zamieniane na 12 V DC w impulsowym, ściennym mikrozasilaczyku. Aby mu pomóc, na płytce drukowanej umieszczono kilka układów stabilizacyjnych. Warto jednak pomyśleć o lepszym, liniowym zasilaczu, jaki oferuje wiele firm (np. specjalizujący się w tym Teddy Pardo).
Przy wejściu USB widać układ TAS1020B. Z tego wejścia lub z wejść S/PDIF sygnał trafi a do konwertera częstotliwości Burr Brown SRC43921 zamieniającego wszystkie sygnały wejściowe na postać 24/192 (włączony jest na stałe).
Za nim pracuje przetwornik C/A Burr Brown DSD1796 - już nieprodukowany, ale bardzo ceniony przez właściciela Musical Fidelity.
Brzmienie
Nowa wersja, czyli Musical Fidelity V-DAC II, wygląda ładniej i gra z większym polotem. Brzmienie jest zarówno bardziej czyste, jak też ma wyraźniejszy atak. Czytelniej prowadzona jest linia basu, który - choć lekki i nie za głęboki - ma jednak dobrą definicję.
Daje to bardzo aktywny, dynamiczny, selektywny dźwięk - duże osiągnięcie, bo cyfra za te pieniądze charakteryzuje się zwykle dźwiękiem albo suchym, albo rozmytym. Zwykle próbuje się to nadgonić rozjaśnieniem i wyostrzeniem, co kończy się jeszcze gorzej.
Owszem, Musical Fidelity V-DAC II gra dość wysoko, z akcentem położonym na wyższy środek, ale obywa się bez powyższych sensacji.
Musical poradzi sobie z opanowaniem wyższego zakresu także w nagraniach, które gorsze odtwarzacze wpędzają w poważne kłopoty, np. z utworem "Seven Nations Army" w wykonaniu grupy Audiofeels, gdzie słychać wokal zmodyfikowany tak, żeby imitował brzmienie megafonu.
Musical Fidelity V-DAC II pokazał, o co chodzi, ale nie przesadził, nie wywołał jazgotliwości, jak to czasem robią nawet drogie odtwarzacze cyfrowe. Zachowana jest też dobra konsystencja sceny dźwiękowej, która nie jest dziurawa ani nazbyt eteryczna.
O ile poprawki w brzmieniu z wejścia RCA są ważne, ale nie aż rewolucyjne, o tyle wejście USB to teraz inny świat. Powiem więcej: wejście to podobało mi się teraz bardziej niż… z RCA - sygnał z komputera bywał lepszy niż z napędu CD. Nawet z plikami o jakości CD (a nie wyższej) był nieco miększy, ale lepiej wypełniony, głębszy.
Wojciech Pacuła